Wiecha czytało się jeszcze w "domowych" czasach, posiadał on nawet obwolutę z rysunkiem Jana Młodożeńca, ale egzemplarz gdzieś się stracił w toku dziejów, toteż razu pewnego, gdy przeglądałam ofertę jakiegoś sprzedawcy na allegro z myślą, żeby coś dokupić i natknęłam się na "Śmiech śmiechem" - zaraz wzięłam. Dziś trochę żałuję - bo brak tej obwoluty... no ale mówi się trudno. Autorowi za to nie brak poczucia humoru, a dokładniej kącika samopoczucia humoru, jak się to nazywa w warszawskiej gwarze rodem z Targówka.
"Śmiech śmiechem" to wybór felietonów satyrycznych publikowanych w warszawskiej prasie, pisanych zazwyczaj od imienia Walerego Wątróbki, mieszkańca Szmulek, uczęszczającego z żoną Gienią na wszelkie imprezy kulturalne, a także komentującego na bieżąco rozmaite bolączki stolicy. Przypominają się liczne lektury, gdy czytamy o trudnej komunikacji Warszawy prawobrzeżnej z lewobrzeżną w zaraz powojennych czasach, o wypalonych domach, o długo trwającej odbudowie, o niebezpieczeństwach czyhających w ciemnych ulicach... a potem już siermiężny socjalizm: kolejki po wszystko, po parę deka drożdży na świąteczną babkę, po meble w pawilonie "Emilia", po talony na samochód do odbioru w 1980 roku ("jak nie dla nas to dla wnuków będzie jak znalazł"), niedoróbki w nowobudowanych domach, kłopoty z ciśnieniem wody w wieżowcach, chuligani rozbijający nosy pomnikom w Łazienkach, a także, a jakże, wrażenia z podróży na zgniły Zachód, z gotówką w postaci dwóch dolarów i jednego funta, miłościwie zapewnioną przez państwo ludowe :) Wszystko to urozmaicone relacjami z pobytów w teatrze czy w muzeum. Felieton, w którym Gienia chce się wybrać do Kanady z beczką kiszonej kapusty, by wytrzepać arrasy przetrzymywane przez rząd kanadyjski, przypomniał mi, że mam dwie książeczki na ten arrasowy temat i zaraz będę je czytać :)
Wszystko to w niepowtarzalnym wiechowskim stylu, powodującym, że choćbyśmy nie chcieli - pękamy ze śmiechu. Idealna lektura na szare, smętne zimowe dni - pod warunkiem, że pod ciepłą kołderką, albowiem od piątku jestem bez ogrzewania: ponoć jakiś sąsiad wybył zostawiając otwarte okno, zamarzł kaloryfer, zaczęło się z niego lać do sąsiadów niżej, przyszli panowie i spuścili wodę z dwóch pionów, po czym kazali czekać na poniedziałek, kiedy będzie jakowyś inspektor. Pewnie chodzi o komisyjne dostanie się do środka. Sprawa akurat dla Walerego Wątróbki!
Ilustrował niezapomniany Jan Młodożeniec:
Początek:
i koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1976, wyd.II, 601 stron
Ilustrował Jan Młodożeniec
Z własnej półki
Przeczytałam 2 lutego 2013
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film włoski NOCE CABIRII (Le notti di Cabiria), w reż. Federico Felliniego, z 1957 roku
2/ film czeski PEREŁKI NA DNIE (Perličky na dně), pięć nowel według prozy Hrabala, wyreżyserowali: Věra Chytilová, Jaromil Jireš, Jiří Menzel, Jan Němec, Evald Schorm, z 1965 roku
3/ film amerykański SIERPIEŃ W HRABSTWIE OSAGE (August: Osage County), reż. John Wells, z 2013 roku
"Noce Cabirii" oglądałam jak miałam 14 lat w kinie letnim w latach 60-tych. Miał być grany "Pat i Patachon" a wyszły z tego "Noce Cabirii". Chenie bym teraz obejrzała choćby ze względu na Juliettę.
OdpowiedzUsuńMam Wiecha "Wiech. Śmiej się pan z tego" - chyba tak. Czytałam mnóstwo lat temu i wtedy mnie to śmieszyło.
Wczoraj ogladałam film, o którym pisała Orzeszko "Jeniec kaukaski" Film świetny, ale odbiór na yutoube fatalny - niestety.
To dalej śmieszy, zwłaszcza, że włącza się też nostalgia za tamtymi czasami.
UsuńWygląda na to, że też będę musiała na YT obejrzeć, bo film jest co prawda dostępny w oryginale, ale z napisami za czeczeński w osobnym pliku. W takim wypadku wyświetlają mi się jeno krzaki :(
Witam. Coraz częściej wpadam tutaj poczytać, co poczytać :-). Ten Wiech wydaje mi się szczególnie cenny ze względu na rysunki Młodożeńca. Niesamowity zmysł obserwacji. Młodożeniec mieszkał długie lata na Czerniakowie, ( okolice Grzesiuka) i miał na co popatrzeć...:-)
OdpowiedzUsuńRysunki Młodożeńca to wartość dodana :) sam Wiech ze swoją niepowtarzalną gwarą jest świetny!
Usuń