sobota, 28 marca 2015

Daria Doncowa - Mucha w samoliotie

Druga Doncowa w krótkim odstępie czasu, no ale trzeba było przecież spełnić obowiązek i przeczytać kolejną comiesięczną powieść o przygodach Wiłki, niegdyś sprzątaczki, potem korepetytorki z j. niemieckiego, a obecnie coraz bardziej wziętej autorki kryminałów.
Tym razem powieść mam w twardej okładce, większego formatu i z większą czcionką, a więc większy komfort czytania.
Takich bardziej luksusowych Doncowych już się trochę uzbierało:

Ostatnio myślałam o Wielkich Manewrach czyli próbie reorganizacji biblioteki, przywrócenia w niej porządku, jaki panował, gdy książek było dużo mniej... ale to chyba niemożliwe. Jestem święcie przekonana, że gdybym je pozdejmowała z półek i spróbowała zaprowadzić jakiś ordnung, w życiu nie udałoby mi się upchać ich z powrotem. Jeszcze tutaj, na regałach z ha ha 'salonu', to stoją równiutko i teoretycznie cóż to by była za trudność pozmieniać tylko ich ustawienie... ale praktycznie na reszcie półek to albo stoją w dwóch rzędach, albo część stoi, część leży... nie no, nie da się. Książki w miarę przybywania znajdują bardzo przypadkowe miejsce,a ja coraz mniej się w tym wszystkim orientuję.

Te niewesołe myśli, że przestałam ogarniać własną bibliotekę, wywołał fakt, iż korzystając z soboty (czyli możliwości sfotografowania w świetle dziennym książek przewidzianych do czytania na następny tydzień) przystąpiłam do akcji Podgórze. Jako że skończywszy przed obiadem Doncową zaczęłam z kolei jedno z tych podgórskich wydawnictw ostatnio szczęśliwie nabytych, pomyślałam, iż dobrze byłoby wyciągnąć z półek inne książki traktujące o tej dzielnicy Krakowa, zobaczyć, jak się sprawy mają. Cóż to była za mordęga (mało nie rozgotowałam risotta)! Nic nie pamiętałam, gdzie co jest! Znałam doskonale tytuły i okładki, a nie wiedziałam, gdzie je upchałam. Cracoviana, które kiedyś miałam wszystkie zgrupowane w jednym miejscu, porozłaziły się po całej chałupie i to po najdziwniejszych zakamarkach. Inżyniera Matecznego odkryłam za koszem z bielizną do prania. Przy okazji porobiłam różne inne odkrycia :) Na przykład pamiętacie, w styczniu pisałam o Wicie Stwoszu, pokazywałam, co mam na jego temat... i co? i znalazłam jeszcze jeden album o Ołtarzu Mariackim.
O tym, że pod tym koszem leży sto złotych, to nie wiem jeszcze czy powiem córce. Bo to na pewno jej, obok ma swój skarbiec :)

No, jednak tak się nie będziemy bawić!
Jedynym sposobem na rozwiązanie tej patowej sytuacji jest doprowadzenie do stanu idealnego katalogu książek. Stanem idealnym nazywam ten, w którym nie tylko jest opisane, gdzie każda książka stoi, ale jeszcze każda jest dokładnie otagowana, że to na przykład jest literatura islandzka, a to dotyczy właśnie Podgórza, a to jeszcze traktuje o Wicie Stwoszu. Klikam tylko w etykiety i już wszystko mi się wyświetla. I taki program katalogowy to ja mam... Tylko prowadzony pi razy drzwi.
Z drugiej strony w czasie wypełnionym uzupełnianiem katalogu można by niejedną książkę przeczytać, nie? Co robić, co tu robić?

No tośmy sobie weekendowo ponarzekali, powywnętrzali się, a teraz proszę bardzo, Doncowa. Oto zajawka z okładki:

Czyli tłumacząc z ruskiego na nasze - Wiłka ma zła passę. Pokłóciła się z mężem, jest porzekonana, że ten ma kochankę, więc uciekła z domu, zamieszkała u obcych ludzi podając się za krawcową (ach, ten opis, gdy szyje zasłony w domu nowobogackich, a zwłaszcza, gdy jej "szefowa" wyjaśnia gospodyni, że tak właśnie miało być, że wszystko jest zgodne z najnowszą modą i trendami). Na domiar złego nowa redaktorka z wydawnictwa MARKO, które publikuje jej kryminały, obsobaczyła ją z góry na dół, więc Wiłka jest przekonana, że nie ma już ani męża ani pracy. Ale nie w jej stylu jest załamywać ręce - zaraz znajduje sobie płatne zajęcie jako Snieguroczka czyli Śnieżynka, bo to akurat okres noworoczny jest. No i tu staje się niemal świadkiem zabicia Asi, u której produkowała się wraz z Dziadkiem Mrozem. Ha! Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu: wyśledzi zabójcę i napisze kolejny kryminał, znajdzie na niego innego wydawcę, zdobędzie prawie nagrodę Nobla, a niewierny Oleg będzie pełzał u jej stóp :)

Śledztwo toczy się przez prawie 400 stron, urozmaicone opisami przygód Wiłki (jak na przykład wiozła kota, który chwilowo, pod wpływem stresu, wyłysiał, ubranego w dziecinny kombinezon i zawieszonego w dziecięcym nosidełku na brzuchu, a naród w metrze, gdy kot wystawił z kaptura swój obłysiały pyszczek i trójkątne uszy, uznał, że cóż to za dziecko takie, widać ojciec po Czernobylu). Najbardziej przypadł mi jednak do gustu zegar, który mówi godzinę. To taka dziwna konstrukcja stała w kuchni u ludzi, u których zamieszkała Wiola - jakiś żelazny dysk, obok leżał młotek. Gospodarz zademonstrował jej działanie zegara bez wskazówek: wystarczyło uderzyć mocno młotkiem w dysk, by natychmiast usłyszeć głos (sąsiada zza ściany) - Jedenasta dwanaście, a tu takie hałasy, całkiem powariowali! Ja też mam taki zegar, który mówi, ale tylko o pełnych godzinach - słychać bicie od sąsiadki z góry :)

To trzynasty tom cyklu "Wiola Tarakanowa w świecie przestępczych namiętności":
Straszne to głupoty, ale nie macie pojęcia, jaką przyjemność sprawia mi ich czytanie po rosyjsku i robienie odkryć w rodzaju tego, że 'ziat' to nie jest zięć tylko szwagier :)

Początek:
i koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2005, 380 stron
Tytuł oryginalny: Муха в самолёте
Z własnej półki (kupiona na allegro od pana Wiktora 17 czerwca 2011 roku za 8 zł)
Przeczytałam 28 marca 2015 roku


Nawiasem mówiąc, zawsze jak mam tu podać tytuł oryginalny, to wchodzę na hasło Doncowa na ciotce Wiki, przerzucam się na stronę rosyjską i kopiuję. Dziś wchodzę, a tam pojawił się przy Doncowej nowy język - Vepsän kel’. Myślicie, że to może być lapoński?

Poszukałam. Niesamowite! Okazuje się, że jest to język wepski, używany przez około 3-8 tysięcy osób w Karelii.
Wyobrażacie to sobie?? 3-8 tysięcy użytkowników języka i ktoś spośród nich wstawia artykuły na Wiki!

5 komentarzy:

  1. Myślę, że powinnaś zatrudnić bibliotekarza ;-) Miałabyś więcej czasu na czytanie i mniej zgryzot... Wieczorem wydawałabyś dyspozycje na dzień następny, jakie książki przygotować i jakie filmy, oglądałabyś nowe nabytki, sprawdzała czy nowy katalog działa należycie, etc. I już! Czy to nie genialne rozwiązanie?!
    A poza tym ostrzegaj, wizja inż. Matecznego za koszem z bielizną będzie mi towarzyszyć przez jakiś czas :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jaki adres można wysyłać CV?

      Usuń
    2. No dobrze, dwóch bibliotekarzy :-) Przy tej ilości książek praca zmianowa będzie nieodzowna!

      Usuń
    3. Dziękuję, doceniam;)

      Usuń
    4. OK, jeszcze tylko zmienię nazwisko na Czartoryska albo coś koło tego i macie robotę jak w banku!

      A inż. Mateczny wcale się nie poniewierał, nie szlajał, o nie! stał sobie grzecznie i skromnie!

      Usuń