niedziela, 21 września 2014

Ilja Ilf i Jewgienij Pietrow - Dwanaście krzeseł

Chodziłam ostatnio koło tego jak mysz koło pułapki z serem - ciągnęło, ciągnęło... ale myślałam sobie, no nie mogę przecież TYLKO ruskich czytać, no! Aż któregoś dnia inna myśl przyszła do głowy, całkiem rewolucyjna - A DLACZEGO NIE? KTO MI ZABRONI? I tak sięgnęłam ponownie po Dwanaście krzeseł, kiedyś tam czytanych jeszcze z biblioteki.

Żałuję, że tylko trzy książki z tej serii WSPÓŁCZESNA LITERATURA ROSYJSKA nabyłam. I jeszcze mnie wkurza, że w środku nie informują o zawartości całej kolekcji. Nie dają spisu, no. Nie wiem, czego konkretnie żałować.
W każdym razie rzecz jest bardzo porządnie wydana i nie bez powodu znalazła się na jednym z honorowych miejsc w mojej bibliotece :)


O autorach napisano na okładce tyle:

Zaś o samej powieści nieco więcej:
Wszystko tu pięknie wyłożono i cóż ja biedna mam dodać? Chyba tylko tyle, że czyta się to zawsze cudownie, co i rusz kwikając ze śmiechu :) Zaraz mi przyszła chętka przypomnieć sobie film, sięgam na półkę - a tam guzik z pętelką, a nie film. Sprawdzam w katalogu - nie pomyliłam się, był, z kolekcji Sputnika, razem z następną częścią czyli Złotym cielęciem. I NIE MA OBU!!! Pożyczyłam komuś, o ja nieszczęsna, i nie wiem komu, jak tu się upomnieć! Jasny gwint, już nigdy nikomu nic nie pożyczę! (chyba że jajko sąsiadce)
Jaki człowiek jest głupi i nic się nie uczy na własnych błędach. Pożyczyłam już całą masę czeskich filmów koledze z pracy i nie oddaje. Mówi, że odda, jak przyjdę do niego z wizytą. A ja wcale nie mam na to ochoty :(
Drugiemu koledze z pracy pożyczyłam trochę polskich starych typu Wakacje z duchami, Szaleństwo Majki Skowron i takie tam, bo jojczył, że ma straszną chęć sobie to wszystko przypomnieć. I tyle ich widzieli, od zeszłego roku.
I tak to. Najpierw się uśmiałam, a potem mało nie popłakałam ze złości. Ot, moje subiektywne wrażenia z lektury :)
Gwoli przyzwoitości muszę tutaj dodać, że jeśli ktoś do tek pory Dwunastu krzeseł nie czytał, to może śmiało ruszać do biblioteki i pożyczać, a potem osobiście się zapoznawać z historią byłego marszałka szlachty, któremu w latach 20-tych teściowa na łożu śmierci powierza tajemnicę: przed opuszczeniem rodzinnego gniazda ukryła swe cenne klejnoty w jednym z krzeseł z komplety salonowego, roboty mistrza Gambsa. Były marszałek, pochowawszy teściową z wszelkimi szykanami (Pal diabli! Z brokatelą! Z chwastami!), rusza w daleką podróż, by odnaleźć krzesła i skarb. Bardzo szybko zyskuje towarzysza poszukiwań, z którym wchodzi w spółkę, a jest nim wielki hochsztapler Ostap Bender, który stanie na głowie, a krzesła w każdych warunkach odnajdzie i przeszuka. Ale uwaga! Jest jeszcze trzeci kandydat do drogocenności: pop, któremu teściowa pod osłoną spowiedzi powierzyła sekret. Ten również ruszył w świat, pożyczywszy od szwagra cywilne ubranie. Kto z nich i czy w ogóle dokopie się do skarbu? Ponad trzysta stron niesamowitej lektury da Wam odpowiedź na to pytanie, zapoznając po drodze z warunkami życia Rosjan w Związku Sowieckim lat 20-tych :)

Początek:
i koniec:


Wyd. Biblioteka POLITYKI, Warszawa 2010, 347 stron
Seria: Współczesna Literatura Rosyjska
Tytuł oryginalny: 12 СТУЛЬЕВ
Przełożyli: Jan Brzechwa, Tadeusz Żeromski
Z własnej półki (kupione w kiosku 9 grudnia 2010 roku za 19,99 zł)
Przeczytałam 19 września 2014 roku



Przy sobocie po robocie przyrządziłam kolejny news czyli tartę jarzynową. W oryginale tort jarzynowy, oto przepis znaleziony w książce Pizze i tosty z serii Vademecum smakosza.
Książka wygląda tak:
A cała seria w moim posiadaniu tak:
Wszystkie pochodzą z 1991 roku, wyszło ich w sumie osiem.

Przepisu nie trzymałam się ściśle, nie dałam papryki do ciasta, bo je zrobiłam z pamięci tak jak zawsze na tartę. Proporcje składników też nieco zachwiane, co wyszło na jaw, gdy córka zrobiła przy jedzeniu uwagę, że chyba za dużo tej kukurydzy, wypada jej na talerz jak zęby z buzi :) Sprawdziłam i rzeczywiście, ja po prostu walnęłam po puszce groszku i kukurydzy, a tam podają mniej. Aaa, kto by się tym przejmował. No i żadnych tam kurek nie miałam. Rezultat:
Na zimno tradycyjnie jeszcze lepsza. Zrobiłam w dużej tortownicy, a nie w formie do tarty, żeby było więcej.
Coraz bardziej mi się podobają te tarty jako propozycja na obiad (z którego jeszcze zostaje na kolację). Dużym plusem jest to, że w momencie gdy tarta ląduje w piekarniku, można sobie spokojnie wszystko posprzątać, pozmywać i jest już porządeczek na długo przed podaniem obiadu. Gdyby nie rozchodzący się po mieszkaniu zapach (przypominam, że mam mieszkanie hm... bezdrzwiowe), nawet by się nie wiedziało, że obiad jest w trakcie przyrządzania :)
W nocy wstałam, bo obudziłam się z gwałtownym imperatywem napicia się natychmiast gorącej, mocnej i słodkiej herbaty (nie pamiętam, co mi się śniło), poszłam do kuchni, patrzę, jest jeszcze kawałek tarty, fajnie, zjem sobie na śniadanie. Rano dyguję znów do kuchni, po tarcie zostały... okruszki na spodzie tortownicy :(
W przyszłą sobotę chyba będzie tarta z pieczarkami :)

22 komentarze:

  1. "12 krzeseł" i "Złote cielę" tylko oglądałem we wspomnianej przez Ciebie kolekcji Sputnika, "idąc na lep" opisów z okładek płyt. Może kiedyś, w tamtych czasach i w tamtych realiach to było coś, dzisiaj to chyba tylko świadectwo kinematografii, o "kwikaniu ze śmiechu" :-) nie ma mowy ale może książki są lepsze niż filmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle stwierdziłam ostatnio, że jeśli się śmieję z całego serca, to raczej przy lekturze niż przy oglądaniu filmów :)

      Usuń
  2. Dwanaście krzeseł, pamiętam, że czytałam na jakiejś rozkładance nocując w gościach. Stała rzeczona rozkładanka kolo regału, na którym właśnie na poziomie mojego wzroku znalazła się ta książka i tak wszyło,z e po nią sięgnęłam :) Pamietam, że było zabawnie ale dlaczego to już zupełnie nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to fajne, takie wspomnienie związane z książką. I fajne miejsce do nocowania w gościach - bywają i takie bez książek :(

      Usuń
  3. Kobieto, ależ Ty masz imponującą biblioteczkę! Ciekawe, że z czarnego masz trudnodostępnego Theroux... Lubisz go jakoś bardziej? Ciekawa jestem tego oraz tego... kto zjadł resztę tarty?! To się nadaje na kryminał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiedziałam, że Theroux jest trudno dostępny. Kupiłam go jakoś tak niedługo chyba po wydaniu, dużo trąbili na ten temat, a że tematyka azjatycka (w tym radziecko-rosyjska) to się skusiłam. Nie pamiętam nawet, czy przeczytałam oba czy tylko pierwszy. Wiadomo, że MUSZĘ wrócić :)

      Zagadka tarty nie jest trudna, zważywszy, że jest nas w domu dwie :) widać córka też poczuła imperatyw :) a serio, to odpytana w tej kwestii, rzekła mi, że zmusiła się do zjedzenia tego ostatniego kawałka, że już była przejedzona, no ale skoro leżał... no niech ją żółwie Tasmana!

      Usuń
  4. Ja nie wiem, że też mnie wszystkie jakieś ciekawe kolekcje książkowe czy filmowe omijają, dowiaduję się o nich po latach, gdy już nawet wydawnictwo o nich nie pamięta...
    Wypatrzyłam jedynie czarny box z filmami radzieckimi i kombinuję, jak tu zakupić to to, skoro na koncie bieda aż piszczy, czynsz nie zapłacony, a dziś dopiero dwudziesty pierwszy... czekać? szaleć? Ech!

    Od października zaczynam nową pracę, minus taki, że trzeba dojeżdżać. Nastawiam się jednak na podróżowanie koleją, czyli mam dwie godziny dziennie ekstra na czytanie. Czy jednak rano mój umysł będzie na tyle sprawny, by w ogóle coś zrozumieć ;-)

    Tarta - tort wygląda przepysznie i już wiem, co na obiad we wtorek. A tarta z pieczarkami brzmi też zachęcająco! Farsz z cebulą i serem? Robiłam często z takim naleśniki.
    Tarty są naprawdę genialnym wynalazkiem i też chyba zacznę je częściej serwować. Zresztą, po tarcie B. F. nie mam innego wyjścia, takim się cieszyła powodzeniem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarny box zamiast czerwonego? Hm hm. Ciekawe, co zawiera. Jednak gdy rzeczywistość skrzeczy, wybrałabym zapłacenie czynszu :)

      Nowa praca - nowe życie :) Jednak perspektywa dwugodzinnego dojazdu średnio zachęcająca. Coś mało będziesz w domu bywać. No i ciekawam, czy uda Ci się czytać w pociągu. Ja zawsze ze sobą książkę mam i w podróży też usiłuję czytać, ale to monotonne stukanie usypia mnie bardzo szybko. W tramwaju jakoś lepiej - choć ostatnio też rzadko książkę z torby wyciągam, wolę bezmyślnie gapić się przez okno... kryzys (wieku średniego?)...

      Sprawdzam właśnie: do tarty z pieczarkami daje się też boczek, carramba! Nie lubię! To znaczy wprost przeciwnie, uwielbiam, ale nabycie jakiegoś sensownego boczku, który w dodatku da się potem ładnie pokroić, sprawia mi kłopoty. Ostatnio widziałam w Lidlu pudełka z gotowym już pokrojonym, ale to trochę drogo wychodzi. Przepis żąda też pół pęczka rzeżuchy wodnej, zgłupieli czy co? Skąd ja im wezmę rzeżuchę? Jak się wkurzę, to skończy się na pieczarkach i tradycyjnej śmietanie z jajkami i serem, będą mi tu wydziwiać.

