środa, 17 stycznia 2018

Andrzej Kozioł - Na krakowskich ulicach

No to tak.
Mam taki już burdel w książkach (o głowie nie wspominając), że NIC nie wiem. Tak się właśnie zastanawiałam, ile i jakie jeszcze książki tego autora (zauważcie, jak sprytnie omijam odmianę nazwiska!) posiadam i nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków, bo przecież pogubiłam się w tym, gdzie co stoi.
Red. Kozioł zasługiwałby na to, by wszystkie jego książki postawić koło siebie, w jednym miejscu, niechby się dumnie prezentowały.
No ale nie ma bata.
Gdybym tak tylko ruszyła i zaczęła przestawki, nie pozbierałabym się do końca świata.
W ramach postanowień noworocznych (człowiek stary, a ciągle głupi) obiecywałam sobie, że teraz to już będę na bieżąco (oraz uzupełniać zaległe) zapisywać w książce, kiedy kupiona i kiedy przeczytana, co dawniej tak pilnie robiłam. W związku z tym przeczytane od początku roku książki leżą na biurku zamiast wrócić na swoje miejsce, bo - dziwne, nie? - ni mo casu.


"Na krakowskich ulicach" nie powaliło mnie na kolana (więc nie będę musiała wstawać), ale lojalnie mówię - tylko dlatego, że za dużo już tych cracovianów mam na koncie. To taka bardziej powtórka z rozrywki, a tytuł mógłby mylić, bo nie chodzi o opis jakichś tam ulic w Krakowie, ale to jedynie pretekst do snucia opowieści o tym, co się kiedy działo na niekoniecznie konkretnych ulicach, na przykład jest rozdział o furmankach i innych tam platonach (małą literą) albo o kolejkach w sklepach (na ulicy się przecież mogły zaczynać), o dziwakach i oryginałach, o tramwajach...

Ba! Odkryłam (czyli coś mi jednak lektura dała!), dlaczego pewna przewodniczka z Krakowa, która organizuje spacery detektywistyczne dla dzieciaków, fantastyczna sprawa, jedną z tych wycieczek zatytułowała "Na tropie Elektrycznej Dziewczyny" czy jakoś tak.
Otóż gdy wybuchła I wojna, tramwajowi konduktorzy ruszyli na front, a zastępowały ich kobiety. Te wyskakiwały z tramwaju jadącego na Salwator przed pętlą, żeby napić się "wzbogaconej herbaty"w knajpce nazwanej na ich cześć "Pod Elektryczną Dziewczyną".
Właściwie chodzi mi po głowie, że ja gdzieś kiedyś już o tym czytałam, no ale zapomniałam, jak zwykle.

Książka się zaleca czytelnikowi solidną bibliografią. No, nie ma co ukrywać, dużo z tego mam, ale właściwie... doprasza się o ponowną lekturę :)
A czego nie mam?
Turek Roman - Moja mama, ja i reszta, 1963
Szpil Zbigniew - Dobra pamięć, 2007 (ale nie wiem, co to jest)

Początek:

Koniec:

Wyd. DOBRY WYBÓR Kraków 2017, 207 str.
Z własnej półki
Przeczytałam 13 stycznia 2018 roku



Tymczasem w drodze dwie ostatnie przesyłki z Pragi, jeszcze w grudniu nabyte. Już się zaczęłam niepokoić i pisałam maile do nadawców-sprzedawców, ale to poczta, nasza, polska... Czeska poczta na przykłąd 4 stycznia przekazała paczkę do kraju doręczenia, a WER warszawski zarejestrował ją... 15 stycznia. Normalne, nie?
Ale już tak nie przebieram nogami, już jestem dość usatysfakcjonowana stanem praskiego posiadania :)

2 komentarze:

  1. Ciekawa lektura, dzieki takim ksiazkom mozna sie przeniesc w czasie, pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń