W jakimś majaku sennym wywołanym chorobą przeczytałam to opowiadanie. Tak więc majak był podwójny, bowiem magister filozofii Andriej Kowrin też cierpiał na takowy. Właśnie przyjechał na wieś leczyć skołatane nerwy, w tych to szczęśliwych czechowowskich czasach, gdy można sobie było pozwolić na spędzenie wiosny i lata za miastem.
W ósmym tomie Dzieł jest piętnaście opowieści i opowiadań, w tym jedno mi już znane - Trzy lata.
Dlaczego więc akurat teraz Czarny mnich? Proste jak kąt o 90 stopniach - bo w moim chronologicznym, systematycznym, porządnickim oglądaniu co tydzień jednego filmu z udziałem Stanisława Liubszina wypadła właśnie adaptacja tego opowiadania, dokonana w 1988 roku.
Po raz kolejny prezentuję dumnie swoją czechowowską półkę, wreszcie kompletną:
wśród innych klasyków:
Rytm czytania tych Dzieł wyznacza mi plan nie tyle 5-letni, co 25-letni, chyba. Jedno-dwa opowiadania na miesiąc... całe szczęście, że nie wybieram się umierać w najbliższej dwudziestolatce - no, takie mam założenie i wara ode mnie tej pani z kosą. Niech spada na drzewo, to za oknem, pięknie osypane śniegiem. Poszłyśmy z córką spać o czwartej nad ranem, a jednym z punktów programu nocnego entertainment było właśnie przyglądanie się drzewom w świetle latarni. Świat jest niewiarygodnie piękny, zwłaszcza gdy głowa nie boli, czego niestety nie mogę powiedzieć o obecnej chwili - starsze panie powinny jednak spać, a nie zarywać nocy.
Bohater Czarnego mnicha nie jest starszą panią, więc noce zarywał - ale też nie bezkarnie. Oto wszystko ładnie pięknie, cudowne okoliczności przyrody, piękna dziewczyna u boku, przychylny filozofowi jej ojciec, wydawałoby się: żyć, nie umierać. Jednak Kowrina dręczy pewne widziadło. Kiedyś usłyszał (przeczytał?) legendę o czarnym mnichu, który krąży po świecie i teraz mnich ten nawiedza go, zachęcając do pracy, podkręcając jego ambicje. 'Dręczy' to zresztą nie najwłaściwsze słowo - filozof cieszy się z tych ukradkowych spotkań w sadzie, z nocnych rozmów. Gdy jednak rodzina wreszcie się zorientuje w sytuacji, odda Kowrina na leczenie do kliniki psychiatrycznej. Z takiego przybytku można wyjść tylko złamanym... a przecież co komu szkodziło, że młodzian rozmawiał ze zjawą, skoro praca świetnie mu przy tym szła, skoro BYŁ SZCZĘŚLIWY? Tak, wyszedł ze szpitala wyleczony...ale cała radość życia odeszła wraz z majakami. Nic więc dziwnego, że zmarnował nie tylko swoje życie...
Koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1959, tom VIII Dzieł, 38 stron
Tytuł oryginalny: Чёрный монах
Przełożyła: Natalia Gałczyńska
Z własnej półki
Przeczytałam 20 stycznia 2015 roku
Jak wspomniałam na początku, pretekstem do lektury stał się film:
Genialnie oddający ducha opowiadania. A sam Liubszin... ech, palce lizać!
Dzięki dużej ilości wolnego czasu udało się też obejrzeć polską wersję z 1981 roku, zatytułowaną Cień, ze świetnym Kolbergerem i nieodżałowanym Walczewskim:
Niestety, odkryłam, że płytkę z filmem zostawiłam w pracy :( obejrzałam więc na YT i to była zgroza, charakterystyczna dla polskiego filmu: fatalny dźwięk! Prawie nic nie słyszałam. Żebym nie miała za sobą lektury opowiadania, pewnie nic bym nie zrozumiała.
Półka jak zawsze godna zazdrości. Czechow jaz zawsze godzien podziwu a jedno plus drugie wzbudza maniacką chęć posiadania i czytania.
OdpowiedzUsuń:) maniacką, powiadasz :)
UsuńManiacko , maniacko nawet sobie nie wyobrażasz jakie te regały robią wrażenie. I nie chodzi o to że zapełnione tylko o to czym. Swoją drogą ciekawe dlaczego nie ma obowiązku czytania Czechowa w szkole ? Nie pamiętam by był na liście lektur a szkoda , choć z drugiej strony może dzięki temu nikomu nie obrzydnie nim przeczyta :-)
UsuńCałe szczęście, że nie ma. Jest obowiązkowy "Pan Tadeusz" i jaki rezultat? Ogólne zniechęcenie i "nigdy więcej" (no, oczywiście poza szlachetnymi wyjątkami)...
UsuńTeż prawda :)
UsuńJest Czechow w szkole. Jedna z rzeczy, które mi się podobały :) Z Czechowa mieliśmy niezły ubaw.
UsuńA co to za obraz podpierający biblioteczkę?
OdpowiedzUsuńTo jest taka grafika przedstawiająca drzewo, którą kiedyś przywiózł mi z Włoch pewien absztyfikant - ale nie mój, tylko przyjaciółki :) Przyjechali do Krakowa i spędzali u nas Sylwestra. Było pięknie, bo akurat w trakcie remontu, między pokojem a kuchnią zwisał kawał gipsowej ściany z wystającymi prętami zbrojeniowymi, no tak bardziej malowniczo :)
UsuńSzkoda, że nie będzie swoich zbiorów kiedyś, gdy przyjdzie czas zabrać ze sobą i czytać całą wieczność....
OdpowiedzUsuńNo właśnie to jest skandal! Ja naprawdę nie rozumiem, na czym ma ten raj polegać :)
UsuńE tam drogie Panie , nie ma co rozpaczać uważam że Jorge Luis Borges w tym przypadku był jasnowidzem twierdząc: "Wyobrażam sobie raj jako bibliotekę, nigdy jako ogród". Nie ukrywam że i ja tak sobie wyobrażam raj :-)
UsuńNo można mieć nadzieję, ale! Co innego książki, a co innego własne książki! Te, z którymi wiąże się jakaś historia. Te nieraz obszarpane, wystrzępione, ale ukochane.
UsuńTo skoro już się zrobiło tak trochę sentymentalnie, to ja się przyznam, że na każdym życiowym zakręcie tracę część z moich rzeczy - te wszystkie przeprowadzki, jakieś zawirowania, nie wiem dlaczego to mi się zdarza, ale tak było już dwa, trzy razy. Raz w Paryżu, ostatnio w Krakowie. Rzeczy to nic, ale wśród nich są książki. Ostatnio, już ponad rok temu, zostawiłam część moich cracovianów, trochę innych książek... I teraz za nimi tęsknię. Przypominam sobie każdą: Jasienicę przywiozłam w ciężkim plecaku z Zakopanego jeszcze przed maturą, rzecz o Czartoryskich kupiłam w dzień zamknięcia muzeum, etc., etc... Pewnie, że książki można znów kupić. Ale nie te, nie te. Czy to normalne?
UsuńCzy powinnam pojechać dla poratowania zdrowia na kilka miesięcy na wieś? Ah, pardon, zapomniałam, przecież właśnie tu mieszkam...
Jak jutro usunę ten komentarz to się proszę nie gniewać :-)
O, toś mnie zaskoczyła BARDZO BARDZO - tym zostawieniem cracovianów. Toż to zgroza :) Majak z koszmarnego snu :)
UsuńMyśmy kiedyś ze Ślubnym stracili załadunek na południu Francji... ale z książek to tam były tylko jakieś przewodniki, słownik... za to przepadły zdjęcia, slajdy - tego żal.
A teraz wyobraźcie sobie, że po drugiej stronie wszyscy wielcy pisarze nadal piszą i będzie to można przeczytać.
UsuńTak... byle ta druga strona istniała :)
UsuńDramatycznie się zrobiło: czarny mnich, drzewa w śniegu oglądane nocą. Wygląda to na ruch w stronę Domu Usherów ;).
OdpowiedzUsuńA tymczasem ruch nastąpił w kierunku całkiem prozaicznego "ironicznego kryminału" , gdzie mu tam do powieści gotyckiej :)
UsuńBiblioteka, a zwłaszcza jej zawartość robią wrażenie. Rozpoznaję parę serii, innych zazdroszczę. Nie tak dawno myślałam o Czechowie, chyba słuchając Hena i jego Nie boję się bezsennych nocy wspomniał pisarza i uświadomiłam sobie, że z lektury kilku opowiadań właściwie nic mi nie zostało. Może więc powinno się czytać po jednym i notować wrażenia.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że czytanie całych tomów opowiadań na raz jest nużące, zlewają się w jedną pulpę :)
UsuńGuciamal, przy Twoich francuskich fascynacjach ośmielam się zaprosić Cię cztery posty niżej,do Maigreta -m może rozpoznasz coś swojego :)
Muszę zadać to pytanie: czy ty masz jeszcze jeden blog?:) Jak nic mi tu jeden pasuje!
OdpowiedzUsuńMam :) i znamy się stamtąd dobrze :)
UsuńCzyżbym miała tak wyrazisty styl?
:)
Zastanawiałam się skąd możemy się znać. Dziś weszłam na wpis "Krakowianie" i tak sobie myślę, że znam ten styl pisania;) A tam chciałabym zobaczyć nowy wpis ;p
UsuńSiedząc w domu "na chorobowym" miałabym czas napisać... ale zdjęcia! zdjęcia są w pracy :(
UsuńTo zdrowiej!
OdpowiedzUsuń