niedziela, 24 lutego 2013

Robert Musil - Niepokoje wychowanka Törlessa

Pan introligator się nie zmieścił niegdyś z całym tytułem... to był w ogóle aparat, ten introligator z ul. Dietla. Zawsze zrobił jak on chciał, nie jak klient ;) Zdarzyło się raz, żeśmy z moim Ślubnym byli z wizytą u małżeństwa nauczycieli gdzieś na prowincji i tam olśnił nas wręcz wygląd pokoju dziennego (dziś zwanego salonem). Cały był wręcz wytapetowany oprawionymi książkami. - My też tak chcemy - od razu nam serca zawyły i Ślubny zabrał się za robotę czyli wyszukanie zakładu introligatorskiego. Potem już tylko należało wybierać i zawozić książki do oprawy i czekać z niecierpliwością na wyznaczony termin. Ustaliliśmy, że literatury romańskie będą w kolorze bordowym, niemieckie i angielskie zielone, Bułhakow był w czerwonym płótnie, bezdebity brązowe... Impreza nie była chyba masakrycznie droga, skoro stać na to było młode małżeństwo "na dorobku", wiecznych studentów :) Ja tam zresztą nie wiem, to Ślubny płacił :) Dziś, gdy taka przyjemność kosztuje co najmniej 30 zł, ręka by mi zadrżała, bo jednak za te pieniądze można kupić kolejną książkę, nie wspominając o tym ile staroci na allegro można wyhaczyć :)


Pisarz austriacki Robert Musil znany mi jest głównie z... nazwiska. Niepokoje wychowanka Törlessa kiedyś czytałam, ale nie wiem, czy doczytałam, nie pamiętam już. Natomiast od lat myślę, że należałoby przeczytać Człowieka bez właściwości... i tak myślę i myślę... ale nie na tyle, żeby książkę chociaż kupić :) To jeden z tych pseudointeligenckich wyrzutów sumienia, że niby powinno się znać.

Niestety po lekturze Niepokojów..., szczęśliwie zakończonej po 4 dniach, obawiam się, że do czytania Człowieka nie dojdzie w moim przypadku. To jest proza tak drążąca w sobie, że nie do zniesienia dla moich skromnych nerwów.
Ogólnie rzecz w tym, że młody Törless przebywa w konwikcie gdzieś w małej mieścinie na obrzeżach Austro-Węgier, najpierw ciężko przeżywa rozstanie z rodzicami, a potem tytułowe niepokoje, związane z własną seksualnością i moralnością. W klasie rej wodzi dwóch jego kolegów, do których Törless ma też ambiwalentny stosunek pogardy wymieszanej jednak z jakimś wewnętrznym poddaniem. Dochodzi do fizycznego i psychicznego dręczenia trzeciego chłopca, zjawiska nierozerwalnie związanego z internatami (i, myślę, także klasztorami). Tę kwestię młody Törless nieustannie analizuje i filtruje przez pryzmaty filozoficzne.

Przyznam, że ta krótka przecież powieść mnie nieprawdopodobnie znużyła. Jestem przyziemna - tak - szukam w literaturze odbicia rzeczywistości i z trudnością akceptuję taki poziom intelektualny u młodego, może 15-letniego człowieka (ponoć książka jest autobiograficzna). Widzę tu też jakiś zaczyn, jakieś pierwociny ideologii faszystowskiej... i z trwogą myślę o czekającej mnie jeszcze w tym miesiącu lekturze kolejnego tomu Musila (no cóż, zaplanowałam na luty Trzy kobiety z serii NIKE, trzeba plan zrealizować). O wiele chętniej pogrążyłabym się w czysty świat Ani z Zielonego Wzgórza :)

Wyd.Książka i Wiedza, Warszawa 1980, 246 stron, wydanie III
Seria z kolibrem
Tłumaczyła Wanda Kragen
Tytuł oryginalny: Die Verwirrungen des Zöglings Törleß
Z własnej półki (kupione 17 czerwca 1983 roku za 30 zł)
Przeczytałam 23 lutego 2013



ALMA MATER, nr 154 - luty 2013
Pobrałam z redakcji najnowszy numer uniwersyteckiego miesięcznika.

Można w nim przeczytać m.in. o jubileuszu 90-tych urodzin prof. Henryka Markiewicza:

O uroczystości przyznania doktoratu honoris causa Adamowi Zagajewskiemu (jest też tekst wygłoszonej przez Niego mowy):

O Collegium Śniadeckich w Ogrodzie Botanicznym:

O krakowskich mieszkaniach Wisławy Szymborskiej:

Wszystko, jak zwykle, można znaleźć w sieci.

A przy okazji pobierania miesięcznika...

NAJNOWSZE NABYTKI
Znalazłam też na półce "do wzięcia" takie coś:

Pamiętnik studentów chemii 1957-1962
Hyc do torby, bom na wszystko, co z UJ związane, łasa. I dobrze zrobiłam, co stwierdzam po szybkim przejrzeniu wieczorem w łóżku, bo są to miłe opowieści dawnych absolwentów, z klimatem tamtych czasów, a wydane w nakładzie raptem 250 egz., więc raczej trudne do znalezienia :)

Zajrzałam również do Taniej Jatki na Grodzkiej i nie wyszłam z pustymi rękoma:

Na Krew na śniegu (19,50 zł) to sama nie wiem, co mnie podkusiło... a Ginzburg (18 zł) czekała od dawna, film widziałam przecież wieki temu.

21 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam się dowiedzieć, czy cała sprawa skończy się tragedią czy też rozejdzie się po kościach :)

      Usuń
  2. Oprawione książki ... - pełne zrozumienie z mojej strony, choć nie powinnaś narzekać na introligatora z ulicy Dietla :-), gdy patrzę na książki, które jako młody chłopak zaniosłem do introligatora jakieś 30 lat temu aż mi się płakać chce. Nawiasem mówiąc 30 zł za oprawę to chyba pomyłka :-) - półskórek kosztuje ok. 120-140 zł, a o skórze nie wspomnę i podobnie jak o "bajerach" w rodzaju barwienia i woskowaniu bloku etc. A co do Musila to u mnie w kolejce czeka "Człowiek bez właściwości" :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ kolego, nie mówimy tu o żadnych półskórkach, czy ja z hrabiów?

      :)

      Zresztą... od momentu, gdy do mnie dotarło, że nie będę miała komu zostawić swych książek, już mi nie zależy. A żeby zrobić wrażenie na gościach? buhaha.

      Ja Człowieka zdecydowanie wyrzucam na razie z kolejki. Może kiedyś dojrzeję.

      Usuń
    2. Wrażenie na gościach?! uhahaha :-) Zapewniam Cię, że przyjemnie jest wziąć samemu taką książkę do ręki i przez zdecydowaną większość czasu cieszy moje oko a nie gości :-) Ale wracając do tematu :-) Ty z kolei wystraszyłaś mnie trochę tymi "Niepokojami" i biedy Musil znowu pewnie przesunie się w kolejce do tyłu :-)

      Usuń
    3. Są różne motywacje :)

      Ja właśnie wzięłam do rąk wspomnienia Rusinka i zapewniam Cię, że mimo skromnej szaty graficznej zawartość mnie całkiem satysfakcjonuje i cieszy... z czego wniosek, że jako esteta nadaję się na śmietnik jedynie, skoro wystarcza mi to co w środku :)

      A co do Musila, nie sugeruj się opinią starszej pani, co w sytuacji nerwów książkę czytała... na zły moment padło, więc i nie najlepiej ją odebrała...

      Usuń
    4. Och, nie bądź taka skromna :-) zawsze lepiej mówić dobrze o sobie niż źle o innych :-)

      Usuń
  3. Pokój wytapetowany oprawionymi książkami?! O rany!:) Też bym tak chciała!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało tego! Te szeregi książek stały w pięknych oszklonych szafach bibliotecznych, a nie tak sobie na odkrytych półkach!

      Usuń
  4. "Człowiek bez właściwości" to chyba taki żelazny wilk, którym się nawzajem straszą mole książkowe. :) Ponoć lektura wywołuje męczarnie, ale warto. Tak przekonywała mnie koleżanka, która z poświęceniem przebrnęła. Ja nie czytałam i nie sądzę, żebym w najbliższym czasie się odważyła, a już zwłaszcza po Twojej recenzji "Niepokojów...".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Męczarnie, powiadasz? No, to już wiem wszystko. Nawet jeśli WARTO... się nie piszę :)

      Usuń
  5. Ten pokój wytapetowany książkami... robi wrażenie sam pomysł! Ciekawie to musiało wyglądać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętam już, w jakiej sprawie trafiliśmy do tych ludzi, a więc nie mogę wydedukować, czego uczyli... choć narzuca się wniosek, że byli to poloniści :)

      Usuń
  6. Ciekawa jestem, czy to aktualne zdjęcie prof. Markiewicza? Czyżby on się nie starzał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej aktualne, bo zdjęcia pochodzą z obchodów jubileuszu... ale ale! będę miała dla Ciebie kolejną niespodziankę związaną z prof. Markiewiczem, chyba jeszcze dziś :)

      Usuń
  7. mnie to by szkoda było na oprawianie ksiązek:))Ale jak wówczas ślubny płacił to co innego. Przydałoby się moim najstarszym w zbiorze takowa oprawa, ale może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry pomysł, jeśli chodzi o stare, podniszczone wydania. Trzeba mieć nadzieję, że kiedyś tam będzie Cię stać (nie tylko na kolejne książki, ale i na oprawę poprzednich) :)

      Usuń
    2. żywię takową nadzieję:)

      Usuń
  8. Kilku introligatorów w Krakowie zdąrzyłem poznać, jak każdy zawód mają swoją specyfikę, fryzjerzy i taksówkarze są gadatliwi etc. :) W Pradze jest podobnie...

    "— Czy tam jeszcze mieszka, tego nie wiem — odparł Szwejk — ale w 1908 roku mieszkał. Bardzo pięknie oprawiał książki, ale długo, bo najpierw musiał je przeczytać i oprawić zależnie od treści. Gdy dał czarny grzbiet, nikt już nie musiał czytać. Było wiadomo, że ta powieść bardzo źle się kończy. Życzy pan sobie jeszcze dokładniej? Żeby nie zapomniał: codziennie siadywał U Fleků i opowiadał treść wszystkich książek, które mu przynieśli do oprawy.”

    Jaroslav Hašek, Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, chętnie bym też siadła U Fleků i posłuchała :)

      Usuń