niedziela, 28 stycznia 2018

Jan Blesík - Nový Svět na Hradčanech

W sierpniu, gdy ostatni raz byłam w Pradze, dopiero były zapowiedzi, że ta książka wyjdzie. No to potem kupowałam online na ślepo, nie mogąc przejrzeć i powąchać. A czekać do maja nie chciałam, wiadomo :)
Opierałam się na informacji internetowej, że to praca mieszkańca tej cudownej uliczki na tyłach Hradczan - dodajmy, że był on mieszkańcem przez 25 lat.
No to sobie wykoncypowałam, że będą to cudowne wspomnienia, opowieści o domach i ludziach.
I wybuliłam.
Tymczasem cóż się okazuje - że po pierwsze autor, dawno już nieżyjący, zamierzył stworzyć monografię ulicy na podstawie badań archiwalnych... a po drugie, na stronie wydawnictwa widzę, że książka jest do nabycia za 199 koron.
Podczas gdy ja za nią zapłaciłam, uwaga, 296 koron.
O przesyłce za 250 koron (która rozkłada się jednakże na trzy pozycje) nie wspomnę.
Nosz!!!
Festina lente na drugi raz, babo!


Czytam, czytam... i nudzę się, mimo całego zaangażowania w Pragę. No bo gość wylicza, co tam w starych szpargałach wynalazł.
Najpierw daje ogólną historię Hradczan.
No dobrze.
Potem przechodzi do historycznego omówienia okolic.
Dobrze.
A potem zabiera się za wyliczankę.
Josef Pikart kupił dom 17.10.1765 roku. Zbierał obrazy starych mistrzów... i dawaj, wymienia te obrazy. Autor, tytuł - 25 linijek.
No rany boskie!
Ale to jeszcze nic, bo potem sprzedał dom temu a temu tego dnia a tego za tyle a tyle, a tamten z kolei odsprzedał go rok później za tyle. Następnie dom przeszedł w ręce...

Oj, bo mnie boli. Brzuch.
Mnie chodziło o historyjki przeca!
A tych jak na lekarstwo.

Dojechałam tak do ostatniego domku i wtedy okazało się, że autor był księdzem, bo zamieszczono rozdział o nim. Co było już ciekawsze. No bo wiadomo, po 1948 do pierdla. I tak dalej. Potem, gdy odbębnił swoją dychę, był ogrodnikiem.
Życie sobie urozmaicał pisaniem prac historycznych i tak zabrał się za uliczkę, gdzie mieszkał.


Ta jego praca zachowała się w rękopisie, a nawet jeszcze inaczej - rękopis się nie zachował, ale jeden z sąsiadów miał odpis i tak powstała ta książka. Zdjęcia, którymi miał zamiar rzecz zilustrować, też zniknęły, więc użyto innych.
Te zdjęcia są właśnie - dla mnie - głównym walorem, przynajmniej te czarno-białe, stare. Niektóre zresztą już mi znane.
Oraz rozdział ostatni, napisany przez znanego mi już tropiciela małostrańskich i hradczańskich śladów, Dana Hrubý. Bo ten uzupełnił pracę o uroczo, jak to u niego, napisane właśnie wspomnienie ludzi, którzy tu mieszkali, po wojnie i w jeszcze nowszych czasach.
Ja na Nowym Świecie byłam w maju zeszłego roku, ale nie powłóczyłam się zbyt długo, bo była pora obiadowa i byłam głodna.
No a wiadomo, podróżnik ze mnie jak z koziej d... trąba, patrzę tylko na swoją wygodę. Więc uciekłam do tramwaju :)

Ta droga mnie tam przywiodła:
Zbieram sie do wyprodukowania posta na ten temat na praskim blogu, drżyjcie narody!

No a w tym roku pojadę o odpowiedniej porze i spędzę tam więcej czasu. Wytropię wszystkie smaczki. Zajdę na herbatę do miejscowej kawiarenki, może się uda z kimś pogadać, zadzierzgnąć więzy :)
/taaaa, kobito, marz sobie, marz/





Wyd. Pejdlova Rosička Praha 2017, 159 stron
Z własnej półki (kupione 2 stycznia 2018 roku za 296 koron)
Przeczytałam 28 stycznia 2018 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz