Czyli Cudza głowa. Chodzi o głowę, którą można stracić, gdy się jest oskarżonym o morderstwo. Chodzi o żonglowanie cudzymi głowami przez przedstawicieli prawa.
Jak to się stało, że akurat teraz to przeczytałam? Stanęłam na chwilę obok półki z francuską literaturą:
Przypomniało mi się, że dawno już nic po francusku nie czytałam, a Simenon na razie poszedł w odstawkę. I tak wybór padł akurat na to.
Niewiarygodnie zakurzone te rzędy książek, a stojące w regałach naprzeciwko wcale. To wina rury od centralnego ogrzewania, która przechodzi przez regalik przy oknie. Regalik ten jest pendant do pokazywanego niedawno drugiego, stojącego po lewej stronie okna. Ten dzisiejszy jednak powstał wcześniej.
To cała historia. Niegdyś w pokoiku z "żółtym" oknem mieściła się sypialnia (stanęła tam tylko stara wersalka, zabrana z domu rodziców po ślubie plus składana półka-regalik na podręczne książki i lampkę nocną oraz wiszące na ścianie półki na kwiaty doniczkowe, których było w domu mnóstwo, Ślubny miał - jak to mówią Włosi - zielony kciuk). Do sypialni wejście było z korytarza, a naprzeciwko niego wejście do "dużego" pokoju. Korytarz kończył się wnęką, która miała zostać zagospodarowana szafą od podłogi do sufitu.
Nie zdążyła. Śmy się rozwiedli. Wtedy zmieniłam koncepcję i zlikwidowałam malutką sypialnię, burząc wzniesione wcześniej ściany. Korytarz zniknął,a w miejscu szafy powstały... no oczywiście, że półki na książki, tyle że ja czując jakby podskórnie, że co za dużo to niezdrowo postanowiłam je przysłonić żaluzją. Że niby są, ale ich nie ma. Obok powstał mały otwarty regalik. I tak oto.
Wracajmy jednak do dzisiejszego bohatera.
Marcel Aymé był dla mnie do tej pory autorem jednej książki. Jeszcze w szkole będąc przeczytałam Przechodzimura i zachwyciłam się.
Zmusiłam nawet brata do przeczytania i do dziś funkcjonuje u nas taki cytat:
Garu garu strach z browaru
zgniecie i zmiecie wszystko na śmiecie.
To właśnie stamtąd.
Tak że gdy później, już w krakowskich czasach, zobaczyłam w antykwariacie zarówno tegoż Przechodzimura w oryginale, jak i Zieloną kobyłę, musiałam nabyć.
Ale jakoś nie przeczytałam. Co tam, najważniejsze to mieć, lektura przyjdzie z czasem.
No i kupiłam też dramat La Tête des autres, grany we Francji do tej pory. Aymé był bardzo popularnym dostawcą sztuk teatralnych i scenariuszy filmowych, aczkolwiek o zmiennym szczęściu, jeśli chodzi o krytykę. A to go oskarżano o lewicowość, a to o prawicową anarchię, zwłaszcza że do końca bronił skazanego w 1945 roku na rozstrzelanie Roberta Brasillacha, pisarza, ale przede wszystkim zaangażowanego faszysty. I właśnie protestem przeciwko karze śmierci jest sztuka La Tête des autres.
Okazało się, że już kiedyś zaczęłam ją czytać - pewnie zaraz po zakupie. Wpisywałam ołóweczkiem znaczenie nieznanych słówek, a z pewnych pytajników wnioskuję, żem musiała być jeszcze młoda i nie kojarzyć pewnych rzeczy, patrzcie na przykład tutaj:
Nie znalazłam w słowniku i nie wiedziałam, o co chodzi, nie domyśliłam się, że o koktajl po prostu, zapisany niby po francusku :) Dopiero później dała mi szkołę pod tym względem Zazie dans le métro Queneau.
W każdym razie dojechałam z notatkami do 45 strony, potem albo mi się znudziło albo może nawet przeczytałam sztukę do końca, tylko już nie bawiłam się w wyszukiwanie słówek. Pod tym względem zawsze byłam ułomna: zaczynałam pełna dobrych chęci i szybko mi się odechciewało grzebać w słowniku, temperować ołówek.
W niedzielne lipcowe popołudnie, gdy upał spalał wszystko na zewnątrz, a w domku panował przyjemny chłodek (parter, proszpaństwa, parter, słońce tu zagląda tyle co nic) udało się tym razem przeczytać całość. Właściwie lubię czytać teksty sztuk teatralnych - sama nie wiem, czemu tak rzadko to robię - lubię sobie przy tym wyobrażać główne postaci, ich wygląd, sposób mówienia, ubranie. Pytanie, czy lubię potem konfrontować to z prawdziwym spektaklem :) Ale od tak dawna nie chodzę do teatru... migrenicy muszą prowadzić regularny tryb życia, żadnych odchyleń od normy, żadnych późnych powrotów do domu, żadnych wzruszeń przede wszystkim! Teraz czytam Pana Prousta Céleste Albaret i tak sobie porównuję sposób życia jej bohatera ze swoim... on je podporządkował chorobie i ja na swój sposób (mizerny, bo wszak zarabiać na życie muszę) też moje podporządkowuję chorobie.
Znowu się rozgadałam.
To teraz szybciutko.
A więc przedstawiciel prawa - prokurator Maillard. Akcja toczy się w tajemniczej Połdawii, żeby francuscy magistrats się nie przyczepili, że ich znieważono. Jest wieczór, w domu oczekuje go żona, dzieci co prawda położyła spać, ale dopytują się one co chwilę, czy tatuś już wrócił, wpadają też przyjaciele, wszyscy w niepokoju, czy sprawa się powiodła. Kochający mąż i ojciec wnioskował o karę śmierci dla domniemanego mordercy staruszki... oto przybywa... YES! UDAŁO SIĘ! mimo braku przekonywających dowodów muzyk jazzowy Valorin został skazany na szubienicę, poleci głowa! dzieci skaczą w łóżeczkach z radości (synek myślał naiwnie, że tatuś mu dosłownie przyniesie głowę skazanego), kobiety tańczą... przed prokuratorem rysuje się piękna kariera zawodowa!
Niestety wieczór przerywa ukazanie się samego mordercy. Oto samochód, którym był wieziony z sądu miał wypadek i Valorin skorzystał z okazji, by zbiec. Co gorsza, widzi przed sobą kobietę, na której oświadczeniu opierał swą obronę: w wieczór zbrodni był w hotelu z nieznajomą. Niestety nieznajoma owa nie zgłosiła się do sądu, mimo że sprawa była naturalnie nagłośniona w mediach. Ta kobieta to żona innego prokuratora, a jednocześnie kochanka Maillarda. Co teraz? Valorin chce wszystko ujawnić, Maillard nie chce, by wyszedł na jaw jego romans, a sama Roberte boi się konsekwencji, gdy dowie się mąż i opinia publiczna. Dochodzą do wniosku, że jedynym wyjściem z sytuacji jest szukanie prawdziwego mordercy, a tymczasem Valorin będzie się ukrywać. Zbrodniarza udaje się wykryć już po kilku dniach, ale Valorin ma wątpliwości, czy nieszczęsny Arab Gozzo nie został po prostu zmuszony do złożenia zeznań. Muzykowi nie chodzi wyłącznie o uratowanie własnej głowy kosztem innego niewinnego, chce by SPRAWIEDLIWOŚĆ zatriumfowała. Czy to jednak możliwe, gdy jej przedstawiciele to krętacze, oszuści i sami prawie mordercy?
Początek:
i koniec:
Wyd. Bernard Grasset Paris 1971, 175 stron
Seria: Le livre de poche n.180
Z własnej półki (kupione 6 października 1981 roku w nieistniejącym już antykwariacie przy ul. Sławkowskiej za 40 zł)
Przeczytałam 27 lipca 2014 roku
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film radziecki KAKOJE ONO, MORIE?/ Tytuł polski: Gwiazdy w morzu (Какое оно, море?), reż. Eduard Boczarow, 1964
Piąty film z udziałem Stanisława Lubszina, ale przede wszystkim z Wasilijem Szukszynem i lidią Fiedosiejewą-Szukszyną - ich pierwszy wspólny film.
