piątek, 4 października 2013

Georges Simenon - Les scrupules de Maigret


Impulsem do sięgnięcia po kolejnego Simenona były dwa filmy: pierwszy to... Sokół maltański - czyli film amerykański... ale miałam go z francuskimi napisami :) A potem obejrzałam już w oryginale rodzimą produkcję francuską czyli świetny film Le Prénom. I tak oto zachciało mi się po francusku znów poczytać, po dwumiesięcznej przerwie. Pomysł, by wziąć ten akurat tomik, był podwójnie dobry - otóż otwieram go, a tu... pięć banknocików po 100 zł, które Bóg wie kiedy i po co schowałam :) Takie niespodzianki to ja poproszę częściej!

A więc, jak widzimy, cenna pozycja.

Maigret ma skrupuły. W jego biurze pojawił się któregoś styczniowego dnia, gdy nic się nie działo, sprzedawca zabawek z wielkiego magazynu - specjalista od kolejek elektrycznych. Xavier Marton podejrzewa, że jego żona jest niestabilna psychicznie i chce go otruć, znalazł nawet w schowku na szczotki flakon jakiejś trucizny. Maigret musi przerwać rozmowę i wyjść na chwilę do szefa - gdy wraca, w jego biurze nie ma już nikogo. Ale jeszcze tego samego dnia odwiedza go... żona Martona, też uważająca męża za chorego psychicznie. Żadne z nich nie złożyło doniesienia, Maigret ma więc związane ręce, ale obawia się, że sytuacja dojrzewa do tragicznego rozwiązania i każe śledzić dziwną parę. Okazuje się, że w domu jest ta trzecia - siostra Mme Marton, która niedawno owdowiała i zajmuje się prowadzeniem siostrze i szwagrowi gospodarstwa domowego. Jak się można było domyślić, wdówka ma romans ze szwagrem, a Mme Marton z właścicielem sklepu z luksusową bielizną, w którym pracuje. Mimo dyskretnego nadzoru dochodzi do tragedii: Xavier Marton umiera otruty, a sprawczynią mogła być tylko jedna z kobiet. Komisarz zaczyna przesłuchanie...

Początek:
i koniec:

Wyd. Presses de la Cité Paris 1958, 185 stron
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 25 stycznia 1988 roku za 360 zł)
Przeczytałam 3 października 2013


NAJNOWSZE NABYTKI
Wyszedł kolejny przewodniczek z serii wydawnictwa Vis-à-vis/ Etiuda, poświęcony tym razem historycznej dzielnicy Garbary. Nie mogłam przejść obojętnie :) to miejsce, z którym się czuję mocno związana, tu mieszkałam przez jakiś czas w czasie studiów, tu uczęszczałam na zajęcia, tu mieści się ukochana biblioteka na Rajskiej, tędy wreszcie udaję się w domowe pielesze obecnie.
Mam tu tylko jeden sklep "obrażony" (małpa odłożyła mi buty do następnego dnia, bo terminal był nieczynny, po czym... je sprzedała, a potem twierdziła, że źle zrozumiała), a to już sukces!


I na koniec taka sprawa. Stuknęło mi sto tysięcy. Nie żeby na koncie (niestety), ale za to na liczniku blogasia. Z tej okazji postanowiłam obdarować losowo wybranego/ą czytelnika/czytelniczkę albumem (starym, ale jarym, naprawdę w dobrym stanie) na oczywisty temat czyli krakowski - no nie mogło być inaczej.
Muzea Krakowa, album wydany przez Arkady w 1981 roku.
A więc chętnych proszę o zgłaszanie się w komentarzach.

6 komentarzy:

  1. Jako studentka historii sztuki zawsze jestem chętna na takie albumy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również gratuluję i cieszę się, że wygrzebałaś się z tego remontu. Pisz, pisz.
    Album chętnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Sto tysięcy! To brzmi imponująco!
    Album ciekawy i pięknie wydany przez niezastąpione w tamtych czasach Arkady. Mam go w swoich albumowych zbiorach:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczytałam wklejone fragmenty i dałam się namówić na Maigreta. To będzie moja pierwsza książka w języku francuskim. Angielski ćwiczyłam czytając kryminały (Agaty Christie), więc postanowiłam pójść już wypróbowanym tropem. Zobaczymy co z tego wyjdzie, w każdym bądź razie egzemplarz w empiku zamówiony. Gratulacje z okazji setnego tysiąca, nie dziwie się, że tyle osób lubi tu zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maigret jest dobry na takie okazje - początki francuskiej lektury... znam to z autopsji :)

      Usuń