wtorek, 9 września 2014

Irena Jurgielewiczowa - Ważne i nieważne

No, to odreagowałam ten nieszczęsny włoski kryminał, pożal się Boże. Zabrałam się za książkę dla dzieci i mogę sobie tylko pogratulować, taka była fajna.
Powieść wyhaczyło moje oko na tej samej półce, gdzie stoją Orlątka z Panną:
wśród innych książek dla dzieci i młodzieży:
Nawiasem mówiąc, chętnie bym zgrupowała całą tego typu literaturę w jednym miejscu, ale mam poważne obawy... że jak już ściągnę ją z półek i zacznę układać na nowo, absolutnie mi się nie zmieszczą z powrotem! I tak to jest - szukam innych Jurgielewiczowych, a tu...
Katalog książek mówi wyraźnie, że w domu są cztery pozycje tej autorki:
- Inna
- O chłopcu, który szukał domu
- Ważne i nieważne
- Wszystko inaczej

Tymczasem na jednej z półek znalazłam tylko tę ostatnią:
A przecież jeszcze powinien być gdzieś Ten obcy, najwyraźniej nie wprowadzony do katalogu. Bordello, moiściewy, bordello! Bodajże to u Guciamal czytałam, że jeden z pisarzy czasem pożycza książkę z biblioteki, żeby sobie przypomnieć okładkę i w ten sposób łatwiej ją znaleźć u siebie. Ktoś z komentujących dziwił się; ileż to trzeba mieć książek (albo jak słabą pamięć). Otóż oświadczam: wcale nie tak dużo! Ja w tej chwili absolutnie nie mogę sobie przypomnieć, jak wygląda powieść O chłopcu, który szukał domu, a przecież nie kupowałam jej dawno temu - myli mi się z radziecką powieścią O pechowcu, który miał szczęście... też chyba powinnam iść do biblioteki :)

Irena Jurgielewiczowa to autorka dobrze znana dawnym czytelnikom, Ten obcy to była przecież lektura szkolna (nie wiem, czy dalej jest, bo już się w tych roszadach - to usuwają, tamto dodają - nie wyznaję). Zerknęłam do cioci Wiki i ze zdumieniem odkryłam, jaki to był solidny przedwojenny materiał - żyła ponad sto lat! Najwyraźniej jednak nie utrzymywała się z pisania, bo tych pozycji nie ma zbyt wiele, zdołała sobie jednak zarobić na Order Uśmiechu i jako pierwsza polska autorka znalazła się na międzynarodowej liście najlepszych książek dla dzieci.

Ważne i nieważne podejmuje temat - jeden z moich ulubionych w literaturze dziecięcej - przeflancowania dziecka wiejskiego na grunt miejski i trudności, z jakimi ten proces się odbywa. Przy czym zawsze powstaje pytanie - czy było warto. Nawet jeśli takie dziecko szybko się zaaklimatyzuje i dostosuje do nowych "miastowych" warunków, zawsze mam poczucie utraty. Czegoś cennego i niezastąpionego. Coś za coś. Znika gdzieś ta świeżość i bezpośredniość, pojawia się myślenie i kalkulowanie.
Bohaterką Ważnego i nieważnego jest Terka, mieszkająca z mamą i dziadkiem w Starej Gajówce, położonej na uboczu, toteż dziewczynka poza szkołą jest pozbawiona kontaktu z rówieśnikami. Jeszcze rok temu mieszkali z nimi ciocia i wujek z Lucynką, cioteczną siostrą Terki i była to przyjaźń nieoceniona, obu dziewczynkom nie zamykały się buzie od nieustającego gadania, zwierzania się, wspólnych marzeń. Ale Lucynka z rodzicami wyjechali do Warszawy i od tej pory przyjaciółkom pozostały już tylko listy. Listy, w których Terka odkrywa z czasem coś niepokojącego, niezrozumiałego - Lucynka zachwyca się nowym miastem, nową szkołą i nowymi koleżankami, co już jest najgorsze. Czyżby ich przyjaźń miała się zachwiać? Okazuje się jednak, że Terka z mamą i dziadkiem też pojadą do Warszawy - na wsi brak dla matki pracy. Na razie zatrzymają się u rodziny i Terka już cieszy się na to nowe mieszkanie razem. Nie przychodzi jej nawet do głowy myśl, że jej ukochany pies Kitka mógłby z nimi nie jechać... Dorośli jednak myślą inaczej - nie dość, że zwalają się w trójkę na głowę kuzynom, to jeszcze pies? Przez delikatność nawet się o tym nie wspomina. Terka będzie musiała rozpocząć samotną walkę - samotną, bo jakoś Lucynka je w tym nie dopinguje. A to tylko początek problemów. Bo ta miastowa Lucynka okazuje się całkiem inną niż była wcześniej: wstydzi się wsiowych sukienek Terki, jej uczesania w prosty warkocz, a już najbardziej właśnie tej ukochanej dawniej Kitki - przecież to zwykły kundel, gdzie jej tam do miastowych rasowych psów, którymi można zaimponować koleżankom na podwórku. Czy uda się odzyskać dawną przyjaźń?

Początek:
i koniec:

Wyd. Nasza Księgarnia Warszawa 1971, wyd.I, 204 strony
Z własnej półki
Przeczytałam 7 września 2014 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film radziecki z dorobku aktora Stanisława Lubszina - PIERWAJA LIUBOW - PIERWSZA MIŁOŚĆ (Первая любовь), reż. Wasylij Ordynskij, 1968
Na YT znalazłam tylko fragment, ciężko się przegrzebać przez zasoby portalu z tak banalnym tytułem:


Według powieści Iwana Turgieniewa. Wczorajszy gimnazjalista zakochuje się w sąsiadce z daczy, która kokietuje wszystkich dookoła, również jego. Młodzieniec cierpi, ale nie przypuszcza, że szczęśliwym rywalem jest jego własny ojciec.

2/ kolejny film z dorobku Janusza Nasfetera - MÓJ STARY, 1962
Na YT w całości:


Dwunastoletni Paweł Grzela (Tadeusz Wiśniewski) mieszka z matką w starej warszawskiej kamienicy. Odczuwa brak ojca, który wiele lat wcześniej wyjechał za granicę. Koledzy Pawła wciąż mówią o swoich ojcach i przechwalają się ich dokonaniami. Autorytet chłopca rośnie, gdy odkrywa, że nieobecny tato był niegdyś słynnym cyrkowym zapaśnikiem. Wkrótce ojciec Pawła zapowiada swój powrót z Francji...

3/ film czeski JAK UTOPIĆ DOKTORA MRACZKA (Jak utopit dr. Mráčka aneb konec vodníků v Čechách), reż. Václav Vorlíček , 1975
Na YT fragment:


Jana Vodiczkova jest prawie zwyczajną uczennicą liceum, która różni się tylko tym od innych, że jest „wodniczką”. Wraz ze swą rodziną mieszka w starym domu nad brzegiem Wełtawy, a w czasie wakacji bardzo chętnie spędza czas na basenie. To właśnie tam ratuje życie tonącemu doktorowi Mraczkowi, nie wiedząc, że za próbą wyprawienia doktora na tamten świat odpowiedzialni są członkowie jej rodziny, na czele z despotycznym Wassermanem. Powodem ataku na doktora Mraczka jest to, iż ten jako pracownikiem urzędu lokalowego, otrzymał zadanie przeniesienia rodziny Vodiczków z wilgotnego domu do mieszkania w blokach z centralnym ogrzewaniem.

4/ film NIECH ŻYJE REŻYSER! (Kantoku - banzai!), reż. Takeshi Kitano, 2007
Na YT trailer:


Surrealistyczna komedia, która ma być hołdem wobec japońskiej kinematografii. Opowiada historię pewnego pechowego reżysera chcącego nakręcić kasowy przebój. Jednak jego droga do stworzenia filmu jest usiana wieloma przeszkodami...

5/ film polski MIŁOŚĆ, reż. Sławomir Fabicki, 2012
Trailer:


Marcin Dorociński oraz wschodząca gwiazda polskiego kina Julia Kijowska (najlepsza aktorka MFF w Salonikach) w poruszającej opowieści autorstwa Sławomira Fabickiego ("Z odzysku"), której pierwsze pokazy wzbudziły wielki entuzjazm widzów i krytyki. "Miłość" to historia kobiety uwikłanej w trudną relację, której konsekwencje wystawią jej szczęśliwe małżeństwo na długotrwałą próbę. W życie dwójki trzydziestolatków wkracza ktoś, kto sprawi, że będą musieli na nowo określić, czym jest dla nich wzajemne uczucie. Początkowo ufni i otwarci, potem zagubieni i coraz bardziej oddalający się od siebie bohaterowie zmuszeni są postawić sobie niezwykle ważne pytania. Czy chcą się wszystkim dzielić i czy wszystko powinni wiedzieć? Jak wiele są w stanie wytrzymać i co teraz oznacza dla nich słowo "kochać"? "Miłość" to film zainspirowany prawdziwą historią.

12 komentarzy:

  1. Pamiętam, że "Ten obcy" bardzo mi się podobał. Jakoś jednak później nie dobrnęłam do innych pozycji autorki. A tu proszę, tę chętnie bym przeczytała.
    Na półce dojrzałam "Uwaga! Czarny parasol!" i "Kapelusz za sto tysięcy", ach, jakże one mi się wspaniale czytały! Nie raz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kapelusz za sto tysięcy to całkiem niedawno sobie przypomniałam. Jedna z ukochanych lektur. Albo cała Ożogowska.

      Usuń
  2. Fajną masz tą biblioteczkę dzieciowo-młodzieżową :)
    Szalenie zachwyciła mnie (mnie nastoletnią) książka Jurgielewiczowej "Niespokojne godziny", ciekawe, jak bym ją teraz odebrała. "Ten obcy" i "Inna?" też mi się podobały, niczego więcej niestety nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a mnie ten tytuł nic nie mówi. Choć oczywiście nic nie wiadomo, może kiedyś tam w młodości czytałam, a teraz nie pamiętam. Zaczynam się zastanawiać, czy nie skorzystać z biblioteki MIMO WSZYSTKO :)

      Usuń
  3. O, jaką ciekawą książkę odkryłaś! Autorkę bardzo lubię i znam z "Tego obcego" i "Innej". W zeszłym roku moje dziecię musiało przeczytać "Tego obcego" jako lekturę. Oczywiście i ja przeczytałam :) Mądra, dobrze napisana książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, zdecydowałam się! Odwiedzę bibliotekę! Uruchamiam projekt IRENA JURGIELEWICZOWA :)

      Usuń
  4. Jejku, nigdy nie słyszałam o tej książce, a w czasach szkolnych tak kochałam Jurgielewiczową! Była jedną z nielicznych "dziewczyńkich" autorek, które uwielbiałam (bo ja raczej w kierunku Tomków, Tajemniczej Wyspy i Kaktusów z Zielonej Ulicy ;) ). Ach, te czasy bez internetu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jurgielewiczowa, widzę, rządzi :) Mnie Tomki nie brały, ale już Nienacki i Niziurski owszem owszem...

      Usuń
  5. To ja Ci polecę autobiograficzną książkę Jurgielewiczowej "Byłam, byliśmy", bo nie tylko uwielbiam jej książki dla dzieci, ale również jako człowiek jest dla mnie pani Jurgielewiczowa od wielu lat wzorem. Była mądrą, dzielną kobietą, przyzwoitym człowiekiem i to da się wyczuć w jej pisaniu, także tym dla dzieci i młodzieży. Jedną z moich ukochanych książek dzieciństwa była jej "O czterech warszawskich pstroczkach" :) A za jedną z najważniejszych książek swojego życia uważała Irena Jurgielewiczowa "Łaskę śmierci" Marguerite Yourcenar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie ze względu na te wspomnienia, które ujrzałam na Wikipedii wymienione, zdecydowałam się uruchomić projekt IJ i nawet pobiegłam do biblioteki i pożyczyłam. Przeglądałam wieczorem w łóżku i odniosłam wstępne wrażenie, że TO MOJA BAJKA. Kilkakrotnie natknęłam się tam na własne myśli i sądzę, że to będzie fantastyczna lektura.

      Usuń
    2. Będzie, na pewno :) Dla mnie cała twórczość Jurgielewiczowej jest moją bajką, której to bardzo mi brakuje we współczesnej literaturze. Zupełnie nie umiem się odnaleźć na przykład w dzisiejszych książkach dla kobiet, problemy i perypetie głównych bohaterek są mi całkowicie obce. A o tym, co dla mnie ważne i w życiu pożądane jakoś nikt nie chce teraz pisać, ha, ha, ha... :) I ta literatura dla dzieci też już jakaś inna, dzieci jakieś inne, a mnie bliskie są przygody i sprawy, którymi żyli bohaterowie książek wydawanych w minionej epoce. Ot, starość, he, he, he... :) Kiedyś to, panie, się działo na tych podwórkach! :)

      Usuń
    3. A dziś, zdaje się, na podwórko wysyła się dzieci... za karę, jako odwyk od komputera :)

      Usuń