Jest na YT w całości:
Ekranizacja powieści Nikołaja Dubowa Chłopiec nad morzem. Sześcioletni Saszka wypływa na połów z rybakami i zakochuje się w morskiej romantyce. Dojrzewa na oczach rybaków, a ci uznają go za swojego.
2/ kolejny film kanadyjski WYŚNIONE MIŁOŚCI (Les Amours imaginaires), reż. Xavier Dolan, 2010
Na YT w całości z hiszpańskimi napisami:
"Wyśnione miłości" to pełna energii i emocji opowieść o przyjaźni i miłości, rywalizacji i zdradzie. Bohaterowie, Francis i Marie, są dobrymi przyjaciółmi. Pewnej szalonej nocy spotykają Nicolasa, młodego chłopaka, który właśnie przyjechał do Montrealu. Od spotkania do spotkania, od jednej wspólnie spędzonej chwili do drugiej Francis i Marie staja się coraz bardziej zafascynowani nowym znajomym. Wkrótce zorientują się, że ich obsesja na jego punkcie zmienia się w miłosny pojedynek. Rywalizacja o względy i uczucia Nicolasa zagrozi ich przyjaźni, która jeszcze niedawno wydawała się niezniszczalna.
3/ film czeski JEST PANI WDOWĄ! (Pane, vy jste vdova!), reż. Michael Carnes, Václav Vorlíček, 1970
Na YT całość (pokawałkowana) w oryginale:
Rzecz dzieje się w nieokreślonej przyszłości w pewnym fikcyjnym, europejskim państwie. Podczas parady wojskowej przydarza się pewien godny politowania wypadek, który skłania króla Rozebunda V (Jiří Sovák) do podjęcia kontrowersyjnej decyzji o rozwiązaniu armii. Aby uniknąć wszelkich możliwych komplikacji, prosi nadwornego astrologa Stuarta Hamplea (Jiří Hrzán) o przygotowanie horoskopu. Gwiazdy mówią jednak, że na króla szykowany jest zamach. A gwiazdy nie kłamią. Dowódcy armii faktycznie mieli w planach morderstwo króla, ale w tej sytuacji muszą najpierw zająć się likwidacją astrologa.
4/ film japoński GETTING ANY? /Polski tytuł z Filmwebu: Czy wreszcie coś osiągniesz? (Minnâ-yatteruka!), reż. Takeshi Kitano, 1995
Na YT trailer:
Asao to marzyciel, który ma wyjątkowe marzenie. Marzy o tym aby mieć dziki i namiętny seks z piękną dziewczyną w samochodzie. Jako, że nie ma ani dziewczyny ani samochodu wyrusza na poszukiwania pełne przygód by jego marzenia mogły się spełnić. W trakcie przygód nie zawaha się przed niczym nawet przed napadem na bank, zagraniem Zatoichiego w filmie czy sprzedażą organów swojego pradziadka...
O właśnie to nazwisko mi się wydało znajome, a to przez tego "Przechodzimura" właśnie, którego mam, ale jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuńJak dokonujesz kolejnych odsłon swych regałów to wydaje się, że u Ciebie to ogromna biblioteka. Pochwal się ile woluminów masz na tych półkach.
Nie wiem :) Katalog mówi 3034, ale jest niekompletny, nie prowadziłam go tak systematycznie jak ten filmowy. Fakt, że wszędzie te regały stoją i została chyba jedynie ściana "kuchenna" nieoksiążkowana. Gdyby mieszkanie było większe, nie rzucałyby się tak w oczy.
UsuńA Przechodzimura polecam, świetne groteskowe opowiadanka.
