Hanka nie mogła długo czekać, zwłaszcza że ukazała się już parę miesięcy temu, jak się okazuje, więc zabrałam się za nią pod koniec września. Czyta się prędko, jak zresztą zawsze powieści Olejniczak, akcja toczy się wartko, czytelnik przewraca stronę za stroną, aż nadchodzi nieubłagany koniec. Który zresztą ma być początkiem... kolejnej powieści z cyklu.
Kobiety z ulicy Grodzkiej. Sama jestem kobietą z ulicy Grodzkiej :) bo tam spędzam swój pracowniczy żywot, więc chłonęłam tekst jak gąbka, wyszukując krakowskie smaczki.
Zdjęcia półki z książką nie ma, bowiem ostatnie nabytki jeszcze leżą na biurku i medytują, gdzie by tu. Hankę należałoby postawić obok poprzedniej krakowskiej powieści Lucyny Olejniczak czyli Wypadku na ulicy Starowiślnej, ale tam już nie wcisnę nawet broszurki.
Z okładki:
Od razu wyjaśniam, że powieść czytałam ze względu na jej osadzenie w Krakowie. Moi stali czytelnicy chyba się zorientowali, że tzw. czytadeł (zwłaszcza nowości) raczej unikam, do tego stopnia, że kompletnie przegapiłam Hankową falę na blogach książkowych, tych skupionych na tego typu literaturze i zazwyczaj dostających do recenzji książki z wydawnictw. Teraz widzę, że dział PR Prószyńskiego działał aktywnie, bo tych recenzji (zresztą pozytywnych) ukazało się sporo. A ja mam teraz mały problem. Bo nie jestem targetem i powieścią z tej racji zachwycać się nie będę - ale z drugiej strony nie mam porównania z innymi tego typu książkami, za to mam krakowskie zboczenie i każda kolejna pozycja tutaj umiejscowiona mnie cieszy i wzbogaca moje zbiory.
Rozbawił mnie żart autorki związany z jej pierwszą powieścią Wypadek na ulicy Starowiślnej (uważny czytelnik znajdzie), a zastanowił fragment, gdzie brat bohaterki udaje się z kolegą do kamieniołomów, by postrzelać z rewolweru - zastanowił dlatego, że nie mogę sobie przypomnieć, czy o takim wypadku (i o strzelaniu z klucza) była mowa w Listach podgórskich Andrzeja Nowaka czy też w Kulą w płot Tadeusza Sochy. W każdym razie to ślad uważnych krakowskich lektur Lucyny Olejniczak :)
Spacery po krakowskich ulicach, apteka przy Grodzkiej, Planty, kościół Mariacki, studia pierwszych kobiet na Uniwersytecie Jagiellońskim, wizyty na cmentarzu Rakowickim - te krakowskie klimaty wciągały i trochę żałuję, że wszystko wskazuje na to, iż akcja kolejnego tomu toczyć się będzie w Paryżu... Ale może jeszcze wrócimy do Krakowa, zwłaszcza, że szykuje się tom trzeci?
No i trochę dziegciu do beczki wydawnictwa: co ma wspólnego zdjęcie na okładce z tytułem książki?
Początek:
Koniec:
Wyd. Prószyński i S-ka Warszawa 2015, 342 strony
Z własnej półki (kupione 17 września 2015 roku za 28,16 zł w Księgarni Akademickiej)
Przeczytałam 30 września 2015 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Poszłam do Księgarni Językowej po papeterię, bo jest tam też dział papierniczy... no i zahaczyłam o półki czeskie na językowych... bezkarnie się tego nie robi :)
Obejrzałam słowniki, podręczniki, przetłumaczyłam sobie jak krowie na granicy, że trzeba sprawdzić ceny na allegro, a nie rzucać się tak jak szczerbaty na suchary... ale Kapoan MUSIAŁAM natychmiast wciągnąć!
Kapoan to po prostu na opak pisane wstecz. A nowy, bo, jak się okazuje, był już kiedyś pierwszy Kapoan, wydany w 2000 roku - tyle że śladu po nim nie zostało. To rzecz o pułapkach językowych, w które może wpaść Polak zmylony podobieństwem języków czeskiego i polskiego. Przewesoła lektura :)
Ale ale. To allegro. No to weszłam i poszukałam. I znalazłam i słownik - taniej o 70 zł niż w księgarni - i inne takie. I oczywiście kupiłam. Aaa, pomyślałam, raz się żyje! Podoba mi się ten czeski, to co sobie mam żałować. Znajomemu podobał się jakiś tam Kodeks wyszehradzki czy coś w tym stylu, to kupił za 500 zł.
I taka sobie szczęśliwa wracałam do domu - żem zdrowa, że wieczorem mnie czeka seans filmowy na dużym ekranie, że jutro będę przeglądać nowe nabytki (bo to z odbiorem osobistym), że chwała Bogu jeszcze stać mnie na kupienie sobie tego czy owego i spełnianie marzeń (skromnych marzeń, bo tego większego - czyli kolejnego wyjazdu do Wenecji - to chyba nie zrealizuję, tak się boję nędznej emerytury, że szkoda mi wydawać oszczędności, a nie jestem taką dzielną babcią, która w hostelu się zatrzyma, potrzebuję już trochę wygód) i jeszcze szczęśliwa, że moje marzenia i aspiracje są takie właśnie możliwe do realizacji, że nie śnię, jak moja koleżanka z pracy, o Bóg wie czym i potem wpada w depresję...
No że jestem zadowolona z życia po prostu :)
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film czeski HANELE, reż. Karel Kachyňa, 1999
Na YT początek, z rosyjskimi napisami:
W małej żydowskiej osadzie mieszka młoda dziewczyna, Hana Šafarová, nazywana Hanele. Wraz z grupą młodych ludzi postanawia wyruszyć do Ostrawy, gdzie pielgrzymi mają przygotowywać się do podróży do ziemi obiecanej. Dziewczyna zakochuje się w komiwojażerze Ivo Karadžiču, który jest wolnomyślicielem. Mężczyzna chciałby się z nią ożenić, ale dla Hanele wychowanej w tradycji żydowskiej, małżeństwo z niewierzącym jest nie do pomyślenia.
7/10
2/ nr 19 z listy TOP 250 portalu IMDB - MIASTO BOGA (Cidade de Deus), reż. Fernando Meirelles, Brazylia 2002
Tym razem ominęłam nr 18 - Władcę pierścieni, bo może kiedyś jednak przeczytam te tomiszcza, to wtedy dopiero obejrzę ekranizację.
Na YT cały, ale po portugalsku:
Niezwykły film o niezwykłym miejscu na przedmieściu Rio de Janeiro. Opowiadany przez Busca-Pé, małego czarnego chłopca, zbyt lękliwego i strachliwego, by przystać do gangu, ale i zbyt rozsądnego, by zgodzić się na nisko płatną i poniżającą legalną pracę. Busca-Pé wymyślił sobie, że można okrutny i brutalny świat, który go otacza, obserwować inaczej, przez sztukę. Jego celem stało się zostać profesjonalnym fotografem. Miejsce znane jako "Cidade de Deus" początkowo jest placem, na którym powstają mieszkania dla biednych budowane przez rząd na początku lat 80. Po kilku latach zamiast spokoju staje się najbardziej niebezpiecznym gettem w Rio. Handel narkotykami, prostytucja, rabunki i przestępstwa stały się smutną codziennością obserwowaną i utrwalaną przez Busca-Pé. Film jest przygnębiający, ujawnia prawdy uniwersalne, pokazuje sytuacje znane i z naszych blokowisk. Film nagradzany na festiwalu w Toronto, nominowany do Złotych Globów 2003.
8/10
He, he! Książki nie czytałam (nawet Kraków w takim wydaniu nie skusi), ale też się zastanawiałam, czy autorka nie miała nic do powiedzenia w sprawie okładki?
OdpowiedzUsuńSprawa wyjaśniła się poniżej :)
UsuńNo widzę właśnie:)
UsuńCzujna od poranka - no nie mówiłam?
Usuń:)))
I to w czwartek, a nie w niedzielę:))) no po prostu taki mam rytm dobowy;)))
UsuńSiedzisz już w pracy czy jeszcze w domu przed kompem?
UsuńJa - to nieładnie, wiem - zwykłam jeść przed nim śniadanie :)
Jeszcze w domu:) Pracuję w księgarni, i godziny pracy mam jak za starych, minionych czasów, 10-19;) no i na szczęście! wolne niedziele;)
UsuńW księgarni!!! O rany, to Ty faktycznie wiesz o książkach wszystko :)
UsuńNo i po co tak żartować, po co?;)))
UsuńO kurczę. Ja co prawda też pracuję z książkami, ale bardzo specyficznie, więc się nie liczy. Moja główna z książkami robota jednak jest w domu :)
UsuńA w takiej księgarni... ho ho. I wszystkie nowości można przejrzeć, człek jest na bieżąco.
To zgoda:) ale jak człeka interesują przede wszystkim książki z czasów przedinternetowych, to i tak głównie żeruje na rozmaitych blogach książkowych...a zwłaszcza na jednym;)
UsuńHi hi.
UsuńPędzę.
Dziś piękny dzień - uwielbiam 1 października, gdy wracają studenci - wraca wtedy własna młodość :)
Pięknego dnia:)))
UsuńWczoraj postanowiłam zapoznać się z Hanką.
UsuńJesteś dla mnie prawdziwą bohaterką, żeś przez to przebrnęła. Ja już po kilkunastu stronach byłam tak wymęczona kolejnymi ciążami i poronieniami aptekarzowej Bernatowej, że nie miałam ochoty poznawać dalszych losów dzieciątek, którym w końcu udało się przeżyć. Rzadko daję upust negatywnym emocjom dotyczącym książek (po prostu też nie czytam czegoś, co mnie nie interesuje), ale tu...nawet Kraków nie pomógł.
Z reguły nigdy nie komentuję opinii na temat moich książek, ale tym razem z przyjemnością się wyłamię :) Głęboki ukłon dla autorki tej opinii za wyszukiwanie krakowskich smaczków - to miłe, kiedy autor widzi, że jego starania zostały dostrzeżone. Jeszcze głębszy za wyłapanie żartu z mojej poprzedniej krakowskiej książki. Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że ktoś to zauważy... Tym milsza niespodzianka. Co do strzelania z klucza, rzeczywiście znalazłam to u Tadeusza Sochy w "Kulą w płot" :) Jeśli natomiast chodzi o Kraków, będzie w drugim i trzecim tomie również. Wiktoria wróci w końcu z tego Paryża, i to już w drugim tomie.A co do okładki, cóż - najczęściej autor nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. Ja dostałam kilka propozycji do zaakceptowania. Ta była najlepsza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Lucyna Olejniczak
Dziękuję za wizytę :)
UsuńTen żart ze strażakiem... myślę, że powinien być kontynuowany :) tak jak Hitchcock pojawiał się w każdym swoim filmie choćby na chwilkę, tak autorka mogłaby wrzucać kolejne aluzje do poprzednich książek w następnych - czytelnik się zawsze cieszy, gdy to wyłapie :)
Dobrze, że tu kuknęłam mimo braku czasu, bo byłam święcie przekonana, że ta seria książek tej autorki ma akcję w Warszawie......
OdpowiedzUsuńJeżeli w Krakowie to tym bardziej jestem zainteresowana.....często bywałam kiedyś na Grodzkiej, bo i często odwiedzałam Kraków...kiedyś, ech!
Zmyłka :)
Usuń