      Usuń
    2. Hihi, też wybrałam zapłacenie czynszu, bo jak mnie eksmitują, no to gdzie będę oglądać? ;-)
      W czarnym m. in. Anna Karenina, Bitwa o Moskwę, i hmm, Iwan Wasiljewicz zmienia zawód :)

      Obawiam się tych dojazdów, najbardziej zimą :( Powroty do domu będą prawie o tej samej godzinie, co obecnie (no, z małym poślizgiem), więc popołudnia i wieczory jakby w niezmienionej formie - rodzina chyba nie odczuje...
      Gorzej z porankiem - o godzinie, o której otwierałam z trudem jedno oko, będę musiała już podbijać kartę w nowej pracy ;-)) Od jutra zaczynam ćwiczenia w śródnocnym wstawaniu... :-)
      Też jestem ciekawa tego czytania - w tramwaju czytało mi się zawsze dobrze, zdarzało się przejechać przystanek docelowy ;-) W pociągu zwykle uczyłam się, ale szybko mi chęć mijała (to oczywiste) i usypiałam. Potem długo dojeżdżałam autobusem - masakra, bo ani nie mogłam wysiedzieć, ani czytać. Pozostawało spanie.
      Mam nadzieję, że to wszystko się uda... Jakoś na razie nie dociera to do mnie i pozostaje raczej w sferze jakichś abstrakcji.

      Rzeżucha wodna?? No ogłupieli! Boczek z reguły jest jakiś tłusty i wręcz obrzydliwy. Może jakąś zwykłą szynkę w kostkę, bez cudowania :-)))

      Usuń
    3. Przysmażony boczek jest mniam mniam :) bez niego nie obejdzie się przecież quiche lorraine czyli tarta par excellence :)

      Ja cztery razy w tygodniu mogę pospać. I co? I śpię. Szlag mnie trafia, gdy ktoś telefonuje do południa - jakim prawem sobie pozwala, przecież jest dopiero jedenasta! Aktualnie udaję sama przed sobą, że to wina tarczycy i jak już sobie unormuję poziom hormonów za kilka miesięcy, to chęć spania mi przejdzie. Z jednej strony ciągle mam poczucie braku czasu (wszak życia niewiele zostało), a z drugiej tak go marnuję. Dzisiaj na przykład obiecywałam sobie, że wstanę maksymalnie koło dziesiątej i obejrzę film z planu. Akurat. Przewracałam się z boku na bok, klęłam na tych, co dzwonili, ale nie ruszyłam dupska z łóżka.
      W dodatku te pozostałe trzy razy w tygodniu, kiedy trzeba wstać przed siódmą - brrrrrr! Kontrast jest zbyt wielki!

      Ostatnio kupując sukienkę przyjrzałam się w lustrze w przymierzalni swoim nogom i stwierdziłam, że niezbędna jest gimnastyka - jeszcze takich grubawych ud nie miałam, jak żyję. Już tego samego wieczoru miałam ćwiczyć. Aha. Też doszłam do wniosku, że tabletki na tarczycę zlikwidują mi OBRZĘK :)

      Usuń
    4. Ach, no tak to właśnie i u mnie wygląda - czas przecieka mi przez palce, boleję nad tym okrutnie, a z drugiej strony nic się zbytnio po tych rozmyślaniach nie zmienia...

      Ty chociaż masz wytłumaczenie medyczne tych OBRZĘKÓW, a ja?? Ostatnio to już tak zastygłam w bezruchu, że aż nie mogę w to sama uwierzyć - najpierw operacja zatok, potem ta nieszczęsna ospa i wciąż zalecenia odnośnie nieruszania się, siedzenia w domu etc. Zgroza!
      Myślę już od dłuższego czasu o mozolnej odbudowie kondycji... Najpierw joga (z dvd), no i skuteczność moja jest taka, że nie mogę nawet przeskoczyć wyciągnięcia maty do ćwiczeń zza komody...

      I znów już po północy, papieruchy nadal w totalnej rozsypce, plan "wstawanie o piątej" przesuwam więc na dzień kolejny...

      Dobrej nocy, a w zasadzie dobrego dnia!

      Usuń
    5. Ciasto w lodówce się już chłodzi, farsz podsmaża - oczywiście improwizacja pt "ekspresowy przegląd kuchni". Byłam przekonana, że mam groszek w puszce, okazało się, że owszem, puszki są nawet trzy, ale z fasolką. W lodówce powitał mnie jeden smętny plasterek szynki... Wypełnienie stanowi więc kolorowa papryka, cebula i ... resztka kaszy gryczanej z wczorajszego obiadu.
      No, zobaczymy!

      Usuń
    6. Resztka kaszy gryczanej... ho ho... ty to jesteś odważna :)
      Ja raz na studiach poszłam z Psiapsiółą do baru mlecznego i ona mnie namówiła na wzięcie kaszy gryczanej, której nigdy wcześniej nie jadłam. Niestety - sam "zapach" (piszę w cudzysłowie, bo całkiem inne słowo ciśnie mi się na klawiaturze) wydanego z okienka dania mnie skutecznie odstraszył. Psiapsióła zjadła swoją porcję i moją. Ja obeszłam się bez obiadu. I na tym skończyły się moje przygody z kaszą gryczaną po dziś dzień :)

      Usuń
    7. Hi hi! Ja lubię na wszelkie sposoby - czyli zamiast ziemniaków, jako składnik kotletów czy wypełnienie gołąbków. I ona mi naprawdę ładnie pachnie :-)
      W tarcie nie było jej wcale czuć, zaś sama tarta okazała się rewelacyjna!

      Usuń
    8. Ja zaś pamiętam, że w czasach, gdym była świeżo upieczoną mężatką, kombinowałam coś z jakimiś kotletami z kaszą jęczmienną. To były w ogóle kryzysowe lata i pełno na rynku wydawnictw kulinarnych, jak sobie z tym radzić. Różne Gotujmy inaczej, 500 potraw z ziemniaków, Urozmaicone posiłki. Chciałabym kiedyś znaleźć wolną chwilę i wyprodukować notkę na temat tych książek.

      Usuń
    9. Teraz dopiero odczytałam Twój komentarz - koniecznie! Tak samo chętnie bym przeczytała coś o tych poradnikach wnętrzarskich z PRL :-)))

      Usuń
  5. Ta kolekcja...jeszcze do niedawna co jakiś czas właziłam na Kulturalny Sklep z nadzieją, że może wznowią. Ale gdzie tam Jakieś "Najpiękniejsze sanktuaria maryjne" to tak, a literatura rosyjska była przez chwilę i się zmyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się przeleciałam po allegro wpisując pierwszego z brzegu Sorokina - ni mo!

      Usuń
  6. Już nie pierwszy raz z tymi "Dwunastoma krzesłami" się spotykam, ale do tej pory nie poznałam.
    Tak przybliżasz tę biblioteczkę, przybliżasz, by nam było żal.
    Mam z czterech trzy te książeczki kulinarne. Te pizze też. Ale książki kucharskie to ja głównie lubię przeglądać.
    No, czasem z nich korzystam.
    Tarta super. Musze córkę namówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię przeglądać, zwłaszcza jeśli książka jest z obrazkami i człowiek wie przynajmniej, jak ma danie wyglądać :) Często jednak albo są zbyt skomplikowane (czy kosztowne) składniki albo wykonanie zbyt pracochłonne. A teraz szukam jakiegoś znośnego przepisu na danie z wykorzystaniem makaronu soba, który kupiłam podczas orientalnego tygodnia w Lidlu. Strasznie jestem ciekawa jego smaku, ale na razie znalazłam tylko różne przepisy na dania z woka, którego nie mam i nie zamierzam mieć ze względu na brak miejsca.

      Usuń
    2. Kiedyś miałam wok i chyba dwa razy coś na nim upitrasiłam i w końcu poooszedł na złom.
      Ja jestem tradycjonalistką. Najbardziej lubię nasza kuchnię. I przede wszystkim proste jedzenie.
      Czasem tylko robię coś ciekawszego.

      Usuń
  7. Jakby ktos chcial sie pozbyc ksiazki 'Dwanaście krzeseł' to jestem baaaaardzo chetna! :)

    OdpowiedzUsuń