Uff, zdążyłam! Ścigałam się z czasem, żeby jeszcze w styczniu skończyć czytać :) Czasu to mi właściwie na zwolnieniu nie brakuje, tyle że przysypia się nad książką. Na szczęście w poniedziałek wracam na zakład i dosyć tego lenistwa, może się wreszcie rozruszam.
Tymczasem...
Powieść Carson McCullers wyjęłam w celu zapoznania się z półki z serią Nike wieki temu i znalazłam chwilowe miejsce dla niej koło łóżka, w złudnej nadziei, że się prędzej za nią zabiorę. Przecież był czas, gdy czytałam co miesiąc jedną Nike. Potem przejechałam się na jednej powieści (Śmierć Wergilego, nie dałam jej rady) i trochę się zniechęciłam. A teraz... comeback serii w wielkim stylu :)
Zachwyconam tą powieścią i aż mi się zachciało natychmiast rzucić się w wir amerykańskiej literatury, którą przecież kiedyś zbierałam. Jakieś Dos Passosy, Sinclairy Lewisy, Faulknery, Hemingwaye... ale zaraz zaraz, nie mogę wszak zostawić odłogiem Rosjan :)
Na skrzydełku napisano:
oraz:
Serce to samotny myśliwy to wspaniała opowieść o samotności i nieumiejętności komunikacji. Każdy z bohaterów odczuwa swą samotność w inny sposób, ale każdy: 13-letnia Mick, podlotek nie radzący sobie z budzącą się kobiecością, zakochany w muzyce, do której jej biedna rodzina nie ma dostępu (nie stać ich nawet na radio); właściciel restauracji, wspomagający chętnie upośledzonych, ale nie mogący znaleźć sobie miejsca po śmierci żony; murzyński doktor, skłócony z rodziną, żyjący w poczuciu konieczności wypełnienia misji, ważnego celu, bliżej nieokreślonego; komunista Jake Blount, który pojawił się w mieście nie wiadomo skąd i który jest "jednym z tych, którzy wiedzą" - wszyscy oni orbitują wokół głuchoniemego Johna Singera, wzbudzającego sympatię i zaufanie, bo potrafiącego słuchać. Tak, to nie pomyłka, głuchoniemy Singer wysłuchuje wszystkich z ogromną cierpliwością, czytając z ruchu warg, i wszystkim swoim spokojem pomaga - tylko jemu nikt nie mógł pomóc, nikt zresztą nawet nie zauważył tragedii, jaką Singer przeżywał, gdy zabrano jego przyjaciela do zakładu dla psychicznie chorych.
Cierpią tu wszyscy, wszyscy czegoś pragną, ale pragnienia te nigdy się nie spełniają. Pozostają niezrozumiani przez otoczenie, nawet ten czarnoskóry lekarz, pragnący prawdziwego wyzwolenia swych braci. Ale nie obawiajcie się, że lektura Was przygnębi, czy wręcz dobije, nie nie. Może tylko koniec II części, to ostatnie jej zdanie, które wali na odlew i pozostawia czytelnika bez tchu. Styl McCullers, znany mi już z Ballady o smutnej knajpie i Zwierciadła złotego oka, pozornie oszczędny, trafia do mnie mimo 70 lat, które upłynęły od debiutu pisarki. Spotkałam się jednak z zarzutami, że powieść jest nudna. Dla mnie - wręcz przeciwnie. Każdy rozdział, zręcznie alternujący bohaterów, przynosi coś nowego.
Cała Ameryka końca lat trzydziestych zawarta w mikroświecie miasta bez nazwy, gdzieś na Południu.
Początek:
i koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1964, wyd. I, 503 strony
Seria: NIKE
Tytuł oryginalny: The Heart Is a Lonely Hunter
Przełożyła: Jadwiga Olędzka
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 2 stycznia 1985 roku za 200 zł)
Przeczytałam 31 stycznia 2015 roku
Zrobiłam sobie tę przyjemność i po wielu wielu latach obejrzałam ponownie film. Pamiętam, że widziałam go w tiwiszu jeszcze będąc w szkole. Zaledwie jakieś luźne wrażenia, dwóch głuchoniemych, dziewczynka zakochana w muzyce...
Oczywiście nie ma co porównywać z powieścią, zresztą nie dałoby się zmieścić wszystkich powieściowych wątków, więc film nieco spłyca temat, nie ma w sobie dramatyzmu powieści, ale mimo wszystko broni się do tej pory. Wspaniała rola Alana Aldy, którego pamiętam też z Doczekać zmroku, również oglądanego kiedyś tam w dzieciństwie. I jeszcze Sandra Locke w roli Mick, aktorka, dla której to był debiut i która już chyba w niczym innym godnym uwagi nie zagrała.
NAJNOWSZE NABYTKI
Dwa wielkie tomiszcza. Nieraz już trafiałam w bibliografiach na tę pozycję i wreszcie się zmobilizowałam, żeby jej poszukać na allegro. To Księga Sapieżyńska, poświęcona postaci kardynała Adam Stefana Sapiechy i dziejom diecezji krakowskiej za czasów jego pontyfikatu.
Lewa nie jest większa od prawej, tylko o wiele grubsza (900 stron), stąd to złudzenie apteczne :)
Zapłaciłam razem z kosztem paczki 35 zł, więc uważam, że zrobiłam świetny interes!
A tu jest interes wręcz mojego życia :)
Mogę teraz oglądać filmy na dużym ekranie i to gdzie tylko chcę!
Projektor jest mini, 15 cm wielkości, można go postawić gdzie bądź (również bez podłączenia do prądu, ma akumulator), podobnie jak stojak z ekranem.
Z tym stojakiem to właściwie trochę się wykolegowałam. Dokładnego opisu na stronie sklepu nie było, zdjęcie nie za wielkie, a ja miałam koncepcję taką, że przed projekcją będę wieszać ekran na drzwiach od szafy, a stojak schowam i ewentualnie będę go używać tylko, gdy seans zaplanuję w innym pokoju. Tymczasem... tymczasem okazało się, że ekran jest na stałe przymocowany do trójnogu... i trzeba ustawiać całą tę konstrukcję. Z drugiej strony to ciężkie jest dosyć, więc nie wiem, co by drzwi od szafy powiedziały...
No nic. Wszystko jest jeszcze do obadania, bowiem instrukcja obsługi projektora (jakieś 100 stron) jest jedynie na płytce, ja muszę mieć na papierze :) więc czekam powrotu do pracy, by sobie wydrukować ;) nie wiem jeszcze, jak troszkę zmniejszyć obraz - ekran ma 160 cm szerokości, stawiam go w nogach łóżka, a projektor na półce nad głową i obraz nieco wystaje na boki :)
Nie wiem też, jak podłączyć inny sprzęt do projektora i na razie wszystko leci z pendrive'a. No ale jak mam film na oryginalnej płytce, to trzeba coś innego podłączyć, choćby ten mały odtwarzacz DVD, którym posługuję się na co dzień w łóżku :) Jak tylko dojdę do siebie, lecę do mojego ulubionego sklepiku MEGABIT (gdzie jestem stałym gościem od jakiegoś czasu) i niech mi doradzą odpowiedni kabelek.
Tak więc na starość zapewniłam sobie rozrywkę, że ha! Lampa projektora ma żywotność 30 tys. godzin - czyli plus minus 15 tys. filmów! Jak nie padnie wcześniej z innych powodów, to mam oglądania na... 41 lat, przy założeniu, że codziennie jeden film :) Chyba muszę zacząć dbać o zdrowie, żeby dożyć!
Trzeba było, cholibka, wziąć 1.80m!
O "Sercu....już dawno myślę i teraz pewno się skuszę, gdyż akurat ja lubię takie "nudne" książki.
OdpowiedzUsuńPoluje na nią w wymianie na jednym takim portalu.
Nabytek świetny.....będę czekać na opinię....
Kurcze to u Ciebie e teraz będzie jak w kinie.....
Ja się ostatnio zachwycam i rozkoszuję nabytkami, które u innych są na porządku dziennym od lat jak wi-fi (jeszcze w grudniu byłam przywiązana kablem do biurka, a teraz sobie nadaję z łóżka - jak chorować, to chorować) albo projektor - w tych wnętrzarskich czasopismach - gdzie znalazłam info o miniprojektorze - to od lat widuję POKOJE KINOWE, kurczę blade. Oczywiście w domach, a nie w bloku. Ale to piękne marzenie: wszystkie filmy zebrane razem (a nie porozrzucane tu i tam, jak u mnie), kanapa i ekran (w ostateczności biała ściana). I do tego pięć głośników. Ech. Tymczasem cieszę się tym, co mam :)
UsuńWażne, że cieszy....
UsuńJeśli to jest nudna książka, to ja chciałabym się tak nudzić czytając do końca życia! Nigdy mnie nie przestanie zadziwiać, jak różne są ludzkie gusta. A tym przyjemniej znaleźć gdzieś jakieś pokrewieństwo :-) Pamiętam, że byłam nią zachwycona, to słowo tu nie pasuje - bo jej styl jest pozbawiony egzaltacji. To dziwnie prawdziwe spojrzenie, prześwietlenie tego, co istotne, jakiejś ludzkiej tajemnicy, którą każdy w sobie nosi. I jednak nieprzekraczalna samotność, tak to zapamiętałam. Czytałam już dość dawno temu i nie pamiętam teraz tamtego zdania, które "wali na odlew i pozostawia bez tchu", pewnie czas przeczytać znów. Ale ja lubię wracać do dobrych książek.
OdpowiedzUsuńW ogóle od pewnego czasu nie mam już takiej ogromnej ciekawości poznawania Nowego (jaką widzę ciągle u ciebie i podziwiam). To chyba zły znak. Ale może to przejściowe, może to minie jak ta zima. Dobrze, że wcześniej wyczytałam normę za kilka żyć ;-) to teraz mogę trochę tak swobodniej - tu sobie przypomnę jakiś wiersz, tam jedno opowiadanie, kilka stron z dzienników, listów tego czy innego z ulubionych. A jeśli coś nowego - to jednak w jakiś sposób kontekst znany, tak jak teraz czytam "Europę w rodzinie" Marii Czapskiej, pewnie znasz.
Ale nie miało być o mnie. Miały być gratulacje z powodu udanego zakupu i niech to "kino domowe" w stylu jak najbardziej vintage (bo cóż innego pasowałoby do takiej biblioteki?) służy Ci jak najlepiej. W każdym razie na zdjęciach prezentuje się bardzo efektownie i stylowo :-)
Przeczytałam zarzuty, że książka jest o niczym i że jeśli taka jest wysokich lotów literatura (bo "Serce" jednak wysoko stoi w rankingu amerykańskich powieści), to nic dziwnego, że nikt jej nie czyta :) Oczywiście, że de gustibus... a jednak żal.
UsuńCzapskiej nie znam, musisz zresztą wiedzieć, że jeszcze parę lat wstecz prawie nie czytałam polskich autorów (poza klasykami). Miałam wówczas nieco inne spojrzenie na to, co warto czytać. Uważałam, iż szkoda czasu na rzeczy nieznane w szerokim świecie i trzeba się skupić na tym, o czym piszą w historii literatury. Jakże dzisiaj jestem odległa od takich poglądów :)
Heh, to sie nazywa kino domowe!
OdpowiedzUsuńJak zwał tak zwał, grunt, że cieszy :)
Usuń'Serce to samotny myśliwy' - jedna z najbardziej wzruszających książek, jakie czytałam w młodości i do tego ten tytuł! Co za szlachetność, co za liryzm.
OdpowiedzUsuńTytuł funkcjonuje już jak odrębne powiedzenie, niezależne od książki :)
UsuńGratuluję nowego nabytku! Wygląda imponująco. Oby tylko się nie psuł. 30 tysięcy godzin pracy to niesamowicie dużo:-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zraziłaś się jedną nieciekawą książką i na jakiś czas odstawiłaś serię Nike. Mnie z tej serii rozczarowała "Księga niepokoju" - źle przetłumaczona, skrócona. Ale to był, o ile pamiętam, jedyny przypadek mojego niezadowolenia z tej serii.
"Serca..." jeszcze nie czytałam, ale na pewno sięgnę - tak ciekawie o nim napisałaś, do tego zachęcające słowa Ady i Agnieszki.
Och nie, to nie to, że nieciekawa, to po prostu za wysokie progi na moje nogi! Broch w końcu już jest uważany za klasyka - odnowiciel prozy XX wieku, jak o nim piszą na Wiki. Może padło na niewłaściwy moment... ale zrezygnowałam po 60 czy 80 stronach, co robię ekstremalnie rzadko :) Myślę jednak, że - jeśli dożyję starości - to wrócę do tego tytułu... zwłaszcza, że opowiada właśnie o ostatnich godzinach Wergilego, o jego akceptacji tego, co przynosi los. Pewnie więc ważna dla własnego pogodzenia się ze śmiercią...
UsuńWidzę, że czytasz Monikę Żeromską. No, z niepokoju cała drżę...;-) a mnie oczywiście zainteresowała Księga Sapieżyńska...
OdpowiedzUsuńMoniko, właśnie weszłam tu ponownie, by dać ogłoszenie duszpasterskie, głównie z myślą o Tobie: na allegro pojawił się tanio Wawel - katalog zabytków:
Usuńhttp://allegro.pl/cracoviana-wawel-katalog-zabytkow-sztuki-2tomy-i5046742982.html
Moniki dopiero 30 stron przeczytałam, bośmy sobie wieczorem urządziły seansik Różowej Pantery i czasu na czytanie zabrakło :) Za to jak mi się uda oderwać od laptopa, to resztę przedpołudnia spędzę nad książką. Rozłożył mnie na obie łopatki telegram niani do szczęśliwego ojca, że "dziecko dobrze spało, ale obudziło się całe brudne, jednak kupka była żółta i dobra" :)))
W drugim tomie Księgi Sapieżyńskiej są wspomnienia rozmaitych ludzi o kardynale. Cymesik!
Bardzo, bardzo Ci dziękuję:))) Wawel posiadam (kupiony, o dziwo w Warszawie;) i znalazłam też w antykwariacie w stolicy Księgę Sapieżyńską:) i nabyłam...Boże! Jak ja łatwo ulegam wpływom;) ale naprawdę bardzo, bardzo dziękuję za podpowiedź. Naprawdę, Ty i Ada macie dla mojej edukacji krakowskiej zasługi niezmierzone:)
OdpowiedzUsuńMoniko, zaczynam podejrzewać, że Twoje zbiory cracovianów nie są mniejsze od moich...
Usuń:)
To, że są większe od moich, to już rzecz dawno udowodniona... ale nic to. Kiedyś was dogonię :-)
UsuńNo to się teraz ubawiłam:)))
OdpowiedzUsuńNie ma się co chichrać! W końcu nie jest to niemożliwe :) choć oczywiście są tacy, co mają komplet Biblioteki Krakowskiej począwszy od 1897 roku, następnie komplet Rocznika Krakowskiego tudzież - uwaga - komplet PSB. Który zresztą ja bym też chętnie posiadała, jako dodatek do willi z ogrodem.
UsuńNie o mnie mowa;)
UsuńMyślałam, że nic mnie nie zaskoczy :D Szczęka mi opadła jak zobaczyłam ten ekran :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńGdybym miała wolny kawałek białej ściany, ekran byłby zbędny :)
Uwaga! Tanio (za pół ceny) bardzo ciekawie napisana monografia Pałacu pod Krzysztofory:
OdpowiedzUsuńhttp://allegro.pl/cracoviana-mieszkancy-palacu-pod-krzysztofory-i5049376977.html
Tyle że w miękkiej oprawie (nawet nie wiedziałam, że taka istnieje, normalnie występuje w przyrodzie z twardą lakierowaną okładką).
Dawno mnie nie było, ale znów się wszystko poplątało, tym razem tak na ostatecznie, pogrzebowo...
OdpowiedzUsuńWracam jednak do świata, jakoś się z tym wszystkim zmierzam, układam, staram się nie wracać niepotrzebnie do przeszłości, by zabliźnionych ran nie drapać...
Mam nadzieję, żeś już zdrowa? Mnie męczyło zapalenie ucha, w życiu czegoś podobnego nie miałam!
Podziwiam nowy nabytek, to dopiero jest seans!
A Spacerownikami już mię kusisz... Swego czasu zanabyłam po Łodzi żydowskiej, z zamiarem odbycia rzeczonych spacerów łącznie z obfotografowaniem i opisaniem, ot, tak dla siebie. No i wciąż czeka na sprzyjające okoliczności.
serdeczności moc
Straszne rzeczy piszesz :( a i zapalenie ucha to nie przelewki... mówił mi ktoś, że ból ucha jest gorszy od bólu zęba, co trudno sobie wyobrazić...
UsuńJa do pracy musiałam już wrócić, ale specjalnie ozdrowiałą się nie czuje, kaszel ciągle męczy, widać to gruźlica :)
No tak jakoś ten rok znów nietęgo rozpoczął się...
UsuńOby dalej było lepiej.
Ucho faktycznie boli paskudnie, mnie akurat może nie bolało mocniej, niż ząb, ale też w ten deseń - czyli coś w rodzaju ćmienia połączone z przeszywającym kłuciem. Plus totalna głuchota. Brr.
Ja też dołączyłam niedawno do tych kaszlących gruźliczo. I przeca byłam na antybiotyku!
Mój Ojczasty ma na to jedyne lekarstwo: liść geranium do ucha. I nie przekonasz, że są inne, może lepsze.
UsuńProjektor robi wrażenie, naprawdę. Niech Ci się dobrze ogląda! :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Ekran spełnia podwójną rolę - moja Córka ćwiczy na nim podnoszenie ciężarów :)
UsuńU mnie „Serce to samotny myśliwy” okazało się jedną z tych książek, które na świeżo może niespecjalnie zachwycają, ale utrwalają się jednak w pamięci bardzo pozytywnie. Dziś kojarzę ją jako jedną z tych najpiękniejszych, ale kiedy wróciłam do swoich wypowiedzi na jej temat sprzed pięciu lat, z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie rozpływałam się wtedy w zachwytach :) To swoją drogą fascynujące, jak zapamiętujemy przeczytane książki i jak to się potrafi zmieniać na przestrzeni lat. Od czego to zależy?
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Zastanawiam się, na ile ma na nasze zmieniające się opinie wpływ cudze zdanie, gdzieś tam wyczytane czy usłyszane, a na ile ciągle zmieniające się doświadczenie - i to życiowe i to czytelnicze.
Usuń