Skoro już tak się zabrałam za Andrzeja Kozioła, to lecę z następną pozycją. Jakosik takosik mi chodziło po głowie, że to nie jedyni Krakowianie. Że była następna część, a może nawet dwie. I że jak zwykle odłożyłam zakup na później, no bo przecież leży w księgarniach... i na tym się skończyło. Więc gdy wstąpiłam do antykwariatu na Stolarskiej w poniedziałek, zapytałam pana właściciela. Dobrze mi się zdawało, wyszły trzy części, ciupasem udałam się na allegro, znalazłam drugą... na ostatnią trzeba będzie polować :) chwilowo jednak nie do polowań mi, dopadło mnie choróbsko, zwykle je "przechadzam", bo co mam robić, nie będąc na etacie? ale pani doktor z przychodni tym razem postawiła weto - zwolnienie i basta - i tak teraz rozpieram się w łóżku jak jakiś basza, ale żeby nie było zbyt komfortowo, ciągle dzwoni telefon z pracy, a telefon ten jest w kuchni i to wyrywanie mnie z łóżka doprowadza mnie do szału... zresztą wiadomo, jak człek chory, to ma obniżony poziom tolerancji :)
W teorii choroba to najlepszy czas na nadrobienie braków w lekturze... ale to tylko teoria... w praktyce przysypia mi się nad książką... nad filmem :)
Krakowianie stoją na półce wśród innych pozycji o tematyce miejscowej:
w tej kuchni, której obecnie wolałabym unikać:
ale się nie da. Odkąd zaczęłam pisać ten tekst, już dwa razy zadzwonił pan z ochrony - słusznie mówią, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jakaż to święta prawda! Pan chce załatwić wszystkie sprawy, które zależą ode mnie, a z których mu się zwierzają ludzie, rozczarowani moją nagłą nieobecnością. I dzwoni, i pyta, gdzie coś jest, a jak on ma to zrobić, a to, a sio - właśnie! A SIO!!!
Za to chwalę sobie wielce wi-fi, jakie mi zafundowało na gwiazdkę UPC, wreszcie nie muszę siedzieć przy biurku, co w wypadku choroby jest niewskazane, jak leżeć to leżeć. Więc półleżę, półsiedzę i tak mam kontakt ze światem :)
No ale dość tych chorobliwych jojczeń, przejdźmy ad rem, zanim mi córcia poda obiadek :)
Autor już nam znany, ale tym razem garść bliższych szczegółów podało wydawnictwo:
O samej książce napisano tak:
A na skrzydełku zacytowano opinię prof. Rożka, największego autorytetu w sprawach krakowskich:
Zeskanowałam wykaz bohaterów tych opowieści:
I jak to wygląda? Część nazwisk ogólnie znana, wszystkim, czy się Krakowem interesują czy nie: Leszek Długosz, Roma Ligocka, Bruno Miecugow, Leszek Wójtowicz, niedawno zmarła Miriam Akavia. Część tylko krakusom lub wielbicielom miasta: rajca i historyk Piotr Boroń, infułat Bryła, krakauerzy Czuma i Mazan, aktor, reżyser i radny Jerzy Fedorowicz, prezes gminy żydowskiej Tadeusz Jakubowicz, restaurator Jacek Łodziński, kolekcjoner Marek Sosenko, historyk sztuki Jerzy Madeyski. A część już bardzo lokalna, jak właściciel pracowni krawieckiej pan Turbasa, jak władająca jadłodajnią przy Siennej córka pani Polewkowej, jak twórca słynnych kremówek z hotelu Cracovia pan Jaśkiewicz, jak "królowa" kwiaciarek krakowskich pani Stanisława Polak. Rozmowy z nimi zaowocowały świadectwem, które dziś, w 2015 roku, jest szczególnie cenne: jedni odeszli do krainy wiecznych łowów, inni zaprzestali działalności, choćby z racji wieku... odchodzą, znikają na naszych oczach zakłady, tradycje o wieloletnich korzeniach. Prezes Jakubowicz pokłada nadzieje na żydowską przyszłość w Krakowie we wnuku, pan Turbasa ma syna-następcę w krawieckim fachu, ale jadłodajni Polewkowej nie ma już przy ul. Siennej... Jeszcze trzyma się antykwariat-wypożyczalnia Kamińskiej przy ul. Św. Jana, gdzie na czytelników czeka 30 tys. tomów oprawnych w szary papier... pamiętam, jak w latach 80-tych kupowałam tam pojedyncze numery "Ameryki", pamiętam całe stosy starych "Przekrojów"... Nie ma już domu Boroniów na rogu Senatorskiej i Mlaskotów, ale gdzieś pod asfaltem spoczywają weki z kompotami i przetworami, których nie zdążyła zabrać z piwnicy pani Boroniowa... Przeszłość i teraźniejszość miasta przeplatają się w rozmowach, wspomnieniach i dają poczuć ten genius loci, charakterystyczny dla naszego miasta.
Już nie mogę się doczekać, kiedy nadejdzie przesyłka z drugą częścią Krakowian!
Początek:
i koniec:
Wyd. Wydawnictwo Jagiellonia Kraków 2002, 213 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 19 stycznia 2015 roku
Ciekawa pozycja, nie jestem Krakusem, ale uwielbiam to miasto, moze kiedys dane mi bedzie przeczytac ksiazke tego autora. A Tobie zdrowka zycze, pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńDzięki Ci dobra kobieto za pobożne życzenia :)
OdpowiedzUsuńTo widzę całkiem fajna książka nie tylko dla Krakowian....ludzkie historie w powiązaniu z miejscami zawsze są interesujące.
OdpowiedzUsuńI chociaż znam może cztery nazwiska na krzyż to chętnie bym zaglądnęła, ale tu dobrze znać topografię miasta, by po kojarzyć.....
Niech Ci się dobrze czyta z malinowa herbatką....
Otóż to, gorąca herbata z sokiem malinowym nieustannie paruje, bez tego jak żyć :)
UsuńPostanowiłam, że nie dam się tak kusić - przecież na pewno jest na Rajskiej. I cóż? Owszem, ale tylko na miejscu. A zatem czeka mnie również polowanie, to było do przewidzenia ;) Najchętniej przeczytałabym ją już dzisiaj, ba, wszystkie trzy części. Bo pogoda i spleen. Na razie zostaje mi "Na krakowskim c.k. bruku" i z tego, co pobieżnie przekartkowałam, to będzie idealna lektura na dzisiejszy wieczór.
OdpowiedzUsuń"Krakowianie" tak czy inaczej bardzo zachęcają, I nie, nie będę teraz myśleć, jak wszystko się zmienia, odchodzi w przeszłość i Kraków - taki jak dziś - staje mi się coraz bardziej obcy. Przeglądam ostatnio moje dawne zdjęcia z Salwatora i te nowsze, zresztą muszę sięgać we wspomnienia, bo wtedy nie fotografowałam jeszcze (a szkoda). Jeszcze lubię tam chodzić, ale ta prawa strona ulicy św. Bronisławy wygląda dla mnie jak jakiś krajobraz po katastrofie, to jest aż fizycznie dotkliwe - taka zmiana przestrzeni, te ohydne budowle, sztuczne ogródki i kontrast z tym, co tuż obok. To zresztą jeden z tysiąca przykładów. Trzeba to pewnie zaakceptować, szukać jakichś śladów, ocalić - w pamięci, na zdjęciach, w książkach takich jak ta. Niedługo zamiast oglądać Kraków, będę o nim czytać i oglądać stare zdjęcia. Czy to już oznaka zgrzybiałej starości??? ;)
I przede wszystkim - zdrowiej jak najszybciej! Bo co to za przyjemność takie wagary, gdy nawet czytać nie bardzo się da? :)
Na miejscu??? A to łotry! Nie wiem, jak Ty, ale jam niezdolna do studiowania czegoś w czytelni, wszystko mnie rozprasza, a brak herbaty powoduje coraz bardziej spazmatyczne zaciskanie szczęk :)
UsuńWłaśnie. Tak sobie myślę, że nie kupowałam tych książek, gdy leżały w księgarniach, bo były zbyt współczesne, mówiły o Krakowie tu i teraz, a ja wiecznie szukałam przeszłości. A dziś okazuje się, że to też już przeszłość. Salwator, Zwierzyniec, Półwsie - strasznie cierpią w XXI wieku. Każda zresztą dzielnica (co powiedzieć o Bronowicach?), ale tam jest to wyjątkowo nachalnie widoczne :(
A Rogóż jest dobry na każdą pogodę! Ja bym się najchętniej zabrała za ostatnio nabyty "Alfabet krakowski", ale wczoraj zaczęłam kolejną comiesięczną Doncową i coś czuję, że mi na tym zejdzie: drobniutki druk, powieki opadają, głowa opada, ręka z książką opada, no całkiem jak za oknem :)
Zapomniałam, zapomniałam, zapomniałam! Od rana mam otwarty Twój post o Salwatorze zza wodnej pajęczyny i nie mogę się nim nacieszyć, tak piękne są te zdjęcia, tak pięknie piszesz...
UsuńTo znaczy nie tylko na miejscu, ale oczywiście 'wszystkie dwa' egzemplarze są wypożyczone. Byłam kiedyś parę razy ubiegłej zimy w nowej czytelni na Rajskiej i bardzo mi się podoba, szczególnie wolny dostęp do półek! Ale ogromnie mnie rozpraszają ludzie, każdy z laptopem. Chyba była sesja, nie wiem, a może tak zawsze przychodzą posiedzieć. Jestem dziś zrzędliwa ;)
UsuńRogóż wspaniały, po raz pierwszy go czytam, nie wiem jak to możliwe. Też z Rajskiej, nota bene.
PS Dziękuję!! Salwator jeszcze będzie w innych odsłonach - dziś i może w sobotę, miłego oglądania :)
Zawsze! Oni tam zawsze są! Pod tym względem preferuję czytelnię bibliograficzną, cisza, spokój, dwie osoby na krzyż, klimat dawnej biblioteki :)
UsuńWidziałam tę drugą część Krakowian, gdy szukałam na Allegro Smakowoni. Nie wzięłam, bo gdzie pierwsza i trzecia;) dodałam do ulubionych zapytań i czekam. Mam już nawet wymyśloną ideologię do tej sprawy- oczekiwanie jest piękniejsze niż posiadanie. Jeszcze tylko muszę w to uwierzyć i będzie cacy;) najserdeczniej przyłączam się do życzeń zdrowia:)))
OdpowiedzUsuńA ja tak zbajerowałam pana od drugiej części, że podjął się przywiezienia mi jej do Krakowa po niedzieli :) I też oczywiście dodałam do zapytań trzecią część. Zresztą obiecał poszukać, czy nie ma u siebie.
UsuńTeorię masz bardzo dobrą. Przecież w momencie zakupu wymarzonej pozycji zazwyczaj odkładamy ją na półkę... i nic się nie dzieje. Czeka sobie, bo są pilniejsze lektury. Marnuje się normalnie :) A gdy jej szukamy... ho ho, mamy ciągły kontakt, myślimy o niej, mówimy :)
Skończyłam brać swój 3-dniowy antybiotyk, teraz pozostaje czekać na jego przedłużone działanie... i modlić się tylko, żeby mnie głowa przestała boleć, bo to najbardziej dokuczliwe. Wzięłam ostatnio 3 sumigry, wezmę rano, wieczorem ból powraca i tak się bawimy... a koszty leczenia mi się podnoszą :)
Wczoraj wieczorem wzięłam jedną z tych gazetek wnętrzarskich, które kupiłam przed świętami - a studiuję je, trzeba to przyznać, bardzo dokładnie - i wyczytałam, że są na rynku takie projektory kieszonkowe, których nie trzeba zawieszać pod sufitem, tylko wystarczy postawić w dowolnym miejscu, podłączyć pendriva z filmem i wio! Kino domowe! Jak się napaliłam! Jak przestudiowałam ofertę Saturna i Media Markt w środku nocy! Jak nie mogłam usnąć, bo już bym chciała lecieć i kupować! No i teraz znów mnie głowa boli (jak nie pójdę spać o swej stałej porze, to przekichane)...
O, i ja też nie spałam pół nocy - najpierw nie mogłam usnąć a potem budziły mnie regularnie moje kochane psy, ech, też widać miały ciężką noc ;-) Czy to pełnia jakaś czy Dziki Gon przelatuje? Ból głowy rozumiem i naprawdę współczuję.
UsuńZdrowiej jak najszybciej!
