niedziela, 23 marca 2025

Eric Malpass - Od siódmej rano

No wreszcie coś, coś mi się podobało od samego początku. Właściwie bardziej na początku 😁 bo zaczęło się rozdziałem o tym, jak w dużym domu najmłodszy mieszkaniec zaczyna poranny niedzielny obchód i wszyscy po kolei wyrzucają go ze swojego pokoju i to było bardzo zabawne. Potem sprawy zrobiły się poważniejsze.

Osiągając wręcz poziom horroru. Ale wszystko dobrze się kończy, więc polecam, absolutnie polecam i książkę z knihobudki zatrzymuję.

Przy okazji przypomniało mi się, jak to kiedyś snułam właśnie takie marzenia, żeby mieszkać w dużym domu z całą dużą rodziną. Ja nie mam dużej rodziny, ale wtedy brałam pod uwagę również ciocię z jej mężem i trzema synami i nie pamiętam, kogo jeszcze. Każdy miał mieć swój pokój, ale wszyscy się spotykaliśmy na wspólnych posiłkach. No, chciałabym to widzieć 🤣 Zresztą już w powieści Malpassa można zobaczyć, jak to zdaje egzamin, jak się kłócą ze sobą siostra-kokietka z siostrą-szarą myszką etc. No, ale co, taki miałam pomysł.

Początek:


Koniec:

Wyd. Czytelnik, Warszawa 1972, 217 stron

Seria z kotem

Tytuł oryginalny: Morning's at seven

Przełożyła: Krystyna Tarnowska

Z własnej półki

Przeczytałam 18 marca 2025 roku
 

Brat zabrał Ojczastego w środę po południu, a oto już w czwartek wieczorem było - porwanie. Ojczasty brał brata za przedstawiciela porywaczy i negocjował z nim zwrot porwanego domu, samochodu i... brata. Ja się bardzo cieszę, że to się przytrafiło, że brat ma teraz czarno na białym, jak to wygląda i że widzi, iż ja w niczym nie przesadzam. Chciał jechać na zakupy, no to pojechał 😉

Ale zobaczcie, poprzednie schizy miał zaledwie w niedzielę (wygrana w totka), czyli coraz krótsze przerwy między atakami 😢 i coraz dłuższe same ataki - dopiero dziś brat napisał po południu, że Ojczasty siadł do posiłku normalnie. 

Tak że perspektywy coraz paskudniejsze.

Tymczasem w piątek pojechałam do ZOL-u wypytać o wszystko. Bardzo miła pani rozwiała różne moje wątpliwości, wyjaśniła, że wymagania ze strony internetowej to jedno, a życie to drugie 😉 nazwała mnie bohaterką, gdy zapytała, jak długo się ojcem opiekuję, zgodziła się z tym, że ktoś, kto nie miał osobiście do czynienia z taką opieką, nie ma najmniejszego pojęcia, o czym mówi, dała wszystkie papiery/formularze i ... niestety poinformowała też o długości kolejki - rok. Miejsc dla mężczyzn mają mniej, a wbrew temu, co się ogólnie uważa, mężczyźni tam żyją dłużej od kobiet.


To chyba miejsce dla mnie 😁

No nic, trzeba teraz zacząć załatwiać papierologię, zacznę w poniedziałek od ZUS-u - potrzebna decyzja o wysokości emerytury. W przychodni do rodzinnej dostałam pierwszy wolny termin na 9 kwietnia, co oznacza, że trzeba będzie któregoś dnia udać się o 6.30 w kolejkę, żeby zdobyć numerek wcześniej. Licznik bije, bo wejdziemy do kolejki, gdy zostanie rozpatrzony złożony przez nas wniosek - im później to zrobimy, tym więcej osób może się "wepchnąć" przed nami. Więc załatwić, złożyć i czekać. Zawsze to będzie jakaś pociecha, że każdy dzień nas przybliża do uwolnienia. Oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę, że w międzyczasie może się jeszcze wydarzyć wszystko...

Poza tym - nie mam siły ciągle, nic mi się nie chce i jedyne, co robię, to odkurzam półki i kataloguję, korzystając z tego, że mogę kłaść książki na łóżku Ojczastego. Miałam plan, że może będę tam spać, prześcieliłam z wielkim wydatkiem sił, po czym musiałam wrócić w nocy do siebie, bo okazało się, że Ojczasty w materacu wyrobił dół czy inny wądół 😂


22 komentarze:

  1. Nie wyobrażam.sobie zwyczajnie. Przecież trzeba ojczystego pilnowac dzien i noc. I w ogóle mic na niego oko bo nie wiadomo co sobie ubzdura. Może być zwyczajnie niebezpieczny. A gdybys pracowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - dzień i noc. Dlatego jestem tak wykończona, bo gdybym chociaż noc przespała, to już by było inaczej. Gdy rezygnowałam z pracy w zeszłym roku, jeszcze nie było tych halucynacji i tak naprawdę przyczyną było właśnie niespanie, nieprzytomność codzienna.
      A właściwie halucynacje już były, tylko że się nie wiedziało, że to one. Kładłam je na karb mocnych snów, z których się nie wybudzał.

      Usuń
  2. Powieść wygląda na ciekawą ale raczej marne szanse, bym znalazł egzemplarz do przygarnięcia gdzieś u siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie chodzi po głowie, że miałam kiedyś "Kochaną córeczkę", tylko wydałam... bez czytania. To teraz sobie mogę napluć w brodę.

      Usuń
  3. O nie, cała rodzina w jednym domu? never!
    Mieszkaliśmy z dziadkami, potem z mężem 6 lat z rodzicami i mimo całej miłości itd. nie i koniec.
    W szkole, w której pracowałam mieszkała była woźna, na starość była w stanie podobnym do twojego ojca i mimo, ze stanowiła zagrożenie dla bezpieczeństwa placówki, tez trzeba było czekać na ośrodek długo, a pani z PCK przychodziła tylko sprzątać. wzywała zawsze kogoś na świadka jej działań, bo pani woźna tuz po wyjściu siostry z PCK robiła totalny syf na nowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha no widzisz, to tylko takie bajdurzenie kogoś, kto nigdy nie był w sytuacji i wyobraża sobie jako cud miód 😂
      A tu się tyle słyszy o komunach dla seniorów, że wspólne mieszkanie to mniejsze koszty i ułatwienie na co dzień. Z obcymi ludźmi!

      Pani woźna miała najwyraźniej swoje pojęcie o porządku, jak ma wyglądać. W końcu wieloletnie doświadczenie 😁

      Usuń
  4. Smutne jest, że ostatecznie zakodują się lata udręki i przykryją także to, co kiedyś było fajne w rodzinnych relacjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słuszna uwaga...

      Usuń
    2. Tak było z moją babcią, niesprawiedliwe to, że zapamiętujemy te ostatnie momenty, a potem przychodzi ulga...

      Usuń
    3. => BBM
      Tak, święta prawda, że w pamięci zostaną tylko te złe chwile. Chyba że po latach się to jakoś wyrówna...

      Usuń
    4. Nie, u mnie zupełnie tak nie jest, te ostatnie lata wyparłam. Pamiętam, co dobre
      Agata

      Usuń
    5. To dobrze masz.
      Ciekawe, czy mnie się uda, choćby po latach...

      Usuń
  5. Moja biblioteka nie znajduje nazwiska Malpass.
    Dobrze, że uruchomiłaś proces w ZOL.
    Życzę pogodnego nastroju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłam też w mojej i nie jest za bogato. Ale u Was, wydawałoby się, powinien być, no bo tłumaczenia niepotrzebne.
      Swoją drogą zastanawiam się, jak to wtedy jest - czy w Australii sprzedają oryginalne wydania angielskie czy amerykańskie? Czy też są specjalne wydania na Australię?

      Usuń
  6. Do zamazpojcia i otrzymania mieszkania w bloku mieszkalam z rodzicami i czasem jeszcze z odwiedzajacym bratem, w tym trzy lata majac meza i bilznieta a to w dwoch pkojach i jednej lazience. Niezmiernie ciasno, wciaz otoczona innymi ludzmi, bez zadnej prywatnosci. Oj jak mi sie marzyly inne warunki mieszkaniowe - i pewnie moim rodzicom tez. Nawet mieszkanie 4M w bloku bylo wystarczajacym jedynie na pierwszy rzut oka. Wreszcie tutaj, w USA, od poczatku mieszkajac w domu , odczulam ulge i.... przestrzen. Co za wygoda miec osobne sypialnie dla kazdego i co najmniej dwie lazienki. Moj ostatni dom mial 7 pokoi, dwie lazienki a bylo nas tylko dwoje i wcale nie czulismy sie zagubieni w tych 260 m kwadratowych. Nie tylko ja tak uwazam, corka ma tez 7 pokoi, 3 lazienki a jest ich dwoje i mysli ze ma w sam raz. Waznym tez jest to gdy razem mieszkaja osoby w podobnym wieku i upodobaniach - starsi i bardzo mlodzi pod jednym dachem to niezbyt ciekawa mieszanka.
    Zycze by sprawa znaleznia miejsca dla Taty poszla szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że przymusowa sytuacja w tyle osób na tak małej powierzchni to koszmar. Ja sobie raczej marzyłam o dużym domu, gdzie każdy miałby swoją przestrzeń, a jednocześnie wszyscy mogliby się spotykać w części wspólnej.
      Jako osoba, która nigdy nie dysponowała mieszkaniem większym niż 3-pokojowe, nie wyobrażam sobie 7 pokoi do dyspozycji 😂 Wszystko jest kwestią doświadczenia i przyzwyczajenia, jednakże.
      Kiedyś wspominałam, jak to w dzieciństwie rysowałam plany domu: pokój do gry w szachy, pokój do zabaw z lalkami, pokój z kolejką elektryczną. I tak dalej i tak dalej 🤣

      Usuń
  7. Cała seria o rodzinie Pentecostów jest świetna. Lekki ton, sarkastyczny humor i niby zwyczajne życie, ale zawsze z jakimś dramatycznym twistem. Bardzo lubię te książki.
    Komentuję pierwszy raz (bom nieśmiała z natury), ale czytam od dawna, tak posty jak i dyskusje pod nimi. To jeden z niewielu znanych mi blogów. gdzie zawsze pod postem toczy się ciekawa rozmowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Salal, fajnie, że się odezwałaś - proszę częściej 😍
      Zadowoliłam się notką o Malpassie z okładki książki, teraz zajrzałam do Wiki i faktycznie, u nas wyszły jeszcze dwie z tej serii: "Gdy księżyc w pełni" i "Fortynbras uciekł" - ale kurka wodna tylko jako audiobooki, co za szkoda 😢 Wątpię, żebym kiedykolwiek przekonała się do słuchania książek - po prostu usypiam.

      Usuń
    2. Dzięki za dobre słowo :-). A jak chodzi o audiobooki, to ja sobie nimi umilam sprzątanie, zmywanie naczyń, itp. Inaczej też zasypiam albo uwaga mi odpływa.

      Usuń
    3. To ja z kolei nie mam podzielnej uwagi 😢 Ale przede wszystkim jestem wzrokowcem i tego nie przeskoczę.

      Usuń
  8. A jednak mimo wszystko to jest straszne,, kiedy trzeba oddać kogoś bliskiego do takiej placówki... Serce się kraje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że jest straszne. Dlatego długo trwało podjęcie decyzji. Jak nieraz pisałam: w nocy klęłam i obiecywałam DPS, w dzień, gdy sobie słodko spał, robiło mi się żal.
      Ale teraz wchodzi w grę jeszcze co innego - dźwiganie. Ja go już nie podniosę. A od tego wypadku pod prysznicem, gdy próbowałam, cały czas napieprza mnie w krzyżu.

      Usuń