piątek, 21 grudnia 2018

Stanisław Dygat - Dworzec w Monachium

I znów 36 lat czekała na przeczytanie... z tym, że głowy sobie za to uciąć nie dam, bo może, kto wie, kiedyś już przeczytałam. Gdybym była systematyczna, to zawsze zapisałabym sobie z tyłu ołóweczkiem datę lektury. Ale nie jestem. Od 9 lat czyli istnienia tego bloga mogę sprawdzić, czy w tym czasie nie czytałam, ale wcześniej to już nie. Wiem, że są dziewczyny, które prowadzą zeszyt, gdzie wpisują po kolei wszystkie przeczytane książki, to jest fajna sprawa, tylko trzeba było wcześniej zacząć :)
O, lubię robić plany, to może sobie zaplanuję, że w momencie przejścia na emeryturę taki zeszyt założę.
Z tym, że moja nieodstępna towarzyszka depresja podpowiada mi - a na kiego grzyba wtedy?
Ale tak mam teraz ze wszystkim.
Może jakby tramwaje przywrócili, szłoby ku lepszemu? Ale nie przywrócą, aż za rok, niech to dunder świśnie. Zabrali tory i tak. Zawsze wiedziałam, że tramwaj to prawdziwy skarb. Jak szukaliśmy mieszkania, tylko takie lokalizacje brałam od uwagę :)
W sumie to czuję się oszukana. Jak w ogóle można robić taki remont PRZEZ ROK??? A autobus to zło. Boje o miejsce są coraz bardziej zacięte, a wczoraj mi się nie udało i musiałam stać, to siedem razy zostałam kopnięta w nogę przez jakąś wierzgającą kobitę. Liczyłam.


Ale może by tak na dworzec w Monachium? Dygat w pełnej krasie, prześmiewczy, ironiczny, obrazoburczy. Bardzo mi się to jego podejście podoba. Robię rachunek sumienia i okazuje się, że przez te ostatnie 9 lat w ogóle Dygata nie czytałam. A wcześniej? Ze 2 albo 3 razy przerobiłam Disneyland, no bo to w Krakowie :) I dalej nie pamiętam. Nawet nie wiem, co jeszcze w domu mam. Jestem wzorcem z Sèvres, jeśli chodzi o bałagan i kiepską pamięć.
Tak myślę, jak by się dziś Dygat odnalazł w naszej pisowskiej rzeczywistości, w tym absurdzie i tromtadracji... życie przerosło kabaret, o literaturze nie wspominając... ta powieść byłaby zasypana zarzutami o antypolskość, o kalanie świętości.

Początek:
Koniec:

Wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1978, 100 stron
Seria wydawnicza Mikropowieść PIW
Z własnej półki (kupiona 18 grudnia 1982 roku)
Przeczytałam 14 grudnia 2018 roku

4 komentarze:

  1. Wpadłam tylko żeby Ci życzyć wesołych świąt i dużo zdrowia w nowym roku dla Ciebie i najbliższych!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja taki zeszyt mam, ala już w nim nic nie wpisuję, wszystkie przeczytane wpisałam sobie do biblionetka.pl i tam zaglądam, jak nie pamiętam, czy czegoś nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń