poniedziałek, 6 lipca 2015
W. Kawerin - Dwaj kapitanowie
Ups, trochę się podziało. Byłam przez 5 dni odcięta od internetu, jeszcze mi się to nie zdarzyło :) W środę przyszłam sobie do pracy, a tu po pół godzinie zadzwonił mój brat, że przywiózł mamę ze szpitala i konieczna jest opieka, że sama sobie nie da rady. Na cito do dyrektora (zwolnił na 3 pracownicze dni, ludzki pan), sprawdzenie pociągów w necie, biegusiem do domu złapać parę rzeczy i sru.
Mama faktycznie słaba jak kot, jedyny spacer, na jaki sobie może pozwolić (kuśtykając o lasce) to do toalety, wszystko trzeba podać, zrobić, a przy tym jest przekonana, że ma raka, tylko jej nie mówimy. Bo słyszała, jak pielęgniarki między sobą mówiły... A o kim, to już diabli wiedzą - jak to mówią - głuchy jak nie dosłyszy to sobie zmyśli. No ale wiadomo, jak ważne jest psychiczne nastawienie dla rekonwalescencji. Leków fura, naustawiana cała bateria na ławie koło łóżka, wyjeżdżając w niedzielę zrobiłam zapas w kieliszkach na rano i wieczorem na dwa dni, no a potem to liczę na brata, że uzupełni. ja mogę pojechać znowu dopiero w piątek i tylko na na weekend, dobre i to, bo przynajmniej się wykąpie. Śniadanie i kolację poda Ojczasty, on też zrobi zakupy, no ale to wszystko.
Przydałby się ktoś do gotowania obiadów co drugi dzień (można brać z restauracji, sąsiadowi tak przywożą codziennie, ale nie będą dietetyczne). Dzwonię więc dziś do tamtejszej opieki społecznej, pani odpowiedzialna za rejon bardzo miła, ale wyjaśnia, że opiekunka może przyjść wszystko zrobić, łącznie z wymianą pampersa, ale obiadów im gotować nie wolno - ZABRANIAJĄ PRZEPISY UNIJNE! Mało nie padłam. No ale dała mi parę telefonów do prywatnych osób trudniących się opieką. Problem jednak większy w mojej mamie niż w opiekunkach - jest upierdliwa i wszystko wie najlepiej, co kto zrobi jest źle i ma ulubione powiedzenie "cudze ręce dobre, tylko niepożyteczne" - cokolwiek to znaczy.
Nawiasem mówiąc, schudłam pięć kilo przez te pięć dni, tak mnie ganiała - plusy więc są :)
Lekturowo i filmowo klapa. Zabrałam ze sobą kolejną Doncową dla rozweselenia, ale nie bardzo się mogłam skupić na czytaniu. Filmów też trochę złapałam przed wyjściem z domu i mały odtwarzacz DVD, ale nie przepadam za słuchawkami w uszach, głowa mnie zaczyna boleć, a z głosem nie chciałam puszczać, gdy siedziałam przy łóżku, żeby nie przeszkadzać w drzemce. Udało mi się jednak w przerwach skończyć oglądanie "Szpitala na peryferiach" i myślę, że na następny weekend zabiorę jego kontynuację :)
Wróciłam w nocy do domu (pociąg był opóźniony, upały?) i aż się zdumiałam - jak tu czysto, jak jasno, ile miejsca :) choć normalnie wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Mieszkania starych ludzi są strasznie zapuszczone, dziesiątki bzdetów i durnostojek nazbieranych przez całe życie (z każdych wczasów trzeba było przecież przywieźć pamiątkę), wszystko to zbiera kurz i jedyna rada - moim zdaniem - nająć firmę, która przyjedzie, zabierze i zutylizuje. Dało mi to do myślenia i chyba wyrzucę w pierony tę stertę prawie metrowej wysokości rozmaitych materiałów i wycinków z gazet, z którą obiecuję sobie zrobić porządek od lat. Skoro żyję bez zaglądania do nich tyle czasu - to chyba przeżyję i resztę życia, co?
Córka dodaje, żeby w szafie zrobić też trochę ordnungu... no ale skoro schudłam pięć kilo, to może schudnę jeszcze kolejne pięć i wejdę w to, co tam wisi?
Przed wyjazdem zdążyłam jeszcze skończyć Dwóch kapitanów - fantastyczna powieść, ale nie jestem w stanie myśleć teraz o niej. W każdym razie polecam gorąco, choć pewnie dostępna tylko na allegro wśród staroci. Moje wydanie jest z 1950 roku. Zezłomowane przez bibliotekę Warszawa - Wola, dawniej wypożyczalnia nr 51 z ul. Jana Olbrachta 46. Internety mówią, że pod tym adresem mieści się dziś Biedronka czyli signum temporis :)
Półka z Kapitanami:
Kawierina czytałam do tej pory jedynie wspomnienia zatytułowane Nieznany przyjaciel - zajrzałam do ówczesnej notki i aż nabrałam chęci na ponowną lekturę :) ale to może, jak się wszystko uspokoi i uładzi.
Natomiast Dwaj kapitanowie to historia Sani Grigoriewa, który po śmierci rodziców ucieka z rodzinnego miasta do Moskwy, dostaje się do szkoły-komuny i poznaje rodzinę kapitana Tatarinowa, który wiele lat wcześniej zaginął wraz ze swoją ekspedycją polarną. Sania stawia sobie za cel odnaleźć ekspedycję i wyjaśnić szczegóły jej historii. W tym celu zostaje lotnikiem polarnym...
Wyd. "PRASA WOJSKOWA" Warszawa 1950, wyd. II, tom 1 - 445 stron, tom 2 - 351 stron
Tytuł oryginalny: Dwa kapitana /Два капитана
Przełożyła: M.Kierczyńska
Z własnej półki
Przeczytałam 1 lipca 2015 roku
Poświęciłam poprzedni jeszcze weekend na obejrzenie serialu - 6 odcinków - z 1976 roku:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
czasem mam wrażenie że hasło "prawo unijne nam zabrania" jest doskonałą wymówką od spełniania żądań klienta. Bo czy ktoś jest w takim wypadku na tyle dociekliwy by poprosić o numer dyrektywy i poszukać czy faktycznie tak jest?
OdpowiedzUsuńNo fakt... jakoś w necie widzę informacje z innych ośrodków pomocy społecznej o zakresie pomocy, typu:
Usuń"Pomaganie podopiecznemu w codziennych czynnościach domowych /robienie zakupów, sprzątanie, gotowanie, pranie/"
Cieszę się, że się Tobie podobali "Dwaj kapitanowie". Ja się zakochałam wręcz w tej powieści i mam wielki żal do losu, że nie przeczytalam jej we właściwym czasie, bo to powieść przygodowa, powinnam ją czytać po raz pierwszy razem z "Samotnym białym żaglem" i "Opowieścią o prawdziwym człowieku", "Człowiekiem rybą" "Biegnącą po falach" czy "Szkarłatnymi żaglami" to jest w wieku 13-14 lat, a nie jako dama w mocno średnim wieku. Moja biblioteka ją posiada (w piwnicy, w magazynie, do którego nikt nie zagląda, ale jak się poprosi, to przyniosą), przeczytałam po raz drugi, znowu się zachwyciłam. Obejrzałam też dwie ekranizacje, jedną z lat 50. i serial z lat 70. Cudo! W ogóle ta powieść mnie naprowadziła, skąd się wziął blokadny Leningrad i trójkąt milosny w nim u Paulliny Simons w "Jeźdźcu miedzianym". Mam wrażenie, że zerżnęła z Kawierina, którego jako dziecko dorastające w ZSRR MUSIAŁA czytać jako lekturę szkolną w podstawówce. Dołożyła do tego wątek z "Dwóch sołdatów", filmu wojennego i voila! Tak mi mówi mój nos tropicielski!
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję sytuacji z Mamą! Co do MOPSu, to trzeba zadzwonić raz jeszcze i poprosić kierowniczkę o dokładną wykladnię tych przepisów unijnych, które zabraniają opiekunkom gotować obiadów podopiecznym. Przepis, paragraf, punkt itd. Z numerami paragarafów i datami! A potem, jak nie poda, to:
UsuńPowiedzieć pani, że niech nie gada głupot! Powiedzieć, że zwyczajnie kłamie! Według mojej wiedzy - opiekunki MOPS mają w obowiązkach gotowanie obiadów też! Jak nie pomoże - nagłośnić sprawę w lokalnych mediach! Mamie się ten obiad należy! W końcu jak tam mieszka, to płaci podatki także na ten MOPS. I jak jest w potrzebie, to obowiązkiem MOPSu jest jej pomóc. Z tego co wiem, jest coś tam w przepisach odnośnie podawania leków przez opiekunki, jeśli nie mają ukończonego kursu sióstr PCK i przeszkolenia medycznego. Ale to nie ejst przepis unijny, tylko nasz polski. Jednak opiekunki i tak podają te leki, bo kto poda, jak nie opiekunka, jeśli chory jest samotny? Nie poddawaj się! WALCZ!!!
"Dwaj kapitanowie" mnie zachwycili mimo mego wieku :) i przypuszczam, że też do nich jeszcze kiedyś wrócę. Oba filmy także obejrzałam, oczywiście z konieczności ograniczające wątki z powieści, ale mimo to satysfakcjonujące. Również miałam takie wrażenie dotyczące "Jeźdźca miedzianego"... Sztandarowa powieść Kawierina to był KULT w Związku Radzieckim. Nie było osoby, która by jej nie znała.
UsuńW tytule notki dałam W. Kawerin zamiast Weniamina Kawierina - ale to dlatego, że tak jest w książce :)
Znalazłam ustawę o powiem Ci, że na dwoje babka wróżyła. W sensie, że to kwestia interpretacji przepisów. Albowiem ustawa mówi, że należy zapewnić podopiecznemu jeden gorący posiłek dziennie. Ale nie UGOTOWAĆ. To może być równie dobrze takie g...o niezjadliwe, co to serwują w szpitalach (kto był, ten wie) w postaci papki i pewnie dowożą osobom objętym opieką...
UsuńNa razie trwają poszukiwania wśród osób w jakiś tam sposób znajomych. Może się któraś zgodzi gotować co drugi dzień.
Najlepsza bylaby jakaś starsza, ale jeszcze czynna sąsiadka, co to umie gotować po staropolsku. Życzę powodzenia!
UsuńSytuacja już opanowana, kobieta do codziennego gotowania umówiona od poniedziałku, co za ulga.
Usuń