Chyba jednak trzeba przyjąć zasadę, że jak się chce przeczytać reportaż o pewnej wadze i wartości, trzeba się na niego wykosztować.
A jak się znajdzie w Taniej Jatce cosik za 8 zł, to nie ma co liczyć na cuda.
Nie żebym w czambuł potępiała wszystko, co tam sprzedają, nie.
Ale coś jest na rzeczy z tymi reportażami.
Inna sprawa, że teraz każdy, kto ruszył cztery litery w rejony mniej turystyczne musi potem spłodzić swoje arcydzieło.
Pisać każdy może - dziś to hasło jest bardziej aktualne niż kiedykolwiek.
Zresztą...
Pierwsza nie rzucę kamieniem, bo niedawno wpadłam na (a raczej podsunięto mi) pomysł, kolejny, na przetrwanie na emeryturze w wysokości 300 zł. Mianowicie będę pisać tzw. babskie powieści.
Zasadniczo nie mam o tym pojęcia nawet jako czytelnik, ale postanowiłam, że nie będę się zapoznawać z klasyką gatunku, żeby się broń Boże nie zasugerować (i plagiat gotowy, razem z procesem).
Ot, siądę i będę pisać.
Wyrobnica literatury.
Przecież dam radę?
Oczywiście pod pseudonimem, żeby nazwiska nie kalać :)
Tymczasem tylko konsumuję płody innych umysłów, a satysfakcja czasem jest, a częściej jej nie ma.
Taki pan Biczak. Awanturnik, jak piszą na okładce.
Czy to może dobrze wróżyć?
Jego rozmaite profesje budziły nadzieję, że z niejednego pieca chleb jadł i coś z siebie potrafi wykrzesać.
Tymczasem cóż wykrzesał?
Opisy libacji.
To już taka tradycja rosyjska i tak widać musi być.
Zza butelki wódki niewiele jednak widać.
Dalej opisy napraw środka lokomocji.
Fascynujące.
Następnie opisy zmagań z biurokracją, a także z rosyjskimi milicjantami.
To mogłoby się przydać, gdybym się tak wybrała jednak do Rosji. Ale raz, że się nie wybieram (przecież bym się bała), dwa, że o wymuszeniach łapówek przez milicjantów z drogówki to wiadomo choćby nawet z rosyjskich kryminałów (zdrastwujtie, Daria Doncowa), więc nihil novi.
Może dla odmmiany coś o jedzeniu?
Akurat nie, bo nasi podróżnicy żywili się konserwami i chińskimi zupkami zabranymi z Polski.
Zabytki nie, bo to reportaż, a nie przewodnik, zresztą panowie żadnych zabytków nie oglądali.
Za to autor zafundował mi opowieść o bitwie pod Kurskiem i strategicznych posunięciach z II wojny światowej.
Hm.
Bo to poszukiwacz skarbów jest.
Takich bardziej zardzewiałych.
Taka to była lektura.
Ale sama sobie jestem winna. Niech no tylko zobaczę Rosja, Azja - biere i kupuję.
Początek:
Koniec:
Wyd. VIDEOGRAF II Katowice 2010, 167 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 10 stycznia 2018 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Taka sprawa.
Któregoś pięknego popołudnia w pracy zgadało się o wydawaniu na książki i postanowiłam podliczyć to, co mi wyszło z banku od września na te prasko-czeskie szaleństwa.
Tylko i wyłącznie książkowe, rozumie się.
No i to jest... przesada.
Gruba taka dosyć.
Powiedziałam basta.
Definitywnie.
Co zapłacone już, to zapłacone, a dalej zapominam o istnieniu antykwariatów w Pradze na czas nieokreślony.
To tutaj poniżej są te zapłacone, przyjdą jeszcze dwie z grudnia i szlus.
W założonym tempie czytania jednej na miesiąc mam już na lat dziesięć rozrywkę zapewnioną :)
Pewnie, że nie wszystkie są faktycznie "do czytania" - niektóre do przeglądania, wyszukiwania informacji, ale nie żeby tak od deski do deski. Ale ostatnio troszkę literatury pięknej też nabyłam.
No i wiadomo, że z wyjazdów też coś przywlokę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz