Rozczarowałam się. Jakaś taka nijaka ta książka, nie wciągnęła, nie zafascynowała, przez długie momenty nudziła... Zmusiłam się do skończenia, z jakiegoś durnego poczucia obowiązku. Taka stara jestem i nie nauczyłam się porzucać książek w trakcie lektury :)
Kupiłam kiedyś w Taniej Jatce razem z paroma innymi "rosyjskimi" reportażami:
Na okładce wszystko wyglądało zachęcająco:
a w praniu okazało się beznadziejne. Czarnobyl, Prypeć, Ukraina, Białoruś - to tylko preteksty do snucia politycznych historii i dywagacji z życia Niemiec. Okazuje się, że to Niemcy najbardziej przeżyli traumę czarnobylską i to ich życie zostało tą katastrofą naznaczone. Patrzcie państwo!
Po tak złym wyborze czegoś do czytania jestem teraz pełna najgorszych obaw. Co następne. Do szpitala (gdzie udaję się w piątek) naszykowałam sobie coś CIENKIEGO - to Najmłodszy z braci Grigorija Bakłanowa. Ale wątpię w możliwość poczytania. Zdaje się, że będę jeno spać, spać, spać. Zostały jednak cztery dni PRZED, więc po coś trzeba sięgnąć już teraz. Nawet wiedziałam, co to ma być - na blogu Szczura w Antykwariacie natknęłam się na recenzję Szczenięcych lat i zatęskniło mi się - a tu się okazuje, że nie mam! No nie posiadam! Skandal i nie do wiary. Może więc coś z cracovianów?
Początek:
Koniec:
Wyd. carta blanca Warszawa 2-012, 261 stron
Tytuł oryginalny: Tschernobyl Baby. Wie wir lernten das Atom zu lieben
Przełożyła: Barbara Tarnas
Z własnej półki (kupiłam w Taniej Jatce 4 czerwca 2014 roku za 12 zł)
Przeczytałam 26 lipca 2015 roku
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Znakomity serial francuski MAŁY QUINQUIN z 2014 roku:
Obejrzałam też drugą część OJCA CHRZESTNEGO, równie świetną jak pierwsza.
Końcowa scena:
Wróciłam do 1956 roku w filmie polskim - CIEŃ w reż. Jerzego Kawalerowicza, na YT w kawałkach:
No a wczoraj wieczorem zapodałam sobie najnowszy film Ferzana Ozpetka, zatytułowany ALLACCIATE LE CINTURE (Proszę zapiąć pasy):
Z naszą rodaczką Kasią Smutniak. Film niestety rozczarowujący, banalny, zabrakło mi ozpetkowych klimatów.
Miałam podobne odczucia. Nawet książki nie skończyłam. To mógł być naprawdę pasjonujący reportaż, ale nie był. Nie mam żadnych wspomnień związanych z tą książka, poza jednym - nie warto.
OdpowiedzUsuńPochodziłam teraz po internecie i widzę, że to powszechny odbiór tej książki - że nie warto :)
UsuńCoś z cracovianów, tak:) A ja wsiąkłam w Doncową (kiedyś, kiedyś czytałam) no i teraz powracam do niej. Na melancholijny nastrój całkiem miłe czytadełko...Tylko po polsku dość skromniutko.
OdpowiedzUsuńA! I jeszcze kupiłam Kawerina Dwaj kapitanowie, czekam na razie na przesyłkę, ale czuję, że będzie mi się podobało:)
UsuńW rezultacie wybrałam coś cienkiego z NIKE, bo bałam się, że książki o Krakowie, do której się przymierzałam, nie zdążę skończyć przed piątkiem. A tu poszło mi nadzwyczaj szybko i już kończę tę NIKE - pełna zachwytu zresztą.
UsuńDoncowej po polsku jak na lekarstwo - w tym przypadku znajomość rosyjskiego jest zbawienna :) Ja bym chętnie i Dwóch kapitanów po rosyjsku przeczytała, tyle że... naprawdę nie mam miejsca na kolejny egzemplarz.
Ma przyjść w tym tygodniu Pan Stolarz, bo wydarzyła się w piątek katastrofa szafowa - złamał się zybcyk podtrzymujący drążek i wszystko runęło. To go przy okazji może wysonduję na okoliczność Nowego, Naprawdę Ostatniego Regału do kuchni.
To teraz tylko trzymam kciuki, żeby sprawy szpitalne zakończyły się pomyślnie, szybko i bezboleśnie:)
UsuńA jak tam weekend w Krakowie?
UsuńNo coś mi ten Kraków w tym roku nie służy;) po raz drugi myślałam, że oddam ducha i dokonam żywota w okolicach Plant (ten fragment znany z Wyspiańskiego;). Ja naprawdę należę do mniejszości Polaków i prawie NIGDY nie komentuję spraw pogodowych, ale tym razem...upał był TAKI, że 3 dni właściwie wegetowałam sobie na kolejnych ławeczkach, zmieniając siedzisko tylko wtedy, gdy przysiadł się do mnie jakiś no...jakby tu...bezdomny (śmierdziel mówiąc wprost). W sumie nie żałuję, bo Kraków to zawsze Kraków, ale gdybym rezerwując hotel miała wgląd w przyszłość, to chyba jednak zostałabym w Warszawie.
UsuńNo, tak sobie właśnie myślałam... ale miałam nadzieję, że Ty z tych, co dobrze znoszą upały. Ja od lat nigdzie w wakacje nie wyjeżdżam, bo jeśli będzie upał, to mogę jedynie siedzieć w domu/hotelu. No a wolne mam jedynie w sierpniu :(
UsuńW upał to ja przestaję być człowiekiem;) przestaję rozmieć, chcieć, zachwycać się...No nic to...już planuję Kraków na październik/listopad;)
UsuńMam książkę Swietłany Aleksijewicz "Czarnobylska modlitwa", jak skończę "Beksińskich", to się chyba za nią wreszcie wezmę. W ciemno zakupiłam też jej "Czasy secondhand", no zobaczymy.
OdpowiedzUsuńA ja obejrzałam sobie "Salto". Mam tablet, wi-fi i słuchawki, więc mogę wreszcie cichuteńko i regularnie sobie nadganiać swoje braki w filmografii polskiej. Co dalej, no to też tradycyjnie, zobaczymy.
A Tyś w pracy jeszcze?
Powodzenia w piątek - spokoju i co by bez żadnych atrakcji wszystko się odbyło :)
saxony
Za tą Aleksijewicz to ja się kiedyś rozejrzę w bibliotece, bo dużo dobrego o niej czytałam.
UsuńSalto jeszcze mam w pamięci, bo obejrzałam po wielu latach, gdy sobie kupiłam DVD. No ale gdy dotrę do 1965 roku w kinematografii polskiej, obejrzę po raz kolejny. Uwielbiam!
Pracuję teoretycznie do 31 lipca - ale łaskawa Derechcja zgodziła się odpuścić mi ostatni dzień, żeby mi zrobili tę operację jeszcze w tym tygodniu.
Reportaże Aleksijewicz o Czarnobylu są genialne! Płakałam podczas lektury tak, że mi łzy przeszkadzały w czytaniu! Do dziś pamiętam. Boję się powtórzyć. Wspaniała książka.
UsuńNo widzisz, potwierdza się ogólna dobra opinia.
Usuń