Książkę przeczytałam, ale zawdzięczam to globusowi w zeszłą sobotę, takiemu nie za strasznemu. Odłożyłam kąpanie Ojczastego i przyległości na niedzielę i leżałam odłogiem podczytując 😁 Ale na samym początku mało nie zrezygnowałam...
(to jest seria jakaś)
Bo jak zaczęłam wgłębiać się w ten wstęp, byłam bliska rzucenia tej publikacji w pierony. A trwał on jakoś ponad 20 stron. Impas przemogłam w ten sposób, że wstęp ostatecznie pominęłam 😂
Ogólnie powiem tak - nie do końca jestem usatysfakcjonowana. Pewnie dlatego, że to ma być praca naukowa, a ja chciałam trochę więcej historii z życia etc. Nie wspominając o tym, że co chwilę czytam, iż o czymś tam trudno pisać, bo brak szczegółowych badań. Eeee no.
A jak rozumieć to? W 1960 roku przymusowe życie wspólnotowe obejmowało około 115 tys. osób na 465 tys. mieszkańców miasta (32%). Z matmy nigdy nie byłam dobra, ale tego jednak nawet ja nie ogarniam - 115 z 465 to 32%???
Coś tam znalazłam ciekawego, o czym nie miałam pojęcia, ale muszę za tym poszperać. Dotyczyło byłych ziemian...
Wraz z wprowadzeniem w regionie reformy rolnej do Krakowa zaczęły napływać grupy ziemian, licząc na pomoc krewnych lub własnego środowiska. Jako osoby wykształcone mogły one znaleźć pracę w administracji albo gospodarce, gdzie wciąż brakowało fachowców. Miedzy innymi z tego powodu władze oddalały podania takich osób o teoretycznie przysługujące im po wywłaszczeniu comiesięczne zaopatrzenie w wysokości uposażenia urzędnika państwowego czwartej grupy. W kwietniu 1947 r. pobierały je tylko 54 osoby, podczas gdy w województwie przejęto 531 majątków.
Otóż nie miałam pojęcia, że w ogóle takie zaopatrzenie dla bezetów istniało (choć jak widzimy szukano na wszelkie sposoby, jak uniknąć wypłacania).
Za to wielkim plusem jest obszerna bibliografia, tę sobie wyfociłam w całości.
Początek:
Wyd. Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2005, 238 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 9 września 2023 roku
Jedyne, co zrobiłam w ten kończący się weekend dla przyjemności, to obejrzałam dwa filmiki z You Tube (wiadomo!). Ktoś z Was mi kiedyś tu polecał profil Jak to daleko i od czasu do czasu zaglądam zobaczyć, gdzie tym razem wałęsa się Kierownik. Właśnie był w Rumunii i tak się złożyło, że zobaczyłam początek i koniec wyprawy 😂
I tak sobie myślę - a ja? dlaczego ja nigdzie nie podróżuję? też bym się przeszła po jakimś obcym mieście... już chyba nigdy nic z tego nie będzie...
Siostro! Ja się aktualnie pocieszam lodami na patyku Marletto z Biedry, była promocja 4+2 hihi. Co do podróży to w tym roku powiedziałam BASTA, dość siedzenia w domu i sobie jeżdżę na miniwyprawy, czasem nawet bez nocowanek. A czytam sobie Dni powszednie państwa Kowalskich Kuncewiczowej, milutkie
OdpowiedzUsuńAgata
No cóż, wrzuciłam na półkę 😁
UsuńLody z Lidla też były w takiej promocji, chodziłyśmy 3 razy 🤣🤣🤣 Promocja się skończyła, a my dalej je kupujemy!
Miniwyprawy też dobre. Może kiedyś znów będzie ten czas...
Ciekawa jestem co to za lody, ja zdecydowanie za bardzo lubie ich croissants.
OdpowiedzUsuńJakieś tam zwykłe waniliowe, firmy Ballino, tyle że z posypką i na samym końcu ujawniają pewną czekoladową tajemnicę 😁
UsuńZacząłem czytać ten wstęp i teraz nie potrafię komentarza napisać. Mózg mi się wyłączył :D
OdpowiedzUsuńOt co 🤣
UsuńTy nigdzie nie podróżujesz?
OdpowiedzUsuńRozumiem, że wizyty w Pradze się ni liczą.
No cóż, jedyna co mogę polecić to Budapeszt.
Cóż to za książka dziwna - książka o pracy naukowej, o metodyce pracy naukowej. Co to ma do realiów życia w Krakowie, czy gdziekolwiek indziej?
A procenty? Mnie wychodzi że 115 z 465 to 23.9%
No tak, bo skoro jeżdżę do Pragi ciągle, to nawet trudno to nazwać podróżowaniem... które kojarzy mi się raczej z ciągłą zmianą celu.
UsuńBudapeszt obowiązkowo - gdybym kiedykolwiek znalazła czas (i środki) na co innego niż Praga 😁
Ta książka raczej nie ukazała mi nic przez dziurkę od klucza, a zaznaczę, że nie szukałam przecież pikantnych szczegółów... Parę fragmentów wydobytych z jakichś wspomnień, dostępnych jedynie w rękopisie gdzieś w archiwach, to wszystko :(
Liczyłam te procenty trzy razy, podejrzewając się (jak się okazało niesłusznie) o matematyczny dyletantyzm. Nie, nie matematyczny, rachunkowy 😂
Moja teściowa mieszkała po sąsiedzku z ziemianką. Wypędzona z tym, co zdołała udźwignąć, przesiedlona do małego pokoiku ze wspólną kuchnią i łazienką. Jej mąż zginął na początku wojny, syn wyemigrował, a jej samej władza ludowa zafundowała pieskie życie...
OdpowiedzUsuńjotka
Znalazłam ten fragment o ziemianach, zaraz włożę do posta.
UsuńJa wypozyczylam sobie nowe ksiazki autorow od dawna mi znanych i lubianych - i widze ze ich obecna tworczosc spadla do niemal zera! Nie moge uwierzyc ze obecny szajs napisalali ci sami. Pewnie teraz jada i zarabiaja na nazwisku bo tresc nie zasluguje. Sama wiesz ze czasem mozna rozpoznac autora po stylu pisania - w tych nawet tego nie ma.
OdpowiedzUsuńJe tez czesto jem lody choc nie z frustracji tylko ze lubie, zima czy lato.
Może być i tak, że nowe książki pisze im tzw. murzyn, a oni tylko zgarniają kasę...
UsuńPS. Po angielsku to określenie jest bardziej "prawilne" - ghostwriter 😁
Albo i sztuczna ynteligencja pisze
UsuńAgata
He he - i tak być może 😂
Usuń