Z okładki już wszystko wiecie.
Cóż, przyszło im tam żyć i na to nic nie poradzą. Ten olbrzymi kraj skazany jest na porażkę. I to chyba w każdej sferze życia. Dobrze, latali w kosmos, ale Gagarin nie zastąpi wszystkiego innego. A raczej - ile ludzkich istnień kosztowały te loty w kosmos, jeśli wziąć pod uwagę, że środki szły na nie, a dla mieszkańców czy to Związku Radzieckiego czy to już Rosji - nie było nic. Poza łagrami, oczywiście.
Taka mi się kiedyś historia przydarzyła. Gdy wróciłam po wielu latach do rosyjskiego, gdzieś tam mi się snuło po głowie marzenie, żeby pojechać. No ale gdzie, co, jak. I napisała jedna dziewczyna, której coś tam załatwiałam po linii fabrycznej, że bardzo by mi się chciała odwdzięczyć za spełnienie jej marzenia. Ja na to - tak żeby zbyć - napisałam, że nie, bo mam tylko jedno marzenie: pojechać do Rosji.
I co mi ona odpisuje? Że właśnie jest służbowo w Moskwie na parę miesięcy, ma tam wynajęte mieszkanie i serdecznie zaprasza 😮
Jak by mi kto w pysk dał!
No bo przecież to było tylko takie marzenie, nie do realizacji - bo ja bym się do Moskwy po prostu bała pojechać. I nagle ktoś mi stwarza możliwość spełnienia marzenia, które miało zostać na zawsze jedynie w sferze wyobraźni...
Oczywiście wykręciłam się pracą, że nie mogę teraz wziąć wolnego etc. Ale została mi z tyłu głowy myśl, że lepiej o niczym nie marzyć 😂
Książka jest z biblioteki i powiecie, że jak to, przecież miałam nie pożyczać... No, wstąpiłam, żeby zobaczyć, czy nie ma czegoś interesującego do wzięcia i jakoś było głupio wyjść bez niczego 😂 Ale teraz oddam i znowu spokój, dalej czytam swoje.
Początek:
Koniec:
Wyd. Czarne, Wołowiec 2020, 323 strony
Przełożyła: Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz (tłumaczka dokonała wyboru reportaży)
Z biblioteki
Przeczytałam 26 stycznia 2024 roku
Nigdy nie bylam, chociaz mialam ochote zobaczyc St.Petersburg. ale juz nigdy nie zobacze. W podstawowce wymienialam listy z jakas uczennica, ktora ciagle cos chciala, wyslalam jej paczke, a ona nigdy juz nie odpisala.
OdpowiedzUsuńPetersburg mnie jakoś mniej ciągnął, choć przecież wiadomo, Ermitaż... ale deszcze i wiatry petersburskie coś mi nie leżą 😂
UsuńMoże myślałam o Moskwie z racji Bułhakowa?
Też mieliśmy takie wymiany korespondencji w podstawówce, ale paczek nikt się nie domagał, z tego co wiem.
Hm, może dziewczynę zapuszkowali z powodu paczki z Polski 😂 wszystko było podejrzane!
Oj, szkoda, że nie pojechałaś!
OdpowiedzUsuńW szkole podstawowej korespondowałam z Rosjanką, wysłałyśmy sobie paczki, fajne to było, ale ich czekolada nie smakowała mi...
jotka
Możliwe, że to była czekolada Alionka, bardzo popularna i do tej pory produkowana: https://tiny.pl/czzs1
UsuńA nasza dyrektorka sprzed kilku kadencji przywiozła nam z podróży do Moskwy w ramach geschenków herbatę i pamiętam, że mi bardzo smakowała, też jakaś charakterystyczna...
O rany ALIONKA! Gdzieś mam jeszcze ten papierek z dziewczynką! Mama mi przywoziła z delegacji.
UsuńAgata
Papierek z czekolady? 😁 Zbierało się, co?
UsuńBBM: Czysty horror! Jak da się żyć w takim kraju?!…
OdpowiedzUsuńWszędzie się da... jak ktoś tam się urodził, to co ma zrobić. Mają już chyba genetycznie zaprogramowane pewne cechy.
UsuńJa strasznie żałuję, że nie byłam, a chodził mi w 2021 roku po glowie Peresburg, ciągle czytalam o nim. Pewnie za naszego życia to nie będzie możliwe. Pojechałabym na takie zaproszenie w trymiga!
OdpowiedzUsuńJa oczywiście też korespondowalam z Oksaną i to całkiem długo. Coś tam sobie nazwzajem wysyłalysmy typu kalkomanie, widokówki.
Rosjanki, które obserwowałam na insta żyją normalnie, oni wypierają wojnę, a gospodarka calkiem dobrze sobie radzi. One są z dużych miast typu Moskwa i Piter.
Agata
A ja na YT czasem oglądam filmiki pewnej Rosjanki, nie żeby bardzo regularnie, ale od czasu do czasu i nigdy się nie natknęłam na jakoś komentarz dotyczący "specjalnej operacji". Z prowincji.
UsuńWypierają. Życie musi toczyć się dalej, a co robi góra, to wolą nie myśleć. I znów zagłosują na Putina.
No niestety. A jak nie zagłosują, to po podliczeniu głosów okaże się, że zaglosowali😁
UsuńAgata
Jasne. Ale coś podejrzewam, że u nich jest źle widziane pójście za zasłonkę, więc dla własnego bezpieczeństwa głosują kak nada...
UsuńŚwietna książka. Wstrząsająca
OdpowiedzUsuńZgadza się!
UsuńByłem w ZSRR dwa razy i były to bardzo ciekawe wizyty i zdecydowanie sympatyczne.
OdpowiedzUsuńRównież w Australii, w czasach gdy biegałem maratony narciarskie, spotkałem sporo Rosjan, dowcipni.
Dzieci, młodzież - wyróżniali się szacunkiem dla starszych. Ilekroć podchodziłem do "rosyjskiego stołu" w schronisku narciarskim - młodzież wstawała.
Raz byłem świadkiem ciekawej tranzakcji - Australijczyk kupował od Rosjanina proszek do smarowania nart wyścigowych. Rosjanin wręczył mu pojemnik z proszkiem, Australijczyk chciał mu wręczyć banknoty, ale Rosjanin zaprotestował - бросить его на пол - upuść to na podłogę. W tym przypadku ja wystąpiłem w roli tłumacza - nikt nie może powiedzieć, że pieniądze przeszły z ręki do ręki.
Swoją drogą , słysząc o skandalach dopingowych w narciarstwie, zastanawiałem się - co też za proszek był w tym pojemniku?
W ZSRR to bym może się tak nie bała, jak dziś... jednak milicjant był na każdym rogu 😁
UsuńA że ten Rosjanin w ogóle nie bał się handlować z cudzoziemcem?
Ta tranzakcja miała miejsce w Australii.
UsuńPodczas służbowej wizyty w ZSRR moi towarzysze przywieźli dżinsy - szły doskonale.
Wyjazd prywatny to narty w okolicach Elbrusa. Ostatniego dnia pobytu po hotelu rozeszła się wieść - polska grupa wyjeżdża i co chwila do pokoju ktoś pukał i pytał co mamy do sprzedania.
Ja sprzedałem narty i buty w zamian za to kupiłem dwie złote obrączki.
W sklepie z obrączkami Rosjanie musieli pokazać świadectwo że biorą ślub, innostrancy mogli kupić parę obrączek bez świadectwa.
Pamiętam te czasy, gdy rodacy jeździli na handel 😁 Fakt, złoto się zawsze od ruskich przywoziło.
UsuńŻe też masz chęć na taką ponurą lekturę!
OdpowiedzUsuńNa lekturę o Rosji zawsze mam chęć, a wiadomo, że ponura będzie 😂
UsuńJa też korespondowałam z dziewczyną gdzieś znad Bajkału. Kiedyś to chyba była "normalka", język rosyjski był obowiązkowy, a "pani od rosyjskiego" przynosiła listy od małych Rosjan i zachęcała do korespondowania z nimi.
OdpowiedzUsuńA w ZSRR to ja mieszkałam i studiowałam przez rok, w Leningradzie. Niezapomniane przeżycia ;-)
Oooooo! Chętnie bym posłuchała/poczytała 😂 Gdzieś tam czytałam, że karaluchy w akademiku na porządku dziennym...
UsuńU siebie nie opiszę, bo tematycznie nie pasuje ;-)
UsuńKaraluchy, zgadza się, na porządku dziennym. Z kuchni, którą mieliśmy na piętrze, starałam się nie korzystać, bo pewnego razu, kiedy stałam przy kuchence i gotowałam, to jeden taki spadł z sufitu, na szczęście pomiędzy mnie a kuchenkę, więc nie wpadł mi do garnka. Miałam przywieziony z Polski radiomagnetofon Grundig, taki ze skalą radiową na pokrętło. No i czasami właziły mi do środka, i mogłam obserwować sobie zza szybki jak spacerują po tej skali. No ale karaluchy karaluchami, nie zapominajmy jednak o pluskwach. Praktycznie każdej nocy mnie "odwiedzały" w łóżku. Chcesz jeszcze? ;-)
Dobrze, żeby nie było tak makabrycznie. Przyjemne wspomnienia też mam. Np. w cukierniach mieli przepyszne torty. Kupowałyśmy z koleżankami, jechałyśmy pod Leningrad na zwiedzanie okolicznych posiadłości (pałac na terenie rozległego parku - przepiękne!) i w parku ten tort konsumowałyśmy. Oczywiście też Ermitaż.
mokuren
Ach, cudowne, po prostu cudowne 🤣🤣🤣 Czego to młodzi ludzie nie zniosą... My na przykład miałyśmy w Nawojce w pokoju dodatkowe lokatorki w postaci myszy. Zaraz się zamieniłam na górne łóżko (były dwa tapczaniki i jedno łóżko piętrowe).
UsuńZjadałyście cały tort??? To ile Was było?
Przyznam się, że nie przepadam za tortami tak generalnie. I nie przypominam sobie żadnego, który by mi smakował. Co pewnie znaczy, że nigdy mi się nie trafił prawdziwy dobry tort 😉
Noo, czego to młodzi ludze nie zniosą... Ale trauma pozostała mi do dzisiaj.
UsuńJeżdziłyśmy pewnie we trzy, cztery, ale dokładnie już nie pamiętam, bo jakby nie liczyć, to już kilkadziesiąt lat temu było ;-) Pamiętam, że te torty były przekładane dobrymi kremami. W każdym razie wtedy mi smakowały.
Znowu zapomniałam, że niezalogowana jestem. mokuren
UsuńPrzypomniałam sobie, że w czasach studenckich, gdy wynajmowałam pokój u starszej pani na Bronowickiej (nawiasem mówiąc, przechodziło się do tego pokoju przez jej pokój czyli zawsze pod kontrolą) miałam fazę na takie ciastka, chyba napoleony się nazywały - wielka różowa masa 😁 Dziś bym tego nie tknęła 😁
UsuńA właścicielka mieszkania, gdy przychodziłam rano do kuchni (była ślepa, z oknem na jej pokój) i chciałam postawić czajnik na gazie na herbatę, za każdym razem wołała, że nie trzeba, bo woda już przegotowana. W końcu przywiozłam sobie z domu grzałkę, taką co się ją wkładało do szklanki z wodą i robiłam sobie herbatę w pokoju. Nie wiem, czy lepiej na tym finansowo wyszła 🤣
Miałam to szczęście, że nigdy nie musiałam mieszkać na stancji u starszej pani, ale słyszałam od koleżanek to i owo. Współczuję. No, te grzałki to było coś fajnego. Na różne wyjazdy się zabierało. mokuren
UsuńU mnie na studiach jakoś tak się złożyło, że przyjezdne dzxiewcxyny mieszkały w akademiku, a chłopcy na stancjach u staruszek. I zawsze musieli lecieć z kina czy koncertu koło 21-21, bo im te staruszki kazały wcześnie wracać i iść spać. Za to w akademiku sodoma i gomora, super imprezowanie zamiast nauki😁
UsuńJa na szczęście w gimnazjum sobie mieszkałam z mamusią
Agata
Jej, nie w gimnazjum, bo nie było, tylko w DOMCIU
UsuńGeneralnie starsze panie na stancji to zawsze przygoda 🤣 Mieszkałam tylko rok poza akademikiem, ale przeszłam przez dwie stancje, bo myślałam, że sobie na drugiej polepszę ha ha ha.
UsuńSzukając - z tego co pamiętam przez mgłę brało się adresy z jakiegoś biura studenckiego (?) i szło zobaczyć - trafiłam na jakiś strych w Małym Rynku, gdzie wszystko wskazywało na to, że lokatorka jest albo wiedźmą albo wróżką albo nie wiadomo co. Uciekłam czym prędzej.
