Co innego w tytule postu, a co innego na okładce książki? Wytłumaczenie jest proste, przeczytałam tylko jedno z zawartych w niej opowiadań. A było to tak: w zeszłym tygodniu obejrzałam film "z przydziału" Lubszinowego Wezwij mnie w świetlistą dal
Wiedziałam, że to rzecz Szukszynowska, że nie zdążył jej sam zrealizować... sięgnęłam na półkę po tom opowiadań, których wcześniej nie musnęło moje oko :) tak tylko, kontrolnie... a tu okazuje się, że jest to opowiadanie, pod zmienionym tytułem Matka i syn!
No to zabrałam się za czytanie i wiele w głowie mi się rozjaśniło, bo muszę przyznać, że zwłaszcza jak dziadek Naum mówił w filmie, to częściowo nie rozumiałam, niewyraźnie było. A tu wszystko podane na tacy!
Historia Gruszy, żyjącej z synem Witką po tym, jak mąż opuścił ją "dla szerokich dróg". Matce i synowi dobrze jest razem, ale gdy brat Gruszy namawia ją na zapoznanie się z ewentualnym kandydatek do żeniaczki, kobieta nie odmawia - chciałaby sobie ułożyć życie, samotnej kobiecie ciężko, a i chłopak bez męskiej reki nieco się rozpuścił. I oto wujek Władimir zaczyna bywać u Wiesiołowów, przychodzi regularnie z butelką szampana (sowietskoje igristoje), którą właściwie sam wypija, rozprawia z wielkim nabożeństwem o pogodzie i o tym, jak kiedyś nadużywał, ale od dwóch lat nie pije, chwali się kupowanymi do swego kawalerskiego mieszkania meblami, po czym żegna się, bo "pójdzie do domu, włączy telewizor, sztukę jakąś obejrzy". Witka nie zapałał gorącym uczuciem do fatyganta matki, zresztą oboje wyśmiewają się z jego długaśnego nosa - ale brat Gruszy postanawia zabrać chłopaka do siebie na jakiś czas - postara się podciągnąć go w szkole, a i matka będzie miała więcej czasu dla siebie i może jakoś się ułożą stosunki między nią a Władimirem... Gruszy jednak "nie ciągnie serce i już".
Piękna opowieść o miłości, o stosunkach między ludźmi, o tej głębokim porozumieniu, jakie może być między matką a synem, o zwykłych mieszkańcach głubinki.
Kiedyś już tomik opowiadań Szukszyna przeczytałam, nazywało się to Rozmowy przy jasnym księżycu - i zachwyciłam się. Okazuje się, że Nocne dumania część z tych opowiadań przedrukowują.
Początek:
i koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa - PROGRESS Moskwa - ale hm hm bez podania daty, roku wydania!!! ani nakładu ani drukarni, no nic! kompletna tajemnica!
Tytuł oryginalny: całego tomu - nie podany, tego konkretnego opowiadania - Pozowi mienia w dal swietłuju /Позови меня в даль светлую
Przełożyła: Irena Bajkowska
Z własnej półki
Przeczytałam 24 listopada 2014
Z chęcią sięgnę kiedy po tę książkę. Widzę, że napisana tak prosto, prawdziwe. A ponadto znalazłam moje ulubione "wyrychtować" :-)
OdpowiedzUsuńZszukałam się dziś u Ciebie (niestety, bez sukcesu) przepisu na tartę z warzywami. Mam nadzieję, że wreszcie finanse pozwolą niedługo na zakup laptopa, bo niektóre czynności wykonywane na tablecie mnie doprowadzają do białej gorączki.
To pisałam ja, saxony ;-)
UsuńYyy ale którą? bo były dwie.
UsuńJedną właśnie znalazłam:
http://toprzeczytalam.blogspot.com/2014/09/ilja-ilf-ijewgienij-pietrow-dwanascie.html
Druga to tarta Beaty F., w komentarzach:
Usuńhttp://toprzeczytalam.blogspot.com/2014/09/guido-mazzanti-il-piano-inclinato.html
O tę pierwszą! Pamiętałam, że tarta Beaty F. pojawiła się we włoskich klimatach. Natomiast gdzie jarzynowa - ni hu hu ;-) Czyli we wtorek tartujemy się :-)
UsuńAle Ci dobrze, ja bym też chciała chlip chlip. Ale jutro mam wizytę u lekarki, może mi powie, że całą tę dietę to o kant potłuc :)
UsuńMam nadzieję, że właśnie tak będzie!
UsuńWczoraj byłam w moim ulubionym sklepiku po kawę orkiszową i prócz ostropestu (o którym już chyba pisałaś) widziałam "przyprawę w diecie wątrobowej" - może faktycznie wspomaga :-)
Ja zaś wzięłam się na sposób, zrobiłam ciasto wieczorem, owinęłam w folię, dla pewności jeszcze włożyłam w zamykane pudełko i do lodówki. Farsz też już gotów. Po powrocie z roboty pozostanie tylko wyłożyć w formę i z głowy :-)
O tym ostropeście wyczytalam w internecie, wpisawszy dietę. Była to, jak się okazało, strona, gdzie zielem handlowali. Myślę sobie, eee, za drogo - opakowanie na miesiąc kosztował coś w okolicach 130 zł. Tymczasem pani jedna w pracy mówi mi, żeby iść do Herbapolu - a tam złotych SIEDEM!!! Nieprawdopodobne żerowanie na chorych, nieświadomych ludziach.
UsuńMyślałam, że masz we wtorek wolne, że się tartujesz, a Ty tymczasem taka chitra jesteś! Faktycznie można zagnieść wcześniej, a Bogiem a prawdą właśnie na zagniataniu mi najdłużej schodzi, zanim zbiorę to do kupy :)