Tak mi ostatnio ciężko szło z czytaniem, a tu wzięłam do łóżka Olbrzyma i... oderwać się nie mogłam. Nawiasem mówiąc, zerknęłam na oryginalny tytuł, a tam Wot priszoł wielikan. Co za zaskoczenie! Wyobraźcie sobie, że mam dwa filmy radzieckie z tym wielikanem w tytule - i byłam święcie przekonana, że chodzi o... pelikana :) Nawet jakoś sobie myślałam, że te to już obejrzę na samym końcu, przyrodnicze jakieś :)
Książka co prawda z serii KIK, ale stoi w innym miejscu niż pozostałe, znalazła miejsce wśród literatury radzieckiej:
Myślałam sobie o poprzednim właścicielu (książka z allegro) - a może właścicielce. Najpierw przyozdobił okładkę datą - nabycia? przeczytania?
Ja też to w książce zapisuję, ale ołóweczkiem, w środku, a nie tak żywcem na froncie! A więc - nie przypuszczał ten ktoś, że kiedyś książkę sprzeda, że pójdzie ona w świat, stanie na cudzej półce... a może to sprzedał syn czy córka już po jego śmierci. Habent sua fata libelli, ale nie dowiem się już, jakie :)
Co się chwali, to że książka została przeczytana, o czym świadczy kolejny dopisek:
Nie, to chyba raczej jednak kobiecy charakter pisma, nie?
Na tylnej okładce przeczytamy:
I taka to jest historia. Stara jak świat: on, ona i ten trzeci, ślubny. Właściwie na przeszkodzie uczuciu stanął nie tyle mąż, co córka, którą mąż niewątpliwie by zabrał rozpustnej żonie. Czasy były inne i w przypadkach zdrady małżeńskiej interweniował zakład pracy, nie wspominając o komórce partyjnej (do partii nie każdy należał). Tak też zdarzyło się tym razem. Zdradzony mąż złożył na piśmie doniesienie do wydawnictwa, w którym pracowała para bohaterów i oto nad obojgiem ma się odbyć sąd. Od tego zaczyna swą opowieść o przeżytej miłości 30-letni Anton Kierżun, absolwent instytutu literatury, który potem zaciągnął się na statek jako marynarz, by zgromadzić środki potrzebne mu do utrzymania się w czasie, gdy będzie pisał swą powieść. Ta powieść - Dokąd lecą albatrosy - została właśnie ukończona, dzieje starań o jej publikację to jeden z wątków powieści - i jednocześnie przyczyna poznania przez Kierżuna Ireny (nawiasem mówiąc o polskich korzeniach). Dwoje wykształconych, kulturalnych, inteligentnych ludzi staje się solą w oku małych, zawistnych ludzików...
Worobiow (1919-1975) był uważany za najbardziej "amerykańskiego" spośród radzieckich pisarzy, kombinacją Hemingwaya i Capote'a - i coś w tym jest (poza zdjęciami Hemingwaya wożonymi w aucie przez Kierżuna) - jest tu i czułość i moc "Pożegnania z bronią", które bardzo lubię, no bo nie ma to jak romansik, prawda? A jeszcze gdy się nie kończy happy endem, to już w ogóle, ewentualnie nawet popłakać sobie można :)
Początek:
i koniec:
Wyd. PIW Warszawa 1973, wyd.I, 231 stron
Tytuł oryginalny: Wot priszoł wielikan... /Вот пришел великан…
Przełożyła: Marta Tywonek
Seria KIK
Z własnej półki (kupione na allegro 15 maja 2014 roku za 4 zł)
Przeczytałam 16 listopada 2014 roku
Inne tytuły serii KIK w 1973 roku:
Kiedyś widziałam na allegro tę "Łkającą małpę" węgierską, ale dopiero teraz, widząc dalszy ciąg tytułu - Kalwaria nieżyciowej rodziny - nabrałam chęci na jej przeczytanie. Ta druga węgierska powieść - Panna Jola - też może byłaby interesująca... mam dziwny sentyment do naszych bratanków :)
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ następny film radziecki ze Stanisławem Lubszinem - WEZWIJ MNIE W ŚWIETLISTĄ DAL (Позови меня в даль светлую), reż. Stanisław Lubszin, German Ławrow, 1976
Na YT w całości:
Film psychologiczno-obyczajowy oparty na prozie Wasilija Szukszyna. Rozwiedziona kobieta (Lidia Fiedosiejewa-Szukszyna) marzy o ponownym ułożeniu sobie życia, ale ewentualny kandydat budzi wątpliwości. Czystość uczuć i szczerość bohaterki zostaje skonfrontowane z małostkowością i egoizmem... Grand Prix MFF w Mannheim, w 1977 r.
2/ film polski OSTATNI ETAP, reż. Wanda Jakubowska, 1947
Na YT cały:
Na wpół dokumentalna, oparta na wspomnieniach opowieść o losach więźniarek hitlerowskiego obozu śmierci w Oświęcimiu - Birkenau. Obraz ludzkich cierpień i tragedii, ale także walki człowieka o swoją godność. Polska Żydówka, Marta, pełni w obozie funkcję tłumaczki, pomaga innym więźniarkom i działa w organizacji ruchu oporu. Po nieudanej próbie ucieczki ginie tuż przed wyzwoleniem obozu.
3/ film czesko-jugosłowiański GOŚCIE Z GALAKTYKI ARKANA (Gosti iz galaksije), reż. Dušan Vukotić, 1981
Na YT w całości z napisami angielskimi:
Robert, pisarz powieści SF odkrywa, że może materializować swoje myśli. Skutkiem tego jest przybycie na Ziemię grupy istot pozaziemskich, które Roberta uznają za ich pana, co się ani trochę nie podoba jego dziewczynie Bibi...
Takie pierdoły mnie kompletnie nie interesują, no ale oglądam wszystko czeskie co mam, więc...
4/ film wietnamski TRZY PORY ROKU (Three Seasons), reż. Tony Bui, 1999
Na YT z napisami polskimi!
Amerykanin szuka w mieście Ho Chi Minh córki, którą to spłodził podczas wojny. Poznaje Woody`ego, dziecko będące ulicznym sprzedawcą, a kiedy jego towar znika, uważa, że to żołnierz go zabrał. Woody szuka go. Hai, jedzie do Lan, hotelowej dziewczyny na telefon. Szybko zakochuje się w niej. Kien An, młoda kobieta, przyjmuje pracę przy lotosie u Nauczyciela Dao, który cierpi na trąd. Jej śpiewy wybawiają go z depresji, potem prosi ją, aby spisała jego poezje. Ścieżki każdego z tych bohaterów przetną się w filmie choć raz...
Ach romansik. pPzeczytałoby się, pewnie... Ale przeważa lęk przed tym, że rzecz okaże się szmirą. No, chyba, że przeczytam wreszcie Kochanicę Francuza z serii KIK. Dzięki za inspirację :)
OdpowiedzUsuńJa na "Kochanicę" też ostrzę pazury - kiedyś ten film zrobił na mnie wrażenie, ciekawa jestem go i dziś.
UsuńZawsze musisz znaleźć coś co mnie zainteresuje, co bardzo mnie cieszy :-) Bardzo ciekawy ten fragment o nieskończoności wszechświata, coś w tym jest jakaś prawda.
OdpowiedzUsuńMolesław, a czemuż to porzuciłaś bloga. Raz w tygodniu mogłabyś znaleźć czas :)
UsuńTa amerykańskość mnie trochę pociąga w nim..intrygująco to brzmi.
OdpowiedzUsuń...ale kiedy na wszystko znaleźć czas?
"Ostatni etap" mam zaliczony, ale mnóstwo lat temu.
Właśnie, kiedy. Teraz, w dodatku, w związku z przejściem na dietę mam dużo więcej roboty (ponoć nie należy jeść odgrzewanego, nic, tylko stać przy garach) - a kiedyś wystarczyło rzucić kawałek padliny na patelnię... ech, święte to były czasy :)
Usuńi smażonego też raczej nie....
UsuńOtóż to. Studiuję tak, co wolno, a czego nie (KAWĘ RZUCIŁAM! tak z dnia na dzień! bardzo jestem z siebie dumna), cóż mi z tego, że wątróbkę pozwalają, skoro smażyć nie można. Co to za wątróbka nie smażona, bez przyrumienionej cebulki, phi!
UsuńCałą radość życia człowiekowi odebrali!
Zatem rób tak ...najpierw zjedz sobie smażona wątróbkę a popij ją herbatka piołunową...przecież chodzi tylko o eliminację ewentualnych dolegliwości....
UsuńJak to!!! Czyżby to było tak proste??
UsuńSpróbuj, ale odpowiedzialności nie biorę....
UsuńZ przyjemnością zapraszam Cię do mnie do odbioru nagrody Leibster Blog Award i do odpowiedzi na kilka pytań.
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie, ale może innym razem :)
UsuńPopatrzyłam na datę, ech, miałam pół roku. :)
OdpowiedzUsuńTo Ty młoda jesteś :)
Usuń