Dozując sobie lekturę wspomnień Moniki Żeromskiej, tym razem sięgnęłam po tom drugi, obejmujący lata okupacji i bezpośrednio powojenne. Jest to jedyny egzemplarz z 5-tomowej serii wspomnień, który posiadam na własność i myślę sobie, że muszę koniecznie podrzucić go Ojczastemu, zwłaszcza, że pojawia się tam i nasze rodzinne miasteczko :)
To, co tutaj poniżej widać, to jest OSTATNIA PÓŁKA POD SUFITEM! Źle się dzieje w państwie duńskim, albowiem tzw. Nowy i Ostatni Regał został już zapełniony.
No, jeszcze rozważam zagęszczenie środkowej najwyższej półki, gdzie leżą jakieś papierzyska zgarnięte z biurka, można je zmieścić na dwóch stosach zamiast na trzech i wtedy uwolni się troszeczkę miejsca... a co dalej? cholibka, chyba trzeba zawołać Ulubionego Stolarza, żeby dorobił ten wąski regalik w kuchni, przy biurku właśnie. Ajajaj.
Ach, pomyślę o tym... jutro :)
Tymczasem dziś rano w tramwaju skończyłam czytać Żeromską. Wczoraj wieczorem zostało mi dosłownie kilkanaście stron, ale zgasiłam światło, bo ja, wiecie, z tych melepet, co to jak nie pójdą spać o stałej porze (czyli o 23.00), to potem nie mogą zasnąć przez pół nocy co najmniej. Czasem, bardzo rzadko, pozwalam sobie na ignorancję zegarka - wyłącznie w weekendy - no bo niby co, mogę przecież pospać rano... ale to i tak grozi globusem, więc skórka nie warta wyprawki.
Tak więc chichotałam w tramwaju, ale na szczęście nie było specjalnego tłoku, koło mnie i za mną nikt nie siedział, toteż bez krępacji mogłam się oddać rozkoszowaniu poczuciem humoru i dowcipem panny Żeromskiej. No, właściwie to już wówczas rozwódki :)
Z okładki:
Wspomnienia Moniki Żeromskiej po prostu należy przeczytać, to jest lektura obowiązkowa (jak to się stało, że nigdy wcześniej się na nie nie natknęłam?). Można zatrzymać się na warstwie anegdotycznej, a można sobie przy okazji to i owo przemyśleć.
Ja zapraszam do lektury za pomocą anegdot właśnie.
Po powrocie do Warszawy w wrześniowego wychodźstwa wszyscy przerzucali się historiami z tego okresu. "My z Bronkiem, którzy uważaliśmy nasze historie wrześniowe za najstraszniejsze, nazywaliśmy te opowiadania piekłośmy przeszli, na słomieśmy spali."
Pani Zosia Tramontano słuchała po całych dniach obcych stacji radiowych i donosiła telefonicznie o ruchach na froncie etc. Oczywiście szyfrem, niby to donosząc o stanie swego zdrowia. Lewa noga była frontem wschodnim, a prawa wojną na Bałkanach. Któregoś dnia zadzwoniła z dziwną wiadomością, że coś jej się przydarzyła takiego, że żadne lekarz tego chyba nie wytłumaczy.
- No więc dobrze, powiem. Wyrosła mi trzecia noga.
Aktor Władysław Grabowski ciągle pił. Któregoś dnia wypadł zalany z knajpy na ulicę i wyrżnął bykiem prosto w brzuch przechodzącego oficera niemieckiego. Grzecznie uchylił kapelusza i powiedział, rozkładając ręce:
- À la guerre comme à la guerre.
Cudowne podejście do piesków odzwierciedla się w historyjce o tym, jak to ich Kiopek biegał po całym Starym Mieście. Panie Żeromskie często zachodziły do kawiarenki panny Moraczewskiej. I oto właścicielka czasem witała je słowami:
- Był tu Kiopek, pytał o panie, ale to już z godzinę temu.
Dowcip z okresu okupacji, gdy zwożono do Warszawy transporty rannych Niemców z frontu. Tłum Polaków przyglądał się temu z upodobaniem. Jakaś kobicina uspokaja wszystkich dookoła:
- Cicho, ludzie, cicho, nie hałasujcie, nie gadajcie.
Ktoś pyta:
- A cóż to pani taka dbała o nich, że mówić głośno nie daje?
- Ja nie dbała, ale jak taki hałas, to nie słychać, jak jęczą.
