Najpierw był film, a właściwie serial. Astrid Lindgren napisała scenariusz i w 1964 roku powstało 13 odcinków szwedzkiego serialu dla dzieci pod tytułem My z wyspy Słonej Wrony. Dopiero po projekcji serialu w telewizji Lindgren napisała zatytułowaną tak samo powieść. Polski tytuł Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku? wymyśliła tłumaczka, co nie jest absolutnie żadnym zarzutem z mojej strony, bo czyż nie brzmi atrakcyjniej?
Serial zresztą cieszył się tak wielką popularnością (w szwedzkiej telewizji powtarzano go ponad 20 razy), że po nim powstały jeszcze cztery osobne filmy fabularne! I całego tego bogactwa my, Polacy, nie widzieliśmy na oczy, w przeciwieństwie do Rosjan, Niemców czy nawet Włochów (którzy z kolei nadali tytuł Wakacje na wyspie mew).
Jakaż to fabuła spowodowała tak wielkie wzięcie serialu i książki?
To w gruncie rzeczy spełnienie marzeń każdego mieszczucha: zamieszkanie na wsi i to w tak egzotycznym miejscu jak mała wysepka z kilkunastoma domami, oblana zewsząd wodą i oferująca latem najprostsze przyjemności: łowienie ryb, wyprawy łódką, wylegiwanie się na trawie, odganianie os znad talerzyka ze śniadaniową marmoladą, przyglądanie owcom, towarzyszenie farmerowi przewożącemu promem na pastwisko na innej wyspie stadka krów...
Melkersonowie ze Sztokholmu właśnie wynajęli na cały rok Zagrodę Stolarza na Saltkråkan (Słonej Wronie) i z początkiem lata, pewnego czerwcowego dnia, przypływają statkiem na tę uroczą wyspę. Na przystani wita ich kilkuletnia Tjorven, córka miejscowego sklepikarza, ze swym olbrzymim czworonożnym przyjacielem - bernardynem Bosmanem.
Tjorven zawsze "przyjmuje" na przystani statek, czy pada deszcz czy świeci słońce. Jest nieco samotnym dzieckiem, bo dwie starsze siostry, Teddy i Freddy, mają swoje sprawy, a na maleńkiej wysepce brak rówieśników; toteż Tjorven rekompensuje sobie brak dziecięcego towarzystwa wpychaniem nosa we wszelkie sprawy dorosłych.
Melkersonowie już w drodze nieco się niepokoili, albowiem tata Melker, z zawodu powieściopisarz, człek dość lekkomyślny, wynajął dom nie obejrzawszy go wcześniej... toteż zdobyta w czasie podróży informacja, że jest tam przyjemnie, jak ktoś lubi, gdy deszcz pada przez sufit, niezbyt podnosi ich na duchu :) Większym jednak problemem dla trzech synów Melkera są nieustające zaloty rozmaitych młodzieńców do ich najstarszej, 19-letniej siostry Malin. Malin od 13 lat, kiedy to pani Melkersonowa zmarła, gdy przyszedł na świat najmłodszy Pelle, stara się z godnością i zaangażowaniem wypełniać dla chłopców rolę matki. Bracia jednak zdają sobie sprawę, że któregoś dnia pojawi się jakiś bezczelny młodzieniaszek, który zabierze im urodziwą i sympatyczną siostrę, toteż pilnują jej jak oka w głowie i starają się obrzydzić życie ewentualnym kandydatom na narzeczonego.
Pierwsza znajomość z Zagrodą Stolarza nie wypadła najlepiej: w opuszczonym domu czuć było stęchlizną, pościel była lodowata, a piec dymił. Na szczęście wszystkiemu dało się zaradzić, zwłaszcza z pomocą życzliwych sąsiadów, rodziców Tjorven, a dzieciaki - jak to dzieciaki - wbiegały i wybiegały, zapoznawały się z zawartością strychu i licznych komórek koło domu, odkrywały obecność żab w studni i zastanawiały się, czy tatuś musiał coś ekstra dopłacić za taki cymes :)
A już w tydzień później Malin notowała w swoim pamiętniku, że czuje się, jakby zawsze mieszkali na Saltkråkan: zna już wszystkich mieszkańców, wie, czym się trudnią, chodzi po mleko do jednego z nich i do sklepu Nissego i Marty po inne zakupy - sklep ten pełni też rolę centrali telefonicznej i poczty oraz miejscowego klubu towarzyskiego. Starsi chłopcy razem z Teddy i Freddy znikają po całych dniach zwiedzając okoliczne wysepki, Pelle zaprzyjaźnia się z Tjorven i małą Stiną i z obiema rywalizuje w kwestii posiadania własnego zwierzątka, tata Melker wali w klawisze maszyny do pisania... życie biegłoby sielsko i anielsko, gdyby nie rozmaite przygody: Tjorven najmuje się na służącą do starego Sodermana (śmiałam się w głos z jej poczynań), starsze dzieciaki wyruszają łódką na morze i łapie je straszna mgła, a Melker dostaje spazmów z niepokoju, w noc świętojańską sznur na mokre ubrania jest pełen, Melkerson konstruuje wodociąg, bo żyje się tylko dziś... aż wreszcie lato się kończy i nadchodzi czas odjazdu i pożegnania z Saltkråkan i jej mieszkańcami. Ale nie na długo, bowiem Melkersonowie przyjadą znów na Boże Narodzenie - wszak trzeba wykorzystać dom, skoro się zapłaciło za wynajem za cały rok.
Wtedy właśnie, zimą, Pelle opowiada Malin, co czyni go szczęśliwym na Saltkråkan, a czego nie ma w mieście:
Ten nostalgiczny obraz przypomniał mi dawno minione dni dzieciństwa. U nas też kiedyś były piece i zimową porą, w niedzielę, kiedy sobie można było dłużej pospać (jeszcze chyba nie było wolnych sobót), wyglądałam spod pierzyny (tak! spało się wówczas pod pierzyną!) i przyglądałam się, jak mama lub tata rozpalają w piecu, a mnie tak dobrze i cieplutko w łóżku.
Przychodzi następne lato, Melkersonowie znów przypływają ze Sztokholmu, ojciec cieszy się, że takie wspaniałe miejsce znnalazł dla swoich dzieci i właśnie im uroczyście obiecał, że zawsze będą tu przyjeżdżać - gdy jak grom z jasnego nieba spada wiadomość, że właścicielka domu postanowiła go sprzedać i jest już nawet kupiec, dyrektor Karlberg... z bogatym dyrektorem biedny powieściopisarz nie może konkurować i cała rodzina pogrąża się w rozpaczy...
Egzemplarz, który czytałam - biblioteczny - jak widać poniżej, trochę wędrował po świecie :)
W tych wędrówkach stracił integralność, toteż został wtórnie oprawiony, ale wklejono dawną obwolutę.
Autorem ilustracji był Zbigniew Łoskot, malarz kościołów; jako ilustrator współpracował ściśle z Naszą Księgarnią.
Malin pisze swój pamiętnik, który ma zamiar pokazać po latach swej córce, żeby zobaczyła, jakie mama miała cięzkie życie z braćmi-urwisami.
- Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku? Nie masz kąpielówek? - pyta Tjorven Melkera, który niechcący ciągle wpada do wody.
Melker skonstruował wodociąg doprowadzający wodę do kuchni :)
Stina i Tjorven całują żabę, żeby zamieniła się w królewicza dla Malin, która jest już bardzo stara...
Swoją drogą, czy wiedzieliście, jak imponującą oprawę miał pogrzeb szwedzkiej pisarki? Ja dopiero na Wikipedii przeczytałam:
Zmarła 28 stycznia 2002 roku po krótkiej chorobie (infekcja wirusowa). Uroczystości żałobne odbyły się w kościele Storkyrkan, na sztokholmskim Starym Mieście. Wśród żałobników pojawiła się między innymi rodzina królewska, premier Göran Persson i wiele innych ważnych postaci życia społecznego i politycznego. W kondukcie żałobnym, eskortowanym przez policję konną, szła dziewczynka prowadząc białego ogiera, co należy do jednego z symboli pogrzebów królewskich. Ceremonia była transmitowana przez szwedzką telewizję. Lindgren pochowana została w rodzinnym mieście Vimmerby.
W 2002 roku już nie oglądałam telewizji (u nas pewnie w dzienniku pokazywali), więc mnie to ominęło.
Wyd. Nasza Księgarnia Warszawa 1972, wyd.I, 274 strony
Tłumaczyła ze szwedzkiego Maria Olszańska, która przełożyła na język polski niejedną cenną pozycję skandynawskiej literatury dla dzieci (i nie tylko dla dzieci, bo również kryminały)
Tytuł oryginalny: Vi på Saltkråkan (czyli MY NA WYSPIE SŁONEJ WRONY)
Ilustrował Zbigniew Łoskot
Z biblioteki na Rajskiej (oddział dziecięcy)
Przeczytałam 9 lutego 2013.
Tuz po śmierci autorki rząd szwedzki ustanowił nagrodę imienia Lindgren. Przyznawana jest pisarzom, organizacjom i instytucjom szczególnie zasłużonym na polu literatury dla dzieci i młodzieży.
OdpowiedzUsuńNominację do Astrid Lindgren Memorial Award za rok 2011 otrzymała m.in. nasza Małgorzata Musierowicz.
A sama Lindgren na wniosek POLSKICH dzieci dostała Order Uśmiechu... jak się to plecie :)
UsuńMają swój urok te wyczytane książki :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Czy dzisiejsza młodzież za lat dzieści będzie wracać do swoich powieści o wampirach, tak jak my wracamy do Dzieci z Bullerbyn?
UsuńGorzej: oni nie będą mieli do czego wracać. :(
Usuńnauczyciel polskiego
W sensie, że i tak nic nie czytają?
UsuńMoja córka uwielbia Dzieci z Bullerbyn i My na wyspie Saltkrakan, ciągle mnie tym katuje. Także nie będzie problemu ...
UsuńTo Ci trochę zazdroszczę córki :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRacja, takie miejsca jak Saltkråkan dziś pewnie są zawalone motorówkami, hotelami, nocnymi barami...
UsuńOd długiego czasu miałam zapisaną tę książkę, ale zawsze polecano mi ją pod tytułem "Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku?" i trudno było mi ją dostać, bo aktualnie w księgarniach kryje się pod tytułem "My na wyspie Saltkrakan". Jednak na początku stycznia wreszcie ją wypożyczyłam i po prostu się uspokoiłam. Piękna książka, jak każda Lingren. Ciepła i radosna (fragment, gdy żaba zamienia się w księcia...:)). A i jeden świetny cytat mam z niej w głowie dotąd: "Wiesz co, jeżeli nie umiesz pisać tak, żebym ja zrozumiała, to ty w ogóle możesz nie pisać" (tak wujka Melkera podsumowała Tjorven i w tym zdaniu właśnie, moim zdaniem, zamyka się twórczość Astrid Lindgren...)
OdpowiedzUsuńMiło tak wrócić do książek dziecięcych. Mają w sobie magię.
Ach, więc i ta powieść doczekała się nowego tłumaczenia... też znak czasów, swoją drogą.
UsuńStyl bardzo dla Lindgren charakterystyczny, to prawda, rozpoznawalny od pierwszego rozdziału. I ten piękny cytat z rozmowy przez okno, rzeczywiście motto dla autorki.
Dzięki, że zajrzałaś.
Courage! Mam wrażenie, że to nie nowe tłumaczenie, a tylko korekta tytułu do powszechnie znanego.
UsuńJulian
Nie widziałam w księgarniach tego tytułu, może kiedyś sprawdzę w którejś bibliotece...
UsuńOj, jak pięknie brzmi. Chcę też przeczytać! Wciągam na listę.
OdpowiedzUsuńNie zawiedziesz się, rzecz warta tych kilku godzin lektury :)
Usuń