Wodehouse to mój ulubiony humorysta brytyjski - o tym, jak to się stało, pisałam kilkanaście lat temu. I oto w bibliotece odkrywam wśród nowości kolejną powieść! Bo to jest tak, że sporo ich wyszło w Polsce, ale jeszcze przed wojną. Z edycji powojennych udało mi się nabyć trzy, każda wydana gdzie indziej zresztą. A tu nagle Niezastąpiony Jeeves 😁 Nie wiem, czy to jakieś światełko w tunelu, czy będą wychodzić kolejne tomy, czy też jednorazowy wybryk.
Nie wiem też, czy przypisać to już wykluwającej się infekcji, gdy to czytałam czy czemu, ale jakoś Wodehouse nie bawił mnie w tym samym stopniu, co poprzednie tomy. Tomiki raczej. Bo przy okazji wspomnę, że te poprzednie to były małe, wygodne formaty, ale ten nowy oczywiście jest już zupełnie inny, widać obowiązkiem każdego wydawcy jest zużyć jak najwięcej papieru; może też książka musi porządnie wyglądać na półce czytelnika, skoro ten zdecyduje się wydać na nią pieniądze? A pewnie im mniej wartościowa pozycja, tym okazalej musi wyglądać 🤣 Coś za coś!
Uważam w każdym razie, że te dawne małe formaciki miały większy sens w przypadku literatury rozrywkowej.
A wracając do Jeevesa, to odniosłam wrażenie, że to taki zlepek różnych tekstów zebranych w jedną powieść. I potwierdziło się, gdy teraz zerknęłam na Wiki: to było 11 opowiadań opublikowanych wcześniej w czasopismach, a w 1923 roku połączonych jako cała powieść.
Kupiłam sobie kiedyś nawet Wodehouse'a w oryginale, ale stanowczo wykazałam się przy tym zbyt pozytywnym myśleniem na własny temat, w życiu tego nie ogarnę! Natomiast z knihobudki w Pradze przywiozłam którąś z powieści tego autora po czesku (jednakże nie o Jeevesie i Bertie'm) i tu już jest większe prawdopodobieństwo lektury 😉
Początek:
Koniec:
Wyd. Stara Szkoła, Wołów 2024, 305 stron
Tytuł oryginalny: The Inimitable Jeeves
Przełożył: Mirosław Śmigielski
Z biblioteki
Przeczytałam 11 marca 2025 roku
A skoro o angielskim humorze mowa, to niedawno przyniosłam z knihobudki książkę Bagaż nie z tej ziemi, o której przeczytałam na okładce, że to czarny humor: perypetie dybiącego na spadek po stryju skąpca, który omyłkowo wysyła pocztą nie te zwłoki 😁
Coś mnie dopadło i czuję się jak stary kapeć, co gorsza już trzy dni łeb mi pęka, a jak wiadomo, pańcia nie potrafi funkcjonować w takiej sytuacji. Jeszcze żeby nie ten Ojczasty, to jakoś by to się wszystko zniosło, ale przecież tu nie ma zmiłuj się i wszystko trzeba zrobić. I w dodatku dziś już muszę mu ugotować zupę (do tej pory codziennie odkładałam tę czynność na jutro i otwierałam kolejny słoik z lodówki). Córka wczoraj, żeby mnie nie wyciągać z łóżka po raz kolejny, spróbowała przekroić sobie sama bułkę na kolację. Trwało to kilka minut, ale dała radę 😂
W środę po południu pojechałyśmy znów do chirurga, najpierw rentgen i tu zonk - nieczynny. Czyli to, co słyszałam w radiu w poniedziałek to bzdura (że tylko oddział neurologii wstrzymał przyjęcia, a cała reszta działa)*. Guzik tam działa, na wszystkich drzwiach wywieszone kartki, żeby broń Boże nie włączać komputerów, no a co dziś można bez komputera? Tak, że jedynie zdjęto już córce definitywnie plaster na bliźnie i polecono przyjść za 3 tygodnie (bez rejestracji, ta przecież też nie działa), że do tej pory może już przywrócą system... Ale zwolnienia do Urzędu Pracy wystawić też nie mogli (dzisiaj się kończyło to pierwsze). Zapytałam - druków starożytnych L-4 oczywiście już nie mają. Problem rozwiązano w ten sposób, że polecono przyjść z karteczką następnego dnia do innej przychodni, gdzie są nasi lekarze. A następnego dnia już się czułam fatalnie, ale co było robić, wstałam raniutko i pojechałam, zarejestrowałam się wedle karteczki na dole i poszłam na I piętro do pokoju 108. Wchodzę na korytarz, a tam MROWIE ludzi. Matko, słabo mi się zrobiło... I myślę, co teraz? Chyba wrócę do domu - przecież muszę dać Ojczastemu śniadanie - i z powrotem przyjadę? Pytam kogoś z kolejki, do której tu przyjmują. Do ostatniego pacjenta. No, to mi wiele powiedziało 😉 Ale jednak udało się wtrynić chyba po kwadransie czekania (głupi ma więcej szczęścia niż rozumu) i dostać zwolnienie na następny miesiąc.
Ale byłam zdegustowana tą przychodnią. Korytarz wąski, nie ma krzeseł, tylko ławy bez oparć, które stoją pośrodku (oczywiście miejsc nie wystarcza dla wszystkich), niski sufit, no kompletna klaustrofobia, nie ma czym oddychać. PRL-owskie budownictwo. To już u nas na osiedlu zupełnie inaczej to wygląda. O szpitalu, z którego przyszłyśmy, nie wspominając (ale z drugiej strony to szpital MSWiA, więc kasa była, a nie oszczędzanie na powierzchni i wysokości).
*Chodzi o to, że w sobotę był atak hakerski na szpital i cały system padł.
Wróciłam do domu szczęśliwa, że udało się jednak załatwić i do łóżka. Znaczy najpierw śniadanie dla Ojczastego 😉
Niestety również w piątek musiałam wstać z łoża boleści i ruszyć z wózkiem na zakupy, no bo kto i kiedy? To się tak wydaje: a co tam, złamana ręka. A przecież nawet chleba sobie nie zapakuje w sklepie do torebki, do tego potrzebne dwie ręce. Ani pieniędzy nie wyjmie z portmonetki. Bida.
Tyle że dziś już wychodzić nie muszę w żadnej sprawie (tfu tfu, żeby nie zapeszyć).
Leżenie w łóżku wcale mi nie pomaga, ale jak człowieka łeb napieprza, to NIC nie pomaga. A przynajmniej nie muszę na siłę utrzymywać pozycji wertykalnej. Tylko co z tą dzisiejszą zupą?
Oczekiwania vs rzeczywistość
No to się na koniec pośmiejmy. Taki przepis wycięty z gazety miałam i jakiś czas temu stwierdziłam, że wszystko w domu jest, to spróbujmy.
Nic! Nic nie wyszło tak jak miało! Po pierwsze - jak przystąpiłam do miksowania masła z cukrem, to fruuu po całej kuchni! Było sprzątania! Chyba nie mam odpowiednio wysokiego naczynia do tej czynności... Po drugie - jakie nalej odrobinę ciasta? To nie było lejące, to był glut. Po trzecie jakie 2 czubate łyżko kakao? To było o wiele za dużo! Po czwarte z racji glutowatości nie sposób było przemieszać widelcem.
Oczywiście żadna polewa czekoladowa nie była w planie, bo weźcie i dajcie coś Ojczastemu w czekoladzie, gorzej jak dziecku 🤣 No ale to detal w porównaniu z całością..
Ciasto marmurkowe 🤣 No nic, zjedzone, córka nawet domaga się, żeby kolejne zrobić 😂
Ale zastanawiam się, co jest grane, czy może w przepisie jest jakiś błąd w proporcjach? Bo to wiecie, wszystko możliwe, ty sobie przepis wytniesz i schowasz, a oni w następnym numerze przeproszą, że nie pół szklanki, tylko dwie - ale o tym się już nie dowiesz...
ale bym zjadła takie ciasto uch. a nie zrobię bo mam dwie lewerączki.
OdpowiedzUsuńhumor brytyjski uwielbiam, pasjami. każdy. więc mnie zachęciłas.
UsuńA ja to mam jedną prawą, myślisz 🤣 Mało tego, ja po prostu do wypieków mam Wielkiego Pecha! Zawsze mi coś nie wyjdzie!
UsuńTyle że się nie poddaję. Zresztą obecność Ojczastego też wymusza, bo co niby mam mu dawać na deser...
ej, mnie zawsze NIE WYCHODZI, no ale możemy się licytować :-DDD bo już przegrałaś. bloga mam od 2010, na tej platformie od 2012 bodajże, znajdź mi JEDNO zdjęcie wypieku, mojego autorstwa.
Usuń🤣🤣🤣
Coś się zgubiłem - przecież jesteś na emeryturze, to po co L4?
OdpowiedzUsuńNiezależnie od tego życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
P.G. Woodhouse - też bardzo lubiłem.
Angielski humor w starym stylu :)
W przedostatnim wpisie wspominałem, że trafiłem przypadkowo na książkę pisaną w tym stylu.
To chyba pierwsza od kilku lat książka, którą czytam zupełnie zrelaksowany.
L-4 dla córki, nie dla mnie. Jest aktualnie zarejestrowana jako bezrobotna. Poprzednie kończy się dzisiaj i dostała już wezwanie do stawienia się w Urzędzie Pracy w poniedziałek.
UsuńMoje niedomaganie to takie nie wiadomo co: infekcja jakaś? Trzepało mnie z zimna pod kołdrą, trochę pokaszliwałam. No i ta głowa boląca. Wczoraj wieczorem przestała - i już myślałam, że będzie dobrze, planowałam dziś rano kąpiel (mam głowę nie mytą od środy przecież) 😉 a tymczasem już w nocy zaczęła boleć z powrotem.
No nic, grunt, że zupę w końcu nastawiłam, jeden problem z głowy.
Gdy jeszcze mialam dzieci mlode i w domu robilam placki marmurkowe i wychodzily mi dobrze. Mysle ze cala sztuka polega na odpowiedniej gestosci ciast.
OdpowiedzUsuńOj , te bole glowy, bardzo wspolczuje bo dobrze pamietam jak mnie dawniej meczyly.
Zajrzałam potem do dwóch książek (jedna się nawet nazywa "Najlepsze ciasta kręcone"), ale nic mi to nie dało, bo w każdej były kompletnie różne proporcje 😂
UsuńTe bóle głowy to chyba za karę, bo ostatnio nawet sobie pomyślałam, że "dobrze jest, coś mnie ostatnio rzadko boli" 🤣
Kurczę, mnie tez coś rozbiera, ale nie dziwota, bo dzieci chore charczące. Przypomniały mi się stare złe czasy przedszkolno-wczesnoszkolne, kiedy tak sobie we trójkę tygodniami chorowaliśmy. Opowieści jakoby matki sie nie zarażały i dzielnie trwały na posterunku u mnie się nie sprawdziły. Mam nadzieję rozpędzić choróbsko AFIRMACJAMI bo już ponad rok nie chorowałam i mam być zdrowa, bo tak!🤣
OdpowiedzUsuńO Wodehousie pierwsze słyszę, widzę w mojej biblio, że jest tego trochę, nawet po rosyjsku i niemiecku. Jest też coś pt. "Jeeves i nieproszony gość. Angielski z P.G. Wodehousem", kiedyś czytałam tego typu książkę, fajny sposób na szlifowanie języka. Może spróbuje, choć brytyjski humor to u mnie czasem tak, czasem niekoniecznie 😁
A może zakupy zamów online, duża wygoda. Moja przyjaciółka singielka mieszka na 3 piętrze bez windy, ciężko jej nosić i sobie chwali. Przynajmniej te cięższe typu wody, mąki, cukry. Kiedyś co tydzień online zamawiałam, ale odkąd padła Alma jakoś mi te sklepy nie pasują, zresztą łączę zakupy z przebieżkami.
Ja dużo i nie chwaląc się 😉dobrze piekę, tak na pierwszy rzut oka nie powinno to być bardzo gęste. Ew. mogłaś trochę więcej mleka dać, zeby bylo płynne, może autorka miała inną mąkę lub duże jajka?. Najważniejsze, że smakowało, no i wcale a wcale źle nie wygląda.
Agata
Myślałam ostatnio o tym, że chorowanie jest dobre tylko i wyłącznie wtedy, gdy jesteśmy dziećmi. Nie musimy do szkoły, mamusia podsuwa smakołyki, leżymy sobie i czytamy albo coś oglądamy - jest gites.
UsuńW każdym innym przypadku gites nie jest. Pomijam, że nie ma kto podsuwać smakołyków... Ale jak do tego dochodzi myślenie o domu i jego organizacji tudzież łeb napieprza - to się nic nie chce oglądać ani czytać. Choć nie powiem, skończyłam kolejną książkę.
Mam nadzieję, że uda Ci się ten sposób przez afirmację 😁
Zajrzałam do katalogu biblio i tego nie mają (co za szkoda). Odkryłam, że jest dużo w oryginale - ale w formie e-booków.
Zakupy online? No coś Ty! Zapominasz, że studiuję gazetkę Lidla, chytra baba z Radomia 😂 No i właśnie wczoraj był cukier 5+5 gratis, a ja na to czekałam, bo w domu był ostatni kilogram zaczęty 😀
Sąsiadki z naprzeciwka tak kupują, ale nawet nie pytałam, w jakim sklepie. To znaczy wnuczka zamawia online, ale babcia do mnie przychodzi, żeby jej iść kupić w sklepie to, w kiosku tamto, w drugim sklepie jeszcze to... i bardzo się cieszę, że pojechała na 3 tygodnie na rehabilitację akurat, bo mi przynajmniej to odpadło.
Moja mama piekła... i że ja nigdy się nie nauczyłam, to skandal. Inna sprawa, że wyszłam z domu na studia i tyle mnie widzieli, a wcześniej to klasyka: dziecko ma się uczyć 😉
Tak że ten - zazdroszczę, że potrafisz.
Ja też chitra baba, nam aplikację Tropiciel Okazji z gazetkami i potem biegam z jednego sklepu do drugiego. Ale w tych co dowożą nue,zawsze wychodzi drożej, mają kupony rabatowe i promocje. Z tym że bardziej się opłaca duże zakupy raz na jakoś czas, wtedy są upusty i darmowa dostawa.
UsuńJa jestem dzieckiem mało gotującej mamy i sama się nauczyłam jeszcze w podstawówce z książek kucharskich. Mama całe życie się dziwiła 😁
Właśnie po urodzeniu dzieci odkryłam, że chorowanko już nie jest fajne, bo muszę i tak prawie wszystko robić i nie ma już mowy o zakopaniu się w łóżku z książeczką, eh.
No nic, życzę Ci (i sobie) zdrówka, oby do wiosny🌷
Agata
Nie wiedziałam o takiej aplikacji, może sobie kiedyś ściągnę, jak będę bardziej wolnym człowiekiem 😂
UsuńCoś podobnego! Sama z książek jako dziecko! No to Ty jesteś fenomen!
Po paskudnej nocy dziś kolejny czwarty paskudny dzień się zapowiada, łeb napieprza i nie wiem, czy odważę się iść pod prysznic. Mam już tego dość. Chyba powinnam zmierzyć temperaturę, ale nie mam siły szukać termometru...
Rzadko piekę, ale podejrzewam, że przepisy ze złośliwości podają z błędem, zawsze mam jakiś problem. Lubiłam brytyjski humor, ale obecnie w tv nie doświadczysz, chociaż nie mogę narzekać na amerykański, też lubię. Może to alergia, u nas juz się zaczęło, straszą też nowym covidem. Co by nie było współczuję za dużo na ciebie spadło złego. Co do książek to pożyczam z największym drukiem zamiast iść do okulisty.
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo dobra koncepcja z tymi złośliwymi błędami!
UsuńMatko, przypomniałaś mi o okuliście! Że miałam wziąć skierowanie i zapisać się w jakąś kolejkę... E tam, nie chce mi się.
Doświadczenie podpowiada mi, że na ból głowy najlepsza jest rozmowa ze mną, bodaj przez telefon. Takiemu Jednemu zawsze po tym ból przechodzi.
OdpowiedzUsuń🤣🤣🤣
UsuńNo proszę! Frau Be jako Magiczna Dochtórka!
Magiczna jak cholera!
UsuńOj, nie ma końca tych fatalnych zdarzeń!
OdpowiedzUsuńDałaś radę, ale to droga przez mękę...
Tak, cyfryzacja niby w kraju, ale jak brak prądu czy sieci, to kaplica.
Z powodów podobnych do opisanych przez ciebie przeniosłam się do innej przychodni, mam nadzieję, że będzie lepiej.
Zawsze gdy jest w przepisie kakao, trzeba dodać wiecej płynu, wody lub mleka.
Jak kiedyś pierdyknie jakiś blackout, to się będziemy mieli z pyszna...
UsuńSpróbuję z tym mlekiem, oczywiście nie teraz, bo w danej sytuacji NIC mnie nie zmusi do zrobienia czegokolwiek poza absolutnie niezbędnym.
Ciasto marmurkowe, dobre! :D
OdpowiedzUsuńZnowu śmichy-chichy!
UsuńZe słodkich rzeczy tylko jabłka w cieście. Ciasta kupuję. Kiedyś, gdy dzieci były małe, piekłam. Teraz już mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że na emeryturze to Bóg wi co zdziałam w zakresie kulinarnym... ha ha ha.
UsuńOj, to prawda z tymi formatami książek. Dzisiejsze są nadmuchane jak pieczywo tostowe. Książka musi być wielka, gruba i w twardej oprawie. Ani to zabrać do torebki, ani nigdzie. A już najbardziej mnie wpienia upychanie kilku tomów w jednej książce, na przykład "Chłopi" w jednym tomie. Czemu to ma służyć? Kiedyś jak książka była długa to ją właśnie rozdzielano na kilka tomów, żeby było poręcznie. Dziś książki 700-stronicowe nikogo nie dziwią.
OdpowiedzUsuńŚwietne Ci wyszło to ciasto! :-D Kiedy mnie ciasto nie wyjdzie tak jak powinno, to też każę rodzinie szybko zjeść, żeby usunąć dowody. ;-)