Zdobycz z budki, a nie jakieś stare moje zapasy. Tego autora mam za to Nieprawdopodobnie bujne życie, ale chyba nie czytałam. Co się nadrobi, oczywiście. Wzięłam się na sposób, wczoraj. Bo przynoszę te różne starocie i gdzieś je wcina, tu upchnę, tam wepchnę... więc zaczęłam obok tytułu wpisywać w katalogu CZ, że do czytania - łatwiej będzie odnaleźć, gdy się będę zastanawiać, co teraz 😉 Praca nad porządkami i katalogiem po chwilowej przerwie wywołanej omamami Ojczastego i złamaną ręką córki została wznowiona. Cel - wszystko odkurzyć i spisać. Środek - codziennie po jednej półce. To się tak wydaje, jedna półka, co to jest. Tymczasem za pierwszym rzędem czai się drugi, a bywa, że i trzeci.
Nowy stary Frołow po otwarciu okazał się sfatygowanym bidokiem - poprzedni właściciel wyrwał kartkę tytułową i pobazgrał pierwszą stronę. Mało tego, gdy dotarłam do strony 14, okazało się, że nie ma kolejnej kartki. No ładnie, myślę sobie, jak tak dalej pójdzie... ale nie poszło, reszta już była w porządku, a o foty brakujących dwóch stron poprosiłam na FB i zaraz dostałam 😍 Nawet je tu niżej dołączam, gdybym chciała kiedyś wrócić do lektury.
Bo czemu nie. Po to się gromadzi książki: żeby móc w każdej chwili po którąś sięgnąć i żeby móc wrócić do już przeczytanych. Kiedyś bywał też trzeci cel - żeby się pokazać jako inteligentny, kulturalny człowiek 😉 Dziś to już chyba przeszłość... Książki w domu nie są wyznacznikiem ani statusu mieszkańca ani niczego innego. Robiąc te porządki ciągle myślę o tym, jak wiele spośród moich książek stoi od lat i dalej będą stały (chyba że zdecyduję się je wydać). Rozmaite leksykony, encyklopedie, słowniki, atlasy. Kupując je zawsze myślałam, że będzie się z nich korzystać, tymczasem pełnią rolę dekoracyjną, przykre to. Ale wydawało się, że muszą być w domu.
A jeszcze są te (jak ta Biblioteka Narodowa, o której było ostatnio), które w teorii są do czytania, ale pewnie już nigdy po nie nie sięgnę. Jeżeli kiedyś planowałam lekturę Prób Montaigne'a to nie dla szpanu, tylko dlatego, że myślałam, iż trzeba. Był pewien kanon literatury, który trzeba było znać. Ale jestem już na tyle stara, że jedyne, co trzeba, to rezygnować z głupich ambicji 😎
Ale nie o tym, nie o tym. Frołow i jego bohater Sasza, 14-letni chłopak, któremu świat się wali, gdy dowiaduje się, że matka nie jest na przedłużającej się delegacji, tylko zostawiła rodzinę dla innego mężczyzny. I wszyscy o tym wiedzieli, tylko nikt nie powiedział jemu, najbardziej obok ojca zainteresowanemu. Nawet ten ojciec nie zdobył się na szczerą męską rozmowę, wszyscy bali się i unikali tematu. I jak tu ufać dorosłym? Przyspieszone dorastanie, a przy tym jeszcze pierwsza miłość, pierwsze rozczarowanie...
Początek:
Koniec:
Zaginione strony:
Wyd. Iskry, Warszawa 1974, 234 strony
Seria z kogutem
Tytuł oryginalny: Что к чему
Przełożyła: Zofia Dudzińska
Z własnej półki
Przeczytałam 22 lutego 2025 roku
Z hasła pisarza na rosyjskiej Wikipedii dowiedziałam się, że książka została sfilmowana, tyle że pod innym tytułem - Męska rozmowa. Oczywiście katalog powiedział, że mam ten film; trudno, żeby nie, skoro kiedyś mocno kolekcjonowałam radzieckie filmy i mam ich 4,5 tysiąca 🤣 co to znakomitą większość z nich miałam obejrzeć na emeryturze... to prawie jeden obejrzałam, ale co mnie wysiłku kosztowało dostać ten film z głębi szuflady pod łóżkiem (litera M), to już prościej byłoby włączyć YT 😂
Zobaczcie tę zasłonę! Pamiętam z rodzinnego domu podobną - znaczy ta z filmu nie wiem, w jakiej była kolorystyce, ale w domu była taka biało-granatowa, do dziś mam ją w oczach. Film jest z 1968 roku i ta nasza zasłona też była w latach 60-tych. A może już 70-tych?
Młodzieżowa seria z kogutem była wydawana przez Iskry, mam zaledwie kilka tych książek, wszystkie z drugiej ręki, dość zniszczone. Jeszcze tu brakuje Paukszty, którego ostatnio przyniosłam. Przeglądam, co wyszło w tej serii i widzę, że jeszcze sporo poszukiwań przede mną (w tym parę czeskich) 😁
Wracając jeszcze do problemów ze zniszczonymi książkami - tak to wygląda, gdy w akcję wchodzi wilgoć:
Obawiam się, że gdy obok takich sparszywiałych egzemplarzy stoją dobre, to się zarażą. Czyli należałoby wszystkich się pozbyć . No nie 😢
Jutro na rentgen i do kontroli. Tymczasem kolorujemy sobie 😁
„...skoro kiedyś mocno kolekcjonowałam radzieckie filmy i mam ich 4,5 tysiąca…”
OdpowiedzUsuńNiesamowite!!! Co sądzisz o filmach radzieckich? Za moich czasów unikaliśmy ich jak ognia—a te, które oglądałem, były tragiczne! Kiedyś poszliśmy na wagary, a że pogoda była kiepska, postanowiliśmy spędzić 2 godziny w kinie. Akurat grali film o odstraszającym tytule, coś w rodzaju „Syn Pułku” czy „Syn Partii”, ale wyboru nie mieliśmy. Okazało się, że aby wyświetlać film, musi być jakaś minimalna liczba widzów-a nas było za mało i filmu nie zobaczyliśmy! Również w Warszawie było kino, bodajże „Aurora”, wyświetlające oryginalne filmy radzieckie, bez dubbingu czy napisów, i raz nas do niego zaciągnięto ze szkoły. Film był makabrycznie nudny i nawet nauczycielka przestała reagować na nasze głośne zachowanie podczas prelekcji! Z pewnością potrafiłbym zrobić lepszy, pomimo zerowych zdolności w tym kierunku.
W czołowym kinie „Relax” w Warszawie kiedyś przez jakiś czas szedł film radziecki „Dersu Uzała”. Oczywiście, ani ja, ani moi koledzy nie poszliśmy go obejrzeć—bo słowo „radziecki” automatycznie kojarzyło się nam ze ruską szmirą. A szkoda, bo film był reżyserowany przez Akirę Kurosawę i otrzymał Oskara. Dopiero obejrzałem go w Kanadzie—był przepiękny!
Za szkolnych czasów też się unikało jak ognia ruskich filmów, wiadomo - było to coś narzuconego i nudnego, jako że w większości o wojnie. Ale - tak jak z Dersu Uzałą - wiele z nich było świetnych, tylko że wtedy się tego nie widziało 😉
UsuńJa mam takie wspomnienie z podstawówki, że raz poszliśmy ze szkołą na radziecki film "Step", ale okazało się, że go nie dowieźli czy coś, w każdym razie wyświetlono nam włoski film, którego akcja działa się w burdelu 🤣 To było wydarzenie! Zwłaszcza, że niektórzy uciekli przed kinem i potem pluli sobie w brodę 🤣
Zaczęłam zbierać radzieckie (i rosyjskie) filmy dopiero po wielu latach, gdy wróciłam do rosyjskiego. Uwielbiam wiele z nich, a myślę, że przede mną kolejne odkrycia. Tak sobie kiedyś myślałam, że na emeryturze będę realizować PLAN (w stylu raz w tygodniu film rosyjski, raz czeski, raz polski etc.). Cóż, chwilowo emerytura nie jest tym, czym by mogła być, ale przecież to sytuacja PRZEJŚCIOWA, kurde balans!
"którego akcja działa się w burdelu".
UsuńJako nastolatek, zawzięcie chodziłem po górach z plecakiem i kiedyś prawie-że zawitałem do Burdelu! Otóż na jednej z map wypatrzyłem nazwę "Burdelowa Polana" czy też góra-a koło niej osadę o nazwie "Burdel"! Gdy pokazałem mapę w szkole podstawowej, wywołało to małą sensację.
Wyobrażam sobie, gdy po wakacjach nauczycielka pyta się dzieci, gdzie były na wakacjach. Na to Jasio odpowiada, "A ja doszedłem do Burdelu, byłem bardzo zmęczony, ale po kilku godzinach pobytu tamże świetnie wypocząłem i ruszyłem w dalszą drogę."
Ha! Znalazłam!
Usuńhttp://www.miejscapamieci.ochotnica.pl/pl/historia/t-4-osiedle-burdel-skupisko-ludnosci-zydowskiej
Pewnie jest to miejsce, bo w okolicach Ochotnicy często łaziłem po górach.
UsuńA przy okazji coś na temat tej wsi.
Swego czasu mieszkaniec Ochotnicy pragnął pojechać do Tokio i na stacji autobusowej spytał się, jak się dostać do Japonii.
— Proszę udać się do Nowego Targu, tam panu powiedzą.
W Nowym Targu też nie wiedzieli i odesłali go do Krakowa. W Krakowie zasugerowali, że „w Warszawie na pewno będą wiedzieli”.
W Warszawie niestety też nie orientowali się, ale sprzedali mu bilet do Moskwy, „bo Japonia jest na wschodzie”.
W Moskwie wysłali go koleją do Nowosybirska, a tamże kupił bilet do Władywostoku, bo urzędnik twierdził, że to już blisko Japonii. Rzeczywiście, z Władywostoku szybko statkiem dopłynął do brzegów Japonii i pociągiem dotarł do Tokio.
Gdy po miesięcznym pobycie w stolicy Japonii czas było wracać, udał się na stację kolejową i poprosił o bilet do Ochotnicy. Urzędnik w kasie przez minutę wertował grubą księgę.
— Czy do Ochotnicy Górnej czy Dolnej? — zapytał.
Coś w tym guście już kiedyś czytałam, dobre 🤣🤣🤣
UsuńMiałam tego Frołowa w bibliotece, ale nie czytałam...
OdpowiedzUsuńOby z ręką było wszystko dobrze!
jotka
Nie dopuszczam do siebie myśli, że może być inaczej 😍
UsuńZapleśniałych książek lepiej w domu nie trzymać.
OdpowiedzUsuńDobra dusza podrzucająca zdjęcia brakujących stron jest z grupy na FB?
Wydaje mi się, że mam jakiś tytuł z tej serii z kogutkiem (słabe grzbiety, odpadają). Może "Drewniany różaniec" Rolleczek?
Ale czy to jest pleśń? Pleśń kojarzy mi się z białym nalotem na dżemie 😉 A tu są brązowe plamy...
UsuńDobra dusza oczywiście z tej strony!
Nie wiem, czy Rolleczek była wydana w tej serii. Może tak, bo zdaje się "Drewniany różaniec" miał dużo wydań, bo taka woda na młyn ówczesna...
Nosz! Jestem nieprzytomna po nieprzespanej nocy, już zaczęłam myśleć, że tableteczki Ojczastego przestają działać i dlatego "mantykuje" - a tu rano odkrywam ją na podłodze...
OdpowiedzUsuńNie dość, że naszykować, nie dość, że przypilnować, coby wziął (bo widać już nie jest w stanie cokolwiek kojarzyć typu, że jak jedzenie, to przy tym tabletki i sam o tym pamiętać) - no to jeszcze mu potem wypadnie z ust...
To nie pierwszy raz się zdarza, że przy dziennym świetle odkrywam tabletkę z wczorajszego dnia czy to na podłodze czy w łóżku.
Oczy mnie tak pieką, naokoło siatka zmarszczek, jak długo jeszcze...
Spisywanie katalogu szlo mi powolnie, ale weszlo w nawyk. Dopisuje teraz na biezaco, wczoraj przed perypetiami pojechalam do budki i byl Obcy, wzielam a okazalo sie, ze mam dwa wydania. Jak chodzilam na choinki, to co roku wyswietlali Dziadka Mroza, w koncu sie znudzil. Kolekcja filmow imponujaca. Co do ksiazek to niewiele pomaga, musielismy kiedys wyrzucic ponad 100 w tym duzo albumow. Byl placz, ale nic nie pomagalo.
OdpowiedzUsuńJak już skończę tę (Syzyfową) pracę nad katalogiem książek, to... to zabiorę się za filmy, bo tam też bałagan 😂 Ale łudzę się, że to już szybciej pójdzie.
UsuńMuszę do Ciebie zajrzeć, dowiedzieć się, co za perypetie. Obcego nie mam wcale, więc się wyrównuje 🤣
Wyrzuciliście tyle książek z powodu ich sparszywienia? Matko... Jednak, cholera, zamknięte szafy biblioteczne to nie był głupi wynalazek.
Ja lubiłam radzieckie filmy, może dlatego, że dobrowolnie oglądałam w telewizji, nie prowadzali mnie w szkole przymusowo 😉 Do dziś pamiętam Świat się śmieje, Biały Bim czarne ucho czy Moskwa nie wierzy łzom. A na wspomnienie pani, która genialnie zagrała mamę w naszym polskim serialu Ballada o Januszku wciąż mam ciary.
OdpowiedzUsuńPewnie były i nachalne produkcyjniaki propagandowe, ale chyba nas nimi przesadnie nie raczono, bo nie pamiętam albo wyparłam. Ogólnie jednak mam dobre zdanie o ich kinematografii. W ZSRR, nie wiem, jak to teraz wygląda?
Twój Frołow wydaje się na tyle fajny, że zazdroszczę zdobyczy. Moje łupy odpukać zawsze były w dobrym stanie, to znaczy może czasem sfatygowane, ale całe, nieśmierdzace itp. Wczoraj widziałam w knihobudce bibliotecznej Timura, ale już dawno sobie (od)kupiłam na Allegro, to nie brałam.
Agata
Szukszyna 😍 A wiesz Ty, że ona była chwilę zamężna za Polakiem? Stąd może wzięła się jej gra u nas? Szukszyna miała takie emploi dobrej, prostej rosyjskiej kobiety, bardzo silnej wewnętrznie. Grała też dużo w historycznych filmach, ale ja za kostiumowymi nie przepadam i rzadko oglądam.
UsuńWspółczesne kino w Rosji, wiadomo, jest mocno ograniczone cenzurą. Kiedyś, gdy sporo siedziałam na rosyjskim forum filmowym, często czytałam krytyczne wypowiedzi na temat filmów, które pokazywały ciemną stronę rzeczywistości - że to plucie we własne gniazdo, woda na młyn Zachodu, brak patriotyzmu etc. To tak jak u nas zresztą - sztandarowy przykład to Pokłosie.
Zawsze byłam wielką fanką Michałkowa, uwielbiam Spalonych słońcem i przykro mi, że taki z niego uj i lizus Putina. Jak często artysta rozchodzi się z człowiekiem!
Wczoraj przyniosłam Godziny detektywów w całkiem dobrym stanie, to będzie (kiedyś, bo grube) fajna lektura 😁 A Timury mam dwa, bo nie oparłam się starszemu egzemplarzowi z 1955 roku i też zabrałam kiedyś z półki.
Książka Frołowa wygląda sympatycznie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o radzieckie filmy, to z jednej strony pamiętam, że wszyscy narzekali, że to kiepskie produkcyjniaki, ale jakoś te które oglądałem całkiem mi się podobały.
Bo produkcyjniaków była cała masa, wiadomo. Na ich produkcję szła kasa. Ale zawsze trafiały się i małe arcydzieła 😀
UsuńNajwazniejsze by reka sie goila a ojciec mial spokojne dni.
OdpowiedzUsuńJa wykrylam nieznanego mi autora a jego ksiazki sa o II wojnie swiatowej, tej toczonej przez amerykanow z japonczykami na Oceanie Spokojnym. Zdawaloby sie ze znany temat a jednak ilez w nich nowych szczegolow! Choc ta cala seria ma swego glownego bohatera to wystepuja w nich postacie historyczne i oczywiscie prawdziwe fakty. Jedna z nich ukazuje podpisanie kapitulacji Japonii - ilez tam ciekawych wiadomosci o tym jak sie do tej ceremonii przygotowywano. Kocham takie ksiazki - oparte na faktach. Poniewaz biblioteka miala tylko jedna, ostatnia z serii , ta o podpisaniu kapitulacji, zakupilam na Amazon cala serie i teraz czytam w kolejnosci wydarzen. Kazda ma mapy, liste politykow i wojskowych, kazda ma ponad 400 stron co pozwala umiescic wiele akcji, informacji. Nauczylismy sie myslec o wojnie ze tyczyla Europe a przeciez dla amerykanow oprocz Europy oznaczala wojne na Atlantyku i glownie oceanie Spokojnym gdzie to poniosla wiecej trudu i strat niz na kontynencie. Dla mnie to istny raj, czytam i boleje gdy zblizam sie do konca kazdej ksiazki. Pozniej, jako ze nie mam miejsca na ksiazki, oddam bibliotece bo przyjmuje donacje.
Fajnie tak sobie znaleźć coś nowego i satysfakcjonującego 😍 Podziwiam zainteresowania, mnie historia raczej odstraszała zawsze. Niestety.
Usuń