środa, 4 grudnia 2019
James Joyce - Ulisses
Trochę to trwało. Pięć tygodni z hakiem.
Ale to przez mój francowaty charakter.
Jak tylko coś MUSZĘ robić, to choćbym wcześniej za tym przepadała, natychmiast mi się odechciewa. Niby nie MUSIAŁAM, ale narzuciłam sobie jednak, że tym razem dojdę do końca :)
Pierwszy raz próbowałam w liceum i poległam, ale bez bólu, ot, uznałam, jeszcze nie czas. Nie ta pora, jak mawia Ojczasty, konstatując, że znowu nie wygrał w Totolotka.
Potem były kolejne podejścia, z równie mizernym skutkiem.
Więc teraz powiedziałam (sobie) - Co, ja nie dam rady? Ja?? A jak umrę? Niedługo?
No.
Co prawda od początku wiedziałam, że to będzie trochę takie macanie towaru przez szybe.
Najpierw wypadałoby Odyseję machnąć.
A się nie chce.
Nie kusi.
Więc teraz już plus minus wiem, jak to leci - i na tym poprzestanę. Nie będę analizować powiązań etc. bom na to zbytnia jełopa.
Pozostaję za to w ogromnym, nieustającym podziwie dla tłumacza.
Zwłaszcza, że przekładał w dobie przedinternetowej.
Jak on to wszystko wykombinował, to nie wiem. Geniusz jakiś.
Tom 1, początek:
Tom 1, koniec:
Tom 2, początek:
Tom 2, koniec:
Wyd. PIW Warszawa 1975, 527 stron + 488 stron
Tytuł oryginalny: Ulysses
Przełożył: Maciej Słomczyński
Z własnej półki
Przeczytałam 1 grudnia 2019 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Najpierw wygrałam w konkursie Magicznego Krakowa. Trzeba było napisać, który obraz Boznańskiej najbardziej lubię i dlaczego. Machnęłam wypracowanko :)
Ale potem to już przyszło załamanie...
Na stronie Ulubionego Praskiego Antykwariatu zobaczyłam piąty tom serii o praskich domach - i tego piątego tomu mi właśnie brakowało. Kosztował grosze, no ale wiadomo, przesyłka wyniosłaby ze cztery razy tyle, to trzeba domówić jeszcze jakieś...
Włączyłam do zakupu zbiorowego swoją "panią od czeskiego" i kolegę z kursu. Wspólnymi siłami nabyliśmy... 37 książek, w tym moich - 28! No bo wszystko było takie tanie, szkoda przepuścić okazję :)
Faktycznie wyszło mi średnio 5,28 zł za sztukę (razem z przesyłką) :)
No ale te centymetry, prawie metry półki! Której dla nich nie mam!
Nie wiem, co będzie!
Ale żeby to był koniec!
Jakoś tak z rozpędu zajrzałam na stronę księgarni, w której byłam w sierpniu i spytałam wówczas, czy sprzedają za granicę, bo mieli piękny dział z pragensie. Sprzedają. Więc patrzę teraz, co mają w ofercie. A tu jedna książka, która... no, mniejsza o szczegóły... kupiłam dziesięć.
Tym razem już lekko nie było, bo to nowe, a i za przesyłkę zapłaciłam jak za zboże. Posługują się pocztą, a nie kurierem, jak tamci. Kurier tańszy. W tym wypadku nawet nie liczę, ile mi sztuka nówka wyszła średnio :) Wystarczy mi świadomość, że kasę za to tłumaczenie, co robiłam w październiku, przeputałam dokumentnie.
O 74 centymetrach wolnej półki do znalezienia w domu nie ma co wspominać, nie?
Pierwsza paka 20 kg, druga 10. Wspominam o tym nie bez kozery... chodzi o tę podłogę, co się może zawalić...
Ale radość - ogromna :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz