niedziela, 26 lipca 2015

Merle Hilbk - Czarnobyl Baby

Rozczarowałam się. Jakaś taka nijaka ta książka, nie wciągnęła, nie zafascynowała, przez długie momenty nudziła... Zmusiłam się do skończenia, z jakiegoś durnego poczucia obowiązku. Taka stara jestem i nie nauczyłam się porzucać książek w trakcie lektury :)

Kupiłam kiedyś w Taniej Jatce razem z paroma innymi "rosyjskimi" reportażami:



Na okładce wszystko wyglądało zachęcająco:
a w praniu okazało się beznadziejne. Czarnobyl, Prypeć, Ukraina, Białoruś - to tylko preteksty do snucia politycznych historii i dywagacji z życia Niemiec. Okazuje się, że to Niemcy najbardziej przeżyli traumę czarnobylską i to ich życie zostało tą katastrofą naznaczone. Patrzcie państwo!

Po tak złym wyborze czegoś do czytania jestem teraz pełna najgorszych obaw. Co następne. Do szpitala (gdzie udaję się w piątek) naszykowałam sobie coś CIENKIEGO - to Najmłodszy z braci Grigorija Bakłanowa. Ale wątpię w możliwość poczytania. Zdaje się, że będę jeno spać, spać, spać. Zostały jednak cztery dni PRZED, więc po coś trzeba sięgnąć już teraz. Nawet wiedziałam, co to ma być - na blogu Szczura w Antykwariacie natknęłam się na recenzję Szczenięcych lat i zatęskniło mi się - a tu się okazuje, że nie mam! No nie posiadam! Skandal i nie do wiary. Może więc coś z cracovianów?

Początek:
Koniec:


Wyd. carta blanca Warszawa 2-012, 261 stron
Tytuł oryginalny: Tschernobyl Baby. Wie wir lernten das Atom zu lieben
Przełożyła: Barbara Tarnas
Z własnej półki (kupiłam w Taniej Jatce 4 czerwca 2014 roku za 12 zł)
Przeczytałam 26 lipca 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Znakomity serial francuski MAŁY QUINQUIN z 2014 roku:


Obejrzałam też drugą część OJCA CHRZESTNEGO, równie świetną jak pierwsza.
Końcowa scena:


Wróciłam do 1956 roku w filmie polskim - CIEŃ w reż. Jerzego Kawalerowicza, na YT w kawałkach:


No a wczoraj wieczorem zapodałam sobie najnowszy film Ferzana Ozpetka, zatytułowany ALLACCIATE LE CINTURE (Proszę zapiąć pasy):

Z naszą rodaczką Kasią Smutniak. Film niestety rozczarowujący, banalny, zabrakło mi ozpetkowych klimatów.

14 komentarzy:

  1. Miałam podobne odczucia. Nawet książki nie skończyłam. To mógł być naprawdę pasjonujący reportaż, ale nie był. Nie mam żadnych wspomnień związanych z tą książka, poza jednym - nie warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochodziłam teraz po internecie i widzę, że to powszechny odbiór tej książki - że nie warto :)

      Usuń
  2. Coś z cracovianów, tak:) A ja wsiąkłam w Doncową (kiedyś, kiedyś czytałam) no i teraz powracam do niej. Na melancholijny nastrój całkiem miłe czytadełko...Tylko po polsku dość skromniutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! I jeszcze kupiłam Kawerina Dwaj kapitanowie, czekam na razie na przesyłkę, ale czuję, że będzie mi się podobało:)

      Usuń
    2. W rezultacie wybrałam coś cienkiego z NIKE, bo bałam się, że książki o Krakowie, do której się przymierzałam, nie zdążę skończyć przed piątkiem. A tu poszło mi nadzwyczaj szybko i już kończę tę NIKE - pełna zachwytu zresztą.

      Doncowej po polsku jak na lekarstwo - w tym przypadku znajomość rosyjskiego jest zbawienna :) Ja bym chętnie i Dwóch kapitanów po rosyjsku przeczytała, tyle że... naprawdę nie mam miejsca na kolejny egzemplarz.
      Ma przyjść w tym tygodniu Pan Stolarz, bo wydarzyła się w piątek katastrofa szafowa - złamał się zybcyk podtrzymujący drążek i wszystko runęło. To go przy okazji może wysonduję na okoliczność Nowego, Naprawdę Ostatniego Regału do kuchni.

      Usuń
    3. To teraz tylko trzymam kciuki, żeby sprawy szpitalne zakończyły się pomyślnie, szybko i bezboleśnie:)

      Usuń
    4. A jak tam weekend w Krakowie?

      Usuń
    5. No coś mi ten Kraków w tym roku nie służy;) po raz drugi myślałam, że oddam ducha i dokonam żywota w okolicach Plant (ten fragment znany z Wyspiańskiego;). Ja naprawdę należę do mniejszości Polaków i prawie NIGDY nie komentuję spraw pogodowych, ale tym razem...upał był TAKI, że 3 dni właściwie wegetowałam sobie na kolejnych ławeczkach, zmieniając siedzisko tylko wtedy, gdy przysiadł się do mnie jakiś no...jakby tu...bezdomny (śmierdziel mówiąc wprost). W sumie nie żałuję, bo Kraków to zawsze Kraków, ale gdybym rezerwując hotel miała wgląd w przyszłość, to chyba jednak zostałabym w Warszawie.

      Usuń
    6. No, tak sobie właśnie myślałam... ale miałam nadzieję, że Ty z tych, co dobrze znoszą upały. Ja od lat nigdzie w wakacje nie wyjeżdżam, bo jeśli będzie upał, to mogę jedynie siedzieć w domu/hotelu. No a wolne mam jedynie w sierpniu :(

      Usuń
    7. W upał to ja przestaję być człowiekiem;) przestaję rozmieć, chcieć, zachwycać się...No nic to...już planuję Kraków na październik/listopad;)

      Usuń
  3. Mam książkę Swietłany Aleksijewicz "Czarnobylska modlitwa", jak skończę "Beksińskich", to się chyba za nią wreszcie wezmę. W ciemno zakupiłam też jej "Czasy secondhand", no zobaczymy.
    A ja obejrzałam sobie "Salto". Mam tablet, wi-fi i słuchawki, więc mogę wreszcie cichuteńko i regularnie sobie nadganiać swoje braki w filmografii polskiej. Co dalej, no to też tradycyjnie, zobaczymy.
    A Tyś w pracy jeszcze?
    Powodzenia w piątek - spokoju i co by bez żadnych atrakcji wszystko się odbyło :)

    saxony


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za tą Aleksijewicz to ja się kiedyś rozejrzę w bibliotece, bo dużo dobrego o niej czytałam.
      Salto jeszcze mam w pamięci, bo obejrzałam po wielu latach, gdy sobie kupiłam DVD. No ale gdy dotrę do 1965 roku w kinematografii polskiej, obejrzę po raz kolejny. Uwielbiam!
      Pracuję teoretycznie do 31 lipca - ale łaskawa Derechcja zgodziła się odpuścić mi ostatni dzień, żeby mi zrobili tę operację jeszcze w tym tygodniu.

      Usuń
    2. Reportaże Aleksijewicz o Czarnobylu są genialne! Płakałam podczas lektury tak, że mi łzy przeszkadzały w czytaniu! Do dziś pamiętam. Boję się powtórzyć. Wspaniała książka.

      Usuń
    3. No widzisz, potwierdza się ogólna dobra opinia.

      Usuń