niedziela, 8 lutego 2015

Fiodor Dostojewski - Wieczny mąż

Kolejną lekturę Dostojewskiego "wymusił" film z Liubszinem, zaplanowany na ten tydzień. Wiadomo, że najpierw trzeba przeczytać książkę :) Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam, że ją mam, że Wieczny mąż jest w tomie opowiadań na półce, sprawdziłam tylko dla formalności, a tu - jest.
Dekoracje świąteczne wykonane przez córkę utrzymują się u nas przez pół roku :)

Tu się wspięłam na krzesło, coby dać całościowy ogląd sytuacji :)

Opowiadanie mnie nieco zdeprymowało. Te masochistyczne praktyki bohaterów to nic zabawnego. Z drugiej strony - czegóż się można spodziewać, sięgając po Dostojewskiego?
Chodzi o miłosny trójkąt: żona, mąż i kochanek. Z tym, że żona jest już z lekka wystygła, minęły właśnie trzy miesiące od jej śmierci (na suchoty - oczywiście). Jeszcze pięć godzin przed zgonem robiła plany na najbliższą przyszłość, toteż nie wpadło jej do głowy pozbyć się zawartości pewnej cennej szkatułki po babci. A tam pełno papierów, listów miłosnych, bilecików. I oto po 20 latach szczęśliwego, jakby się wydawało, pożycia, mąż dowiaduje się o rogach, jakie nosi od wielu lat. W tym czasie kochanek dawno już wrócił do Petersburga, od ich związku i czasów, gdy był najlepszym przyjacielem domu minęło dziewięć lat... ale oto okazuje się, że zostawił po sobie pamiątkę. Ma ona osiem lat i imię Liza, do fatalnego odkrycia ukochana córeczka męża. W szkatułce był bowiem też nigdy nie wysłany list żony do kochanka, w którym zawiadamiała go o ich wspólnym dziecku i prosiła, bo je kiedyś zabrał. Więc oto mąż pojawia się w Petersburgu, zaczyna śledzić kochanka, by wreszcie rozpocząć z nim grę, w której stawką jest... poniekąd życie dziecka, ale przede wszystkim chęć upokorzenia kochanka, odegrania się, zwykła zemsta, wszystko to obficie podlewane alkoholem. Mąż wyraża się dwuznacznie, kochanek nie wie, czy mąż wie... Zbrodnia i kara, zazdrość i wina... wszystko genialnie wygrane przez obu aktorów grających główne role w filmie z 1990 roku:




Spis treści tomu:
Pozostałe opowiadania pewnie też przeczytam przy okazji filmów :)

Początek:
i koniec:


Wyd. PIW Warszawa 1964, wyd. I, 138 stron
Tytuł oryginalny: Вечный муж
Przełożył: Julian Tuwim
Z własnej półki
Przeczytałam 7 lutego 2015 roku

W minionym tygodniu przyszło z allegro mnóstwo książek, toteż w sobotni słoneczny poranek położyłam już znany Wam kraciasty koc na biurku, naszykowałam stertę knig i sięgnęłam po aparat... by stwierdzić, że nie ma w nim karty pamięci. Co gorsza, nie było jej również w kieszeni torby, gdzie ją zazwyczaj wkładam... teraz opcje są dwie: albo zostawiłam przez nieuwagę w pracy albo zgubiłam (no ale niby w jaki sposób). W każdym razie zdjęć nie mogłam wykonać, bowiem druga karta odmówiła jakiś czas temu współpracy, a trzecia od dawna nie wiadomo gdzie się podziewa, nieużywana, bo była mała. Życzę sobie w poniedziałek zastać na biurku na zakładzie tę pierwszą, bezapelacyjnie. Ale co za skleroza.

Która to skleroza dopisała mi też w sklepie podczas piątkowych zakupów. Miałam mianowicie kupić Kreta, bo mi pan z ochrony na zakładzie wyjawił tajemnicę, jak wydostać z otworu przytkanej umywalki ten zatykaczo-korek (który jest taki naciskany) - mianowicie po prostu odkręcić. I obiekt gotowy do operacji. Ja jeszcze Kreta nie używałam, w potrzebie wykręcam, ale nie korek, tylko numer do hydraulika z osiedla, ten natychmiast przychodzi, umywalkę przetyka i w ten oto sprytny sposób rozstaję się w regularnych odstępach czasu z Bolesławem Chrobrym. No ale skoro - po zakupie projektora - mam teraz oszczędzać, wpadłam na kretowy pomysł. I oto stoję pośrodku sklepu, spoglądam do wózka i medytuję, czego mi tu jeszcze brakuje, co to ja miałam. Oczywiście nic nie wymyśliłam. W sobotę sobie przypomniałam... szczególny rodzaj esprit d'escalier :) Skarżę się w mailu do przyjaciółki, jaki jestem jełop i melepeta, a ona mi na to: a ja przelewam kilkoma czajnikami wrzątku i też przetyka! No i czemu ten długi wywód? Otóż TO DZIAŁA! Po przewrzątkowaniu woda chwacko spływa do Bałtyku! Takie tu robię odkrycia Ameryki i się dzielę!

24 komentarze:

  1. Czyli nie ma jak natura...po co chemią traktować....
    Ciekawe co też Ci przyszło....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głównie film, jednak się złamałam i uzupełniłam zbiory :)

      Usuń
  2. Ja nie wiem, czy to powrót z Krakowa dość późną porą i wieczór w Dymie, czy jakieś inne złożyły się okoliczności, ale zestawienie pierwszej i drugiej części tego wpisu... Jeśli to nie jet teatr absurdu, to nie wiem :-)))) Wybacz. Po prostu uwielbiam Twoje poczucie humoru :-)
    Poza tym chciałam zapytać, dlaczego wyjmujesz kartę pamięci z aparatu?
    Po trzecie chciałam powiedzieć, że jesteś odważna, bo gdybym ja czytała Dostojewskiego zimową porą, to już nigdy nie wyszłabym z depresji ;-) No, trochę przesadzam, ale istotnie jest ciężar i klimat duszny i gęsty tych rozmów i domyśleń. Natomiast "Gracz" jest lżejszy, czytało mi się dobrze, cieszyłam się z braku (tegoż) nałogu.
    PS Twoja biblioteka mnie zachwyca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS2 I uprzejmie proszę o pokazanie Nowych Nabytków (jak to Wawel czyni na osobnej wystawie).

      Usuń
    2. A cóż to za młodopolskie lampartowanie się po nocach w Dymach :) potem teatry absurdu się śnią, gdy to tylko zwykłe życie :)
      A dlaczego wyjmuję kartę pamięci? Otóż - poniekąd w ramach optymalizacji czasu pracy - zładowuję zdjęcia nie do swojego komputera, ale tego pracowniczego i tam je trzymam (po katastrofie poprzedniego kompa domowego), po czym od czasu do czasu przekładam na dysk zewnętrzny. Wszystko w robocie, gdzie czuję się jak w domu, jak widać :) stąd przypuszczenie, że karta została tam na biurku.

      Usuń
    3. Ne mogę się nie zgodzić z Adą, wspaniałe poczucie humoru i talent do pisania w sposób lekki o rzeczy wcale nielekkiej, no bo Dostojewski to geniusz, ale lekko nie pisze :) Zaciekawiłaś mnie tą recenzją. Jakaż zapobiegliwość w zachowywaniu wspomnień. Dotychczas zgrywałam na zapasowy dysk zdjęcia, ale on znajduje się w domu, więc to w zasadzie żadne zabezpieczenie. Chyba pójdę w Twoje ślady i wyniosę kopię do biura :) Dzięki za podpowiedź.

      Usuń
    4. Niestety z mojego doświadczenia wynika, że nie istnieje idealne zabezpieczenie. Jak szlag nie trafi komputera, to równie dobrze może paść dysk zewnętrzny. Zdjęcia kiedyś zgrywałam na płytki, tematycznie, zostawiając miejsce na dogranie kolejnych z danego zakresu... do czasu, gdy tak uczyniłam i wtedy się okazało, że owszem, nowe zdjęcia dograło, ale stare z płytki - zniknęły! A już niedawna przygoda z drugą kartą pamięci! Było tam na niej mnóstwo zdjęć i oto pewnego pięknego dnia wkładam ją do kompa, a ona mówi - dziękuję bardzo, nie robię.

      Usuń
    5. :) to trochę jak z badaniami profilaktycznymi, one też nie dają pewności, ale przynajmniej nie będę sobie potem pluła w brodę, że czegoś nie zrobiłam :) Tyle, że ja sama usiłując zabezpieczyć mogę coś zniszczyć, taki jestem roztrzepaniec. :(

      Usuń
    6. Wszystkich badań nie zrobisz... choć, kto wie... mam koleżankę, która postanowiła umrzeć zdrowa, więc dba o siebie. Zrobiła profilaktycznie KOLONOSKOPIĘ! Powtarzam: profilaktycznie! kolonoskopię!

