Obiecywałam sobie przy okazji lektury wspomnień księżnej Bibesco, że wrócę do Céleste Albaret... i obietnicy dotrzymałam. Przeczytałam. Z przyjemnością.
No ale najpierw półki.
Wielki sukces - córka łaskawie sprzątnęła swoje zabaweczki z Kinderjajek...
ale nie żeby od razu wszystko...
A tu zbliżenie na Prousty jeszcze przed emigracją pinkli:
Te tomy towarzyszyły mi od dzieciństwa, nie było mowy, żebym je zostawiła w rodzinnym domu, gdy się wyprowadzałam po ślubie:
Trzy jaśniejsze grzbiety - to te nietknięte (przez mnie, bo Ojczasty zdaje się przeczytał całość). Ale nadejdzie ten dzień...
Tymczasem przywrócone pamięci wspomnienia gosposi Marcela Prousta, która dotrzymywała mu towarzystwa - bo tak to również należy określić - przez ostatnie dziesięć lat jego życia. Po czym - milczała. Milczała, gdy publikowano kolejne rewelacje na temat pana Prousta, jak o nim zawsze mówiła (i chyba myślała), milczała, gdy zwracano się do niej z prośbą o wyjaśnienie pewnych spraw, zagadek, milczała, gdy wokół pisarza narastała sława wielkiego mitu. Milczała, bo twierdziła, że jej życie odeszło wraz z nim.
Aż wreszcie u schyłku życia, mając osiemdziesiąt dwa lata, zdecydowała się zabrać głos i DAĆ ŚWIADECTWO. Zapisać na kartkach papieru te chwile, ciągle dla niej żywe, które spędziła z Marcelem Proustem, zamknięta z nim w kolejnych mieszkaniach, "uwięziona", jak mówi tytuł piątego tomu cyklu W poszukiwaniu straconego czasu.
Pochodziła z wiejskiej rodziny zamieszkałej w starym młynie w Auxillac, a po raz pierwszy znalazła się w Paryżu po swym zamążpójściu. Wcześniej nigdy nie opuszczała swej wioski. Odilon Albaret zjawiał się w niej na wakacje, przyjeżdżał z Paryża, gdzie miał taksówkę i był o dziesięć lat starszy od Celesty. Ich ślub odbył się w 1913 roku. Gsy wyruszali do kościoła, listonosz przyniósł telegram od jednego z klientów pana młodego. Brzmiał on tak:
Serdeczne gratulacje, nie piszę więcej, bo mam grypę i jestem zmęczony, ale z całego serca życzę szczęścia Panu i Pana bliskim. Marcel Proust.
Wtedy Celesta usłyszała o panu Prouście po raz pierwszy. Minęły pierwsze dwa tygodnie po ślubie i zainstalowaniu się w Paryżu, gdy Odilon zaproponował młodej żonie spacer na bulwar Haussmanna, by uprzedzić pisarza, że już wraca do pracy i może na niego liczyć. Młodzi małżonkowie rozmawiali w kuchni mieszkania w domu nr 102 z lokajem Mikołajem Cottin, gdy wszedł Marcel Proust. Domyślił się, kim jest młoda kobieta i podał jej rękę, mówiąc:
- Przedstawiam pani Marcela Prousta w negliżu, nie uczesanego i bez brody.
Celesta powoli przyzwyczajała się do miejskiego życia, ale nie umiała znaleźć sobie zajęcia, poza czekaniem na męża. I wówczas Proust zaproponował, by dostarczała jego przyjaciołom podpisane egzemplarze "W stronę Swanna", które właśnie się ukazało. Miał to być dla Celesty rodzaj rozrywki.
I tak się to wszystko zaczęło. Przez kilka miesięcy młoda kobieta była kimś w rodzaju kuriera, a potem zaczęła zastępować Cottina w jego czynnościach i w końcu została jedyną towarzyszką samotniczego życia Prousta, odgadującą w lot jego życzenia, przyrządzającą mu jego codzienną kawę z mlekiem, która z czasem stała się dla niego jedynym pożywieniem, przynoszącą grzałki z gorącą wodą i ogrzaną bieliznę, załatwiającą telefony do przyjaciół i znajomych, organizującą jego nocne wyjścia. Bo tryb życia pana Prousta był bardzo osobliwy, postawiony na głowie: dzień zamieniał się w noc, a noc w dzień. Pisarz budził się około czwartej po południu, zaczynał swoje dymne inhalacje, które miały mu pomagać na astmę, potem zjadał śniadanie (czyli kawę z mlekiem i na początku jeszcze rogalik), potem pracował - wszystko to w łóżku, w słynnym wybitym korkowymi płytami pokoju - decydował, czy wyjdzie w nocy na jakieś przyjęcie, spotkanie towarzyskie, a gdy z niego wracał nad ranem, wołał do siebie Celestę i zaczynał opowiadać. Żył swoim dziełem i przeszłością, tym straconym czasem, który chciał odtworzyć, zatrzymać. W istocie W poszukiwaniu straconego czasu to opis świata, który ginie, który za chwilę zniknie z powierzchni ziemi, do czego przyczyniła się Wielka Wojna.
- Było to coś w rodzaju nieustającej zabawy. Pieniądze, przyjemności, radość życia i bywanie w świecie. A potem żałoby nastąpiły jedna po drugiej. Wszystko się skończyło; kurtyna zapadła.
Około piątej, szóstej nad ranem odsyłał Celestę do łóżka, a sam pogrążał się w pracy, nieustannie korygując i dopisując, najpierw na marginesach, a gdy tych już nie starczało, na karteczkach, które potem Celesta wklejała do zeszytów z rękopisami. Aż wreszcie sam odpoczywał.
Z biegiem czasu coraz rzadziej wychodził, kosztowało go to coraz więcej wysiłku, a zdobywał się nań jedynie w celu uzyskania jakiejś informacji, która mogła mu posłużyć do pracy. Zbierał wiadomości jak pszczółka i konstruował typy ludzkie, kolejne postaci z ludzi, których znał kiedyś, w "okresie kamelii", gdy prowadził bogate życie towarzyskie, wchodząc w beau monde, świat wielkiej arystokracji, który później tak wyśmienicie sportretował. Zresztą to światowe życie kosztowało go odmowę druku jego pierwszego dzieła - André Gide uznał, że nie warto nawet czytać tego, co mu "ten dandys" posłał. A Proust dalej poprawiał. Mówił:
- Widzisz, Celesto, chciałbym, aby moja książka była w literaturze jak katedra. Dlatego ciągle nie widać końca. Nawet gdy jest już zbudowana, trzeba ją ciągle ozdabiać tym i owym, tu witraż, tam kapitel, gdzie indziej mała kapliczka z posążkiem w kącie.
Gdy wreszcie napisał słowo KONIEC, praca trwała dalej - trzeba było robić korekty do druku. Przy nieustannej pracy zastała go śmierć. A Celesta? Też chciała umrzeć. Najcudowniejszy okres jej życia, najbogatszy i skończył się.
Autorkę wspomnień tak namalował Jean-Claude Fourneau w 1957 roku:
/zdjęcie z Wikipedii/
Ale prawdziwiej - co do czasów pana Prousta - wygląda na zdjęciach, reprodukowanych w książce, na tym z mężem:
czy na tym z rozpuszczonymi włosami, jak czasem przychodziła do pana Prousta, gdy wzywał ją już po położeniu się.
Początek:
i koniec:
Wyd. Czytelnik Warszawa 1976. wyd.I, 478 stron
Tytuł oryginalny: Monsieur Proust
Przełożyła: Ewa Szczepańska-Węgrzecka
Z własnej półki (zabrane z domu rodzinnego)
Przeczytałam 3 sierpnia 2014 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Jeszcze lipcowe, tylko książki się nie zdążyło przeczytać i wcześniej pokazać.
Najpierw przyszła jedna paczka z allegro:
Ja s-f nie czytam, ale o tym Bułyczowie legendy krążą, to wzięłam.
A na przyczepkę...
Tak, wiem, mam hopla i kuku na muniu... no ale za parę złotych było, a ciekawam podstaw tego niderlandzkiego :)
A potem przyszła druga paczka, z tym, co to tak niecierpliwie wyczekiwałam końca aukcji:
Mam wreszcie komplet!
Tylko miejsca na półce nie mam :(
A tu jeszcze Psiapsióła od wydawnictw uniwersyteckich przyniosła mi to:
Na to też miejsca nie ma, bo duży format... ale znaleźć się musi!
A tu już na urlopie tak mi się przytrafiło. Postanowiłam wstąpić do osiedlowej biblioteki, bo aż wstyd, jak dawno nie zaglądałam. Akurat tego dnia biblioteka okazała się być nieczynną, ale na parapecie ktoś zostawił dwa pudła pełne książek, zaczęłam w nich grzebać, no i...
Piętnaście sztuk już było moje. Stulecie chirurgów jest bardzo sfatygowane, ale zawsze chciałam przeczytać. Ten Klemperer... w domu przyglądam się i widzę, że to drugi i trzeci tom, kto wie, czy pierwszego też nie było, bo drugiego pudła nie przejrzałam do samego dna, uznawszy, że zostały tam już tylko książki z serii Readers Digest, było ich tam sporo. Zamiast polecieć i sprawdzić od razu, to ja: a, teraz obiad zrobię, pójdę później... Później to już nawet śladu po pudle nie było.
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film radziecki BOLSZAJA RUDA (Большая руда), reż. Wasilij Ordynskij, 1964
Szósty film z udziałem Stanisława Lubszina.
Jest na YT w całości:
Wiktor wrócił z wojska do żony, a ona ma już innego. Wyruszył wobec tego w świat, do Kurska, gdzie wszyscy oczekują pierwszej wydobytej rudy. Dostał od majstra zepsuty samochód - jeśli naprawi, to znaczy, że przyjechał na dłużej. Naprawił, zaczął bić rekordy, z ekipą się pokłócił, ale to on właśnie wywiózł pierwszą rudę.
2/ kolejny film kanadyjski NA ZAWSZE LAURENCE (Laurence Anyways), reż. Xavier Dolan, 2012
Na YT trailer:
W latach 90. Laurence powiedział swojej dziewczynie Fred, że chciałby stać się kobietą. Pomimo przeciwieństw stawiają razem czoła uprzedzeniom przyjaciół, radom rodzin i fobiom społeczeństwa, którego zasad nie cenią. Wyruszają w dziesięcioletnią podróż, w czasie której mogą stracić nie tylko siebie nawzajem, ale również własną, wewnętrzną tożsamość. Przejście na drugą stronę nawet dla nich jest wielką tajemnicą.
3/ film czeski UCHO, reż. Karel Kachyňa, 1970
Na YT fragment:
Głównym tematem filmu jest strach przed wszechobecną i pozbawioną kontroli siłą partii komunistycznej, która w zgodzie ze swoim sloganem "Ufaj, ale sprawdzaj" wkrada się w prywatność wszystkich przy wykorzystaniu ukrytej w mieszkaniu aparatury podsłuchowej. W przeciwieństwie do "Rozmowy" F.F. Coppoli (1974), "Ucho" koncentruje się głównie na odczuciach ofiary. Paradoksem filmu jest, że ofiary same pomagają w budowaniu systemu, który obraca się przeciwko nim. Intymna tragikomedia, rozgrywająca się podczas jednej nocy w willi dla urzędników państwowych i dowodząca, że nawet reprezentanci reżimu nie mogą umknąć przed państwem totalitarnym, czekała na swoją premierę ponad 20 lat.
4/ film japoński KIDS RETURN /Polski tytuł z Filmwebu: Powrót przyjaciół (Kizzu ritân), reż. Takeshi Kitano, 1996
Na YT całość z angielskimi napisami:
Masuru i Shinji, dwóch kilkunastoletnich przyjaciół, wędruje bez celu przez życie. Obaj nic nie robią całymi dniami i powoli zaczynają wkraczać do przestępczego świata. Pewnym ratunkiem mogą stać się dla nich treningi bokserskie, ale Masuru nie potrafi skorzystać z szansy, jaką daje sport i zaczyn pracować dla miejscowego gangu yakuza. Z czasem drogi obu przyjaciół rozchodzą się.
