wtorek, 20 stycznia 2015

Bohumil Hrabal - Święto przebiśniegu

Po ponownym obejrzeniu filmu MUSIAŁAM sięgnąć po pierwowzór literacki.

Seria BIBLIOTEKA PISARZY CZESKICH I SŁOWACKICH - niezbyt licznie reprezentowana - stoi na tej oto półce:
wśród innych ostatnich nabytków:

Na skrzydełku można przeczytać:

Zbiór zawiera szesnaście opowiadań, z których żadne nie zawiedzie czytelnika. Jerzy Pluta, który napisał wstęp, wybrzydza co prawda na Najpiękniejsze oczy, ale to ze względu na pewien sentymentalizm tego utworu (sam przyznaje, że mało się nie popłakał), niegodny wielkiej literatury :)


Książkę otwiera i kończy opowiadanie, którego narratorem jest sam pisarz. Zwłaszcza pierwsze, Punkt zerowy, jest charakterystyczne. Hrabal kupił ten domek zagubiony w lasach Kerska, zaszył się tam, by pisać, a tu ciągle nawiedzają go goście, przerywając mu pracę, powodując, że natchnienie ulatuje, by może nigdy nie wrócić. Sarka na nich, traktuje grubiańsko - by wreszcie dojść do wniosku, że to im przecież zawdzięcza kanwę swych opowieści - to oni opowiadają mu historie, które potem spisuje. Bo jeśli moje pisanie ma coś dla ludzi znaczyć, to muszę znać jak najwięcej ludzkich spraw.
A więc historie tych ludzi, mieszkańców Kerska, z których każdy - a przynajmniej każdy wybrany na bohatera opowiadania - to osobowość, to Człowiek o nieraz pogmatwanym życiorysie, który pisarz dodatkowo ubarwia, czasem tych swoich bohaterów uśmierca, ale niewątpliwie także unieśmiertelnia, z humorem i ironią, ale i nutką melancholii ocalając ich od zapomnienia. Jak tego pana Metka, który nie mógł się oprzeć pokusie kupienia wybrakowanego towaru, bo przecież tak tanio i który dla kolegów zrobiłby wszystko, toteż umiera wpadając swym skuterem do rowu, ale ocalając dla przyjaciół bańkę z flakami, na które czekali. Jak tego pana Kakrę, miłośnika filmu, którego kierowniczka kina usiłowała przekupić pieniędzmi, by poszedł do domu,a ona mogła zamknąć swój przybytek za jedynym widzem. Jak tego pana Karola, 130 kilo żywej wagi, który zeżre wszystko, co tylko znajdzie się w jego zasięgu, nieważne swoje czy cudze, całkiem jak ten Baloun, a który piele grządki leżąc na jednym boku i przerzucając swe brzuszysko. Jak tego dziwnego gospodzkiego o zmiennych humorach, z którym nigdy nie było wiadomo, czy da się napić piwa i jeszcze dorzuci świeżutki skwierczący kotlet czy też zamknie gospodę na cztery spusty. Jak tego pana Limana z tytułowego opowiadania, któremu synowie przysyłają co trochę z Ameryki nowy samochód, a pan Liman wozi nim swe kozy na pastwisko i urządza im święto przebiśniegu.
Niezapomniane.
Cudowne.
Jedyne.

Początek:
i koniec:

Ze skrzydełka (stan na 1981 rok):


Wyd. "Śląsk" Katowice 1981, 164 strony
Seria: Biblioteka Pisarzy Czeskich i Słowackich
Tytuł oryginalny: Slavnosti sněženek
Przełożył: Jan Stachowski
Z własnej półki (kupione na allegro 29 grudnia 2014 roku za 4,99 zł)
Przeczytałam 18 stycznia 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Najpierw zajrzałam na allegro w poszukiwaniu czeskiej gramatyki:
a potem gwoli uzupełnienia cracovianów o kolejnego Kozioła - wreszcie wiadomo na sicher jak się to nazwisko odmienia - sprzedawał WAM, było dziesięć egzemplarzy, a co dziwne, na stronie księgarni internetowej WAM tego tytułu nie było. Okazało się, że brak w magazynach i dosłownie wzięłam ostatnią, po czym aukcję wycofano z allegro :)
Z kolei w antykwariacie, do którego wstąpiłam ot tak sobie, en passant ulicą Stolarską, znalazłam na jednej z półek z cracovianami taki oto jubileuszowy album:
Znaczy się - puściła się na całe majty, jak by powiedział Ojczasty :) Ta, co już nie kupuje...



