poniedziałek, 10 lutego 2014

Klemens Kęplicz - Miecz i kobierce

Podtytuł: Opowieść o grabieży skarbów wawelskich
No i przeczytałam i już wiem na pewno, a nie jeno z domysłów, co to za grabież była - rząd emigracyjny ukradł arrasy, żeby ich nie oddać Sowietom.
A zaczyna się sensacyjnie, przygodowo - od tragicznych dni wrześniowych, kiedy Polskę zalewa hitlerowska nawała, a skarbami wawelskimi nikt, poza pracownikami zarządu Zamku, nie interesuje się w najmniejszym stopniu. Po wielu naradach na Zamku, biciu się z myślami i ścieraniu dwóch postaw: jednej preferującej zostawienie skarbów w Krakowie, drugiej sugerującej wywiezienie ich do Sandomierza - zwycięża ta ostatnia, wbrew zdaniu kierownika odnowienia Zamku Adolfa Szyszko-Bohusza, który uważał nieprzemyślaną ewakuację za straszne ryzyko. Nad brzegiem Wisły udaje się zakontraktować galar pana Franciszka Misia, na niego zostają załadowane skrzynie i kufry zawierające arrasy i inne skarby wawelskie, ze Szczerbcem na czele i trzeciego września 1939 roku galar z bezcennym ładunkiem odbija od podgórskiego brzegu, skręca na środek rzeki i odpływa. Skarbom towarzyszy kustosz wawelski dr Świerz Zaleski, inżynier Józef Polkowski i konserwator krakowski Bogdan Treter. Zaczyna się wielka epopeja arrasów, które przez Rumunię, Francję i Anglię dotrą aż na gościnną ziemię kanadyjską.

Niestety już na początku dowiadujemy się, kto tu jest czarnym charakterem:
Mężczyzną, który tak naglił, prawie błagał, aby go zabrać, był Józef Polkowski, zatrudniony u kustosza Świerz Zaleskiego. Kustosz miał do swego pupila słabość i odruchowo uspokoił go:
- Zawsze dla pana znajdzie się jakieś miejsce.
Ani Świerz Zaleski, ani nikt inny nie mógł przewidzieć, że ta zwykłym ludzkim uczuciem podyktowana odpowiedź okaże się kiedyś katastrofalną wręcz w swoich skutkach pomyłką. Ale wówczas patrzono na Polkowskiego jedynie jako na człowieka i znajomego, współpracownika, którego nie można odtrącić, któremu nie można odmówić jedynej, jak mówił, dostępnej dla niego możliwości ewakuacji.

A więc od razu pomniejszanie jego roli - Polkowski nie chciał ratować skarbów, tylko szukał dla siebie drogi ucieczki... weźmy na logikę: tylko wariat pchałby się do ucieczki razem z cennymi dla wroga eksponatami, o których wiadomo było, że Niemcy będą ich zawzięcie poszukiwać. Polkowski mógł przecież spokojnie ewakuować się wraz z rodziną zwykłą wrześniową drogą, jak tysiące ludzi. Ale pan Klemens Kęplicz, apologeta nowych, sowieckich rządów, daje nam do zrozumienia, co to za szuja z tego Polkowskiego była - bo to właśnie Polkowski odegrał potem ważną rolę w przejęciu w Kanadzie przez rząd emigracyjny arrasów, to on dla swoich "mocodawców" dokonał "grabieży". Nie mnie wnikać w szczegóły ówczesnej polityki i oceniać, kto miał rację w tym sporze - powiedzmy, że obie strony miały powody, by trzymać się swojej linii: rząd emigracyjny miał w ręku kartę przetargową, a poza tym uważał, że w wypadku oddania skarbów Sowieci zagarną je bez mrugnięcia okiem, należy je więc ocalić dla potomności, przetrzymując je w Kanadzie; z kolei rząd krajowy domagał się zwrotu skarbów, zapewniając, że powrócą one na Wawel, do dyspozycji narodu, a wiemy, co były warte tego rodzaju zapewnienia. Książka powstała w okresie, gdy los arrasów ciągle był niepewny i była niewątpliwie tubą propagandową komunistycznych władz.
Zatrzymanie arrasów w Kanadzie jest zwykłym bezprawiem, narażanie ich na niszczenie jest bezprzykładną zbrodnią kulturalną. Ale na grabież kanadyjską patrzeć musimy także z punktu widzenia tych milionów Polaków, którym dopiero władza ludowa umożliwiła dostęp do skarbów naszej kultury i historii. [...] Może by gdzieś umieścić tablicę hańby z nazwiskami tych ludzi, którzy sprzeniewierzyli skarby narodowe i znaleźli protektorów we władzach kanadyjskich. Czy ci ludzie o polskich nazwiskach, którzy zrabowali zabytki polskie, którzy z cyniczną obojętnością patrzą na ich niszczenie, nie zyskali sobie przeklętej sławy Herostratesowej? Nazwiska sprawców tej haniebnej grabieży powinny być tak powszechnie znane i taką powszechną otoczone pogardą, jak nazwiska zbrodniarzy wojennych.