A jako że sierpień jest u mnie zazwyczaj miesiącem kina włoskiego, to dokładam dwie italiańskie komedie:
TUTTA COLPA DI FREUD, reż. Paolo Genovese 2014
i UN FANTASTICO VIA VAI, reż. Leonardo Pieraccioni 2013
proszę pani,proszę wybaczyć moje pytanie ale jestem bardzo ciekawa,zauważyłam,że ma pani na półkach wiele utworów faulknera i prousta,co sprawia,że kupuje pani ich książki,że je pani czyta,że pewnie pani do nich wraca,że są dla pani ważni?-anna
OdpowiedzUsuńTo pytanie do... przeszłości. Dziś już powieści nie kupuję, poza starą literaturą radziecką, która mnie fascynuje, a dostępu do niej innego brak. Natomiast to, co jest na półkach, to zbieractwo z młodych lat. Literatura amerykańska (jak Faulkner) była czymś w rodzaju mitu wówczas, to był niedostępny świat (chyba że dla górali, co tam jeździli za robotą), więc chciało się go poznawać w jedyny możliwy sposób - poprzez książki. Poza tym, było też we mnie pragnienie zbudowania biblioteki począwszy od klasyki poprzez literaturę współczesną. To było coś, co dziś już jest, nawet w inteligenckich domach, nieobecne. Niepotrzebne. Zawsze można przeczytać w formie e-booka czy choćby nawet w internecie. Wówczas trzeba było MIEĆ książki. Gdy się wchodziło do czyjegoś domu, z miejsca biegło się do półek i patrzyło, porównywało, sprawdzało.
UsuńDziś już tylko cieszę się, że mam pod ręką to, czego może mi się zachcieć w każdej chwili. Natomiast nie traktuję zbiorów prestiżowo. Ale - nie umiałabym bez nich żyć. Stały się jak część mnie. Nieraz mi się zdarza myśleć ze zgrozą, co by to było, gdyby... gdyby jakiś pożar, albo zalanie. Czy przystąpiłabym z miejsca do odbudowy czy też przewartościowała wszystko.
Ale trochę odeszłam w bok od tematu pytania. Proust. Proust jest dla mnie bardzo ważny, mimo że dotychczas nie przeczytałam go w całości. Myślę jego obrazami, zawsze gdy jadę do rodzinnego miasta i z daleka wyłaniają się wieże kościoła, myślę o nim, przypominam sobie ustępy z "W stronę Swanna", gdy widzę głogi, wraca mi wspomnienie dzieciństwa. Tak, to moje młode lata.
Nie mogę się powstrzymać przed przechwałka że mnie został do przeczytania tylko siódmy tom cyklu. Który odkładam na później jak dziecko ostatni ulubiony cukierek. Celesty zazdroszczę szczerze i gorąco, choć z zapodanych fragmentów wnioskuję, że raczej talentem pisarskim się od Prousta nie zaraziła. A tak przy okazji przeglądania twojej Marcelowej półeczki muszę zapytać o Księgę Papugi. Co to takiego? I last but not least: naprawdę będziesz czytać Dana Browna?
OdpowiedzUsuń1/ Ja tak odkładam na później trzy tomy ;) A właściwie siedem, bo przecież i tak zacznę od nowa.
Usuń2/ Tak, talent nie zaraźliwy :) Jej wspomnienia zostały wygładzone (czyt. zredagowane) przez Georgesa Belmonta, pisarza, wydawcę, tłumacza z angielskiego, przyjaciela Becketta. Co ciekawe, był również dziennikarzem współpracującym m.in. z Paris Match i wywiadował Marylin Monroe.
3/ Księga Papugi to dalszy ciąg Pańczatantry. Obie były jedną z moich ulubionych lektur w dzieciństwie, toteż zabrałam je z domu. Hinduskie opowiadania, żeby nie powiedzieć: bajki. Przeurocze.
4/ Ja może nie, ale moja córka się ucieszyła :)
Bułyczow jest znakomity i gratuluję zakupu pięknej serii. Mnie osobiście najbardziej podoba się 'Osada'. Zobaczymy, jak Tobie przypadnie do gustu.
OdpowiedzUsuńMnie w Bułyczowie zainteresował Wielki Guslar. Czytałam, że to świetny obraz sowieckiej rzeczywistości. Ponieważ ceny pojedynczych tomów na allegro były podobne trylogii, wzięłam trylogię (za 14.50 zł). A potem zobaczymy.
UsuńJeśli się spodoba, będę Ci polecać kolejne :)
UsuńNa razie się złamałam i znów coś (ruskiego) na allegro kupiłam... a miałam w sierpniu dać sobie spokój...
UsuńNiderlandzki!!! No toś mię zaskoczyła! (przyznam się , że u mnie hebrajski czeka na lepsze czasy ;) )
OdpowiedzUsuńWstyd przyznać, ale do tej pory jedynie "W stronę Swanna " przeczytalam, oczywiście głównym imperatywem była ciekawość mistycznej magdalenki . Chyba jednak byłam wtedy za smarkata na tego typu lektury. Może teraz w końcu czas zacząć poszukiwania...
A Bulyczowa pamiętam z okresu, gdy namiętnie kupowałam Nową Fantastykę i jej poprzedniczkę, pojawiał się tam. Strasznie dawno już nic z tego gatunku nie czytałam, nie wiem, czy teraz jednak by mnie sf porwało jak kiedyś.
Saxony
Niderlandzki, a co! Trzeba mieć fantazję, dziadku!
UsuńJa proustowego bakcyla załapałam od razu, od pierwszej lektury, mimo że też byłam smarkata (trzecia klasa liceum bodajże). I tak mi już został, do końca :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCzekam zatem na pierwsze "zagajenie" po niderlandzku! :-))
UsuńWczoraj, jak byłam u mamy, odszukałam "Jeana Santeuil" - kupiłam ze dwadzieścia lat temu w jednej z pierwszych w mym mieście tanich jatek. Do tej pory stoi nietknięta... Może to czas właśnie!
Jan Santeuil... ho ho... rozumiem, że jakieś nowsze wydanie... to moje czyli od Ojczastego pochodzi z 1969 roku. Też przez mnie nietknięte. No bo w końcu - najpierw trzeba całe W poszukiwaniu przeczytać, nie?
UsuńMoje jest z 1993 r. z wydawnictwa Pomorze Bydgoszcz. Twarda okładka, książka szyta no i niemilosiernie drobny druk :-(
UsuńMuszę uwinąć się z cyklem, co by później przy moich dioptriach z lupą nie musieć ślęczeć!
Trzeba pokładać większe zaufanie w nauce! Do tej pory wymyślą jakieś cudowne nakładeczki na gałkę oczną, powiększające 20 razy!
UsuńInteresująca ta historia spisana przez gosposię.
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że Prousta nie znam wcale. Tylko z nazwiska i z czytanych recenzji jego książek.
I nie wiem czy się to zmieni, bo pewno czasu braknie.
Zbiory świetne.
Gratuluję nowego, cennego nabytku.
A książki Ci sie fuksnęły.
Ja bym jeszcze chciała zapoznać się z treścią pozostałych o nim książek widocznych na półce... ciekawe, czy zdążę :)
UsuńBułyczow się fuksnął... a Estreicher... tani to on nie był... ale i tak się bałam, że ktoś przyjdzie i przebije o złotówkę - a założyłam, że nawet złotówki więcej nie dam, i tak o wiele za dużo w lipcu wydałam...
Korzystaj ze snajpera allegro przy licytowaniu. Wtedy nie widać, że licytujesz.
UsuńNie uznaję tego wynalazku :)
UsuńWidzę na jednym zdjęciu na półce Bęczkowskiej "Karola Kremera...". Przeczytałaś całe czy jeszcze czeka?
OdpowiedzUsuńCzeka całe. Z drobnymi wyjątkami :) w sensie, gdy kupiłam i przeglądałam, bardzo mi się tam przypisy podobały, mnóstwo ciekawych informacji o rodzinie Kremerów i nie tylko, trochę wtedy podczytałam. Ale tak - od deski do deski - dopiero będzie kiedyś tam.
Usuń