Tam na Bronowickiej też miałam powiedziane, że do którejś godziny trzeba wrócić, co było logiczne, skoro przechodziłam przez pokój właścicielki, a ona wcześnie kładła się spać.
Powrót do akademika był jak haust świeżego powietrza!
Nie ciagnie mnie do wizyty w Rosji, poza moze Petersburgiem.
OdpowiedzUsuńZ ksiazkami mam odwrotnie no ale duzo mniejsza domowa biblioteczke od Twojej : zyje ksiazkami z biblioteki, wlasne czytam (wiadomo ze czytane juz wiele razy) gdy z jakiegos powodu nie mam czasu na wymiane bibliotecznych.
Prawde mowiac to nie czytuje zadnych autorow poza amerykanskimi.
Właśnie czytam amerykańskiego autora (kryminałów), tyle że po czesku 😁
UsuńPowoli kończą się książki przywiezione przez Szyszkodara do redystrybucji... i dotarłam do serii Nike, gdzie wygląda na to, że zostanie u mnie, chyba 6 sztuk! W tym też Amerykanie: McCullers, Fitzgerald, Henry James.
Miałam to szczęście, że po trzeciej klasie liceum był wyjazd na 2 tygodnie do - wtedy jeszcze ZSRR. Byliśmy w Moskwie, w szkole na Czeriomuszkach (tak pamietam) zakwaterowani. Stamtąd wycieczki w różne miejsca, ze zmęczenia usnęłam na "Jeziorze Łabędzim" w Pałacu Zjazdów, hi hi. Najdłuższa była do Leningradu - jeszcze tak się zwał - i to było piękne: białe noce, wychodzenie przez okno po wieczornej wizycie wychowawczyni i snucie się po parku... Wtedy świra na punkcie Romantyzmu miałyśmy z przyjaciółką ... Wcześniej w Polsce przez 2 tygodnie była młodzież ze szkoły, w której potem mieszkaliśmy. W sumie to naprawdę było fajne doświadczenie i dowód, że młodzi ludzie mają marzenia, ideały i wszyscy potrafią się ze sobą porozumieć dopóki dorośli nie namieszają w głowach. A jak już polityka dojdzie do głosu i chore ambicje to tragedia 😭
OdpowiedzUsuńAle fajnie, zazdro.
UsuńTak, taka wycieczka warta zazdrości 😁
UsuńA jak mosty były podniesione, to nie można było wrócić, co? 🤣
Z ogromną przyjemnością przeczytałbym tą książkę o Rosji. Pół roku temu czytałem fascynującą pozycję „Lenin’s Tomb: The Last Days of the Soviet Empire” autorstwa David Remnick, która otrzymała nagrodę Pulitzer 'a. Wspaniale opisuje upadek Związku Radzieckiego i tragiczne warunki życia tamże. Świetna lektura dla tych, którzy bronili tego systemu.
OdpowiedzUsuńPamiętam też telewizyjny reportaż na temat Rosji. W latach 90. XX w. młoda Kanadyjka, absolwentka uniwersytetu, pojechała do Rosji i przez jakiś czas pracowała na prowincji, w zakładach przemysłowych, które były zdewastowane, jak zresztą wszystko dookoła. Po roku Rosjanie zaczęli ją oskarżać o sabotaż i pośrednio winić za wszystkie problemy. Wyjeżdżając z Rosji, powiedziała reporterowi, że takie oskarżenia były po prostu śmieszne: Rosjanie sami wykonali tak znakomitą robotę, że pomimo najlepszych chęci, byłoby niemożliwością dokonać dalszych zniszczeń czy sabotażu!
Kiedyś o ZSRR mówiło się, że to jest „Górna Wolta z bronią atomową”, obecnie niektórzy twierdzą, że jest to „Ogromna stacja benzynowa.” Sądzę, że to prawda—tylko że nadal posiada broń atomową.
Zaciekawiłeś mnie, I okazało się, że przetłumaczono to u nas (matko, co za tomiszcze, ponad 600 stron!). I jest w bibliotece, więc któregoś dnia pożyczę.
UsuńMnóstwo było cudzoziemców, którzy jechali do ZSRR pracować nad ulepszaniem najlepszego z ustrojów. I zazwyczaj uciekali w te pędy, chyba że im to już uniemożliwiono. Najlepiej się przekonać na własnej skórze, co?