piątek, 14 lutego 2014

Luciano De Crescenzo - La Napoli di Bellavista

Zakochałam się w tym autorze prawie dwadzieścia lat temu, przeczytawszy książkę "Così parlò Bellavista" (Tako rzecze Bellavista) - to zapis rozmów tytułowego profesora Bellavista i paru postaci neapolitańskich, wśród których wybija się vice sostituto portiere Salvatore(czyli vice zastępca portiera) na tematy filozoficzne i ogólnoneapolitańskie :) Włoska przyjaciółka przywiozła mi potem nawet jego historię filozofii greckiej, no jednak to nie jest to, o co mi chodziło :) chciałam więcej Bellavisty! Tymczasem Bellavista już się nie pojawił w twórczości Luciano De Crescenzo, poza albumem fotografii ludowych dzielnic Neapolu z odautorskimi komentarzami, które sobie w ubiegłą niedzielę odświeżyłam (i nabrałam ochoty na ponowną lekturę "Così parlò Bellavista", co być może nastąpi wkrótce, bo już pożyczyłam z biblioteki).

Oto autor w młodych swych latach - dziś ma ich 86.

Notka ze skrzydełka albumu wylicza jego rozmaite rodzaje działalności, od inżyniera pracującego dla IBM, poprzez pisarza, autora komiksów, scenarzystę filmowego i prezentera telewizyjnego aż po fotografika.

Czarno-białe zdjęcia prezentowane w albumie są zapisem świata, którego już nie ma - pierwsze wydanie albumu pochodziło z 1979 roku. De Crescenzo kręcił się z aparatem po zaułkach starego Neapolu i dokumentował resztki świata swojej młodości: miasta biedaków, za pan brat ze stylem życia, który urósł wręcz do rangi sztuki - arte dell'arrangiarsi czyli sztuki urządzania się, przystosowywania się. Mieszkańcy Neapolu czyli partenopei dla zarobienia paru groszy, by móc wieczorem ugotować makaron dla rodziny (oczywiście wielodzietnej) podejmują się wszelkich prac, od zwyczajnych, jak uliczna sprzedaż papierosów z kontrabandy, czyścibut, obnośny sprzedawca pizzy, uliczny fotograf wykonujący zdjęcia do dowodu i przy okazji tzw. uomo-sfondo (człowiek-tło) - ten, który za plecami fotografowanego trzyma białą płachtę materiału poprzez nieco dziwniejsze, jak sprzedawca zdekompletowanego obuwia, fryzjerka a domicilio czyli na przychodne do domu (głównym zadaniem jest zaznajomienie z aktualnymi plotkami z dzielnicy, samo czesanie jest czynnością uboczną i marginalną), malarz tła do żłóbka na Boże Narodzenie, kupiec szmat i starych butów, oferujący w zamian za towar kawałki produkowanego przez siebie mydła i stąd zwany saponaro (sapone - mydło) poprzez tak fantastyczne jak wróżenie z ręki, odgadywanie numerów Totolotka, wystawianie certyfikatów o szczepieniu (naturalnie bez zawracania sobie głowy procedurami medycznymi), spacz spędzający noc w cudzym samochodzie (najlepszy sposób na ustrzeżenie auta przed kradzieżą), pilnowacz zaparkowanego samochodu, jak ten tu poniżej:
Nawiasem mówiąc, ma on zamiar przekazać interes synowi, który posiada prawo jazdy, bo klienci zrobili się wymagający - zostawiają kluczyki i każą samochód przeparkować, a on nie umie prowadzić.
Na mnie osobiście największe chyba wrażenie zrobił uliczny wycinacz odcisków, z całym tym tłumkiem ciekawskich, przyglądających się i komentujących "operację" :)

W wieku 101 lat zgasł pogodnie Luigi Esposito.
Dopisek:
No jeszcze tego by brakowało, żeby robił awantury!

Doprowadzony do tego stanu przez szwagra :)

Życie w Neapolu toczy się na ulicy.


Firma Fortunato. Zamknięte w poniedziałki.
Plus numer rejestracyjny "pojazdu" :)

Tata-czyścibut skoczył na kawę, mama pilnuje interesu i z dumą spogląda na synka walącego z całej siły w garnek.


Początek:
i koniec:


Wyd. Mondadori Mediolan 1997, wyd.XIV, 139 stron
Pożyczone z biblioteki Włoskiego Instytutu Kultury w Krakowie
Przeczytałam 9 lutego 2014

3 komentarze:

  1. zdjęcia są wspaniałe-anna

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądam te zdjęcia i dochodzę do wniosku, że dziś w dobie aparatów cyfrowych fotografowanie zeszło na psy. Możliwość usunięcia, powtórzenia sprawiło, że "trzaskamy" byle gdzie, byle jak. I te zdjęcia też są takie nijakie. Nie to, co tutaj. Wycinacz odcisków - bezcenny:))) Pokażę mężowi wieczorem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, możemy więcej, a w rezultacie - mniej. W czasach, gdy każde zrobione zdjęcie oznaczało - również - koszt (filmu i odbitki), oko chyba było bardziej wyrobione :)

      Usuń