środa, 16 maja 2018

Bogna Wernichowska - Kardy i kokardy

Lektury swoimi drogami chodzą... a tu przydało się fejsbukowe odkurzanie książek :) odkurzyłam dwie Wernichowskie, a że żadna nie była do tej pory czytana, to zabrałam się za panie Potockie.


Gdy już skończyłam, zorientowałam się, że tytuł jakby nie odniósł się do treści - lub odwrotnie. Nic nie było o kardach, może trochę o kokardach (przy licznych opisach strojów). Aż się zastanowiłam, co to te kardy, wiedziałam, że warzywo jakieś. Internety powiedziały, że to hiszpańska odmiana karczocha. No dobrze. Spróbuję sobie jakoś to powiązać, choć panie Potockie w kuchni nie urzędowały :)

Jakie wrażenia z lektury?
Czyta się szybciutko, lekko - choć przyznam, że ta mania nadawania takich samych imion w rodzinie może nieźle w głowie namieszać i w pewnym momencie czytelnik się gubi. No, ale to już nie wina autorki. Widać ogromną pracę, jaką wykonała szperając w archiwach, czytając setki, ba! tysiące listów napisanych przez członków rodu - och, piękny to był zwyczaj i nigdy nie zastąpią go esemesy ani maile. Chyba, że ktoś by te maile drukował i składał w szufladzie :)
Nieco nudniejsze pewnie było sczytywanie rachunków domowych, ale wiadomo, że bardzo wiele mówią one o codziennym życiu. Ja tam ciągle je prowadzę. Tyle że żadna przyszła Wernichowska nie będzie ich nigdy czytać, zeszyty pójdą do śmieci kiedyś i tyle.

Jak na anonimowe wydawnictwo (zero redakcji, korekty) jestem zdziwiona poziomem, bo znalazłam zaledwie kilka błędów-literówek. Nie że je na nie poluję i ich szukam, no ale przecież się je widzi. Więc porządnie.
Plus spory materiał ilustracyjny.

Teraz tak - trochę jakby z poziomu kolan ujęte te popularne biografie. Nie ma tam absolutnie żadnych uwag krytycznych, odniosłam wrażenie, że - czyżby z racji arystokratycznego urodzenia? - panie te były chodzącymi aniołami, choć i je los doświadczał. Inna sprawa, że wyliczana często gęsto pomoc dla innych, czy to ubogich, czy poszkodowanych w wypadkach dziejowych, robi wrażenie. Na przykład wspieranie chłopskich lub urzędniczych synów na drodze oświatowej. Fundowanie przez całe lata czesnego. Czy dzisiejsi bogacze zawracają sobie głowę czymś takim? Osobiście?







Początek:
Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Krakowskie i na tym koniec - nie ma nawet roku wydania! zawsze jak widzę coś takiego, to myślę o przekrętach (może niesłusznie)...
Z własnej półki
Przeczytałam 14 maja 2018 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
O czeskich to nawet nie piszę... szkoda gadać, jestem niereformowalna...
W sobotę wyjeżdżam i choć teoretycznie zakładam, że dużo nie przywiozę, to - zobaczymy. No, dźwigać mi się nie chce, to fakt.

A tu nasze :)
Ponieważ mi pierwszy tom Nepomuckiej córka gdziesik zadziała, okrutnie mnie to denerwowało, więc odkupiłam, ale tnąc koszty, w związku z czym leciutko sfatygowany egzemplarz (3,99 zł). Było nawet taniej, ale w innej serii wydane.
A na Marininę dałam się skusić, coś tam podczytawszy u Zacofanego w lekturze. Nawet nie sprawdziłąm, czy czasem nie mam tego w oryginale :) w końcu jeśli nawet, to nie szkodzi :)

3 komentarze:

  1. Ach, to o paniach Potockich! Nie wiedziałam! Tym bardziej brzmi apetycznie!
    Muszę poszukać tej książki po antykwariatach sieciowych.
    Wielkie dzięki za recenzję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, już dawno u Ciebie nie byłam... "Kardy i kokardy" przypominają mi książkę, którą właśnie czytam - "W salonie i w kuchni" Koweckiej. Tak, zacne były te damy, pomagając ubogim. A robiły to dlatego, żeby zapewnić sobie żywot wieczny po śmierci. W sumie to każdy powód dobry. Ja jednak z chęcią poczytałabym sobie właśnie o tych ubogich z tamtych czasów, sprzed wojny, z XIX wieku. O służacych i życiu w pałacach z ich perspektywy.

    Druga sprawa - stare książki - jak sobie radzisz z zapachem? Ja nieraz kupuję coś na allegro, a potem okazuje się że tak zalatuje stęchlizną, że nie da się tego czytać. Teraz już w ogóle odpuściłam sobie kupowanie książek z lat 70-tych i wcześniejszych, bo przeważnie mają ten problem. I wkurzam się że tych starych książek ani nie wznawiają, ani nie ma ich w wersji elektronicznej. Może lepiej kupować książki z przeszłością biblioteczną - może są bardziej przewietrzone? Ciężki jest los wielbicieli staroci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem chyba w tym, że do ubogich brak źródeł... myślę. Do biografii arystokraty autor przekopuje liczne archiwa i składa z tego opowieść, a tu? To trochę jak z tym, co pozostało z dawnych czasów. Pozostały pałace, bo były pałacami, kurne chaty i lepianki rozpadły się.
      Więc o życiu biedoty możesz sobie poczytać w nowelach Prusa i Konopnickiej, a nie prace naukowe czy naukawe.
      Tak się zastanawiam, czy zarobienie sobie na żywot wieczny było faktycznie jedyną motywacją bogatych dam. Oczywiście praca charytatywna była w tych sferach swego rodzaju obowiązkiem, ale kobiety w rodzinie Potockich czy innych rodzinach, z których przyszłe panie Potockie pochodziły, były chyba wychowywane w poczuciu swego rodzaju misji - masz więcej, musisz z siebie więcej dawać. Więc nie tylko pokazać się w nowej sukni na kweście (ach, ta "Lalka" i wielkanocne groby), ale robić coś więcej.

      Teraz co do zapaszku. Niestety, trafia się. Ale nie zawsze jest to stęchlizna - czasem jakiś rodzaj kleju chyba parszywy.
      A jeśli stęchlizna? Nie wiem, czy to wynika z niewłaściwego przechowywania w antykwariacie czy złych warunków u poprzedniego właściciela. Kupuję teraz te praskie/czeskie książki i zdarzyło się, że coś przyszło i tak mi podśmierdywuje.
      Cóż począć? Zbyt są dla mnie cenne :( Zresztą gdybym nawet wyrzuciła i potem kupiła następny egzemplarz, to przecież nie ma pewności, że ten byłby dobry.
      Zastanawiam się, czy tak w ogóle od nadmiernej ilości książek w różnym wieku i stanie u mnie w domu nie pachnie różami, gdy się tak wejdzie znienacka. Znacka to się człowiek do wszystkiego przyzwyczai :)

      Usuń