I znów. Znów Sumigra. Spokój teraz pewnie do wieczora... A co za ponury dzień dzisiaj. Gdy jestem w pracy, nie zwracam na to uwagi, bo dużo światła sztucznego. A gdy tak się siedzi w domu, ogarnia melancholia. Krakowski spleen :)
UsuńDaję uroczyste słowo honoru, że jak pierwsza wypatrzę trzecią część to dam znać najpierw Tobie:) mam nadzieję, że głowa nie bolała (wiem, co to znaczy migrenowy ból głowy) i że uda się nabyć wymarzony sprzęt:) Serdeczności:)
OdpowiedzUsuńEch, no nie mogę wymagać takiego poświęcenia :) Zresztą, skoro obie mamy ją w zapytaniach, to jednocześnie dostaniemy informację o jej pojawieniu się :) pytanie, która pierwsza zajrzy do poczty :)
UsuńRzeczony projektor (i ekran) znalazłam najtaniej na Oleole i natychmiast nabyłam. Jakoś tak naiwnie myślałam, że już, natychmiast mi przywiozą. Że tylko patrzeć, a nadejdzie wieczór i będę oglądać sobie film prawie jak w kinie. A tymczasem przyszedł mail, że skontaktują się w sprawie płatności i dostawy i... cisza. Buuuuuu. Zapomniałam, że to piątek był. Nie umilę sobie chorowania projekcjami :(
Za to przeglądałam dalej gazetki i cóż znalazłam? Robota odkurzającego! Programujesz go i sprzęt sam rusza do akcji w określonym dniu i o określonej godzinie, najpierw skanując mieszkanie. Właściciel ogranicza się do wyrzucenia śmieci z pojemnika (hura! nie ma worków!), a sprzęt wykonawszy jak Murzyn swoje odjeżdża ładować się do bazy. I to by było coś dla mnie, pomyślałam. Trzeba iść z duchem czasu, nie zatrzymywać się na etapie miotły.
No ale. Zasadniczo do odkurzacza (zwykłego, jak na razie) jest przypisana moja córka. To czy mnie się opłaca czynić takie drogie inwestycje, gdy i tak leżę i pachnę?
No co Ty, jakie poświęcenie! A skąd bym wiedziała o Smakowoniach na przykład gdyby nie Ty:) A córka czyta tego bloga? Bo nie wiem, jak odpowiedzieć na ostatnie pytanie? To znaczy wiem jak, ale nie wiem, czy mogę...;)
OdpowiedzUsuńRaczej okazjonalnie :) wpadnie czasem obejrzeć zdjęcia, ochrzani mnie, że "upubliczniam nasze mieszkanie" i tyle radość :)
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńTak skrótowo: trafiłem tu przypadkiem, kiedy chciałem dowiedzieć się czegoś o jednym z interesujących mnie tytułów. Znalazłem ogromną bazę wiedzy nt. literatury.
Mam pewne pytanie, na które nie znalazłem tu odpowiedzi, być może dlatego, że niezbyt wnikliwie szukałem. A oto i ono: jak to robisz, że jesteś w stanie czytać aż tak dużo? W jaki sposób tak w ogóle zabrać się za czytanie i wyrobić z tego nawyk, jak rozpocząć? Pytanie te kieruję zarówno do Autorki bloga, jak i Czytelników. Przyznam, że z czytaniem u mnie nie najlepiej i źle się czuję, kiedy widzę, że niektórzy naprawdę mają do tego dryg, a u mnie troszkę to kuleje.
Liczę na odpowiedzi.
Życzę wszystkiego najlepszego,
Tomasz
PS: Widziałem zdjęcia do artykułu, niezła kolekcja książek, mi też się taka marzy, powoli kolekcjonuję.
Witaj, Tomaszu.
UsuńPytanie, czemu chcesz więcej czytać? Co Tobą kieruje, co Cię motywuje? Ile czasu chcesz na to poświęcić?
U nas tu w większości to hobby jeszcze z dzieciństwa, coś, bez czego po prostu nie potrafimy żyć :) Ale wiadomo, że każdy poświęca swemu hobby tyle czasu, ile może. Ja jestem już w tej luksusowej sytuacji, że małe dziecka jeść nie wołają, sytuacja zawodowa stabilna, specjalnych obowiązków poza minimum domowym nie mam, więc i czasu wolnego sporo :) choć nie czytam już tak dużo, jak jeszcze parę lat temu... znam blog, gdzie codziennie jest nowa notka, a czasem i dwie - więc pasjonatów jest sporo :)
Moim zdaniem najważniejsze to dobrać sobie odpowiednie tytuły. Ustalić, co Cię interesuje, jaka tematyka, jaki rodzaj literatury. Nic na siłę, bo można się tylko zniechęcić. Jeśli nuży Cię długie czytanie, nie zmuszać się do niego - nawet pół godziny jest dobre, byle codziennie, żeby nie tracić kontaktu, nie zapominać, co wcześniej było :)
A tak naprawdę nie wiem, co Ci doradzić, bo własnej córki nie potrafiłam zarazić czytaniem :( Może inni będą mieli więcej pomysłów?
Przypomina mi się matka z "Przyślę panu list i klucz" - w towarzystwie czytających męża i córek sama w końcu złapała się za książki :)