Początek:
i koniec:


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1955, wyd.I, 123 strony + wkładka z czarno-białymi ilustracjami
Z własnej półki
Przeczytałam 8 lutego 2014

Wbrew poniedziałkowej tradycji (krótkiej bo krótkiej ale zawsze tradycji) nie zamieszczam kącika W TYM TYGODNIU OGLĄDAM, bowiem... nic nie oglądam. Mam bowiem strasznego zgryza. Pamiętacie remont łazienki w sierpniu? No to właśnie przyszli sobie panowie sprawdzić szczelność instalacji gazowej. Instalacja szczelna, ale są nieprawidłowości, które należy usunąć w ciągu 7 dni. Pierwsza nieprawidłowość to brak kratki wentylacyjnej w drzwiach do łazienki (gdzie jest piecyk gazowy). Drzwi są jak najbardziej łazienkowe i zgodnie z obecnym trendem mają takie okrągłe dziury na dole. Otóż dziury są niewystarczające dla pomieszczenia z piecykiem gazowym i należy wprawić kratkę wentylacyjną o powierzchni min. 220 cm kwadratowych. W moje nowe wychuchane drzwi!
Ale to jeszcze mały pryszcz. Ponieważ łazienka ma za małą kubaturę do piecyka gazowego, należy... przywrócić (bo kiedyś był) "otwór kontaktowy" w ścianie do przedpokoju. Mam se wykuć dziurę w ścianie mojej nowiutkiej łazienki!!! I se ją, tę dziurę, mieć!!! Wymagana powierzchnia dziury: 80x50 cm.
Mogę nie robić.
Odetną mi tylko gaz.
Prawo budowlane.
Jutro przychodzą panowie z Boschem. Nakurzy się trochę, powiedzieli.
O doloż ty moja, dolo!

11 komentarzy:

  1. o cieniu!wygląda na to,że jak nie urok to sraczka,szczerze współczuję-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie właśnie myślałam, że gdzieś tam na górze dbają, żeby za nudno nie było :(

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ wizyta ta jest obowiązkowa! Jak nie mogą sprawdzić stanu szczelności, to na wszelki wypadek odłączają gaz, prawda? Spółdzielnia musi być kryta na wypadek... wypadku.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni się anonsowali :) ogłoszenia o wizycie wisiały na drzwiach klatki. Z adnotacją, że OBOWIĄZKOWE.
      To już bym wolała Cyrankiewicza nie wpuścić :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Owszem. Była taka sprawa. Jako ta pierwsza naiwna zgłosiłam do spółdzielni, że mam zamiar wykonać remont. W odpowiedzi dostałam sześć stron drobnym druczkiem, jakie to mam przedstawić projekty i ekspertyzy (hydrauliczne, elektryczne, gazowe i Bóg wie jakie jeszcze), co spowodowało, że natychmiast "odwołałam" remont, że niby z powodów finansowych jednak rezygnuję :)

      Usuń
  4. Usiłowałam właśnie mydlić oczy spółdzielni, że niby jak bym tak zainstalowała detektor, to obeszłoby się bez dziury w ścianie... Akurat!
    "Co pani da ten krzykacz? Kubatura jest za mała, on przecież kubatury nie powiększy. A dziura na przedpokój tak."

    OdpowiedzUsuń
  5. I dobrze, że je w tej Kanadzie przetrzymali. A co do Krakowa, czytam teraz "Kapitana i dwie panny". Jakie tam szczegóły, kto gdzie mieszkał, pod jakim numerem, czego był właścicielem, jaką kamienicę i komu sprzedał! To wszystko oczywiście przy okazji, ale jak wspaniale móc wziąć tę książkę i spacerować po mieście. Jestem wielbicielką strony "Dawno temu w Krakowie", niesamowiete rzeczy. Na przykład zdjęcie Domu Tureckiego robi wrażenie. W 1926 roku, na drugim piętrze w oknie stoi mężczyna, na dole, przy figurze Matki Boskiej rozmawia trzech uczniów. Dzisiaj wszystko jest tak samo tylko aureola Najświętszej Panny schowała się wśród liści wyrosłych drzew, no, i ci ludzie których już nie ma...Kto dziś wygląda przez to okno, kiedy ten pan sprzed lat wyszedł z domu po raz ostatni - te nakładające się na siebie zdjęcia dają wyjątkowe zupełnie wrażenia. Z Warszawą się raczej nie da. Powiem ci, że u nas są też chyba inne przepisy:) Moja łazienka jest tylko nieco większa od mojej terebki, ma piękne , nowiuchne drzwi z trzema okrągłymi otworami na dole, piecyk gazowy i nic mi nie kazali kuć. Ale może pan był zakuty, bo jak zapytałam o alarmy przeciwczadowe, co sądzi o ich skuteczności, jakie mógłby polecić, itp. to powiedział, że on się takimi rzeczami nie interesuje. Cóż, wąska specalizacja. Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę pamiętać o tej sugestii chodzenia po mieście z książką, gdy się za "Kapitana" zabiorę :)

      Stronę "Dawno temu w Krakowie" też lubię.

      A pruć moje nowe piękne drzwi z trzema otworami na dole oraz także samo ścianę nad nimi przychodzą ostatecznie jutro bladym świtem. Wzięłam wolne z tej okazji. Oraz nabyłam czteropak piwa, bo na trzeźwo tego nie zniosę.

      Usuń