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film radziecki ze Stanisławem Liubszinem CZARNY MNICH (Чёрный монах), reż. Iwan Dychowicznyj, 1988
Adaptacja opowiadania Czechowa.
Na YT jest cały:


Dzięki komentarzom dowiedziałam się, że istnieje też polska adaptacja tego opowiadania, pod tytułem CIEŃ, ale tego na razie nie dam rady obejrzeć. Choć może... jest krótki :)


Młody filozof Andrzej Korwin przyjeżdża na kurację do zakładu dla nerwowo chorych. Wspaniała przyroda oraz spotkanie pięknej dziewczyny rozbudza w nim chęć spokojnego i prostego życia. Wydaje się, że znalazł wreszcie szczęście, bo Anna odwzajemnia jego miłość. Ale prześladuje go zjawa mnicha, który przypomina filozofowi o jego powołaniu i ambicjach. Kiedy po kuracji wraca do miasta, rzuca się w wir uciech. Jego myśli są pełne udręki i nadal nie może znaleźć wewnętrznego spokoju ani chęci do pracy. Cień czarnego mnicha doprowadza filozofa do skrajnej rozpaczy. Bardzo stylowy, "mroczny" film w duchu literackiego pierwowzoru.

2/ film polski PIERWSZY START, reż. Leonard Buczkowski, 1950
Na YT cały:


Tomek Spojda ucieka z domu wujostwa w obawie przed karą za pocięcie garderoby wujenki na pokrycie modelu szybowca. W pociągu trafia na grupę młodzieży ze Służby Polsce, jadącą na kurs szybowcowy. Dołącza do nich i, pomimo braku skierowania, dostaje się na kurs. Pod wpływem kolektywu przełamuje swą niechęć do nauki. Po powrocie do domu ratuje szybowiec, którego pilot zasłabł i lądował awaryjnie na polu. Zostaje przyjęty na kurs wyższego stopnia. Ma oblatywać pierwszy egzemplarz szybowca nowej konstrukcji. Wróg konstruktora, inżynier Studziński, powoduje awarię wskaźników. Szybowiec rozbija się. Sabotaż zostaje wykryty, sprawcy ponoszą karę. Na zawodach nowy typ szybowca wygrywa we wszystkich konkurencjach.

3/ film czeski ŚMIERĆ PIĘKNYCH SAREN (Smrt krásných srnců), reż. Karel Kachyňa, 1987
Na YT w całości w oryginale:

Ach, jak tego słucham, to mi się serce raduje :)

Film oparty na autobiograficznym opowiadaniu Oty Pavela przedstawiający losy żydowsko - czeskiej rodziny z Pragi przed i w czasie okupacji niemieckiej. Głowa rodziny Popperów - ojciec staje się najlepszym sprzedawcą odkurzaczy w Europie. Jest on tragikomicznym antybohaterem traktującym życie jak wielkie wyzwanie. Jego życie składające się z ciepła rodzinnego, łowienia ryb i sąsiedzkich spotkań zmienia się diametralnie, gdy przychodzi mu chronić swoich synów mających pójść do transportu.

4/ film japoński WANDAFURU RAIFU, reż. Hirokazu Koreeda, 1998
Proszę bardzo, z hiszpańskimi napisami:


Po śmierci ludzie spędzają tydzień z doradcami, także zmarłymi, którzy pomagają wybrać z całego życia jedno wspomnienie, jedyne, które człowiek może zabrać z sobą do wieczności. Wybrane wspomnienie jest opisywane i filmowane przez doradców, potem wyświetlane i nadchodzi wieczność... Film opowiada o dwudziestu dwóch zmarłych osobach, przydzielonych do trzech doradców i praktykantkę. Pewien mężczyzna nie potrafi wybrać wspomnienia, więc ogląda taśmę wideo swojego życia. Inni szybko podejmują decyzję i ekipa rozpoczyna pracę. Doradcy również mają swoje uczucia i sekrety. Praktykantka, osiemnastoletnia Shiori jest zakochana w swoim opiekunie, Mochizukim...

5/ kolejne filmy Georgesa Mélièsa z płyty GEORGES MELIES - FIRST WIZARD OF CINEMA, tym razem z lat 1904-1906
Na przykład Czarny diabeł:

Dalej, po kawałeczku, studiuję Toeplitza:


A tu córka mi jeszcze każe obejrzeć STILL ALICE:

Pani profesor odkrywa, że ​​cierpi na wczesne objawy Alzheimera.

11 komentarzy:

  1. Wow, dziewczyno, szczęka mi opadła. Z jaką wspaniałą sztuką Ty masz do czynienia! Ten Ota Pavel to mi chodzi po głowie i chodzi, ale może lepiej zacznę od filmu o wczesnych objawach alzheimera :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ten film "leży" :) u Ciebie Teściowa, u mnie... ja sama :) coraz więcej luk w pamięci wykrywam, niestety. Kiedyś strzelałam jak z karabinu pisarzami, tytułami, aktorami, reżyserami... a dziś "no wiesz, ten, co grał w tym"...

      Usuń
  2. Tak, potwierdzam, Alfabet krakowski wzięłaś ostatni;) Jaką dziwną istotą jest człowiek. Za każdym razem, gdy byłam w Krakowie widziałam i książki Rogóża i Kozioła (tak się odmienia?). I tak sobie myślałam, że zawsze zdążę je kupić. Że lepiej szukać starszych tytułów na Allegro. No a teraz... cóż...są kłopoty i z jednym i z drugim autorem. Przynajmniej jeśli chodzi o sprzedaż wysyłkową. Czekam na dostawę Rogóża do Księgarni Akademickiej. Gdy teraz będę w Krakowie już nie zawaham się-biorę wszystko;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam tak samo!!! Zawsze zdążę, mówiłam sobie. A tu pustki.
      Właśnie przeczytałam kolejną książeczkę Kozioła (tak się odmienia), zatytułowaną "Krakowianie". I tak mi chodziło po głowie, że było ich więcej, tylko nie kupiłam, no bo będzie czas, leży w księgarniach. Wchodzę wczoraj do tego antykwariatu na Stolarskiej i dopytuję się, czy rzeczywiście był dalszy ciąg. A jakże. Nawet dwa dalsze ciągi. Nawet ostatnio mieli, ale już sprzedali. I znów trzeba liczyć na allegro :)
      Ten album o Gazowni - nigdy o nim nawet nie słyszałam - wzięłam bez wahania, żeby potem nie mieć kolejnych wyrzutów sumienia :)

      Usuń
  3. Spieszmy się kupować książki, tak szybko znikają;) gorsza sprawa, że za chwilę mogą zniknąć i księgarnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co? Ty to masz umysł francuskiego encyklopedysty, z tych, co to Wielką Encyklopedię.
    I to ma być komplement, jak by coś ;)
    Nieustannie podziwiam za rozległe zainteresowania i pasje. Czeski... dobrze choć, że nie węgierski, będzie Ci trochę łatwiej :)

    Koleżanki mają nowe cracoviana. Czym by się tu pochwalić? Już wiem! Dostałam ogromną monografię Ojcowskiego Parku Narodowego, żebym mogła moje pisanie oprzeć wreszcie na jakichś faktach. Namawiam Monikę (tę tu powyżej, tak, o Pani mówię) od dawna na odwiedziny Ojcowa, a ona tylko Kraków i Kraków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, to nie fair;) Proszę bardzo, ja chętnie i Ojców i inne cudowności Ziemi Małopolskiej, tylko niech mi ktoś zafunduje co najmniej miesięczny pobyt w Krakowie:)

      Usuń
    2. Nie tyle encyklopedysty, co typowego samouka, który chciałby od początku do końca coś opanować... tak mi się wydaje :)
      Węgierski to nieeeeeee (tylko dlatego, że za trudny, bo chęć by była), ale ostatnio mnie tu namawiają na japoński, kusząc, że bardzo łatwy :)

      Okolice Krakowa kiedyś tam, dawno temu, były zjeżdżone dokładnie... kiedy był samochód do dyspozycji. Odkąd go nie ma, to już się nie chce. Busy są straszne i nieprzewidywalne! A ja robię się na starość coraz bardziej wygodna.
      A chciałoby się kiedyś, w piękny jesienny dzień do Ojcowa... można teraz tylko powspominać oglądając stare zdjęcia, jeszcze te wywoływane :) Ojca mojej córki dręczyłam niesłychanie szukaniem ośmiobocznych stodół etc. ze starego, jeszcze peerelowskiego przewodnika Zinkowa "Podkrakowskie wycieczki"... jak ja go uwielbiałam :)

      Usuń
    3. O tak, Zinkow jest wspaniały, to dopiero był pasjonat. "Podkrakowskie..." miałam kiedyś z Rajskiej, przypomniałaś mi teraz o nich, dzięki, muszę poszukać i kupić. Tylko czy tzw. świat opisany jeszcze istnieje? Patrząc na Ojców i okolice, niedługo nie zostanie już nic lub bardzo niewiele z dawnego budownictwa.

      Usuń
    4. Już wtedy, w latach 90-tych, część obiektów, zwłaszcza tych, w których gospodarowały PGR-y, zastawaliśmy w ruinie. Albo wróciły w prywatne ręce i stały się niedostępne.
      Zinkow był genialny. Napisał masę przewodników typu SKAWINA I OKOLICE, kilka z nich mam i może jeszcze kiedyś z nich skorzystam (ciągle się łudzę, że wrócę do aktywnej turystyki). Pamiętam, że po któryś z nich jeździłam do niego do mieszkania na Prądniku :) A że dołączał tam opisy produkcji zakładów szczotek... cóż, takie były czasy, trzeba było płacić daninę. Mój Boże, jak sobie przypomnę te wskazówki dla turysty: idziemy polną ścieżką aż do wielkiego dębu, tam skręcamy w prawo... gdzie te polne ścieżki, gdzie dęby? no, może dąb się ostał :)
      Jego legendy krakowskie i podkrakowskie są nieocenione. Bardzo porządne wydanie.

      Usuń