Starość, jak ogólnie wiadomo, Panu Bogu się nie udała. Toteż mało tutaj pozytywnych historii. Oczywiście z największą uwagą przeczytałam rozdział Mandarynki o DPS-ie. Dwie rzeczy zrobiły na mnie największe wrażenie: w jadalni osoby na wózkach, zwiezione na śniadanie, siedzą i czekają na obiad; i rząd krzeseł ustawionych w korytarzu przed windą - zawsze zajętych, to miejscowe kino czy teatr.
Choć... różnie bywa. Weźmy taką panią Wacławę.
Wacława pisała w dzienniku, co tam u niej i jak stoi finansowo, w końcu stan konta warunkuje prawie wszystko. Ale pod datą 30 grudnia mnie zaskoczyła.
Kurde balans, toż ja jestem Wacława! Też rozkładam dzień na części, to, tamto, siamto, byle nie zmarnować tego czasu. Jak by to miało jakieś znaczenie... Zazdroszczę jej jednak, że mogła 9-10 godzin spać 😁
Ogólnie za mało było starych ludzi, a za dużo rozmów ze specjalistami. Jakby zapełnianie ram. Niedosyt.
Początek:
Koniec:
Wyd. Wydawnictwo Poznańskie, 2024, 237 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 7 stycznia 2025 roku
Stwierdzam, że gdy się nie chodzi do pracy, zima jest fajna 😁 Tym bardziej, że - uwaga! - po raz pierwszy od 44 lat założyłam czapkę! To jest jedna z tych pierwszych rzeczy na emeryturze 🤣 No bo co, w końcu mogę. Wrócę do domu, ściągnę i nikt nie widzi, jak wyglądają moje włosy 🤣 Przy okazji powspominałyśmy na Fabryce, o którą dziś zahaczyłam, dawne czasy, gdy panie nauczycielki albo urzędniczki jak przyszły do roboty w futrzanej czapie, tak w niej siedziały. No, a co miały zrobić, jak po zdjęciu kołpaka włosy im stawały dęba, albo na odwrót, przyklejały się do czaszki.
Bałwany wszędzie rządzą, a mnie córka zmusza, żeby iść na sanki. Twierdzi przy tym, że obok górki ktoś zbudował igloo, więc muszę zobaczyć.
Skoro o zamarzniętej wodzie mowa, to: gdzieś byłam ze Śmieciarki i takie coś zobaczyłam. Niech mi ktoś wytłumaczy jak 3-letniemu dziecku, o co tutaj kaman. W jakim celu ta miska pod rynną?
Z okazji spaceru w niedzielne południe w pięknych śnieżnych okolicznościach przyrody wspomniałam film nakręcony według pewnej rosyjskiej powieści. Bo tam wśród bezkresnej równiny pokrytej śniegiem ten drewniany ni to dom ni to pałac... Wszystko pamiętałam, że główne role grali Omar Shariff i Julie Christie, że żoną była Geraldine Chaplin... tylko za cholerę nie wiedziałam ani tytułu ani nazwiska pisarza. Szłam, szłam przez 10 minut i intensywnie myślałam - i nic.
I niech mi ktoś powie, że to nie są początki Alzheimera, pliz!
W domu okazało się, że film trwa 192 minuty, więc obejrzałam go na dwa razy, właśnie skończyłam i może teraz serial?
Tymczasem nie wiem, na co się wybrać do kina w styczniu, chciałabym na Emilię Pérez, ale na razie nie grają w moim 12-złotowym kinie, za to leci Agent szczęścia, tyle że o głupiej godzinie, jak się ma obowiązki służebne (14.30), ale może jakoś się wyrobię?
Poprzysięgłam sobie ostatnio, że jak przywlokę do domu coś znowu związanego z kuchnią, to obowiązkowo zaraz zrobię. Padło na pisemko Mój przepis zostawione przez kogoś w knihobudce, rok 2009, nr 6, cena 0,95 zł 😁 Było wszystko w domu, więc... No i tak: córka nie omieszkała użyć swojej ulubionej frazy dobre, ale więcej tego nie rób 🤣 A ja uważam, że wręcz przeciwnie, zwłaszcza, że mam duże parcie na kaszę. I na zimno też dobre, zjadłam resztę na kolację 😁 Tylko z tym podanym niżej sposobem gotowania kaszy to nie bardzo miałam zaufanie. Znaczy pamiętam, że mama tak robiła, ale chyba jednak najpierw gotowała, a nie tak surowe w sumie do poduszki?
Ponieważ kaszy ugotowałam więcej (lubię na przykład z mlekiem, podobnie jak ryż czy makaron) dziś dokonałam odkrycia - dla Ojczastego miałam resztę pomidorowej i nie chciało mi się gotować makaronu, więc mu dałam z tą kaszą, wcześniej sprawdziwszy w internetach, że STOSUJE SIĘ 😁 Tak więc od teraz już wiem, że pomidorową można i z kaszą; popatrzcie tylko, jaka uniwersalna zupa: z makaronem, z ryżem, z kaszą, z lanymi kluskami, z ziemniakami też przecież można. Nawet z naleśnikiem pokrojonym, ale tego to już by Ojczasty nie zmamlał 😂
Ciężką pracą dochrapałam się kolejnej porcji wydanych książek moich. Oczywiście w tym samym czasie w domu pojawiły się nowe z budki, ale oj tam.
Chodząc co najmniej cztery razy dziennie ustawiać i poprawiać znajduję rozmaite pozycje. Powiem jednak, że mnie zadziwiła ta tutaj. Za moich czasów (znaczy w PRL-U) dzieła czy to wybrane czy zebrane wydawano uznanym autorom: Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz, Prus, Żeromski, no takie wiecie.
Szybko ktoś zabrał zresztą. Może nawet tomy 1-20 były na półce, zanim się tam pojawiłam i ktoś wziął tyle, ile udźwignął, a potem przyszedł po resztę.
A teraz trzymajcie za mnie kciuki, żebym sobie nic nie złamała na tych sankach!
Czwartek 9 stycznia: 7.490 kroków - 4,4 km
Piątek 10 stycznia: 8.305 kroków - 4,7 km
Sobota 11 stycznia: 3.143 kroki - 1,9 km
Niedziela 12 stycznia: 10.441 kroków - 6,3 km
A sprawdzasz, czy ktoś zabiera książki z domowego księgozbioru, które wynosisz do budki?
OdpowiedzUsuńOlga Rudnicka wygląda na kioskową kolekcję - w takich wydawnictwach lubią dzielić powieści na dwie części.
Sprawdzam w tym sensie, że codziennie te książki tam porządkuję, więc widzę, co ubywa 😁
UsuńMasz rację z tym dzieleniem powieści na pół, zetknęłam się z taką praktyką co prawda na gruncie rosyjskim - mam w oryginale jakieś Marininy, które są 2-tomowe.
Tak, starość bywa różna, czasami sami sobie robimy pod górkę.
OdpowiedzUsuńMoże ktoś zbiera wodę do mycia schodów, zawsze na kranowej zaoszczędzi...
Za ciężka ta zapiekanka jak dla mnie.
jotka
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że pani sprzątająca w bloku tak bardzo pragnie oszczędzić lokatorom wydatków... zwłaszcza, że przelanie wody z miski do wiadra jest męczące 😁
UsuńFilm z Omarem - zastanowiłem się i... czary-mary... też nie mogłem przypomnieć sobie tytułu, przypomniało się przypadkowo po kilku godzinach - dobry test.
OdpowiedzUsuńAle jednak sam sobie przypomniałeś, a ja dopiero musiałam w domu sięgnąć po film...
UsuńCzytałam tę książkę, w ogóle lubię czytać o starości, nieczęsto jest tematem w literaturze (akurat zaczęłam "Półmordercę" mojego ukochanego Håkana Nessera, bohater ma 73 lata i dużo monologuje na ten temat). Natomiast ta "Jak złodziej przyszła" nie podobała mi się. Skusił mnie podtytuł REPORTAŻE, a to, co tam autorki umieściły raczej obok reportaży nawet nie stało. I za dużo grzybów w barszcz, jakby na siłę zapełniały, byle książka wyszła grubsza (widzę, że i Ty odniosłaś takie wrażenie). Z drugiej strony, dobrze, że powstają książki na ten temat (mam jeszcze w bibliotecznym koszyku "Starzy ludzie nie istnieją ", ale boję się kolejnej kaszany).
UsuńO Oldze Rudnickiej pierwsze słyszę, znam Halinę od "Uczniów Spartakusa" - bardzo lubiłam jej "Szeryfa w spódnicy ".
Ja dziś przytargałam 4 książki z knihobudki, więc no cóż😂
Ee zaraz, to Ty nawet w trzaskające mrozy nie nosisz czapki?? Ja to zmarźluch jestem, nawet w liceum, kiedy obciachem było nosić, to nosiłam, bo zaraz zatoki, katar🥶 tzn. nosiłam nauszniki i modne wtedy kominy, ale jednak. Włosy mam krótkie, więc czapka nie bardzo im służy, ale trudno.
W czapce moja mama siedziała np.w kawiarni (w pracy nie😁) dopiero na starość przekonała się do kapeluszy (też nie zdejmowala, ale lepiej to wyglądalo).
Agata