Ukochana ciotka Aniela, która donosi z Krakowa, że ma wspaniała posadę babci klozetowej w Sukiennicach. Ma wokół siebie grono stałych bywalców, kwiat intelektu polskiego i śmietankę towarzyską, lada dzień oczekuje wizyty kardynała Sapiehy :)
Nawiasem mówiąc, Sapieha nie był wtedy jeszcze kardynałem, ale w anegdocie lepiej to brzmi niż tylko arcybiskup :)
Niesamowita opowieść o chłopie gdzieś z głębi Gór Świętokrzyskich, który już w 1945 roku przyszedł zapytać doktora, czy ma trzymać pieniądze czy zamienić je na coś innego i pokazał zawiniątko z przedwojennymi banknotami. Tłumaczą mu, że te pieniądze już dawno nieważne, że może zamienić pieniądze wojenne.
- Wojenne? Wojna? Nic o wojnie nie słyszeli, te pieniądze są dobre, chodziły tam u nich przez wszystkie ostatnie lata.
Naprawdę nie wiedzieli nic o Niemcach, o niczym. 'Może lepiej być ciemnym dzikim chłopem z głębi puszczy', pisze Żeromska.
Już po wojnie Żeromskie lokują nadwyżki finansowe w dolarach, które chowają za ramką fotografii dziadka Żeromskiego i zawiadamiają się w listach:
Dziadek ma się dobrze, nawet bardzo ostatnio utył, tak bardzo, że po prostu odstaje od ściany.
Albo:
Boję się trochę o dziadka, więc trzymam go w tapczanie.
:)))
O znajomych
Słonimski przyjechał z Londynu, gdzie zaraz po wojnie były kartki na żywność i jedno jajko w proszku na tydzień, tymczasem w Konstancinie drzwi się nie zamykały od bab przynoszących mleko, śmietanę, mięso. Słonimski mdlał prawie z wrażenia, gdy pani Żeromska pochylała się z troską nad pieskiem:
- Jakoś ta Piesiunia dziś bez apetytu, wbiję jej do mięsa dwa jajeczka, może zje.
Tuwim ulegał patetycznym i namiętnym scenom powitania. Wiedząc o tym, Słonimski zadzwonił do jego drzwi i natychmiast zapytał grzecznie:
- Przepraszam, czy można skorzystać z ubikacji?
Jerzy Zawieyski miał swój wieczór autorski w Sopocie. Słuchacze wygodnie pousiadali w fotelach w salce klubu, a on sam przy stoliku zabrał się za czytanie najnowszej sztuki. W pewnym momencie zgasło światło. To się często zdarzało, przyniesiono więc jakąś świecę i Zawieyski czytał dalej przy jej nikłym ogniku. Nagle elektrownia znów włączyła prąd. "Straszny był widok śpiących słuchaczy, bez wyjątku wszystkich, wygodnie poukładanych dokoła autora."
Odbudowywano przedwojenny stan posiadania.
Pan Unger, właściciel kawiarni "Kopciuszek", mówił z zachwytem:
- Ten Tuwim, co on ma już za bibliotekę, co on ma za książki, same białe króliki.
Znów było zabronione słuchanie radia... a przynajmniej niektórych stacji...
W Zakopanem Monika Żeromska siedziała w "Halamie" przy kolacji, gdy wpadło małe dziecko jakiegoś bardzo ważnego dostojnika i krzyknęło:
- Tata, bum bum bum bum! Tu mówi blondyn! Prędko, bo nie zdążysz!
Wielbiciel Moniki podczas kuracji w Karlovych Varach, przystojny lekarz z Moraw, spytał ją, gdy wracała do sanatorium:
- Skąd pani wraca, z wichodka? Milo bylo?
Okazało się, że vichodek to po czesku spacer :)
I wreszcie umarł Stalin.
Już nie mogę się doczekać, co będzie dalej!
Początek:
i koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa 2007, wyd. IV, 387 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 5 marca 2015 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Ha! Ja byłam skłonna dać za Krallową 5 zł, Beznadziejnie Zacofany w Lekturze twierdził, że trzeba minimum 10 zł, stanęło krakowskim targiem na 7 zł z odbiorem osobistym. Odbyłam przy tej okazji wycieczkę krajoznawczą na Prądnik Biały i przypomniałam sobie, że to tam gdzieś, w którymś z tych 4-piętrowych bloków mieszka Julian Zinkow, autor dziesiątków przewodników, któremu wypadałoby poświęcić kiedyś osobny post...
Ja zamowilam sobie dwa pierwsze tomy tych wspomine i jak czytam fragmenty zamieszczone przez Ciebie, to juz nie moge sie doczekac, no ale poki co ksiazkiw Polsce u rodzicow, to jeszcze troszke poczekam:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJa tylko mam nadzieję, że pozostałe tomy będą równie pasjonujące :)
UsuńNa okładce podano błędna informację, która sugeruje, że matka Moniki Żeromskiej była żoną pisarza, co jest nieprawdą bo nigdy nią nie była. Żeromski nie miał rozwodu z Oktawią, która go przeżyła, tak że jakby nie patrzeć matka Moniki była konkubiną Żeromskiego.
OdpowiedzUsuńNo tak, ale pani Anna zawsze była traktowana jako wdowa po Żeromskim i tak hołubiona, zresztą sam pisarz jakby nakazywał takie jej traktowanie w testamencie. Nazwijmy to tak - była towarzyszką życia pisarza :)
UsuńW każdym razie robiła wszystko by za taką ją uważano, przecież nawet używała nazwiska Żeromskiego i nie dziwię się, zapewne nie była do końca uszczęśliwiona swoim statusem społecznym a i dzisiaj konkubina występuje co najwyżej w kronikach kryminalnych bo w towarzyskich staje się partnerką :-). Tak czy owak z tą towarzyszką życia pisarza bym nie przesadzał, bo jakby nie patrzeć i tak dłużej chyba była nią Oktawia :-).
UsuńJako wdowa po Żeromskim dostała rentę po wojnie i to ponoć bardzo wysoką. Córka pisze jednak, że "ponieważ była zbyt wysoka, by płacił ją ZUS", została wpisana na listę płac w Czytelniku czy gdzieś tam, że pracuje w korekcie szczotkowej. Z czego były żarty, że niby jako sprzątaczka. Wygląda jednak na to, że oficjalnie się jej renty jako wdowie przyznać nie dało... a córka podała nieco inny powód :)
UsuńJa tam Monice się nie dziwię :-) wiadomo, że do tego typu wspomnień należy podchodzić z rezerwą i brać poprawkę na brązowniczy zapał :-)
UsuńZachęcona wypożyczyłam sobie pierwszy tom z biblioteki i właśnie zaczynam :)
OdpowiedzUsuńTo Cię czeka prawdziwa uczta! Z malutką poprawką na czołobitny wręcz stosunek autorki do rodziców :)
UsuńZachęcasz, zachęcasz a wspomnienia czekają na półce....
OdpowiedzUsuńA co do biblioteczki.. przydałaby Ci się możliwość jednak powiększenia tego mieszkania.....chyba, że .......przestaniesz ją powiększać...ha,ha...
Właśnie, ha ha ha - akurat się umiem powstrzymać! Co do powiększenia mieszkania - snułam kiedyś plany przejęcia mieszkania od sąsiadki, ba! nawet sobie rozrysowałam plan przebudowy... tylko jakoś kasy brak na spłacenie obecnej właścicielki :)
UsuńJak sąsiadka jest starsza i nie ma rodziny to opieka za zapis....będziesz miała babcię....
UsuńSąsiadka jest starsza... ode mnie - ale sto razy bardziej żwawa :) i sama opiekuje się staruszkami zawodowo :) a na mieszkanie czyhają córka i wnuczka - tak że nic z tego. Helas!
UsuńNo ja mówiłam, że to trochę hagiografia;) Wiesz, najbardziej specyficzny jest ostatni tom. Przy całej mojej bezkrytyczności i ukochaniu tych wspomnień, mam świadomość, że tom piąty może znudzić kogoś, kto do Moniki Żeromskiej ma mniej emocjonalny stosunek niż ja;)
OdpowiedzUsuńPażiwiom uwidim
Usuń:)
A jak tam pobyt w Krakowie, Moniko, się udał? Gdzie byłaś, co widziałaś?
Wyjazd był...hmm...specyficzny. Z Warszawy wyjechałam już podziębiona, no i drugiego dnia w Krakowie niemal zemdlałam w tramwaju. No cóż. Na moją miłość do Krakowa to nie wpłynęło ujemnie;) Troszkę jednak udało mi się pospacerować. Podgórze, spacer wzdłuż Wisły, SALWATOR!!! (wraz z cmentarzem), cmentarz Rakowicki. No i ulica Retoryka (wielbię Talowskiego, cmentarz Rakowicki bez odwiedzenia jego grobu- wyjazd nieważny;). No i bardzo ważne, zaopatrzyłam się w książki Rogóża i Kozioła. Bardzo, bardzo się cieszę z tych zakupów. A teraz już czekam na maj- tydzień w Krakowie:) Ach! Żebym jeszcze umiała opisać to tak jak Ada:)))
OdpowiedzUsuńOj, to przykro niezmiernie, że akurat na Kraków przypadło choróbsko. Jednak dzielnie je przemogłaś (NIEMAL zemdlałaś, całe szczęście, że tylko niemal, bo wiesz, potem inni pasażerowie by sarkali, że przyjeżdżają z tej Warszawy mdleć, a biedni ludzie zamiast spieszyć do pracy to muszą czekać na przyjazd karetki :) no dobra, aż tak źle nie jest) i zobaczyłaś to i owo. A czy Ty znasz kamienicę Talowskiego przy Karmelickiej? Gdzie kupiłaś książki?
UsuńWiesz, ja śmiało mogę mówić, że dokonałam czynu heroicznego. Utrzymałam resztki świadomości w tramwaju, bo już uszami duszy słyszałam to, co wyraziłaś w bardzo łaskawej formie. Bo pewnie brzmiałoby to tak: przyjeżdżają z tej Warszawy pijane, piją w Krakowie i tracą świadomość w komunikacji miejskiej, podczas gdy ciężko pracujący mieszkańcy...może nawet jeszcze by dodali, że piją w towarzystwie tych uroczych, kulturalnych, doskonale i w pełni ubranych Anglików, których tylu i ja sama widziałam na ulicach miasta;) no na szczęście zwalczyłam słabość w porę. Mówimy o Kamienicy pod Pająkiem? To znam:) Młodszą pannę kupiłam w Księgarni Akademickiej na św. Anny (przemiły pan trzymał dla mnie tę książkę przez kilkanaście dni, bo były tylko 2 egz.i niestety tylko to!). A Krakowskie 4 pory roku, Alfabet krakowski i przewodnik po Podgórzu kupiłam na Podwalu w GKN.
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńPanowie w Księgarni Akademickiej istotnie bardzo mili :) ostatnio oglądałam tam coś o przyrodzie Krakowa, ale z bólem serca odłożyłam na miejsce - 120 czy 130 zet, niestety. I duże rozmiary, no gdzież ja to upchnę.
A Księgarnia Naukowa na Podwalu to - nie wiem, jak się to dzieje - ale właściwie NIGDY tam nie chodzę, w przeciwieństwie do filii językowej obok, z działem papierniczym, gdzie tradycyjnie kupuję kalendarze i ciągle latam po kartki okolicznościowe, a czasem sobie po prostu skracam tamtędy drogę - ma drugie wyjście na Krupnicza :)
A już myślałam, że Cię namówię na spacer po Piasku - a tu okazuje się, że najwyraźniej znasz. To i pewnie Łobzowską z jej Domem Plastyków, Jasnym Domem Zawieyskiego etc.?
Wobec tego na maj zalecam KONIECZNIE Sarnie Uroczysko!
Łoo matko!!! Nic nie wiem o Łobzowskiej (poza tym, że był tam antykwariat, w którym pracował Zechenter, którego wspomnienia bardzo lubię:). I co to jest Sarnie Uroczysko??? Nigdy o tym nie słyszałam. I jeśli jeszcze mogę mieć prośbę...czy byłabyś tak miła i napisała, czy znasz i czy polecasz 3 tomy wspomnień Henryka Voglera (bo dobrze mniemam, że to krakowskie klimaty?), to byłabym BARDZO wdzięczna:)))
OdpowiedzUsuńKurka wodna, opisałam się i zeżarło! No nic, spróbuję odtworzyć. Więc tak.
UsuńŁobzowska. Cała do przejścia od początku do końca, bo to i antykwariat, który stoi dokładnie naprzeciwko Domu Plastyków (a historię niemieckiego 'zajazdu' na tenże znasz z Zechentera) i dom Asnyka, który niegdyś stał nad Rudawą tamtędy płynącą i podstacja elektryczna z maszkaronem i kościół i klasztor Zmartwychwstańców i wspomniany dom własny Zawieyskiego i lecznica, w której zmarł Wyspiański i posiadłości karmelitanek bosych na terenie dawnego ogrodu Kremerowskiego (a przecież Kremerówna z domu była Radczyni Domańska) i trumna profesorska...
Ha! Masz teraz czego szukać :)
Trochę znajdziesz w tej kategorii:
http://www.photoblog.pl/przewodnikpokrakowie/archiwum/kategoria/424/piasek-i-garbary#strona-1
Sarnie Uroczysko natomiast to ulica na Woli Justowskiej. gdzie mieszkał prof. Estreicher,a gdzie teraz jest muzeum
http://www.photoblog.pl/przewodnikpokrakowie/37494152
Tutaj też kategoria
http://www.photoblog.pl/przewodnikpokrakowie/archiwum/kategoria/479841/wola-justowska
Zaś za Voglera to ja Ci jestem wdzięczna, bo właśnie dumałam, co będę czytać następnego z cracovianów, gdy skończę Kozioła aktualnie przerabianego - i już wiem! Tego Voglera to całkiem niedawno sobie uzupełniłam, bo miałam tylko jeden tom. Myślę, że będzie świetny.
Jesteś wspaniała! Dziękuję bardzo:))) muszę sobie w takim razie odświeżyć Zechentera, a Voglera kupuję:)
OdpowiedzUsuń