Młody człowiek o imieniu Paweł, mimo że ma już swoje 26 lat, ciągle nie wie, co by chciał w życiu robić, więc przyjmuje propozycję na przezimowanie od Nikodema, starszego od siebie mężczyzny, którego poznał podczas jednej ze swoich dorywczych prac, budowaniu drogi. Nikodem z 16-letnim synem Tomaszem właśnie udaje się do schroniska górskiego, gdzie został mianowany kierownikiem. Paweł przyda się przy codziennych pracach i prowiantowaniu. Kuszą jednak łatwe pieniądze, więc wdaje się w konszachty z Grubym Jojo, który go wysyła z przemytem na słowacką stronę. Któregoś dnia mało nie wyzionie ducha z zimna, ukrywając się w śniegu przed wopistami. Nikodem pielęgnuje go w chorobie jak matka, choć ta kryminalna sytuacja zagraża jego pracy w schronisku. A gdy minie kryzys i Paweł wreszcie ocknie się przytomny, odkrywa, że w pokoju jest jakaś obca dziewczyna. Grupa studentów wybrała się w góry na święta i Nowy Rok, ale wycieńczeni ledwo dotarli do schroniska, porzucając Agnieszkę gdzieś poniżej. Nikodem przyniósł ją na własnych plecach - i zdaje się, że dziewczyna, ta studentka z Krakowa przyzwyczajona do miejskich kawiarń i atrakcji, będzie chciała zostać. Między nią a Nikodemem rodzi się uczucie. Ale jest jeszcze ten syn Tomasz, który "był za" Agnieszką, niewiele starszą od niego, gdy myślał o niej w kompletnie innych kategoriach niż przyszłej macochy...
Historia stara jak świat, rywalizacja o kobietę między ojcem a synem. Tu w warunkach kompletnej izolacji od świata, więc antyczna tragedia rozgrywająca się na scenie.
Początek:
Koniec:
Wyd. Iskry, Warszawa 1962, 177 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 4 kwietnia 2024 roku
We wtorek zaraz po świętach kupiłam w Lidlu jakąsiś frytkownicę beztłuszczową. Że wezmę, a potem się będę orientować, do czego mi to (mam miesiąc na oddanie). I do tej pory się nie miałam czasu lub nastroju zorientować 😂 Stoi w przedpokoju w ogóle nie rozpakowana. Tak że jeśli ktoś ma, to proszę o łaskawe uwagi. Bo jednak przydałoby się często używać, skoro zajmie sporo miejsca.
Ja tymczasem przeżywam mocno dwie sprawy. Jedna jest taka, że te koła widoczne w tle mają wkrótce zniknąć mi z oczu. Czyli że piwnica będzie oporządzona. Pan Sąsiad kupił gotowy regał w Castoramie za marny piniondz oraz płytę, którą zawiesi na drzwiach, bo od czasu, gdyśmy się tu sprowadzili, ciągle wisi na nich szmata poprzednich lokatorów. Znaczy pewnie od początku istnienia bloku, chyba od lat 70-tych 🤣 W poniedziałek będzie dumał nad podłogą (czytaj: rozglądał się u siebie w garażu, co ma do dyspozycji z materiałów). Ach, jakże marzę o tej chwili, gdy i rower nowy i wózek inwalidzki Ojczastego i jego taboret pod prysznic znajdą się o kondygnację niżej, a na ich miejsce będę układać książki od Szyszkodara do wywożenia. Córka powiedziała, że tu, gdzie teraz są (w kuchni), przeszkadzają jej i zabrała się za ich intensywne dowożenie do jednej z budek. W tym tempie to mi się za szybko skończą 🤣 Zostały już tylko trzy stosy.
Druga sprawa to oczywiście kwestia rezygnacji z pracy. Zawiadomiłam Derechcję, żeby miała czas spokojnie się za kimś rozglądać (kogo i tak nie znajdzie, nie żebym była niezastąpiona, tylko że marna kasa). Skoro powiedziałam STOP, to prawie zaczęłam się czuć, jakby się to już stało i muszę od czasu do czasu klepnąć się w ciemię halo, jeszcze przez trzy miesiące pracujesz, babo, nie rozpędzaj się 😁
Ale nie byłabym sobą, gdybym już nie robiła planów. Powiesiłam na tablicy korkowej listę 2024, na razie krótką, 7 punktów, ale niewątpliwie będzie ich przybywać. Oprócz tego będzie osobna lista EMERYTURA, taka bardziej dalekosiężna albo generalna, tu już mam wymyślone, że raz w tygodniu wyszukam jakiś nowy przepis i zrealizuję (taaa, już kiedyś tak miałaś robić, mówi córka; no miałam, miałam, ale czasu nie znajdowałam).
Koleżanka z sekretariatu usiłowała mnie zniechęcić do porzucenia roboty, mówiąc, że zgnuśnieję, ona to widziała na przykładzie swej mamy. No i dobrze, kto bogatemu zabroni! Na pewno w zimie będę raczej leżeć pod kołdrą niż łazić po mieście, normalka, jestem sakramencki zmarzluch. Do sklepu i do domu 😂
NAJNOWSZE NABYTKI
Tymczasem byłam na wycieczce na Kliny Borkowskie, skąd przywiozłam te dwie knigi, ale nie nadają się dla mnie: kuchnia polska nie zauważyłam, że miała na dole dopisek słodka, generalnie te lidlowe książki kucharskie są moim zdaniem (i na moje potrzeby) do kitu, więc do wydania jednak. Natomiast Kliny do powrócenia, muszę tam sobie pospacerować przy ładnej pogodzie.
Na fb są różne grupy frytkownicowe, podobnie na yt znajdziesz masę przepisów.
OdpowiedzUsuńNo to będę szperać 😁
Usuńjak ktoś ma gdzie postawić, to się przyda,na frytki,na mięso, na pogrzanie(przy braku mikrofali), córka ma i korzysta,choć wydaje mi się w sposób ograniczony
OdpowiedzUsuńWłaśnie, postawić. To też muszę wziąć pod uwagę (co mogę wynieść do Nowej Piwnicy, żeby zrobić miejsce).
UsuńSiostro, ja też ciągle robię listy i plany!
OdpowiedzUsuńW air fryerze zwanym frajerem jestem zakochana, bardzo udany zakup. Kupiłam na początku roku i trudno znaleźć dzień, żebym nie używała. Jest to po części związane z tym, że mam kiepski piekarnik, ale i po prostu jest to bardzo wygodne urządzenie. Nie trzeba rozgrzewać, od razu wrzucasz i pieczesz, na dodatek zdrowo (z tą beztluszczowością to lekka ściema, bo jeśli coś ma być chrupiące np. fryty, to lekko psikam oliwą w sprayu) i szybciej. Z tym że moc 1400 W jest trochę niska, ja zrobiłam research przed zakupem i wszyscy pisali, że 1800 to minimum. Wzięłam 1900. Zwracałam też uwagę na pojemność misy, nie widzę na Twoim zdjęciu, ja mam 7,5 l i na cztery osoby jest ok, z tym, że my rzadko jemy wszyscy to samo, np. ja jako jedyna jestem wege i czesto robię sobie osobne obiadki.
Możesz się zapisać do grup air fryerowych na fejsie, ja już tam rzadko zaglądam, bo trochę dziwne klimaty, ale początkowo inspirowałam się przepisami i poradami (polecam np. Skyrniczki, serniki ze skyru w małych foremkach, wyspecjalizowala się w nich moja córcia). Ja po prostu nie używam już piekarnika - wszystko robię we frajerku plus 3/4 tego, co dawniej na patelni. Natomiast jeśli masz wypasiony piekarnik i go lubisz, to nie wiem, jak się AF sprawdzi...
Agata
Nic nie wiem o tym, żebym miała wypasiony piekarnik 😂
UsuńO misie piszą, że jest 2,4 litra. Ja mam gospodarstwo 2-osobowe. Ojczasty się nie liczy, bo dla niego gotuje się zupki. Czasem zjada razem z nami (drugie danie), ale to musi być dostosowane, coby mógł pogryźć, a raczej wymamlać. I zawsze ziemniaki, bo jak ugotowałam ryż, to powiedział, że jest półsurowy - a my z kolei rozgotowanego jeść nie będziemy. To samo dotyczy makaronu zresztą. I pewnie kaszy, nawet mu nie próbuję dawać jako dodatku do mięsa.
Dziś jadłam frytki w KFC, sama nie robię, nie ma to jak tradycyjne, próbowałam innych, ale normalne są najlepsze.
OdpowiedzUsuńO frytkach akurat specjalnie nie myślę, jadam raz na ruski rok w McDo 😂 Z tym, że córka pewnie nie miałaby nic przeciwko!
UsuńMnie do smażenia frytek zawsze wystarczyła zwykła patelnia.
OdpowiedzUsuńDwóch Machów rywalizowało, a Agnieszkę zbałamucił Paweł niecnota? Możesz zaspoilerować, bo raczej i tak tego nie przeczytam :D
Nieeee, Paweł był niecnota tylko w sprawie przemytnictwa. Agnieszka odchodzi, bo do końca nie zrozumiała, o co kaman i nie chciała być po prostu złą matką... taaa...
UsuńDobrze pamiętam z dawnych czasów nazwisko Kabatc, ale nie mogę sobie przypomnieć czy czytałem jego książkę.
OdpowiedzUsuńFrytki bardzo lubię, ale nigdy nie jadłem domowej roboty i jednak knajpka specjalizująca się we frytkach bardziej mnie przekonuje. Ale to i tak teoria bo żona obraziłaby się gdybym poszedł coś zjeść do lokalu typu "fast-food".
Żeby nie być zupełnie bezużytecznym odświeżę wspomnienie udziału w przemycie ze Słowacji.
Ponad 60 lat temu, przypadkiem spotkałem w Zakopanem kolegę ze studiów. Nie był to bliski kolega, nosił się jakoś tak dumnie, należał do Klubu Inteligencji Katolickiej (KIK) i to go jakoś nobilitowało.
Na mój widok się ucieszył - masz wolny dzień? Chcesz zarobić 300 zł?
Miałem, chciałem.
Rano pójdziemy do Doliny Kościeliskiej w okolicę Czerwonych Wierchów, dobrze żeby ludzie nas zauważali.
Koło południa schowamy się gdzieś na uboczu i poczekamy do 3. bo wtedy schodzi z góry patrol WOP.
Jak zejdą to idziemy w górę i gdzież przy ścieżce będzie czekał na nas duży plecak. Nie mogę ci powiedzieć co tam jest.
Wszystko było jak powiedział. Plecak był potwornie ciężki, na szczęście większość czasu niósł go mój kolega.
W Zakopanem wypłacić mi pieniądze i rozstaliśmy się.
Potem, na uczelni spotykaliśmy się przelotem i raczej na odległość.
Po jakimś czasie zauważyłem gdzieś informację, że była jakaś afera - wykryto, że KIK sprowadzał z zagranicy nielegalną literaturę. To wyjaśniało dlaczego plecak był tak ciężki.
Ale to nie jest do frytek. Frytki jednak wymagają głębokiego tluszczu. Frytkownica to tylko (polska) nazwa, jeśli ktoś po to kupuje air fryera to może się rozczarować. Frytki robię (reszcie rodziny, ja jadam sporadycznie) gotowce mrożone ze sklepu (wychodzą genialnie chrupkie).
UsuńAir fryer to jest po prostu mały szybki piekarnik. Z ziemniaków piekę talarki czy łódeczki, ale i tak bardziej mi smakują z batatów.
Niektórzy w grupach fejsbukowych mają jakieś technologie robienia "prawdziwych" chrupiących frytek z surowych ziemniaków, z zalewaniem wrzątkiem i pieczeniem dwuetapowym, ale nie chce mi się testować, bo sklepowe robi się rach-ciach.
Agata
=> Lech
UsuńNazwisko i twórczość Kabatca było mi doskonale znane od późnych lat 70-tych i wczesnych 80-tych, bo pisał powieści o/dla młodzieży osadzone we włoskich realiach, więc oczywiście czytałam. Pracował swego czasu w ambasadzie w Rzymie.
Ach, Ty przemytniku! Ale popatrz, myślałam, że ksiązki to się przemycało dla idei 🤣
=> Agata
UsuńPieczone ziemniaczki też by były dobre od czasu do czasu 😁
A takich mrożonych frytek do piekarnika to w ogóle nigdy nie robiłam. Frytki na mieście jako święto 🤣🤣🤣
===> LECH
UsuńNiesamowita historia! Sześćdziesiąt lat temu 300 złotych to była naprawdę fortuna. Szkoda, że kolega nie dodał jako bonus kilka broszur/książek, stanowiących zawartość plecaka, z pewnością byłyby niezmiernie interesujące.
P.s. ten Kabatc z opisu brzmi bardzo ciekawie. Ja tez kojarzę to nazwisko, ale skąd?
OdpowiedzUsuńPogooglałam i dalej nie wiem. Tytuł Przygoda z Agnieszką brzmi jakoś znajomo, ale chyba nie był to znany pisarz. Umarł w wieku 90 lat tuż przed pandemią, w lutym 2020.
Agata (ale się rozgadałam😱)
Filip i Dżulietta, Autostrada słońca, Patrycja czyli o miłości i sztuce w środku nocy - same włoskie klimaty 😂 Coś z tego mam do tej pory, jak sądzę.
Usuń(H)eureka, już wiem, toż to on napisał Pogodę burzy nad Palermo o Iwaszkiewiczu!
OdpowiedzUsuńAgata, psychofanka Jarosława
Ach, to nie wiedziałam! Ani że pisał o Iwaszkiewiczu ani żeś psychofanka 🤣
UsuńOstatnia książka, za jaką się zabrał Ojczasty w swojej karierze czytelniczej, to była biografia Iwaszkiewicza. Ale już nie dał rady i kazał oddać do biblioteki.
BBM: Na emeryturze gnuśnieje ten, kto chce gnuśnieć. Mam wrażenie, że Tobie to nie grozi.😉
OdpowiedzUsuńNie jest pewne 😂 To tak miło nie wstawać, tylko leżeć w łóżku 🤣
UsuńBBM: Tylko do pewnego wieku, potem leżenie w łóżku już się źle kojarzy, niestety…🫢
UsuńAj. Nie strasz!
UsuńNie miewam niepotrzebnych książek - zawsze zastanawiam się, czy chcę TO mieć, czy nie.
OdpowiedzUsuńTo tak, ale biorąc pod uwagę również to, że na dziś nie planuję tego czytać, jednak bardzo możliwe, że za pięć lat owszem 😂
UsuńNie posiadam Air Fryer (wystarcza mi kuchenka mikrofalowa, piekarnik i mniejszy piekarnik elektryczny, “toaster oven”), ale moja przyjaciółka Catherine posiada go od lat i ciągle używa, w domu i w domku letniskowym (z którego właśnie wróciliśmy). Właściwie nie używa kuchenki mikrofalowej i w nim wszystko odgrzewa i piecze.
OdpowiedzUsuńWczoraj na jej “cottage’u” mieliśmy na BBQ (grillu) zrobić żeberka, ale że było wietrznie, zimno i deszczowo, zrobiliśmy je właśnie w Air Fryer i muszę przyznać, że były całkiem smaczne i ich przyrządzenie zajęło kilkadziesiąt minut. Jednakże nie sądzę, że kiedykolwiek coś takiego zakupie, bo moja dieta raczej składa się z soków warzywnych i owocowych oraz sałatek. Poza tym ponad 5 lat temu otrzymałem w prezencie od klienta “Insta Pot” i niezmiernie go zachwalał. Według niego, to urządzenie zastępuje wszystkie inne i pozwala szybko, łatwo i zdrowo przyrządzać różnorakie potrawy, ale prawdę powiedziawszy, do tej pory go nie rozpakowałem…
Co do frytek, to staram się je unikać, jednakże od czasu do czasu wpadam do “fast food restaurant” właśnie na porcję małych frytek. Kiedyś kupowałem mrożone i przyrządzałem w piekarniku, ale nigdy nie dorównywały smakiem tym serwowanym w restauracjach.
A o książkach o gotowaniu mówiąc, to wszędzie jest ich tak ogromna ilość, że wydawałoby się, iż ludzie nic nie robią, tylko gotują! Do tej pory posiadam wydaną w PRL w latach 60. XX w. “Kuchnie Polska”, którą jeszcze pamiętam z Polski-moja Mama przywiozła ją do Kanady (niestety, dokładnie dzisiaj mija 100 dni, jak odeszła z tego świata). Wiele zawartych w niej przepisów było całkiem prostych i praktycznych–pod warunkiem, że udało się zakupić wymagane składniki, co często było dużym wyczynem w epoce Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego.
Jak może wspominałem w jednym z dawniejszych wpisów, o stokroć wolę używać przepisów kucharskich demonstrowanych na YouTube, niż książek kucharskich. Jeden z nich umożliwił mi na szybkie upieczenie kury-i muszę przyznać, że tak soczystej kury to chyba nigdy przedtem nie jadłem!
Nawet nie wiem, co to jest Insta Pot. Tutaj jest wielki szał na jakieś Thermomixy, urządzenie, co to krawaty wiąże i przerywa ciążę.
UsuńMasz rację z tymi przepisami z YT - przynajmniej widzisz, jak to ma finalnie wyglądać 😁 Ale chciałabym na emeryturze pogrzebać wśród tych moich półek z książkami kucharskimi.
Przykro mi z powodu mamy 😢
Sądzę, że jako tak ogromna miłośniczka książek, nie zgnuśniejesz na emeryturze. Niemniej jednak rozmawiając przez lata z klientami, którzy właśnie kończyli pracę zawodową i odchodzili na emeryturę byłem zszokowany, jak wielu z nich kompletnie nie miało żadnych planów na przyszłość i niezmiernie lękali się tego nowego okresu życia. Wielu z nich postanowiło kontynuować pracę, chociażby w mniejszym wymiarze godzin (niektórzy nadal pracowali zawodowo w wieku 75 czy ponad 80 lat). Inni szybko “gnuśnieli”, spędzając całe dnie w domu, oglądając telewizję, pijąc, jedząc i znacznie przybierając na wadze.
OdpowiedzUsuńAle najbardziej przygnębiające historie słyszałem o tych, którzy pracowali w fabrykach typu General Motors, Chrysler, Ford czy Bombardier, na taśmach. Ci ludzie od 20, 30 czy ponad 40 lat dzień w dzień przychodzili do pracy z samego rano i przez 8-12 godzin, często 6-7 dni w tygodniu, non-stop wykonywali tę samą pracę. Odchodząc na emeryturę, zazwyczaj odbywały się pożegnalne “party”. I za 3, 6 czy 12 miesięcy na ścianie z ogłoszeniami pojawiały się ich nekrologi… Może dlatego czytając je, ich koledzy przerażeni byli odejściem na emeryturę, bo często koniec pracy oznaczał też szybkie pożegnanie się z tym światem.
Dlatego starałem się zawsze zachęcić emerytów do zapisania się do “fitness club” i spędzania w nim kilku godzin dziennie, do zapisania się do grup/klubów seniorów, do uczęszczania na różne kursy (np. języki, komputery, fotografia) czy też do spędzania kilku godzin dziennie na wolontariacie. Obawiam się jednak, że niewielu z nich to robiło i co roku traciłem sporo stosunkowo młodych jeszcze klientów.
Ja to sobie tak myślę, że jeśli ktoś przez całe życie nie miał żadnego hobby, to trudno mu coś nagle wymyślić na emeryturze. A taki brak zajęcia - szczególnie dla mężczyzn, bo kobiety jednak zawsze mają huk pracy w domu plus nieraz wnuki - jest rzeczywiście zabójczy.
Usuń