Sentymentu do postaci JPII nie mam z dwóch względów (oczywistych) - przyłożenie się do śmierci tylu ludzi w Afryce plus zamiatanie pod dywan pedofilii. Człowiek, który wzbudzał tyle sympatii jako postępowy ksiądz i biskup, na watykańskim stolcu stał się symbolem konserwatyzmu... żeby nie powiedzieć wstecznictwa.
Z ciekawością więc przeczytałam ten drobiazg, ułożony jak Dekalog z dziesięciu punktów - które autor po kolei demistyfikuje.
Piątek jest ewangelikiem, człowiekiem - w przeciwieństwie do mnie - zaangażowanym w wiarę i religię, więc dużo ze swych argumentów przeciwko pisze z określonych pozycji, które dla mnie są tak samo absurdalne, typu spieranie się o prawdziwe brzmienie właśnie Dziesięciu Przykazań.
Ale kończy dość znamiennie.
Najpierw:
Uważam, że to oszust - powiedział Truman Capote. - Uważam, że to oszust, bo czytałem jego wiersze.
A potem:
Czy możemy być dumni z kogoś, kto uczynił tyle zła?
I tu nie odnosi się do tego, co napisałam w pierwszym zdaniu, tylko do całokształtu działalności papieża w obrębie Kościoła, do tego, co zostawił jako dziedzictwo swym owieczkom (jak to się zwykło mawiać). Puste gesty, puste słowa.
Pomników już się może nie wznosi, ale te, które stanęły ciężko będzie usunąć.
Początek:
Koniec:
Wyd. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011, 99 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 13 grudnia 2019 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz