sobota, 20 stycznia 2018

Filip Springer - Wanna z kolumnadą

No wreszcie coś, co mnie w stu procentach zadowoliło.
Kiedyś czytałam "Miedziankę" i nie podobała mi się... ale gdy miałam bratu dać znać, co chcę pod choinkę i przeglądałam dział reportaży na Bonito, rzucił mi się w oczy ten Springer i zaciekawiła mnie tematyka.
Nie było ruskich, to niech będzie Polska :)


Szczerze mówiąc, nie zwróciłam uwagi na datę wydania i gdy z tych trzech Springerów pod choinką wybrałam na początek "Wannę..."
to dlatego, że była najcieńsza (taki ze mnie czytelnik ostatnio, unikam jak ognia grubych). A tymczasem okazała się też najstarsza, dwie pozostałe są z 2016 i 2017 roku. Czyli idę chronologicznie :)
Co mogłoby sugerować, że będę się przyglądać również warsztatowi reportera, jak się zmienia, jak dojrzewa... ale gdzie ja się tam warsztatom przyglądam, ledwo co załapię z treści. Ja prosta dziołcha jestem.


Książka mnie do tego stopnia zafascynowała, że łyknęłam ją w jeden dzień praktycznie (fakt, była niedziela, mogłam poświęcić więcej czasu na czytanie).
To jest temat, który dotyczy nas wszystkich, czy tego chcemy czy nie. Przestrzeń publiczna.
A konkretnie jej degradacja.
To szyldy i reklamy walące po oczach.
To zamknięte osiedla.
To zanikające rzeki i rzeczki.
To pasteloza osiedlowa i jej decydenci (panie z biura, bo "one się znają na kolorach").
To zamki i pałace rokokoko - jest zamówienie społeczne.
To wielkie banery powieszone na budynkach - przepisy mówią, że jest to możliwe jedynie wtedy, gdy budynek jest w remoncie. Ha ha ha.



I czytam, czytam... i zaczynam myśleć, że trzeba to dokumentować. Że zamiast fotografować Wawel (no dobrze, nie zamiast, tylko też) trzeba robić zdjęcia ulic i osiedli, zapaskudzonych tym dzikim kapitalizmem, kiedy wszystko wolno. A raczej - kiedy pieniądz wszystko może.
Jak z tymi szmatami na domach, gdzie mandaty czy grzywny maja się nijak do zysków ciągniętych z reklamy przez właścicieli.
I co?
Choćby Kraków.
Mamy park kulturowy.
Ale im dalej od centrum, tym większy koszmar.
Taka Polska powiatowa.

Najważniejszy jest ZYSK.
Jesteśmy ciągle na pierwszym etapie cywilizacji.
A przy tym nie mamy, jako naród, wpojonego zmysłu estetycznego. Zawsze było najważniejsze przetrwanie przecież.
Czekać?

Początek:


Koniec:

Wyd. Czarne Wołowiec 2013, 246 str.
Z własnej półki
Przeczytałam 14 stycznia 2018 roku



NAJNOWSZE NABYTKI

Przyszły te dwie ostatnie paczki z Pragi.
Poukładałam, poustawiałam. Szlus.



Żeby poukładać, poustawiać - musiałam z kolei wyjąć na podłogę pewne duże formaty krakowskie.
I tak oto - symbolicznie - jedna miłość ustępuje miejsca drugiej.
Nie nie, oczywiście Kraków zostaje (tylko trzeba wykombinować, co innego wyrzucić, żeby zrobić miejsce), ale niewątpliwie na plan pierwszy wysuwa się Praga.

Spisałam te czeskie książki, bo w końcu maj niedaleko, pojadę, na pewno coś tam jeszcze kupię, no a już nie rejestruję wszystkiego w pamięci.
I wyszły liczby.
Sto trzydzieści trzy publikacje o Pradze, trzydzieści osiem z literatury pięknej i trzy z filmu.
Mówię tu oczywiście o książkach PO CZESKU.
Weźcie i spróbujcie mi wmówić, że ja to kiedyś WSZYSTKO przeczytam!
No, ale starać się trzeba, więc jak skończę ruską, co teraz międlę, mam już upatrzoną superpraską pozycję. Co tam się będę ograniczać do jednej w miesiącu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz