Komputer mi mówi, że dziś 23! Dwudziesty trzeci! A ja NIC!
Nic nie piszę, a niewiele więcej czytam!
Trochę winy jest w tych stertach czasopism, które kupuję co tydzień Ojczastemu. On je sobie spokojnie przerabia przez siedem dni, a ja mam czas ograniczony, a z drugiej strony nie mogę patrzeć obojętnie, jak leżą i czekają na mój kolejny wyjazd do rodziców, wezmę jedno, przeczytam prawie od deski do deski, wezmę drugie... a czas mija.
Tydzień trwa od poniedziałku (który prawie się nie liczy, bo przyjeżdżam od nich, zjadam obiad i pędzę do pracy, z której wracam ok. 21.00) do sobotniego obiadu, po którym znów się zbieram z tobołkami na pociąg. W środę też wracam późno, więc mam tak naprawdę trzy wieczory, żeby coś zrobić, a przecież i film jakiś chcę obejrzeć i te czeskie słówka trzeba wkuć i znów przejrzeć stosy przepisów kuchennych, żeby zdecydować o obiadach i zakupach... Czas się skurczył.
Odkurzam te swoje książki (wiedzą o tym znajomi z FB), co i rusz znajduję coś zapomnianego, dokładam do listy 'do przeczytania' i idę spać. Też trzeba :)
Więc się nie dziwcie, że w charakterze notki o przeczytanej w lutym książce występuje info o "Naszej szkapie" :)
Tak, znalazłam w tylnym rzędzie i przeczytałam, na tyle mnie było stać. Na 46 stron.
Mam doprawdy lepsze wyniki od uczniów :)
Jest kryzysowo. Zastanawiam się nad tym powiedzeniem, że wszystko jest kwestią organizacji i jeśli ktoś jest źle zorganizowany, to zawsze mu czasu będzie brakowało. No ale na Boga, cóż ja tu mogę lepiej zorganizować? Są określone priorytety i tyle.
Wpadłam jednak na pomysł, jak ukrócić to wieczne szukanie konkretnego przepisu: zaprowadziłam katalog. Dzięki temu będę mogła raz-dwa odnaleźć, co mi potrzeba, ba! nawet będę mogła wpisać konkretny produkt i katalog wskaże mi, co z niego mogę zrobić (na przykład mam w domu mleczko kokosowe i co teraz). Tylko... tylko to potrwa, zanim do niego wszystko wprowadzę. Naturalnie robię to wyłącznie w wolnych chwilach w pracy, więc też cudów nie zdziałam :)
Właściwie to mogłabym zyskać 40 minut dziennie, gdybym wróciła do czytania w tramwaju. Książkę zawsze ze sobą mam, a tymczasem jej nie wyciągam z torebki, bardziej ona jest awaryjnie, gdyby mi przyszło gdzieś utknąć. Przyzwyczaiłam się wyglądać przez okno i myśleć o niebieskich migdałach... to faktycznie jest zła organizacja :)
Początek:
Koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1971, wyd. III, nakład 200 tys. egz., 46 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 9 lutego 2017 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Na początku lutego zajrzałam do Bonito na czeską półkę i hop!
A potem na trzy raty przywlokłam do domu albumy, które zalegały w szafce w pracy. Te dwa pierwsze dostał dyrektor sprzed paru kadencji i mi je podarował, ale jakoś nie mogłam się zebrać, żeby je wreszcie przytargać do domu. Nadszedł jednak ten czas! Żeby tam nie wiem, co - miejsce muszę znaleźć!
Trzeci album, wielgaśny, grubaśny, drogaśny - też pokutował w szafce w pracy, niby do jakiegoś wykorzystania. Więc w końcu co, ja go wykorzystam!
Natomiast z doniesienia Moniki zainteresowałam się "Życiem literackim w Krakowie" i udało się je wygrać na FB :) wysiłku wiele nie wymagało, trzeba było napisać komentarz, ja tam nie jestem specjalnie kreatywna, więc nie licząc na nic i niewiele myśląc napisałam byle dwa zdania i jakoś tak się udało ;)
A tu ostatni zakup. Potoczyłyśmy się z Dziopą z Podgórza do Taniej Jatki i tam zobaczyłam swoje luki w Marininie, więc następnego dnia nie wytrzymałam i skoczyłam kupić.
I teraz mnie kusi. Muszę koniecznie dziś skończyć to, co aktualnie męczę i oddać się kryminalnym przyjemnościom!
Ciekawa byłabym tej Nowej Huty...
OdpowiedzUsuńA ja drogą kupna nabyłam następujące tytuły (inspiracja Tobą i FB;)): Historia światła, Lord Mord oraz Zaginiony.
A Nasza szkapa jak? ;)
Eee, nudne :)
Usuń"Zaginiony" to kryminał?
Powieść szpiegowska. Oczywiście jeszcze nie czytałam; )
UsuńPowieść szpiegowska. Oczywiście jeszcze nie czytałam; )
UsuńA jakież to czasopisma kupujesz co tydzień?
OdpowiedzUsuńZdzisław
Takie żeby Ojczasty miał przegląd tego, co się dzieje, i to z różnych stron :) Sam sobie od zawsze kupuje Politykę, ja mu przywożę Newsweeka, Wprost, Angorę, W sieci, Do rzeczy, Bez cenzury, Uważam rze plus rozmaite miesięczniki historyczne, jest tego na kopy. Dla siebie zachowuję Tygodnik Powszechny. Kupiłam też ostatnio Przekrój i Książki, jak wyczytamy, to też mu zawiozę :)
UsuńSobie kupuję Komputer świat i te wnętrzarskie oczywiście, choć ograniczyłam do dwóch miesięcznie. Wzięłam na spróbowanie jakieś kulinarne miesięczniki, skoro już tak się poświęcam gotowaniu, ale nic specjalnego - poprzestanę na blogach z internetu :)
Faktycznie, bogaty przeekrój czasopism, z różnych opcji.
UsuńKiedyś, od dziecka, czytałem mnóstwo periodyków, wszystkie literackie i kulturalne. Najpierw z nudów, a potem z ciekawości, przeglądałen nawet "Pszczelarstwo" ojca, który miał pasiekę :)
Teraz czytam w internecie. Z papieru tylko miesięcznik "Twórczość".
Zdzisław
Myśmy też w domu, za dawnych czasów, dużo czytali czasopism, każdy miał swoje, a i inni też podczytywali. Chyba tanie były :)
UsuńA jakiś czas temu przestałam kupować "Nowe Książki", bo zaczęłam mieć wrażenie, że czytam blogi książkowe...
"Obraz pośmiertny" słuchałam sobie, bardzo mi przypadł do gustu. I nie narzekaj tak na organizację, wybieraj, co ci pasuje, a nie, że musisz to czy tamto. :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam i może dziś przy sobocie podgonię, bo ze względu na to, że jutro pracuję, w ten weekend nie jadę do domu :)
UsuńŻebyś wiedziała, ze staram się wmówić sobie, że hm hm 'na wszystko mam czas, robię co chcę' :)
Już się przymierzałam do zbierania Marininy, bo mam pierwszą część, ale się opamiętałam.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś na storytelu będzie cała to posłucham....
No, widzisz, to jest kwestia opamiętania się w stosownej chwili :) Że też te nasze mieszkania nie są z gumy!
Usuńo rety Nasza szkapa to hardkorowy pomysł na który na największym głodzie książkowym bym nie wpadła. za to życie literackie w Krakowie wzbudziło mój apetyt. Ale pewnie już po konkursie?
OdpowiedzUsuńOwszem, wygrana przecież u mnie już siedzi (a była jedna):)
UsuńJa też bym sama z siebie na NS nie wpadła... to ona wpadła na mnie, biedaczka!