Zdążyłam już zapomnieć, co mnie skłoniło do sięgnięcia po Spokojnego Amerykanina. Może denerwuje troszkę fakt, że na półce, gdzie stoi, sporo nietkniętych rzeczy i trzeba by je w końcu ruszyć.
To na tym nielubianym regale, zapchanym kompletnie bez żadnego pomyślunku najrozmaitszymi książkami, tak od Sasa do lasa.
Graham Greene to jeden z tych autorów, co to znam ich niby doskonale i to od czasów dzieciństwa. Wyrastałam wśród nich, nazwiska i tytuły mi się opatrzyły, a w gruncie rzeczy wcale ich nie znam. Jest takich paru :) Trzeba się dopiero nad nimi zastanowić, żeby stwierdzić, że - rany boskie - ja ich przecież nic nie czytałam, znamy się jeno z widzenia. I tak w domu było Sedno sprawy i Trąd i może coś jeszcze, nie za dużo, bo wszak Greene ma etykietkę pisarza katolickiego, a mój Ojczasty jest na bakier z Kościołem.
Ale ale. Zajrzałam w tej chwili do ciotki Wiki i przejrzałam spis tytułów - muszę odszczekać, co powiedziałam! Mam jeszcze dwie książki Greene'a, które o dziwo czytałam! Są to: Podróże z moją ciotką i Doktor Fischer z Genewy, ale o czym jest ta druga, to nie pytajcie, kompletnie nie pamiętam.
Na okładce wypisano te książki, które wyszły w Polsce do 1966 roku:
Inne tego autora:
I tu kojarzę tytuł Nasz człowiek w Hawanie i oczywiście Trzeci człowiek, ale to przed skojarzenie filmowe :)
Sytuacja wygląda więc tak, że - ponieważ mam święty zamiar przeczytać przed śmiercią wszystkie SWOJE książki (i tak mi dopomóż Bóg) - to niewątpliwie w bliższej lub dalszej przyszłości zabiorę się za Sedno sprawy, ale być może, być może udam się również do biblioteki po te dwie wyżej wymienione.
A' propos biblioteki - mała dygresyjka. Użyję tu anglicyzmu - zrealizowałam, że w przyszłym tygodniu oglądam film Piątka z ulicy Barskiej i że ma on przecież pierwowzór literacki, więc trzeba najpierw przeczytać. Co ja się naszukałam. Już myślałam, że będę musiała kupić na allegro, ale kiedy to przyjdzie, nie zdążę. W końcu jest - w bibliotece przy al. Daszyńskiego. Zadzwoniłam, poprosiłam o odłożenie, udałam się (oczywiście z przygodami, bo była to filia nr 13, a ja jakoś tak durnie sobie zakonotowałam, że adres Daszyńskiego 13 i latałam wokół tego bloku szukając jak pokopana) i mam. Będę czytać, ranyściewy, już się boję :)
Ale na tym nie koniec odysei bibliotecznej, bo poszukałam też Pamiątki z Celulozy, do filmu za 3 tygodnie (doprawdy moje systematyczne oglądanie wymusza cały gryplan) - ta okazała się dostępną na Rajskiej, ale tak jak to kiedyś bywało, do niej doczepiły się trzy inne książki:
Zważywszy, że czekają jeszcze trzy Żeromskie i jeden Niziurski, to poczułam się całkiem jak mówi piosenka - seems like old times - ach, śpiewa ją Diane Keaton w jednym z ukochanych filmów (Annie Hall) - kiedy to ciągle kursowałam ze stosami z i do bibliotek.
A teraz po tych wszystkich porannoniedzielnych dywagacjach przejdźmy do tzw. ad remu :)
Więc najpierw - otwieram książkę i cóż widzę:
Ja pierdykam! Koloniście (czyli z założenia uczniowi podstawówki) ofiarowano taką nagrodę! Jakiś niezły tuman poszedł do księgarni i wziął, co było :) Tuman ten pracował najwyraźniej w Miejskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej w Krakowie i tu jednak kolejna dygresja - jedna z tych dwóch książek, które mam jeszcze odebrać, to właśnie rzecz o energetyce krakowskiej :) jaki ten świat mały!
