Z rozpędu przeczytałam kolejną małą powieść po czesku i to kupioną zaledwie miesiąc wcześniej, więc rekordowo normalnie :)
Kupiłam, bo znalazła się w dziale PRAGENSIE. Ale coś mi nazwisko przypominało. A to przecież raz, że aktorka, a dwa, że żona Čapka. No i proszę, byłam przecież pod ich willą:
Troszeczkę trudniej się czytało (lenistwo nie pozwala sięgać po słownik zbyt często) niż poprzednią, ale dałam radę.
To bardzo smutna historia kobiety w latach międzywojennych, która samotnie prowadzi ręczny magiel gdzieś pod karlińskim wiaduktem, a jako że do magla znoszą służące najnowsze kryminalne historie z gazet, Karla żyje w wiecznym strachu, że jakiś złoczyńca przyjdzie ją okraść i zamordować - w końcu jest kryzys i nawet tych nędznych parę koron, które kobieta ściuboli na roczny czynsz, może stać się łatwym łupem. Tymczasem umiera jej jedyna siostra i zostawia jej spadek, całe 20 tysięcy. Teraz strach nie pozwala Karli zasnąć. Wpada więc na pomysł skorzystania z usług pośrednictwa matrymonialnego - gdy wyda się za mąż, wreszcie będzie miała ochronę. Na początku to młode-stare małżeństwo nawet funkcjonuje i razem z bohaterką nabieramy przekonania, że wszystko wreszcie się ułoży w jej życiu...
Początek:
Koniec:
Wyd. Fr. Borový, Praha 1947, 160 stron
Z własnej półki (kupione 16 listopada 2018 roku w praskim antykwariacie online za 22 korony)
Przeczytałam 16 grudnia 2018 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz