Czy chcąc czy nie chcąc, jakoś podczas lektury porównywałam Konwicką z czytanymi niedawno wspomnieniami Zuzanny Łapickiej. Te ostatnie wypadały dość na niekorzyść, całkiem inna klasa.
Z drugiej strony, troszeczkę mi przeszkadzało to "nawiedzenie" Konwickiej, szukanie sensu życia a to w religii a to w starożytnym Egipcie... objawia się w ten sposób moja nietolerancja najwyraźniej, jakieś takie myślenie, że co niby wyprawia inteligentny człowiek :(
Sama jednak żadnego sensu życia poza tym, co tu i teraz, przecież nie znajduję. Jak najlepiej wykorzystać dany nam czas, a JAK - to już indywidualna sprawa. Jedni, jak Tadeusz Konwicki, zostawią po sobie ślad. Inni, jak ja, nie. I tyle.
Pytaniem na dziś jest, jaką książkę wziąć do pociągu (ważne są, obok treści, rozmiary i waga), gdy - co daj Boże - dziś wieczorem skończę tę czeską, która mi słabo podchodzi, ale męczę. Oraz kolejne pytanie - czy ja czasem nie prosiłam brata o jakąś książkę pod choinkę (ach, ta skleroza)? Bo w tym przypadku nie potrzebuję swojej :)
Początek:
Koniec:
Wyd. ZNAK Kraków 2019, 342 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 17 grudnia 2019 roku
Czytałam. I też miałam problem z tą "mistyką". Tak, i też pomyślałam, że (wbrew temu co sama o sobie myślę) z tolerancją nie jest u mnie najlepiej. Ale no nie mogę, nie mogę...takie doszukiwanie się jakiegoś wyższego sensu w każdym zdarzeniu zupełnie do mnie nie trafia. A z książką Zuzanny Łapickiej miałam jeszcze większy kłopot (nie wspominając już o Dziennikach jej ojca). Ja naprawdę uwielbiam Jandę i Umer i mnie fascynuje ten ich krąg znajomości, to zdecydowanie moje klimaty, ale...ta książka była koszmarkiem. Naprawdę jestem w stanie uwierzyć, że Zuzanna Łapicka była ciepłym, wspaniałym, przyjacielskim człowiekiem. Ale szkoda, że ostatni ślad jaki po sobie pozostawiła (ogółowi, czytającemu ogółowi) to właśnie ta książka. Jakaś nieznośna megalomania i narcyzm wylazły z tego tekstu. Znała wszystkich, i właściwie jej zawdzięczamy większość dóbr kultury ostatnich czasów (rozwaliła mnie historia z inspiracją dla Kieślowskiego i powstaniem "Podwójnego życia Weroniki"...)
OdpowiedzUsuńPrzekonałaś mnie - nawet jeśli zobaczę w bibliotece dzienniki Łapickiego, omiotę wzrokiem i odejdę precz :)
UsuńPamiętam, że ZŁ pisała na początku książki, iż wszyscy przyjaciele ją namawiali, żeby spisała swoje opowieści. No to spisała :(
Bo pisać każdy może.
Się cieszę, że niegdyś, lata temu, odpowiedziałam odmownie na taką propozycję. Nie chodziło tu o żadne moje znajomości (których nie posiadam i o nikogo znanego się nie ocieram), ale o przełożenie na książkę pewnego bloga. Nic głupszego bym nie mogła zrobić :) Wstydziłabym się do końca życia i jeszcze jeden dzień :)
Te opowieści Łapickiej w towarzystwie i dla towarzystwa były na pewno zabawne i kuszące. Ale przełożone na wspomnienia 'dla ogółu' okazały się właśnie megalomanią, masz rację.
UsuńAle wiesz ja teraz czytałam wspomnienia Magdy Umer o Zuzannie Łapickiej. Właściwie to był wywiad w formie książki. I rozmówca Umer (nie pamiętam niestety nazwiska ) spytał ją o te rewelacje Łapuckiej. I Magda Umer odpowiedziała że też była zdziwiona. Także...
UsuńAha...
Usuń