środa, 28 października 2015

Edmund Niziurski - Awantury kosmiczne

Chronologicznie powinnam była czytać w tym miesiącu Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego, ale Awantury kosmiczne są dalszym ciągiem poprzednio czytanych Naprzód, wspaniali!, więc... udałam się na Rajską i pożyczyłam jedyny egzemplarz, jaki tam mają. W koszmarnym stanie zresztą. A pamiętam doskonale swój, domowy, ten, co gdzieś przepadł... miał okładkę z chłopakiem w dżinsach... a musicie wiedzieć, że nigdy nie miałam dżinsów z Pewexu, ba! nie było nawet u nas takiego sklepu i pozostawały tylko tzw. teksasy, nie dorastające prawdziwym amerykańskim gaciom do pięt :)

Nawiasem mówiąc, szukając tej okładki wpisałam Awantury kosmiczne do wyszukiwarki grafiki i cóż widzę nieco niżej. Pełno moich książek, w sensie z tego bloga, ale niekoniecznie na świętym kocyku. Robiłam książkom zdjęcia na: szarej poduszce, dywanie w brązowe wzorki, dywanie gładkim w kolorze ecru, szalu w perskie wzory, lila kapturze, czekoladowej kanapie i gołym parkiecie :)

Ale do baranów. W egzemplarzu bibliotecznym okładka pewnie się dawno rozpadła, toteż zastosowano oprawę biblioteczną... ale książki przy tym nie zszyto, więc latają luźne kartki... a niektórych nawet brak.


To mnie jednak nie odstraszyło od przypomnienia sobie tego tytułu :) Naprawdę uwielbiam Niziurskiego i jego szkolny światek. Chłopaki z Odrzywołów nieodmiennie wywołują uśmiech na twarzy czytelnika i... nutkę nostalgii za szkolnymi czasami, szybko ocucaną jednak własnymi wspomnieniami, którym daleko do malowniczości szkoły Rejtana.
Tym razem paczka redaktorów szkolnej gazety postanawia, na życzenie dyrektora szkoły, naprawić stosunki z nowym woźnym Bamboszem, maniakiem froteru. Postać wydaje im się co najmniej tajemnicza i jednocześnie chcą wyświetlić jego ciemne sprawki, o których istnieniu są święcie przekonani. Pomóc ma Matylda Opat, parająca się fotografią. Chłopaki zakładają, dla zmylenia przeciwnika, Straż Porządkową, która ma ułatwić śledzenie ruchów woźnego. Jednocześnie wpadają na trop szajki przestępczej, szukających zaginionych awaramisów - tajemniczych klejnotów.
Tu dałam się nabrać, myślałam, że takowe rzeczywiście istnieją, ale internet powiedział, że tylko w wyobraźni Niziurskiego :) Natomiast rzeczywiście istnieje zaburzenie zwane onychofagią czyli pospolite obgryzanie paznokci.
No, tom się dokształciła.

Początek:

Koniec:


Wyd. Wydawnictwo "Śląsk" Katowice 1978, wyd.I, 332 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 28 października 2015 roku

NAJNOWSZE NABYTKI

Zapomniałam poprzednim razem, z tych praskich emocji, o jeszcze jednej książce, nabytej z poduszczenia Jabłuszka. To Horowitz mianowicie.
To jeszcze w zeszłym tygodniu, a w poniedziałek pojechałam na wycieczkę na plac budowy, by odebrać od autora (jest architektem) taką oto pozycję:

Z pobieżnego przejrzenia wynika, że będzie się świetnie czytało.
Ale najwyraźniej było mi mało, bo wstąpiłam jeszcze do Taniej Jatki i dotarłam aż na sam koniec, do działu przewodników, gdzie raczej nigdy nie zaglądam, tak chciałam zobaczyć, czy czegoś interesującego o tej Kubie dla brata nie znajdę. I znalazłam, ale dla siebie:

A następnego dnia dostałam zawiadomienie z Księgarni Akademickiej, że jest już dostępny KRAKÓW OBRONNY, więc podreptałam.

Przy okazji zgadało się - pan mnie usiłował jeszcze na coś namówić, ale broniłam się jak lwica, mówiąc, że październik był tragiczny - na temat Tate, jedziemy do Krakowa. Pożaliłam się, jak STRASZNIE się nacięłam w Matrasie - ponad 70 zł, podczas gdy parę dni później książka pokazała się w internecie za 40 zł z groszami. Pan znał sprawę. Ja to nawet wymyśliłam, że widocznie ta niższa cena dotyczy wydania w miękkiej oprawie (choć jako żywo Anabasis takowych nigdy nie stosował), co człowiek nie robi, żeby się pocieszyć... no ale chodzi jednak o to samo, porządne wydanie w twardej okładce i z obwolutą.

Patrzcie, jaki mam galimatias na biurku.
Nowe książki nie wiadomo, gdzie dać, pozycje o UJ porozkładane, bo studiuję budynki uniwersyteckie aktualnie, w Powstaniu Styczniowym szukałam starego Karwickiego (bezskutecznie, trudno, pójdę wrzucić kupon bez jednego rozwiązania)... a tu lista filmów do obejrzenia w listopadzie prawie gotowa:
Bardzo sobie chwalę ten pomysł robienia planu seansowego :)
Ja w ogóle jestem a great listmaker - jak kiedyś odkryłam to angielskie określenie, to od razu wiedziałam, że się do mnie przyklei, uwielbiam tworzyć listy, plany. No a już z tymi filmami to świetna sprawa. Raz siądę, poświęcę trochę czasu, wszystko ustalę i potem przez cały miesiąc nie muszę myśleć w ogóle na ten temat, przychodzi wieczór i tylko sięgam na półkę przy łóżku, gdzie już stoją uszykowane w karnym szeregu płyty. Ból jest tylko, gdy miesiąc się kończy i trzeba je z powrotem pochować na miejsce ;)
Jest płodozmian: lista TOP 250, film polski, czeski, włoski, rosyjski, japoński (tak szerzej rozumiany :) chiński czy koreański też może być). W poniedziałki i środy wracam z pracy przed 21.00, więc lepiej, żeby nie był zbyt długi. Wszystko przemyślane, ułożone. Żeby to się tak wszystko w życiu dało :)


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film japoński DRYFUJĄCE TRZCINY (Ukigusa), reż. Yasujirô Ozu, 1959
Deszczowy fragment (niestety jakiś facet nawija, jak go należy rozumieć):


Do niewielkiej, nadmorskiej miejscowości przybywa wędrowna trupa teatru kabuki. Miejsce wystawienia sztuki nie jest jednak przypadkowe, mistrz aktorstwa wybrał je, chcąc spotkać się ze swą dawną miłością oraz dorosłym synem, który uważa go za dalekiego krewnego. Wkrótce widownia zaczyna tracić zainteresowanie spektaklem, także pozostali aktorzy poświęcają coraz więcej czasu wyłącznie własnym sprawom. Trupa popada w poważne kłopoty finansowe.
9/10

2/ nr 26 z listy TOP 250 portalu IMDB - MILCZENIE OWIEC (The Silence of the Lambs), reż. Jonathan Demme, USA 1991
Trailer:


Agentce FBI, Clarise Starling, zostaje powierzona sprawa "Buffalo Billa", seryjnego mordercy wyróżniającego się szczególnym okrucieństwem wobec swych ofiar, które odziera ze skóry. Sprawę pomaga jej rozwikłać inny, niezwykle inteligentny i niebezpieczny morderca - Hannibal Lecter - pacjent więziennego centrum psychiatrycznego. Hannibal jest zauroczony Clarice, a w zamian za odkrywanie przez nią części swej przeszłości, kawałek po kawałku odkrywa dla niej tajemnicę morderstw.
9/10

3/ film czeski GUZIKOWCY (Knoflíkáři), reż. Petr Zelenka, 1997
Na YT jest cały film z polskimi napisami:


Czarna komedia o przeciętnych ludziach, zmagających się ze swym losem u schyłku dwudziestego wieku. To interesujący film o pluciu na pociąg, złej pogodzie, bombie atomowej, wystrzeliwaniu ludzkiej spermy do konstelacji Andromeda, ale także o niewierności, oraz o ludziach, którzy zabili innych ludzi. Kalejdoskop ekscentrycznych postaci tworzy obraz okrutnego świata, wszechobecnego czarnego humoru, gdzie wszystko jest ze sobą powiązane, a życie bohaterów przypomina nieustanne deja vu.
8/10

4/ i kolejne dwa odcinki rosyjskiego serialu kryminalnego SZACHMATIST (Шахматист), 2004


8 komentarzy:

  1. Serio nie było Pewexu? Myślałam, że akurat Pewexy za komuny były dostępne.

    Great listmaker to fajne określenie, chyba je ukradnę. Zwłaszcza, że ostatnio robię listy, co rysować, co publikować, co pisać, co napisałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było małe miasteczko :) jak wreszcie Pewex powstał, to już prawie komuna padała (i mnie tam już nie było).

      Usuń
  2. Ech... Z małego miasteczka się przyjeżdżało do Pewexu do Krakowa właśnie. Na Lubicz wsiadało się w tramwaj 4, wysiadało się na 18 stycznia pod Biprostalem. To było jak wycieczka na zachód bez paszportu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam oczywiście Pewex pod Biprostalem :) ale chyba go nie nawiedzałam... może to było takie poczucie, że to nie miejsce dla mnie, bidnej, bez dularów :)

      Inżynier, masz świetne materiały na blogu, właśnie przystępuję do kopiowania ich sobie :) na wieczną rzeczy pamiątkę :) albo może wydrukuję i schowam do teczki KOMUNIKACJA W KRAKOWIE :)

      Usuń
  3. Za patrzenie w Pewexie nie trzeba było płacić ;-) A było czym oko nacieszyć...

    Co do mojego bloga: materiałów mam coraz więcej. Staram się tylko to wszystko powoli ogarniać i podawać w przystępnej formie -stopniowo dawkując. Oczywiście w miarę wolnego czasu. Mogę tylko zdradzić że to takie boczne ujście czegoś poważniejszego, co powstaje równolegle :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnioskuję, że któregoś pięknego dnia trzeba będzie się udać do księgarni po poważną pozycję ;)

      Usuń
    2. Nie omieszkam poinformować ;-)
      Ale jeszcze długa droga do tego. Zabierając się za ten temat widziałem zaledwie czubek góry lodowej...

      Usuń