Książka kupiona już jakiś czas temu, ale przeleżała się - do chwili, gdy będąc na spacerze po Piasku zorganizowanym na FB, usłyszałam jedną z uczestniczek wspominającą OLczak-Ronikier. Wyjaśniam tym, co z Krakowem mają mało wspólnego, że Piasek to nazwa dzielnicy, gdzie mieści się ulica Krupnicza - a z kolei przy Krupniczej 22 mieścił się Dom Literatów. Czyli właśnie to miejsce, gdzie po zakończonej wojnie zamieszkały matka i babka autorki, a z czasem ściągnęły i ją samą.
Półka z książką:
i nieco szerszy widok :)
Z okładki:
Lektura po prostu cudna! Dla miłośników Krakowa, dla zainteresowanych biografiami literatów, dla ciekawych tematyki żydowskiej wreszcie.
Dla mnie potężną postacią była babka, Janina Mortkowiczowa, osoba w starszym wieku, która straciła wszystko, łącznie ze zdrowiem, a umiała zachować godność i niemal arystokratyczny sposób bycia. Czy potraficie sobie wyobrazić sytuację, że mieszkacie - w trzy pokolenia - w jednym pokoju, a nigdy nie widzieliście babki z niekompletnym stroju?
Udałam się specjalnie na małą sesję zdjęciową!
Ale chciałam pokazać to miejsce w pełnej krasie wiosennej, więc udałam się do ogrodu sąsiedniego Domu Mehoffera. Tam, gdzie kiedyś była kawiarnia, gdzie do późnej nocy przesiadywali nowobogaccy i zakłócali spokój mieszkańcom Domu Literatów, a pisarz Jerzy Zawieyski stawał na balkonie w nocnej koszuli i ciskał butelkami po lemoniadzie.
Widok od ulicy już taki uroczy nie jest:
Postanowiłam zrobić taki mini-serial na fejsie: cytaty z książki + ilustrujące je zdjęcia, oczywiście pokazujące omawiane miejsca z dzisiejszej perspektywy. Jak sklep pana Mola, który dawno już nie istnieje. Jak lodziarnia w podwórku przy ul. Czystej, gdzie mała Joanna przepuszczała wszystkie pieniądze, rekompensując sobie trudne lata okupacji. Jak szkoła na rogu Studenckiej i Loretańskiej, gdzie trzeba było chodzić w chałacie, gdzie straszył tercjan, a tercjanowa prowadziła mały sklepik ze słodyczami.
Początek:
i koniec:
Wyd. ZNAK Kraków 2015, 345 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 1 maja 2016 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Szukałam na allegro jednej praskiej pozycji, wymienionej w przewodniku i trafiłam na albumy. No to WZINAM. Vintage taki.
Jeszcze nie myślę, gdzie to dam. Na razie leżą na biurku i - co najważniejsze - nie zaglądam nawet do nich. Trzeba sobie zostawić coś na po powrocie :)
A to jest właśnie ta praska pozycja. Rzecz wydana na początku lat 50-tych i już nie wznawiana. Sprzedawca uprzedzał w opisie aukcji, że okładka uszkodzona i faktycznie brak rogu - ale jakoś się nie zająknął, że tylnej nie ma wcale. No i przede wszystkim - papier się sypie, jako nierówno obcięty.
Nie było rady - sfotografowałam ją od razu w pracy, gdzie przyszła pocztą (dlatego entourage inny niż zazwyczaj) i pognałam prosto do introligatora. Tak więc będzie to kosztowna pozycja w zbiorach :) Mam tylko nadzieję, że lektura zrekompensuje mi wydatki. W oryginale to są opowieści z Małej Strany. Nawet znalazłam czeskie wydanie na allegro, ale chyba bym sobie nogi (oczy? mózg?) na nim połamała (jeszcze).
A tu z kolei Dziopa z Podgórza czyli Magda mię naraziła na koszty. "Kupiłam se, fajnie się czyta". Cóż było robić.
Jej szczęście, że rzeczywiście przyjemnie się zapowiada.
Tu jest taka sprawa. Wydało Archiwum Kapitulne na Wawelu i pochwaliło się na fejsie. Oczywiście o cenie ani mru-mru no i sprzedają u siebie, a nie chcecie wiedzieć, w jakich godzinach jest czynne Archiwum... nie dla chłoporobotnika. Z Księgarni Akademickiej dostałam info, że 63 zł i poprosiłam o odłożenie. Gdy się tam pojawiłam, okazało się, że cena uległa zmianie i to w dół :) Obecnie wynosi 50 zł, a ja tradycyjnie dostałam rabacik i zapłaciłam 44 zł, więc uważam, że zrobiłam dobry interes :)
Ciężkie niemożebnie, bo przecież mus wydawać na kredowym papierze.
Słowo daję, wpadniemy kiedyś do piwnicy.
Byłyśmy z córką zanieść trochę czasopism na półkę-gratisówkę w Jordanówce i - zupełnym przypadkiem, no bo skąd, kto by myślał i w ogóle - wzięłyśmy z tej samej półki coś, co ktoś przyniósł wcześniej:
Pełen tytuł to POTRAWY MAŁO ZNANE Z MLEKA, JAJ I SERÓW. Córka co prawda twierdzi, że się do niczego nie nadaje ta pozycja, bo w przepisach najważniejsze są zdjęcia (ech, ta cywilizacja obrazkowa), ale ja się uparłam.
Z BIBLIOTEKI
Ostatnio odwiedziłam biblioteki: publiczne i prywatne :)
Z Jordanówki, jakoś tak niechcąco, wzięły mi się trzy książki:
A Heller z zasobów przyjaciółki. Na szczęście powiedziała, że mogę potrzymać :)
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ włoski dramat IL CAPITALE UMANO, reż. Paolo Virzì, 2013
Trailer:
Wieczór przed Wigilią w jednym z miasteczek w północnych Włoszech. Impreza szkolna dobiegła końca. Kelnerzy sprzątają jedzenie ze stołów. Jeden z nich wsiada na rower i jedzie do domu, a po drodze potrąca go samochód. Kierowca zostawia go w rowie i ucieka. Wypadek jest wynikiem serii niefortunnych zdarzeń, prowadzących do tragedii, w którą uwikłanych jest kilka osób. Dino (Fabrizio Bentivoglio) stara się o awans społeczny i za wszelką cenę chce zaprzyjaźnić się z Giovannim – bogatym ojcem chłopaka swej nastoletniej córki Sereny. Dzieli ich przepaść, ale Dino zdaje się tego nie zauważać, bo wierzy, że bogactwo to pełnia szczęścia. Decyduje się na bardzo ryzykowny interes, który przynosi mu kłopoty. Żona Giovanniego – Carla (Valeria Bruni-Tedeschi) przez całe życie wspierała męża w budowaniu fortuny. Przyjemność i blichtr to cały jej świat, ale czuje się niedoceniana i pomijana. Postanawia reaktywować istniejący w mieście teatr. Uniesiona emocjami angażuje się w krótki romans z profesorem teatrologii, a gdy sprawa wychodzi na jaw, ucina go w obawie, że może stracić wszystko. Jej syn Massimiliano żyje w beztroski sposób. Ma wszystko, o czym marzy, prócz Sereny, bo ta spotyka się z nim tylko z powodu ojca. Znacznie bardziej interesuje ją młody artysta Luca, który jest równie wrażliwy, jak ona. Gdy podejrzenia w sprawie śmierci kelnera padają na Massimiliano, sprawy przybierają jednak nieoczekiwany obrót.
8/10
2/ film węgierski SYN SZAWŁA (Saul fia), reż. László Nemes, 2015
Trailer:
Członek Sonderkommando z Auschwitz chce za wszelką cenę, na przekór obozowej rzeczywistości, godnie pochować chłopca, w którym widzi swego syna.
9/10
3/ film czeski RESTART, reż. Julius Ševčík, 2005
Trailer czyli ukázka:
Sylwia wiedzie beztroskie życie, wypełnione zabawą, tańcem, muzyką. Ze swoim chłopakiem prowadzi miłosne gierki aż do chwili, gdy z powodu jednej niewłaściwej decyzji dziewczyny ich związek się kończy. Przybita i opuszczona Sylwia wyrusza ?w miasto?, aby odzyskać swoją miłość. Pokonuje jedną przeszkodę za drugą, wierząc, że zdoła ochronić związek. Nawet nie podejrzewa, że wszystko i tak zdąża do katastrofy. Katastrofy, która zmieni całe dotychczasowe życie dziewczyny. Katastrofy, która doprowadzi do całkowitego restartu?
5/10
I na koniec coś dla Moniki, aktualny stan Kossakówki. Tak kończą mity, proszę państwa.
Ale może będzie lepiej?
Rozwijasz pięknie posty. Sesja zdjęciowa dużej urody a książka zapowiada się faktycznie świetnie.
OdpowiedzUsuńZa czasów mojej młodości u nas w Biskupicach Melsztyńskich mieszkali jacyś Ronikierowie i to chyba w dworze, który stanowi zabytek w tej wsi. Pamiętam wysokiego przystojnego młodego faceta, ale nie pamiętam jak miał na imię i czym się zajmował. Później się wyprowadzili chyba do Krakowa....i tyle ich widzielim.
Na Ronikierach się nie wyznaję :) Mam wspomnienia z okresu okupacji Adama Ronikiera, ale ten ci to dał nogę z Polski, jak Sowieci wkraczali. Mąż J.O.-R. z kolei był znany z afery rozpętanej przez IPN.
UsuńAle to dziwne, że ci Twoi Roniekierowie mieszkali w dworze. To znaczy dziś by nie dziwiło, ale za komuny?
MUszę poszukać jakichś szerszych informacji o tym dworze....w internecie skąpo strasznie....
UsuńMonika pięknie dziękuje:)))) No comments;)
OdpowiedzUsuńKocham Panią Olczak- Ronikier (już to pewnie pisałam). "W ogrodzie pamięci"- w pierwszej piątce najukochańszych książek. We "Wtedy" (też już chyba pisałam) zabrakło mi trochę dalszych losów rodziny. To taki mój maleńki zarzucik, wynikający z ogromnej sympatii do Autorki i jej książek.
A czy czytałaś "Simonę"?
Ten "Ogród...", kiedyś, dawno temu, czytany z biblioteki i niedawno nabyty na własność, kusi i nęci, żeby do niego powrócić, ale co ja poradzę na to, że ciągle coś nowego w oczy się rzuca i przeszkadza.
UsuńJa myślę, że te późniejsze losy rodziny są zbyt trudne i zbyt powiązane z teraźniejszością, żeby o nich można spokojnie, z dystansem napisać. Zbyt wielu ludziom żyjącym trzeba by było dołożyć :(
A "Simony" nie czytałam. Raz, że mnie jak zwykle odrzuca, jak wszyscy jedno i to samo, Simona tu, Simona tam. Teraz byłam na spacerze "Śladami krakowskich pisarek" i oprowadzająca zaraz o tej kolejnej książce ach och. A jeszcze koleżanka z pracy, jak nic nie czyta, tak się rzuciła na Simonę i w kółko, do obrzydzenia o niej, jakie to cudowne.
Kupować nie zamierzam, bo to nie krakowskie. Jakimś wielkim miłośnikiem przyrody nie jestem. Jak widzę zdjęcie dzika na łóżku, to niestety zaraz myślę, że w życiu bym już tam nie spała i czy taki dzik kontroluje swoją fizjologię. Podziwiam pasję, zaangażowanie, ale ani bym tak żyć nie potrafiła ani chciała :(
Więc - nie czytałam.
Co nie znaczy, że jeśli mi wpadnie w łapska w bibliotece, to nie wezmę. Kto wie?
No troszkę jednak tam o Krakowie jest. Oczywiście w kontekście wiadomej rodziny. Moje pytanie nie było z podtekstem zachęty do lektury, absolutnie. Choć mnie, mimo że:
Usuń-rzadko czytam to, co wszyscy
-czytam znacznie więcej niż koleżanka, która nic nie czyta
jednak się podobało. Właśnie w kontekście tej pasji, której nie rozumiem, ale mi imponuje.
A i jeszcze. FB chyba stracę do siebie szacunek, ale...skoro tak się tam udzielasz...
OdpowiedzUsuńNnie mogę brać na swoje sumienie Twej utraty szacunku dla samej siebie :)
UsuńTo jeszcze o tym pomyślę:)
UsuńAle jaka strona na fb???
OdpowiedzUsuńKossakówką podłamałam się ...smutne to...
Ależ nie, to zwykły prywatny profil, nie że bloga czy coś. No ale faktem jest, że to takie łatwe w obsłudze i szybkie, że więcej tam spędzam czasu ostatnio. No i tyle ciekawych rzeczy można się dowiedzieć :)
UsuńTo prawda :)
Usuńpodsyłam:
http://www.nieprzeczytane.pl/Rodziny-zydowskie-przedwojennego-Krakowa,product943473.html
montgomerry
Oj, to zrób stronę bloga na fb, będę oglądać zdjęcia.
UsuńMontgomerry: dzięki, kupiłam, jest w drodze :)
UsuńAgnes: Strony bloga to raczej nie zrobię, bo już mam wystarczająco dosyć wirtualnych bytów :) Ale zapraszam na prywatnego FB, gdzie coś tam na bieżąco z (kulturalnego) życia zamieszczam :)
https://www.facebook.com/profile.php?id=100000597426798
Dziękuję za linka, i wybacz, zanim się zorientowałam, że można oglądać nie będąc w gronie znajomych, wysłałam Ci zaproszenie.
UsuńAleż bardzo się cieszę, fajnie będzie podglądać, co u Ciebie :) A poza tym niektóre rzeczy są widoczne tylko dla znajomych :)
UsuńDziękuję :)
UsuńBardzo chciałabym przeczytać tę relację na Facebooku, czy już jest i jak można go tego Fb znaleźć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zdjęcia, szczególnie te z ogrodu Mehoffera...
Ba! Kiedy to się stanie?! Plany zawsze szerokie, a życie koryguje je nieustannie :) Ale jak już coś zrobię w tym temacie, to się pochwalę :)
UsuńOstatnio bywałam na Krupniczej, wirtualnie ale jednak,w towarzystwie Gałczyńskiego. Ale chętnie powrócę odwiedzić innych mieszkańców ;) A Kossakówka smutno bardzo wygląda. No i nawet jak ją pięknie wyremontują to i tak pewnie nie da się rozwalić tego bloczku obok co tak szpeci widok ;)
OdpowiedzUsuńZ Kirą autorka się przyjaźniła, a gdy zdawała maturę, dostała od jej ojca wiersz NAGROBEK JOANNY (Gałczyńscy już się wówczas wyprowadzili do Szczecina), gdzie na końcu poeta przymawiał się o kawę. JOR zażądała od babki wydania paczki brazylijskiej kawy z jej zapasów, przysyłanych przez amerykańskich krewniaków. Babka odmówiła, twierdząc, że nie wypada i że to był żart. JOR twierdzi jednak, że chodziło raczej o to, by nie uszczuplić swego stanu posiadania :)
UsuńArno w biografii o tym przymawianiu się wspominała. Ale tego że babcia była twarda sztuka i nic mimo wiersza nie dała chyba nie;)
OdpowiedzUsuńAleż smutny obraz Kossakówki... :(
OdpowiedzUsuńDziecięciem będąc kilkukrotnie czytałam "Marię i Magdalenę", wyobraźnia działała, a tu proszę.
Porównałam sobie ze zdjęciem z wikipedii z roku 2012 i jest jeden pozytyw - odmalowanie na biało budynku w głębi, zniknęły te lokatorskie pstrokacizny ;-)
Z mojego balkonu rozpościera się widok na taki właśnie ubarwiony blok, szczęśliwie teraz zieleń wszystko zasłoniła ;-)
Czy już wojaże rozpoczęłaś?
uściski!
Wtedy - podczytywałam w księgarni Bona na Kanoniczej. Zauroczona W ogrodzie pamięci chciałam kupić, niestety walizka pękała w szwach. Obiecałam sobie, że kupię po powrocie, ale, jak to bywa .. zapomniałam, potem były inne wydatki. Ale na pewno książki poszukam, z sentymentu do autorki, jej rodziny i do Krakowa. A podczas kolejnego pobytu w Krakowie przejdę się na Krupniczą - tzn. wrócę tam, bo byłam nie raz, ale spojrzę pod innym kątem nań. I do Ogrodu Mehoffera też zajrzę, ostatnio byłam zimą, więc nie było czego oglądać.
OdpowiedzUsuńKossakówka - jestem w szoku. Niedawno tyle jej było w książce o Simonie. I jeszcze coś - po wizycie u Ciebie zawsze ląduję na Allegro:)))))
OdpowiedzUsuń