Jest to wybór ze strony Joe Monster - prehistoria internetu 😁 Okazuje się, że ciągle istnieje (sprawdziłam).
Niemniej jednak zapowiadane na okładce wybuchy śmiechu jakoś mi się nie przydarzyły - jeden jedyny raz się zaśmiałam w tym tramwaju. A musicie wiedzieć, że jechałam od pętli do pętli (z przesiadką), więc sporo przeczytałam. Chyba mi się już z niczego nie chce śmiać albo co. Tak, obserwuję u siebie lekkie oznaki depresji, jednak mam nadzieję, że z wiosną to minie. Aby tylko.
Ale wiecie co? Ponieważ tam są anegdoty z różnistych uczelni, tom się dowiedziała o istnieniu różnych takich. Na przykład uczelni kształcącej strażaków. I w ogóle jakie dziwne przedmioty bywają na studiach 😂
Ale zacytuję tylko jedną historyjkę, jak rozmawiało dwóch wykładowców na politechnice. Jeden opowiada, jak to na jego wykładzie studenci zajmują się swoimi sprawami, ale przynajmniej udają, że słuchają.
- W pewnym momencie zauważam studenta, który czyta książkę. Myślę sobie, no dobrze, siedzi cicho, nie przeszkadza, pewnie uczy się matmy albo mechaniki płynów, niech się uczy, nie będę robić problemów.
Ale z ciekawości podszedł i zerknął, czego się uczy.
- Tak się wkurzyłem, jak zobaczyłem, co czyta, że wywaliłem go za drzwi.
- A co takiego czytał?
- Mity greckie!
Słuszne oburzenie 🤣
Wyd. Helion, Gliwice 2008, 176 stron
Przeczytałam 1 lutego 2024 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Więc pojechałam znowu do Mistrzejowic czyli ode mnie licząc na drugim końcu świata, już po raz trzeci zresztą do tej samej dziewczyny, po tego Kosińskiego głównie, ale przy okazji Bułhakow (miałam, ale nie mam, nie wiem, co się stało) i te trzy inne rosyjskie. Po czym się okazało, że niejaki Wazow to wcale nie Rosjanin, tylko Bułgar. To chyba pierwsza książka bułgarskiego pisarza, jaką posiadam. A Zbójecką wyprawę Hodży Nasreddina chyba wyniosę do którejś z moich knihobudek - razem z tymi Rodzynkami - bo jak tak zajrzałam do środka to mnie coś nie kusi.
Ale właśnie - a' propos knihobudek. Zaopatrując te trzy, które są pod moją opieką, przywlokłam do domu kolejne... Jedne zawożę, drugie przywożę 😂
I otóż idąc od dołu:
- Reader's Digest wzięłam, żeby przeczytać Boże Narodzenie w Lost River Fannie Flagg i potem oddać
- Akunin zostaje
- Diabelski owoc to kryminał kulinarny, bardzo możliwe, że nic nie wart, ale zobaczymy
- Zamknięty pokój, ale mi się lapsło, że to znalazłam!
- Miłoszewskiego wzięłam na spróbowanie (degustację)
- a ten Kustosz Karpinowa to drugi kryminał MON-u w serii Labirynt, który mam, no i pytanie, czy to w ogóle jest czytable, ale zobaczymy. Jakość wydania tygrysowa, no i 120 tys. nakładu...
Dawno nie byłam w Pepco i wczoraj zajrzałyśmy z córką, a tam pełne półki na Wielkanoc już. Nie oparłam się tej owieczce. Skrzaty już czas powoli chować. Ale ten czas leci, toż to niedługo Praga będzie 😉
Niby choinkę wypadałoby rozebrać, uświadomiłam sobie widząc sąsiadkę wracającą z kościoła z zapaloną gromnicą - ale nie chce mi się na razie.
W czwartek była pani doktor u Ojczastego, obsłuchała go i stwierdziła, że jest zdrowy, więc wypadałoby urządzić mu kąpanie, bo w poprzednie dwie soboty bałam się. Ale jak wspomniałam, nic mi się nie chce. A już zwłaszcza zmienić mu pościel, to okropnie męcząca robota.
No dobrze, to już powiem, głowa mi szwankuje, jak zwykle. Chyba to odłożę do jutra. A dziś będę robić NIC.
PS. Przypomniał mi się jeszcze jeden rodzynek.
Wykładowca:
- Przed uczelnią widziałem, jak jacyś świadkowie Nivei rozdają gadżety za darmo.
Nie mam pojecia jak funkcjonujesz z tymi czestymi bolami glowy? A widac ze funkcjonujesz bez zarzutu.
OdpowiedzUsuńMoje lozko tez ciagle nieswieze bo sypiam z kotem :)
U nas porozbieralismy choinki zgodnie ze zwyczajem 2go stycznia, teraz wszedzie Walentykowe serduszka . Nie lubie tego swieta ale co tam, bedzie i minie i zaczna sie jajka i zajaczki........Wlasciwie to zadnego swieta nie lubie.
Funkcjonuję... wiesz, całożyciowe doświadczenie. Najgorzej, jak do pracy trzeba iść. Bo w domu jakoś się przebieduje. Tylko teraz doszła obsługa staruszka, wcześniej to jednak położyłam się i nic mnie nie ruszało.
UsuńTeż za świętami nie przepadam 😉
Cale dojrzale zycie cierpialam na migreny ktore byly najdokuczniejsze przed menopauza. Dodam ze te dni PRZED dawaly mi ponadto fochy - bylam wtedy niezwykle podrazniona i placzliwa. Mialam rowniez migreny przy okazji nadchodzacych deszczow albo zapachow z ktorych perfumowe byly najgorszymi. To zreszta mam do tej pory wiec wszystkie kosmetyki i chemikalia jakich uzywam sa typu bezzapachowe. Jednego roku , by sie dluzej nie meczyc , poprosilam lekarza o lek przeciw migrenowy a to byly oczywiscie pastylki zawierajace estrogen. Byly bardzo skuteczne - moze 10 minut po zazyciu migrena mijala. Czego nie lubilam to ze robily mnie jakas obrzmiala, zwlaszcza piersi ktore rowniez byly obolale do tego stopnia ze nie moglam nosic biustonosza. Oprocz tego te pasttylki mialy dluga liste skutkow ubocznych i ostrzezen. Szybko wiec zrezygnowalam nie chcac sie truc chemia i decydujac meczyc do konca zycia.
UsuńA pozniej wiesz co sie stalo bo zawiadamialam Cie o tym - przeszly - a tak sie zbieglo z covidowymi szczepieniami iz nabralam przekonania ze to one tak zadzialaly co moze byc prawda skoro jest faktem ze cos tam zmienialy w naszych DNA.
Pisze o tym bo mi przykro slyszec jak sie meczysz a moze niepotrzebnie skoro istnieja leki-hormony ktore moglyby Ci pomoc. Zapytaj lekarzy , moze dobierzesz sobie taki pomocny a bez ubocznych skutkow ?
Ja też całe życie się z migreną męczę. W końcu poszłam do neurologa, a ten mi przepisał tryptany. Gdy wzięłam pierwszy raz - też tak zadziałało, jak piszesz - w dziesięć minut. To było niewiarygodne. Z czasem wymagały już dłuższego czasu do przerwania ataku.
UsuńJest jednak ale. One mi pomagają jedynie wtedy, gdy obudzę się z migreną i natychmiast zażyję. Na taki ból głowy nabyty w ciągu dnia - nie. W dodatku je zawsze oszczędzam, bo na receptę i drogie: jednak tabletka to koszt 20 zł. No i ostatnie 'ale' - można je brać do 65 roku życia.
Tak że nie wiem, co będzie potem.
Niektórym migrena mija po menopauzie i na to trochę liczyłam, ale się przeliczyłam.
Denerwuje mnie to poganianie czasu, nie tylko w skepach, ale tez czytam na blogach, na przykład, że już chcą wiosny, ludzie toż to dopiero luty!
OdpowiedzUsuńJa tęsknię za wiosną już co najmniej od listopada 😂
Usuńo, to tak jak ja, najchętniej bym ten paskudny zimowy czas przespała jak niedźwiedzie. Jeden Arab hotelowy rezydent płakał z rozpaczy mówiąc, że u nas nie można żyć bo są dwie zimy i parę tygodni lata
UsuńI w sumie ma rację rezydent z ciepłego kraju 😁
UsuńBułhakowa zazdroszczę, a "Malowanego ptaka" możesz sobie podarować. Wstrętna, chora ksiązka, do której przeczytania namówiła mnie koleżanka. Chciałam ją pobić tym łajnem!
OdpowiedzUsuńNo wiesz, póki się człowiek sam nie przekona...
UsuńTym bardziej, że Czesi sfilmowali.
Ale zdaję sobie sprawa, że książka dla wielu co najmniej kontrowersyjna...
Brakuje mi miejsc darmowych ksiazek.w knihobudkach nic ciekawego, biblioteka sprzedaje po 4-6 dolarow wiec tylko przegladam. Czasami trafiam na przecene w ksiegarnii, ale to juz nie te ceny co kiedys. Dobrze, ze biblioteki publiczne wciaz mamy bez cenzury.
OdpowiedzUsuńBiblioteka sprzedaje wycofywane ze zbiorów egzemplarze?
UsuńNo to nieładnie. Przecież są opieczętowane i tak dalej, więc jeśli już, to bym je widziała po dolarze od sztuki, nie więcej.
Nie, to ksiazki z donacji , ale kiedys byly po 50 centow
UsuńKiedyś... cóż, inflacja wszędzie i wszystkiego.
UsuńFannie Flagg uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNie poznaję Cię, są jednak książki, które WYNOSISZ z domu!
Widuję mnóstwo wielkanocnych akcentów, a tu jeszcze walentynek nie było...
Na studiach nie miałam za bardzo czasu na czytanie dla przyjemności, ale w liceum to pod ławką Wisłocką się czytało, bo kolejka była.
Ha ha wynoszę, ale te przyniesione ostatnie, nie że tak sięgam do swoich z dawien dawna i z nich rezygnuję, co to to nie 🤣
UsuńDo Wisłockiej nie przypominam sobie dostępu w szkolnych czasach. Prawdopodobnie w licealnej bibliotece nawet jej nie było... a tym bardziej w takiej miejskiej dla dzieci i młodzieży!
No pewnie, że nie z biblioteki!
Usuńjotka
Aaaa. Pewnie koleżanka/kolega rodzicom zwinął 🤣
UsuńWisłocka stała w drugim rzędzie książek u mnie w domu. Do szkoły chodziłam na druga zmianę. Całe "dopołudnie" siedziałam w domu i buszowałam po półkach. To chyba była czwarta klasa podstawówki :) mMa
UsuńWcześnie rozpoczęta edukacja "sentymentalna" 🤣
UsuńBBM: Zastanowiłam się, czy Malowanego ptaka przywiozłaś, czy wywozisz? Nie chciałabym mieć tej książki w domu…
OdpowiedzUsuńWszystkie pokazane przywiozłam, ale niektóre z myślą o późniejszym wydaniu. To już jest sukces, że taka myśl się w ogóle pojawiła 😎
UsuńKsiążka będąca wyborem ze strony Joe Monster? Od razu mi się skojarzył oz drukowaniem Internetu dla Kaczyńskiego :D
OdpowiedzUsuńŁupy ze Śmieciarki ciekawe ale też lekko zastanawiające. Wydawałoby się, że w takim dużym mieście jak Kraków jest jakiś rynek antykwaryczny i książki dałoby się sprzedać.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńBym nie mógł prowadzić bloga, z którego czytelnicy mogą usuwać swoje komentarze :D
UsuńTak myślą niektórzy... ci, co zabierają hurtowo z knihobudek. A potem się dowiadują, że nie sprzedadzą tego towaru 😂 Antykwariaty bardzo ale to bardzo przebierają.
UsuńTo już prędzej ktoś sprzeda na allegro (za złotówkę).
Nie ustalam reguł na blogspocie 🤣
UsuńAle wybrałaś to miejsce do blogowania. Ja wolałem WordPress, bo tam nie ma takiej wolności dla komentatorów :)
UsuńA co do antykwariatów, to taka wybredność świadczy niestety o słabym rynku. Raz czy dwa sprzedawałem w Olsztynie coś z domowej biblioteczki w czasach PRL-u. Antykwariusz wziął wszystko co zaniosłem i pewnie sprzedał bez problemu. Nawet w Kętrzynie był dział antykwaryczny w jednej księgarni. A teraz wszystko ledwo zipie, a antykwariat otworzony któregoś roku w mieście przez jakąś dziewczynę nie zarabiał nawet na czynsz i się zwinął po 12 miesiącach (wcześniej nie mógł bo miał jakąś dotację i żeby jej nie zwracać trzeba było przetrwać rok).
UsuńWidzę dwie możliwości:
Usuń- albo ludzie mniej kupują, bo ich nie stać lub dlatego, że wolą e-booki
- albo są nowe wydania i klientów nie kuszą stare
Znam kilka antykwariatów krakowskich, które się zwinęły. Te, co zostały, być może opierają się na stałych klientach? Takim był na przykład prof. Krawczuk. Ciekawe swoją drogą, co z jego biblioteką...
Co do komentarzy - jakoś się tym specjalnie nie przejmuję. Nie ma wielkiego znaczenia.
UsuńLudzie nie kupują, bo nie czytają i nie potrzebują książek w domu.
UsuńEee. Ci, co nigdy nie potrzebowali, dalej nie potrzebują. Ale ci, co czytali, też dalej czytają 😉
UsuńJeszcze miałem o tej owieczce - za darmo bym nie wziął :D
OdpowiedzUsuńNo dzięki 🤣
UsuńA ja ją sobie posadziłam przy łóżku i dotrzymuje mi towarzystwa.
Na Iwana Wazowa nie natrafiłem jeszcze. Dzięki.
OdpowiedzUsuńJa się zdziwiłam, że ten Wazow wydany w Bibliotece Klasyki Polskiej i Obcej, a o takim rosyjskim pisarzu nigdy nie słyszałam 😁 A tu dopiero czytam "tytuł oryginału bułgarskiego"...
UsuńJerzy Kosiński - czytałem chyba 4 jego książki, wszystkie po angielsku, każda pozostawiała spory niesmak, może jedynym wyjątkiem była książka Being there (polski tytuł Wystarczy być).
OdpowiedzUsuńFilm pamiętam 😀
UsuńNie wiedziałem, że to sfilmowano, teraz widzę, że film zebrał sporo nagród.
UsuńInna sprawa, że J. Kosiński został oskarżony o plagiat - w Being there Kosiński "ściągnął" główny wątek z Kariery Nikodema Dyzmy.
Dziwne mi się wydaje oskarżenie o plagiat, bo te same wątki powtarzają się w wielu dziełach literackich, przeniesione w nowsze czasy etc.
UsuńIvan Vazov to taki bułgarski Sienkiewicz. "Под игото" było pisane ku pokrzepieniu serc i drukowane w odcinkach w gazecie. Pozdrawiam mMa :)
OdpowiedzUsuńUch, zaczynam się bać 😂 Pozdrawiam również!
UsuńCzytając historyjkę o rozmowie dwóch wykładowców na politechnice, przypomniało mi się coś z mojego okresu studiów.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że podczas okresu egzaminacyjnego wszyscy studenci starają się jak najwięcej wkuwać i normalne jest, że siedzą w jakimkolwiek wolnym miejscu i obojętni na otaczający ich świat, pogrążeni są w książkach i notatkach. Ale jeden z takich studentów zwrócił moją uwagę—facet siedział na podłodze dość ruchliwego korytarza i co jakiś czas zawzięcie wymachiwał rękami i kiwał głową. Jako że był odwrócony do mnie plecami, wyglądało, iż coś z nim nie było tak—cóż, przedegzaminacyjny stres może się objawiać różnymi zachowaniami! Po kilku minutach dyskretnie podszedłem do niego—i szybko rozwiązałem tajemnicę dziwnego zachowania: otóż przed nim na podłodze były rozłożone zeszyty nutowe i on po prostu przygotowywał się do egzaminu!
Piękne 😂
UsuńPrzykład na to, jakie dziwne (dla zwykłego człowieka) bywają przedmioty i egzaminy... A przecież dyrygent też musi się wszystkiego nauczyć.
W czerwcu/lipcu 2023 roku spędziłem ponad dwa tygodnie biwakując na sporej wyspie. Było strasznie gorąco, trudno było pływać na otwartych wodach, nie wolno było rozpalać ognisk, a do tego kompletnie nie brały ryby, toteż właściwie całe dnie siedziałem w cieniu i czytałem jedną książkę po drugiej. Między innymi przywiozłem ze sobą „Malowany Ptak” Kosińskiego, o której już słyszałem od ponad 30 lat.
OdpowiedzUsuńByłem przerażony tym, co w niej przeczytałem—nie mógł tego pisać normalny psychicznie człowiek i jeszcze twierdzić, iż jest to prawda! Czegoś tak ohydnego chyba w życiu nie przeczytałem i z trudem doszedłem do ostatniej strony.
Będąc już w domu, spędziłem kilka godzin, czytając różne artykuły na temat autora i tejże książki, które potwierdziły, że zawarł w niej rzeczy kompletnie nieprawdziwe. Zaszokowany również byłem, że odwiedził on Polskę i był gorąco witany przez swoich wielbicieli…
Książkę czytałem w języku angielskim, to znaczy w oryginale, bo jakoby autor szybko opanował ten język i w nim tworzył—co też kilku jego krytyków podważa i twierdzi, że może i pisał tą książkę w języku angielskim, ale jakiś edytor/tłumacz dokonał w niej duże poprawki. Muszę się z tym zgodzić, bo nie wierzę, aby był on w stanie używać takiego bogatego języka, biorąc pod uwagę, że angielskiego zaczął się uczyć w dość „zaawansowanym” wieku.
Stanowczo wszyscy odradzają tę lekturę. O tym, że nieprawdziwa, słyszałam też przed laty, gdy się sporo o Kosińskim mówiło. Z drugiej strony co znaczy w literaturze pięknej 'nieprawdziwe'? Generalnie powieść to fikcja przecież. Ale zdaje się wysuwano z niej wnioski, że autor przedstawił własną historię z czasów wojny, a więc stawiał w złym świetle nasz kraj.
UsuńWrzuciłam do wyszukiwarki tytuł książki i dostałam taki opis:
Parabola ludzkiego losu, naturalistyczne studium barbarzyństwa i przemocy, wizja świata wynaturzonego przez wojnę.
Ogólnie chyba zarzucało się Kosińskiemu dużo fałszerstw...
" Z drugiej strony co znaczy w literaturze pięknej 'nieprawdziwe'? Generalnie powieść to fikcja przecież."
UsuńZgadzam się-tylko że początkowo uważano, że książka ukazywała, lub przynajmniej była bazowana na autentycznych przeżyciach autora--dopiero później wyszło na jaw, że to była kompletnie fikcja. I ciekawy jestem, ile obecnych czytelników do tej pory uważa ją za literaturę faktu.
W latach osiemdziesiątych dwóch moich kolegów Kanadyjczyków właśnie tą książkę dawało mi za przykład jako dowód, że Polacy tak okropnie traktowali Żydów i że w ogóle są tak prymitywnym narodem! Z pewnością ta książka bardzo przyczyniła się przedstawienia Polaków w niezmiernie niechlubnym świetle.
Wcale się nie dziwię tym kolegom. W końcu przeczytali o tym w książce, nie? 😢
UsuńNie miałem pojęcia, że i w Polsce Reader’s Digest wydaje „skrócone” książki! Tutaj w antykwariatach—a raczej w sklepach z używanymi rzeczami—półki są nieraz zawalone tymi książkami i nawet niektóre sklepy ich nie przyjmują. Generalnie ich nie kupuję, ale gdy widzę jakieś specjalnie interesujące pozycje, których znalezienie pełnych wersji byłoby raczej trudne lub niemożliwe, to je kupuję.
OdpowiedzUsuńOstatnio przeczytałem fascynującą książkę (a raczej jej streszczenie) „Child of the Revolution” autorstwa Louis M. Garcia, który jako dziecko dorastał na Kubie zaraz po Rewolucji Kubańskiej i świetnie opisuje wszystkie idiotyzmy systemu komunistycznego oraz „genialne” pomysły Fidela Castro!
Właśnie zaczęłam czytać tę Fannie Flagg i coś mi nie widzi się: jakoś zapomniałam, że to są skrócone książki. W ogóle nie rozumiem, kto to robi, te "skróty" (bo nie ma nazwisk), ale to jest jakby pisanie książki na nowo - i dlaczego autorzy się na to zgadzają?
UsuńMyślę, że wiele osób jest bardziej skłonnych przeczytać skondensowane/skrócone książki niż o wiele dłuższe oryginalne edycje i dlatego tego rodzaju publikacje Reader's Digest cieszą się powodzeniem (sama ilość tych wydań, dostępnych w sklepach pokazuje, że czytelników nie brakuje). Autorzy się zgadzają, bo "pecunia non olet", jak też mimo wszystko pozyskują nowych czytelników, którzy może zainteresują się i zaczną czytać pełne wydania?
OdpowiedzUsuńPamiętam, że widziałem dwa wydania bardzo skróconych książek Wiktora Hugo "Nędznicy" i Hermana Melville'a "Moby Dick". Z pewnością czytelnicy dużo tracą--ale z drugiej strony większość z nich nigdy nie przeczytałaby pełnych edycji.
Tak też być może...
UsuńChciałabym zobaczyć skrócone wydanie Prousta i co by z tego zostało 😂