Z pewną taką... rezerwą sięgnęłam po kolejną pozycję z serii NIKE. Jakoś się jej bałam. Że to nudziarstwo będzie. W gruncie rzeczy to wyrzuty sumienia tak mnie gryzły, bo Cień wzgórz to jedna z tych włoskich powieści, które tonami kupowałam w młodości, a tak nie wiele z nich przeczytałam.
O autorze i książce przeczytałam na skrzydełku co następuje:
Niewiele więcej można znaleźć w polskim internecie, Arpino nie ma nawet swojej stronki na Wikipedii, odsyłam więc ciekawych do strony włoskiej, a stamtąd już sobie można przejść na dowolny język :)
Czego nie napisano na obwolucie książki, a czego dowiedziałam się z podlinkowanej stronki - że Cień wzgórz został nagrodzony w 1964 roku Premio Strega, bardzo ważną włoską nagrodą literacką, przyznawaną od 1947 roku, która to nagroda wylansowała między innymi Imię róży i Lamparta.
I co, spytacie, z tą moją rezerwą? Obawy się sprawdziły? I tak i nie.
Początek mnie lekko zniechęcił, ale dzielnie parłam naprzód i dobrze, bo dalej było lepiej: fascynująca historia trudnych relacji młodego bohatera, ledwo wychodzącego z dzieciństwa, i jego ojca, nie zwanego inaczej jak Pułkownik, wprowadzającego w domu terror (no, jak to u wojskowych), wiecznie niezadowolonego z syna,. Mamy też zdominowaną przez męża matkę, która stała mi się natychmiast bliska, bo cierpiąca była na migreny :) Jest i oddana służąca i cały ten włoski entourage, łącznie z makaronem, na który Pułkownik zabiera syna w mieście.
A to wszystko na tle wojny i walk partyzantów z faszystami. Do partyzantki oczywiście pali się zarówno młody Stefano Illuminati jak i jego przyjaciel Francesco. Jednak to właśnie Stefano zabije ojcowskim pistoletem, trochę przypadkowo, Niemca ze stacjonującego w pobliżu garnizonu i ukryje jego zwłoki na terenie ogrodu. Ponieważ później autor-narrator- bohater wspomina o spuszczanym na noc psie, byłam święcie przekonana, że zwierzę wygrzebie trupa i w napięciu oczekiwałam dalszego ciągu... by ze zdumieniem stwierdzić, że dalszego ciągu zabrakło - czytaj: nikt nic nie odkrył, nic się nie wydarzyło.
Drugi wątek, ten współczesny, niestety nudził mnie potężnie. To powieść drogi - Stefano po dwudziestu latach żyje z dala od rodzinnego domu i pewnego dnia wyrusza w podróż, by spotkać się z ojcem, ciągle żyjącym w dużym domu, u boku wiernej służącej Cateriny. Towarzyszy mu Lu - z nią również stosunki nie są proste, jak niegdyś z ojcem. Podróż staje się oczywiście dla Stefano pretekstem do przewartościowania swego życia, może naprawienia relacji z Lu, o Pułkowniku nie wspominając. Odniosłam niestety wrażenie - może zbyt prymitywne - że bohater sam nie wie, czego chce, ma jakiś weltschmerz, jakich dziesiątki już widzieliśmy... słowem - za dobrze mu :) W końcu jednak wychodzi z opresji pogodzony z życiem:
Więc dobrze, żyjmy w spokoju... mówię sobie w duchu, lekko, bez wysiłku.
Może mu się uda.
Początek:
i koniec:
W 1966 roku NIKE proponowało:
Wyd. Czytelnik Warszawa 1966, 335 stron
Seria NIKE
Tytuł oryginalny: L'ombra delle colline
Tłumaczyła: Barbara Sieroszewska
Z własnej półki
Przeczytałam 11 października 2013
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen kultowy kocyk (na który pierwszy raz zwróciła chyba uwagę jeszcze Alicja2010) ma dni policzone, taki jest skołtuniony i zmechacony. Ale moja córka pewnie nie da go wyrzucić, bo ona ciężko rozstaje się z rzeczami, a kocyk zabierała na dach garaży, kiedy się tam udawały z przyjaciółką w celach opaleniowych :)
UsuńMaria Orzeszkowa, czy ja się dobrze domyślam, ktoś Ty?
Usuń:)
To ja też słowo o kocyku. To znak rozpoznawczy tego bloga! Nie do podrobienia! :))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo jest bardzo dobry pomysł :) muszę zrobić zdjęcie :)
UsuńMam nieodparte uczucie, że w serii Nike sporo takiego nudziarstwa by znalazł.To takie przeintelektualizowany czasem bełkot. Podobnie by mona powiedzieć o niektórych nagrodach Nobla w dziedzinie literatury.
OdpowiedzUsuńKocyk świadczy o tym, że jesteś u siebie. To najwazniejsze.
To prawda, że sporo w tych rządkach NIKE rzeczy dawno już przebrzmiałych, których nikt już nie czyta. Ale konsekwentnie lecę po kolei, żeby się o tym przekonać na własnej skórze :)
UsuńJa tak pomału robię z Kolibrami.
UsuńNike mam nie dużo ale coś z ciekawszych pozycji może jeszcze nabędę.
Dawno u Ciebie nie było nabytków pokazywanych. Czyżbyś ostatnio nic nie kupowała. Przez ten remont.
Jakoś mi zapał przygasł do grzebania na allegro w literaturze radzieckiej :) A z nowościami to wiesz, że ja zawsze byłam na bakier ;)
UsuńPowiedzmy, że teraz trzeba ten remont "odrobić"... niby stan oszczędności znów powiększyć... no ale nabytkami po złotówce z allegro to skarpety zbytnio nie nadwerężam :)
Natanna, miło, że mimo zapracowania znalazłaś chwilkę, by do mnie wpaść:)
UsuńNie odpuściła bym sobie.
UsuńA poza tym komputer mam blisko kuchni.
Tam się gotuje a ja sobie kukam czuwając/chociaż z tym to różnie bywa/.
Mam tak samo, z tym, że komputer wręcz W kuchni :) właśnie pichcę obiadek bo za godzinę trzeba wychodzić do pracy. Masz rację, że różnie z tym czuwaniem bywa, raz sobie spaliłam taki fajny rondelek z IKEA zaczytawszy się w internecie :)
UsuńJa też kiedyś z tego samego powodu spaliłam rondelek, gotując ryż. :D
UsuńTytuł powieści tak mi jakoś pobrzmiewa Hemingwayem. Ogólnie rzecz biorąc, raczej nie przewiduję, żeby ta książka mnie porwała mimo silnego sentymentu do Italii.
OdpowiedzUsuńLirael, Ty masz chyba jakiś szósty, a nawet siódmy zmysł! Skąd wiedziałaś, że czytam właśnie Hemingwaya???
Usuń:)
Albowiem ubolewam mocno nad faktem, że nie udaje mi się wprowadzić zmian do rubryki CO TERAZ CZYTAM po prawej stronie u góry. Klikam, piszę, po czym się nie zapisuje :( A w międzyczasie przeczytałam książkę o Estreicherach (o czym może zdążę napisać jeszcze dziś) i potem "Ruchome święto", a teraz kończę "Pożegnanie z bronią". Voilà.
UsuńCzysta bibliotelepatia. :) Faktycznie, niezły zbieg okoliczności z tym Hemingwayem. Muszę Ci powiedzieć, że ostatnio mnie właśnie naszła chętka na jakąś jego powieść.
UsuńA u Koczowniczki dziś "Zielone wzgórza Afryki". :)
Właśnie zastanawiałam się, dlaczego wsiąkłaś na tak długo w tego Maigreta i podejrzewałam toksyczny związek, a okazuje się, że zawinił pasek. Dziwna sprawa z tym brakiem reakcji na uaktualnienia. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. A może dodaj tę rubrykę jeszcze raz, a tę starą notatkę o Simenonie usuń, jeśli tamta się zapisze?