Oj podziwiam, oj zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńMój francuski (ach, jak to brzmi!) osiągnął poziom z wkuwanych na lekcjach na pamięć czytanek o wielbicielu dwóch kółek i kobiecych wdzięków, Thierry Lazure :-)
Jak pojechałam do Belgii i chciałam sobie w ramach "przebieżki" cóś po francusku zagaić, to czem prędzej dałam sobie spokój; nie mniej jednak jest pokłosie wyjazdu - nowe rozmówki oraz intensywne przypominanie - "Język francuski 20 minut każdego dnia" :-)
może, kiedyś....
Ja tymczasem złożona byłam chorobą - ospa, pani! ospa!
nie obyło się bez szpitala, z racji wieku i potęgi choróbska; no nie mogłam ani ręką, ani nogą, ani pić, ani mówić! Obecnie mogłabym nadal dorabiać sobie w jakimś miasteczku strachów, czy jak to się zowie, bez charakteryzacji, rzecz jasna!
A moja Doncowa gdzieś przepadła w pocztowych zakamarkach. Zamówiłam dwie kolejne :-)
OSPA??? No moja droga, toś przegięła :) skądżeś to załapała? i szpital aż! szpital to jest to, czego tygryski boją się najbardziej!!!
UsuńGdybym tak sobie zafundowała jakiś język 20 minut każdego dnia - gdybym potrafiła być systematyczna - ech, cuda bym zdziałała :) a tymczasem zakupiłam... a nieeeeeeee, nie powiem.... pokażę przy następnej książce, ale to już w sierpniu, bo czasu coś ostatnio brak na czytanie, a to globus, a to jakieś załatwiania... dziś też po pracy kolejka do lekarza po receptę na moje magiczne pigułki, a potem umówiony pan malarz na wizję lokalną...
Ty wykorzystaj okazję i zatrudnij się do takiego wesołego miasteczka, jak w Amelii sobie dorabiał ten chłopak straszeniem klientów :)
O właśnie, tunel strachów! nadam się tam!
UsuńPojęcia nie mam, skąd to paskudztwo załapałam! zdecydowanie w tym wieku takich atrakcji nie powinno się przechodzić, naprawdę myślałam, że zejdę już i ten szpital, o dziwo, był wybawieniem wręcz. W ramach chwalenia się nadmienię, że miałam sesję foto - przyszli zaprzyjaźnieni z oddziałem dermatolodzy, ponoć takiego przypadku jeszcze nie widzieli :-)))
Nigdy więcej chorób wieku dziecięcego!
A ta systematyczność, a reczej jej brak, to już chyba taka skaza w moim przypadku... próbowałam planów tygodniowych, przypomnień na komórce itp. Nic, no z naturą się nie wygra!
Czekam z niecierpliwością na prezentację nowego nabytku!
I jak najmniej dokuczliwych globusów!
Wiesz, że podziałałaś na mnie mobilizująco? nawet bardzo!
Usuńodpaliłam sobie "Wyśnione miłości" i będę tak dziubdziać po kawałku, całe szczęście, że hiszpańskie napisy są! kolejna gimnastyka przede mną :-)))
Zaczęłam też "До свидания, мальчики!" Nietęgo jednak idzie...
Ale które До свидания, мальчики? Bo mam film z 1964 roku i serial z 2014?
UsuńDziubdziać będziesz, ;powiadasz? Ja idę właśnie obejrzeć w całości kolejnego Takeshi. Jak ja tego gościa lubię :)
A' propos sesji foto, to też taką miałam, jak poszłam pokazać swój pysk w stanie dość zaognionego posterydowego zapalenia skóry :) Czyli mamy szansę znaleźć się w podręcznikach :)
Choć w ten sposób czlek stać się może sławnym. ...
UsuńNa YT znalazłam z 1964, ujely mnie kadry od razu.
A "Wysnione ..." właśnie skończyłam dziubdziać.... piękny film, uwielbiam takie senno -nieprzegadane z mnóstwem emocji produkcje. Przy okazji się nieco zdolowalam, że tak lichutko już z hiszpańskim. Z drugiej jednakowoż strony - dalam radę! I znów mam ambitny plan.. .;)