      Usuń
    7. Czy tak nieśmiało można poprosić o jakąś cotygodniową dawkę cracovianów/ rosyjskiego filmu/ jakichś książkowych zdobyczy? Wiele słów zewsząd i wpisów blogowych... ale pusto tak jakoś, Madame.
      Mam nadzieję, że ze zdrowiem już lepiej.
      I pochwalę się, że znalazłam wspaniałą opowieść o Krakowie i to całkiem przypadkiem - siostra wypożyczyła mi w naszej wiejskiej bibliotece "Smugę światła" Jastruna. Ach! Cóż to za urocza książeczka! Jakkolwiek uczciwość nakazuje mi dodać, że jest to proza poniekąd poetycka i jako taka może nie zawsze się podobać co bardziej ścisłym umysłom :-) A właściwie są to wspomnienia, tylko przetykane czasem snem albo refleksją taką czy inną, jest dużo o Wyspiańskim (tzn. o jego wpływie na młodego autora wspomnień). Narracja biegnie sobie niespiesznie, ja to sobie powoli czytam i tak mi "czas na niczem schodzi". Serdeczności!

      Usuń
    8. Czy aby przy czarnej kawie?
      :)
      Ja tu nie celowo zaniedbuję swoich czytelników - po prostu już drugi tydzień czytam książkę i nie mogę skończyć. Zdjęcia zdobyczy gotowe, załadowane, tylko patrzeć, jak nadejdzie jeszcze jeden allegrowy łup, a ja usypiam nad powieścią z czasów zakończenia II wojny. Nie, żeby taka beznadziejna była - tylko ją otwieram wieczorem, jak już "się obrobię" ze wszystkim innym (choćby z filmami), no i rezultat - padam. Straszne mam wyrzuty sumienia, gryzą mnie i drapią i swędzą, no ale cóż począć. Jest czas na lekturę i czas na... spanie :)
      A za namiary na Jastruna wielkie dzięki! W życiu bym nie wpadła na pomysł szukania go...

      Usuń
    9. Przy "sodowej z sokiem" :-) Brrr.
      To dobrze, że czas mija Ci na tym, co lubisz i nic nie zakłóciło porządku, to najważniejsze. Wyrzuty sumienia uspokój, ja tu sobie cierpliwie czekam :-)

      Usuń
  3. Z innej beczki: masz "Legendy i opowieści o Krakowie" (chyba Heyduka) - kolega wystawił zdjęcie na fb, że chce się pozbyć - może link zadziała - klik.
    Jest tam tego więcej, ale przeważnie żeglarska/morska tematyka, to tylko wypatrzyłam i pomyślałam o Tobie. Może chcesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam, mam, jak mogłabym nie mieć :) już 30 lat stoi na półce (sprawdziłam)! Ale dzięki za czujność i polecam się na przyszłość!

      Usuń
  4. Jest już poniedziałek, mam nadzieję, że karta pamięci leży na biurku i czeka na Ciebie.
    "Wiecznego męża" nie czytałam, a z Twojego wpisu widzę, że przeoczyłam bardzo ciekawy utwór. Wdowiec znalazł się w niewesołej sytuacji, szkoda, że wcześniej nie zauważył, że żona go zdradzała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonam się za trzy godziny :)
      Czy ja wiem, czy szkoda? Miał dzięki temu 20 szczęśliwych małżeńskich lat :) gdyby nie ta szkatułka...

      Usuń
  5. fajne chyba, takie zamotane (mam na myśli akcje książki nie lampki świąteczne ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko Lizy szkoda - poniosła koszta gry między panami :(

      Usuń
  6. Do przetykania umywalki polecam kupić w hydraulicznym (sanitarnym) sklepie tzw. sprężynę do przetykania (tylko zaznaczyć wyraźnie, że do umywalki, a nie do wanny na przykład, bo są różne rozmiary - długości i grubości, a ta do umywalek jest cienka i stosunkowo krótka). Urządzenie banalnie proste (żeby nie napisać, że prymitywne) w obsłudze, elegancko przetyka, każda kobieta śpiewająco da radę obsłudze i czeluście dokładnie wyczyszczone na długo. Wyciągnie sprężyna wszystko, każdy obrzydliwy kłąb, który zatyka. Pogmerać dwa, trzy razy dla pewności, i gotowe! Koszt zakupu niewielki, a sprzęt raz kupiony, działa wieki. Jakby wrzątek kiedyś nie zadziałał, to na wszelki wypadek informuję, że jest specjalistyczne narzędzie dla każdego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz. Takiej sprężyny używał pan hydraulik do przetykania kratki ściekowej od wanny, zanim mi odpływ podłączyli bezpośrednio do rury. Muszę zapytać w sklepie, czy się do mnie nadaje, bo w odpływie umywalki jest pośrodku konstrukcja od zatyczki...

      Usuń
    2. To, że odpływ bezpośrednio do rury podłączony też nie gwarantuje, że nie trzeba będzie przetykać, bo jak ktoś z lokatorów-idiotów wrzuci coś u siebie do ścieku (u nas np. raz był to słoik kiszonych ogórków (nie pytaj nawet jakim cudem to możliwe - po prostu był), innym razem czyjeś majtki, o pampersach czy damskich środkach higieny intymnej już nawet nie wspominam), to odpowiednia w rozmiarze sprężyna potrzebna do przetkania będzie i tak.
      Co do umywalki, warto mieć swoją sprężynę w domu. Wannową zresztą też jakby co. Ta umywalkowa jest na tyle cienka, że konstrukcja od zatyczki w niczym nie przeszkodzi. Moim zdaniem, specyfiki typu "Kret" to wyrzucenie pieniędzy w błoto, bo solidnemu zaczopowaniu i tak rady nie dadzą, a taką sprężynką raz-dwa przeczyścisz i masz spokój na bardzo długo. Każdy wezwany fachowiec i tak ze sprężyną przyjdzie, bo to jedyna skuteczna metoda, a tak przynajmniej zaoszczędzisz na wizycie i robocie, którą sama sobie możesz wykonać. Ku osobistej satysfakcji ;)

      Usuń
    3. Weź mnie nie strasz, bo ja - odkąd mam ten prysznic z odpływem liniowym - rozkoszuję się wręcz tym, że wreszcie myję się bez obawy, że w tym czasie woda spod wanny wychodzi już na przedpokój z powodu przytkanej kratki ściekowej. Raz na tydzień - dziesięć dni oczyszczam syfon i basta. I tak ma być do końca (mojego) świata!
      :)
      Niemniej jednak za sprężynką do umywalki (przyda się pewnie i do zlewu) rozejrzę się, a jakże.

      Usuń
    4. Będzie, będzie, nie martw się :) Tym bardziej, że jak pion przez jakiegoś głupka przytka gdzieś na Twoim poziomie lub troszkę niżej, to jak nie u Ciebie, to u innego sąsiada w pierwszej kolejności wc wystrzeli, bo wanna to nawet nie zdąży się napełnić ;) Masz wtedy dwie możliwości: albo sobie zatkasz sanitariat ręcznikiem i wc wybije u sąsiada nad Tobą (moja Mama miała tak ochotę zrobić, kiedy w opisywanej sytuacji sąsiadka z piętra wyżej oznajmiła jej wczesnym rankiem, że ona nie zamierza nie korzystać z kanalizacji do przyjazdu odpowiedniej ekipy hydraulicznej, bo się musi wykąpać), albo sobie przepchniesz pion sprężynką przez kibelek i z nurtem, że tak to ujmę, spłynie wszystko to, co blokuje odpływ w pionie. I od razu uprzedzam: nie licz na zrozumienie sąsiadów - od razu, w razie braku na miejscu ekipy hydraulicznej czy własnej sprężyny, poświęcaj jeden, dwa ręczniki i wpychaj do sedesu. Tak właśnie mojej Mamie poradził Pan Fachowiec, kiedy naiwnie poskarżyła mu się na wyrozumiałych sąsiadów, którzy solidarnie nie mogli się powstrzymać od korzystania z pryszniców i toalet przy zaczopowanym przez któregoś z nich pionie kanalizacyjnym.

      Usuń
    5. Nie ma to jak opowieści toaletowe :) znajomy blogowy kiedyś napomknął, że jak im wc wybiło, to szuflą guano zgarniali :( matko boska! wyobrażam sobie ten smród... u nas kiedyś na klatce jakiś dowcipniś wylał z wiadra co nieco, do dziś nie wiadomo co to było... to znaczy wiadomo CO, tylko nie wiadomo dlaczego... ja ten zapaszek czułam jeszcze przez tydzień...

      Usuń