wtorek, 30 września 2014

Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio

Gdzieś to ostatnio w blogosferze czytałam recenzję Strasznego dziadunia i postanowiłam zapoznać się osobiście z tym dziełkiem :) Tytuł taki bardziej zachęcający, w stylu Makuszyńskiego, wyobrażamy sobie zaraz starszego pana z długą siwą brodą, wiecznie zrzędzącego, ale w głębi duszy o złotym sercu, prawda? Taka ramotka, miła do przeczytania.
Więc na półkę:
na tym to regale:
i do dzieła. Mam jeszcze jedną Rodziewiczówną, to też się za nią zabiorę. Między ustami a brzegiem pucharu :)

Tytułowy straszny dziadunio okazał się większym pacanem, niż przypuszczałam. Obraził się na nowonarodzonego wnuka, bo synowa zamiast dać mu litewskie imię wymagane przez dziadka nazwała dziecko imieniem Hieronim. Toteż obrażony w swej dumie teść od tej pory wnuka nie zauważał i nie pomagał materialnie jego matce, owdowiałej wskutek wypadku na polowaniu jeszcze przed narodzinami Rucia. Matka wpoiła jednak dziecku zdrowe zasady moralne i kult pracy, a umierając przedwcześnie zostawiła mu jako spadek dewizę BĄDŹ PRAWYM, czego młody Rucio trzymał się dzielnie zarówno jako student jak i młody inżynier pracujący przy budowie mostów dla kolei. Przymierał głodem, stawał na głowie, by ratować przyjaciela cierpiącego na suchoty, odrzucał - po krótkim zapamiętaniu miłosnym - niegodną siebie kobietę i tak dalej i tak dalej. No żywa chodząca cnota, czekająca tylko wynagrodzenia za swe przymioty!
Dziad tymczasem, niemal milioner, obsypywał złotem drugiego wnuka Wojciecha, czym - jak można się domyślać w dydaktycznej opowiastce - zepsuł mu do reszty charakter i poniekąd skazał na marną śmierć. Oczywiście czytelnik nie będzie daleko od prawdy, założywszy w pewnym momencie, że dziad z wnukiem pogodzą się, a staruch gorzko pożałuje swego okrucieństwa :)

Słowem: rzecz przewidywalna do bólu, napisana staroświeckim językiem, z naiwnościami typu gdy Hieronim udaje się ze swą kochanką do luksusowej restauracji z palmami i tropikalnymi roślinami, gdzie strzelają korki od szampana i dźwięczą oficerskie ostrogi, a autorka informuje, że Hieronim znał to miejsce. Tak, żyjący w nędzy student, utrzymujący się z korepetycji, niewątpliwie znał to miejsce :)
Wszystko kończy się happy endem i tylko żal, że gruźlika Żabby nie udało się jakoś wskrzesić.

Dla niekumatych powieść zaopatrzono w objaśnienia, co to jest krypta i lulka:
:)

Ale żeby nie było, że tak z góry na dół zjechałam - nie nie. Całkiem sympatyczna bzdurka na jedno jesienne popołudnie, gdy za oknem siąpi deszcz, a pod ręką nie ma czegoś ambitniejszego :) No i weźmy poprawkę na to, że Straszny dziadunio był debiutem powieściowym Rodziewiczówny. Pozostaje mieć nadzieję, że następne utwory były ciekawsze. Choć ja osobiście przekonywać się o tym nie mam zamiaru, przeczytam jeszcze tylko Między ustami... bo je mam w domu :)


Początek:
i koniec:



Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1991, 139 stron
Z własnej półki (kupione kiedyś na allegro)
Przeczytałam 27 września 2014 roku


Tarta z pieczarkami
Przepis wzięłam z zeszytu, gdzie go niegdyś przepisałam z jakiegoś czasopisma kulinarnego, ukazującego się w latach 90-tych.
Zmodyfikowałam po swojemu, czyli nie dałam ani boczku ani rzeżuchy i też było dobrze.
Zostało na poniedziałek i całe szczęście, bo co prawda do pracy wybierałam się na popołudnie i miałam w planie godnie podjąć obiadem malarza, który rozpoczął robotę w pokoju, że tak powiem, telewizyjnym, ale pan Bóg kule nosi - zadzwonił Dyrektor i zażądał mego przybycia już w godzinach porannych, malarz więc musiał obejść się smakiem, a ja sobie na cały dzień zabrałam resztki tarty w charakterze posiłku, można więc powiedzieć, że uratowała mnie ona od śmierci głodowej.
Tak sobie jednak myślę, że czas przerzucić się na coś innego, no nie można przecież co tydzień tarty robić. Choć jeszcze jakieś przepisy by się znalazły :)



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ kolejny film radziecki z rolą Stanisława Lubszina - PRISTAŃ NA TOM BIERIEGU - PRZYSTAŃ NA TAMTYM BRZEGU (Пристань на том берегу), reż. Solomon Szuster, 1971
Już takie filmy wynajduję, co ich nawet na rosyjskiej Wiki nie ma i na YT tylko fragmencik:

To film telewizyjny. Wedle opisu na kino-teatr.ru jest to melodramat - historia lejtnanta Klimowa, którego wojna rozłączyła z Marusią z przyfrontowej wioski. Po wojnie Klimow ożenił sie i został reżyserem filmowym. Po wielu latach przyjechał spotkać się z Marusią i miłość odżyła, ale teraz może trwać jedynie za cenę unieszczęśliwienia bliskich...

2/ następny film z dorobku Janusza Nasfetera - ABEL, TWÓJ BRAT, 1970
Na YT w całości:

Tragiczna historia dwunastolatka, który nie potrafi dopasować się do łobuzerskiego stylu rządzącej klasą "paczki" kolegów. Karol Matulak (Filip Łobodziński) to chłopiec bardzo wrażliwy, który pragnie wyzwolić się od nadmiernej troskliwości matki. Chce zdobyć względy grupy wiodącej prym w klasie. Zostaje przez kolegów namówiony do pobicia małego chłopca. W szkole spotyka go za to kara, jednak lojalnie nie wydaje inicjatorów napadu. Kiedy pod presją zdradza matce prawdziwych winowajców, spotyka go okrutna zemsta.

3/ film czeski JUTRO WSTANĘ RANO I OPARZĘ SIĘ HERBATĄ (Zítra vstanu a opařím se čajem), reż. Jindřich Polák, 1977
Na YT całość w oryginale:

Bohaterem komedii zrealizowanej przez Jindricha Polaka jest pilot, który pracuje dla firmy oferującej podróże w przeszłość. Spokojny i nieśmiały Jan Bureś ma brata bliźniaka. Karel w niczym go nie przypomina jest złym człowiekiem. Pewnego dnia Jan musi podać się za swego brata i wyruszyć w podróż machiną czasu. W ten sposób odnajduje świat nieuczciwych interesów Karela. Jednym z nich jest próba dostarczenia Hitlerowi bomby atomowej przez trzech byłych nazistów.

4/ film POZA WŚCIEKŁOŚCIĄ (Autoreiji: Biyondo), ostatni film w reż. Takeshi Kitano, 2012
Na YT trailer:

Kontynuacja WŚCIEKŁOŚCI. Podejrzewam, że mnie wynudzi, ale tak to już jest z filmami Kitano: jedne zachwycają, inne, powiedzmy, nie powalają, ale dopuszczam myśl, że za mało wiem o kulturze japońskiej :)

15 komentarzy:

  1. "Strasznego dziadunia" czytałam w młodości, jak i resztę przeczytanych książek Marii Rodziewiczówny więc się zachwycałam. I Hieronim był jednym z moich ulubionych bohaterów jej książek. Ale, jak na debiut to było nieźle.
    Tarta smacznie wygląda. My sobie czasem robimy z brokułem z przepisu kucharza ojców benedyktynów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz poszukałam takiej z brokułem, choć właściwie to już na oko mogę wszelakie tarty robić :)

      A ja Rodziewiczówny nie czytałam w młodości. Wyniosłam z domu przekonanie, że należy czytać jedynie literaturę wysoką. Z wiekiem mi przeszło :)

      Usuń
    2. Oczywiście - podstawa do dobre ciasto, a reszta to już podług uznania.
      Dobrze, że Ci przeszło. Nie wszystkim przechodzi.

      Usuń
  2. O! Nie wiedziałam, że Rodziewiczówna czytadełka pisała, może dlatego, że jeszcze żadnego nie przeczytałam. Ale jakoś wzniośle mi się jej nazwisko kojarzyło ;) Mam jej dwie powieści: "Czahary" i owe "Między ustami..." i straszną chętkę żeby choć jedną przeczytać, bo szaro, buro za oknem i kocyk zachęca, ale mam też stosik książkowy, który od dawien dawna (złowrogo), czeka na przeczytanie, ech, ech ;)
    A tarta - zaśliniłam klawiaturę ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między ustami... też przeczytam, ale nie tak zaraz, takie pełne patosu powieści trzeba sobie dozować :)

      Usuń
  3. Ja zaczęłam Rodziewiczównę od "Między ustami a brzegiem pucharu" i się zachwyciłam :) No, czytadła to są, wszystkie na jedno kopyto, szlachetna dziewoja i łobuz, którego ona sprowadza na dobrą drogę (skutecznie albo i nie). Dziadunio tu się akurat fabularnie bardzo odróżnia. Ale i tak się zachwycam i uwielbiam, jakiś taki urok staroświecki w sobie mają, te dworki, te wartości i w ogóle. Tylko nie da się czytać dwóch pod rząd, bo co za dużo, to niezdrowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bardzo się nie odróżnia - tu też szlachetna dziewoja ratuje młodziana z prostracji i tyfusu :)
      Dobrze mówisz, raz na jakiś czas można, ale nie za często :)

      Usuń
  4. Ten Hieronim wygląda mi na męską wersje bohaterki najbardziej ckliwej lektury mojego dzieciństwa, pt Słoneczko. Tam też był anioł w ludzkim, w tym przypadku dziewczęcym, ciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest :) Słoneczko jak najbardziej pamiętam ;)

      Usuń
  5. ja przeczytałam"strasznego dziadunia","lato leśnych ludzi","dewajtis","wrzos","między ustami a brzegiem pucharu","czahary"no i"niedobitowskiego z granicznego bastionu"-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, pani Anno, można było liczyć na Pani oczytanie :)

      Usuń
  6. Tego jeszcze nie czytałam, ale mam za sobą "Błękitnych" i "Czarnego Boga", pierwsza niezła ta druga taka sobie. Ale "Dziadunia..." nie znam, chociaż zdaje się że mam egzemplarz w domu. Trza poszukać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toś w Rodziewiczówną zaopatrzona :)

      Usuń
    2. Tak się zastanawiam kto to kupił bo na pewno nie ja, a książki wyglądają na całkiem nieużywane...

      Usuń