poniedziałek, 14 października 2013

Giovanni Arpino - Cień wzgórz

Z pewną taką... rezerwą sięgnęłam po kolejną pozycję z serii NIKE. Jakoś się jej bałam. Że to nudziarstwo będzie. W gruncie rzeczy to wyrzuty sumienia tak mnie gryzły, bo Cień wzgórz to jedna z tych włoskich powieści, które tonami kupowałam w młodości, a tak nie wiele z nich przeczytałam.
O autorze i książce przeczytałam na skrzydełku co następuje:
Niewiele więcej można znaleźć w polskim internecie, Arpino nie ma nawet swojej stronki na Wikipedii, odsyłam więc ciekawych do strony włoskiej, a stamtąd już sobie można przejść na dowolny język :)
Czego nie napisano na obwolucie książki, a czego dowiedziałam się z podlinkowanej stronki - że Cień wzgórz został nagrodzony w 1964 roku Premio Strega, bardzo ważną włoską nagrodą literacką, przyznawaną od 1947 roku, która to nagroda wylansowała między innymi Imię róży i Lamparta.

I co, spytacie, z tą moją rezerwą? Obawy się sprawdziły? I tak i nie.
Początek mnie lekko zniechęcił, ale dzielnie parłam naprzód i dobrze, bo dalej było lepiej: fascynująca historia trudnych relacji młodego bohatera, ledwo wychodzącego z dzieciństwa, i jego ojca, nie zwanego inaczej jak Pułkownik, wprowadzającego w domu terror (no, jak to u wojskowych), wiecznie niezadowolonego z syna,. Mamy też zdominowaną przez męża matkę, która stała mi się natychmiast bliska, bo cierpiąca była na migreny :) Jest i oddana służąca i cały ten włoski entourage, łącznie z makaronem, na który Pułkownik zabiera syna w mieście.
A to wszystko na tle wojny i walk partyzantów z faszystami. Do partyzantki oczywiście pali się zarówno młody Stefano Illuminati jak i jego przyjaciel Francesco. Jednak to właśnie Stefano zabije ojcowskim pistoletem, trochę przypadkowo, Niemca ze stacjonującego w pobliżu garnizonu i ukryje jego zwłoki na terenie ogrodu. Ponieważ później autor-narrator- bohater wspomina o spuszczanym na noc psie, byłam święcie przekonana, że zwierzę wygrzebie trupa i w napięciu oczekiwałam dalszego ciągu... by ze zdumieniem stwierdzić, że dalszego ciągu zabrakło - czytaj: nikt nic nie odkrył, nic się nie wydarzyło.

Drugi wątek, ten współczesny, niestety nudził mnie potężnie. To powieść drogi - Stefano po dwudziestu latach żyje z dala od rodzinnego domu i pewnego dnia wyrusza w podróż, by spotkać się z ojcem, ciągle żyjącym w dużym domu, u boku wiernej służącej Cateriny. Towarzyszy mu Lu - z nią również stosunki nie są proste, jak niegdyś z ojcem. Podróż staje się oczywiście dla Stefano pretekstem do przewartościowania swego życia, może naprawienia relacji z Lu, o Pułkowniku nie wspominając. Odniosłam niestety wrażenie - może zbyt prymitywne - że bohater sam nie wie, czego chce, ma jakiś weltschmerz, jakich dziesiątki już widzieliśmy... słowem - za dobrze mu :) W końcu jednak wychodzi z opresji pogodzony z życiem:
Więc dobrze, żyjmy w spokoju... mówię sobie w duchu, lekko, bez wysiłku.
Może mu się uda.

Początek:
i koniec:

W 1966 roku NIKE proponowało:

Wyd. Czytelnik Warszawa 1966, 335 stron
Seria NIKE
Tytuł oryginalny: L'ombra delle colline
Tłumaczyła: Barbara Sieroszewska
Z własnej półki
Przeczytałam 11 października 2013

18 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten kultowy kocyk (na który pierwszy raz zwróciła chyba uwagę jeszcze Alicja2010) ma dni policzone, taki jest skołtuniony i zmechacony. Ale moja córka pewnie nie da go wyrzucić, bo ona ciężko rozstaje się z rzeczami, a kocyk zabierała na dach garaży, kiedy się tam udawały z przyjaciółką w celach opaleniowych :)

      Usuń
    2. Maria Orzeszkowa, czy ja się dobrze domyślam, ktoś Ty?
      :)

      Usuń
  2. To ja też słowo o kocyku. To znak rozpoznawczy tego bloga! Nie do podrobienia! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. To jest bardzo dobry pomysł :) muszę zrobić zdjęcie :)

      Usuń
  3. Mam nieodparte uczucie, że w serii Nike sporo takiego nudziarstwa by znalazł.To takie przeintelektualizowany czasem bełkot. Podobnie by mona powiedzieć o niektórych nagrodach Nobla w dziedzinie literatury.
    Kocyk świadczy o tym, że jesteś u siebie. To najwazniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że sporo w tych rządkach NIKE rzeczy dawno już przebrzmiałych, których nikt już nie czyta. Ale konsekwentnie lecę po kolei, żeby się o tym przekonać na własnej skórze :)

      Usuń
    2. Ja tak pomału robię z Kolibrami.
      Nike mam nie dużo ale coś z ciekawszych pozycji może jeszcze nabędę.
      Dawno u Ciebie nie było nabytków pokazywanych. Czyżbyś ostatnio nic nie kupowała. Przez ten remont.

      Usuń
    3. Jakoś mi zapał przygasł do grzebania na allegro w literaturze radzieckiej :) A z nowościami to wiesz, że ja zawsze byłam na bakier ;)

      Powiedzmy, że teraz trzeba ten remont "odrobić"... niby stan oszczędności znów powiększyć... no ale nabytkami po złotówce z allegro to skarpety zbytnio nie nadwerężam :)

      Usuń
    4. Natanna, miło, że mimo zapracowania znalazłaś chwilkę, by do mnie wpaść:)

      Usuń
    5. Nie odpuściła bym sobie.
      A poza tym komputer mam blisko kuchni.
      Tam się gotuje a ja sobie kukam czuwając/chociaż z tym to różnie bywa/.

      Usuń
    6. Mam tak samo, z tym, że komputer wręcz W kuchni :) właśnie pichcę obiadek bo za godzinę trzeba wychodzić do pracy. Masz rację, że różnie z tym czuwaniem bywa, raz sobie spaliłam taki fajny rondelek z IKEA zaczytawszy się w internecie :)

      Usuń
    7. Ja też kiedyś z tego samego powodu spaliłam rondelek, gotując ryż. :D

      Usuń
  4. Tytuł powieści tak mi jakoś pobrzmiewa Hemingwayem. Ogólnie rzecz biorąc, raczej nie przewiduję, żeby ta książka mnie porwała mimo silnego sentymentu do Italii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lirael, Ty masz chyba jakiś szósty, a nawet siódmy zmysł! Skąd wiedziałaś, że czytam właśnie Hemingwaya???

      :)

      Usuń
    2. Albowiem ubolewam mocno nad faktem, że nie udaje mi się wprowadzić zmian do rubryki CO TERAZ CZYTAM po prawej stronie u góry. Klikam, piszę, po czym się nie zapisuje :( A w międzyczasie przeczytałam książkę o Estreicherach (o czym może zdążę napisać jeszcze dziś) i potem "Ruchome święto", a teraz kończę "Pożegnanie z bronią". Voilà.

      Usuń
    3. Czysta bibliotelepatia. :) Faktycznie, niezły zbieg okoliczności z tym Hemingwayem. Muszę Ci powiedzieć, że ostatnio mnie właśnie naszła chętka na jakąś jego powieść.
      A u Koczowniczki dziś "Zielone wzgórza Afryki". :)
      Właśnie zastanawiałam się, dlaczego wsiąkłaś na tak długo w tego Maigreta i podejrzewałam toksyczny związek, a okazuje się, że zawinił pasek. Dziwna sprawa z tym brakiem reakcji na uaktualnienia. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. A może dodaj tę rubrykę jeszcze raz, a tę starą notatkę o Simenonie usuń, jeśli tamta się zapisze?

      Usuń