Czemu się tak bulwersuję? Bo rzecz to absolutnie nie przystająca do dziecięcych/młodzieżowych lektur, kompletnie od czapy. Pomijam, że mowa głównie o samczej rywalizacji o kobietę :) ale to przede wszystkim powieść psychologiczna, po prostu za trudna dla młodego czytelnika.
Rzecz dzieje się w Wietnamie podczas wojny indochińskiej. Główny bohater, alter ego pisarza (?), Thomas Fowler, to brytyjski dziennikarz, dla którego praca w Indochinach stworzyła możliwość dogodnej ucieczki od nudnego życia w Anglii, od niekochanej żony. Kolonialny sposób życia w Sajgonie, młodziutka Phuong i przygotowywane przez nią fajki opium sprzyjają wyciszeniu, zwłaszcza wobec przyjęcia naczelnej zasady nieangażowania się (Fowler nie pozwala sobie na własne zdanie, jest reporterem i ma tylko obiektywnie relacjonować wydarzenia). Jednak pewnego dnia na sajgońskim horyzoncie pojawia się Pyle, członek amerykańskiej misji dyplomatycznej, który z czasem stanie się przyczyną śmierci kilkudziesięciu osób. Tu już Fowler, odkrywszy, że Amerykanin nie do końca jest tym, za kogo się podaje i jest uwikłany w sekretne amerykańskie manewry, musi wyjść ze swego wygodnego kokonu, tym bardziej, że Pyle zakochuje się w jego dziewczynie, a ma jej do zaoferowania coś bardzo cennego - małżeństwo, czego żonaty z katoliczką Fowler nie może przebić. Anglik będzie musiał podjąć decyzję, czy się wreszcie zaangażować... Na ile ta decyzja będzie zależeć od moralnych wątpliwości, a na ile od nieskrywanej rywalizacji o dziewczynę,a więc osobistych powodów i jak głęboki ślad pozostawi cała ta sprawa w psychice bohatera -
To pasjonująca opowieść na kilku płaszczyznach, bo i romans i powieść szpiegowska, ale też historyczny już dziś opis początków amerykańskiej interwencji w Wietnamie. Jednocześnie świetnie oddaje różnice kulturowe między Wschodem a Zachodem. Trzyma w napięciu do końca i niewątpliwie zachęca do sięgnięcia po inne pozycje tego autora.
Początek:
i koniec:
Wyd. Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1966, wyd.II, 221 stron
Tytuł oryginalny: The Quiet American
Przełożył: Jacek Woźniakowski
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 15 stycznia 1986 roku)
Przeczytałam 13 marca 2015 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Tu już nie ma co jojczyć i narzekać, że niby nie kupuję, a jednak dałam się skusić etc. Trzeba przyjąć na klatę rzeczywistość - kupuję i będę kupować, choćbym miała wszędzie porobić podwójne rzędy.
Więc allegro.
W Króliczej Jamie wzięłam cztery pozycje i długo się zbierałam do drogi na Prądnik Czerwony, żeby je odebrać, aż wreszcie przyszło straszne wietrzysko i ogólnie paskudna pogoda i wtedy już naprawdę musiałam pojechać, bo wstyd zwlekać :)
Album pamiątkowy liceum im. Jana III Sobieskiego, strasznie wielki i ciężki:
Potem to. Zabrakło obwoluty (jeśli ją kiedykolwiek miało, ale pewnie tak):
Grubaśne tomiszcze. Cóż to jest?
Ano:
Potem, za całe 5 zł, uzupełnienie serii cracovianów dużych:
I wreszcie coś na przyczepkę:
Tego samego dnia poszłam odebrać - również z allegro - kolejną monografię uniwersytecką:
Wyjątkowo nie zaopatrzyłam się w nią w Księgarni Uniwersyteckiej, bo schytrzyłam się na 3 zł :)
I - ciągle w ten sam czwartek - udałam się na Zlot Czarownic czyli spotkanie przyjaciółek na mieście. Przedtem chciałam kupić kartkę imieninową dla wuja Józefa, a po kartki zawsze chodzę do Głównej Księgarni Naukowej - filii językowej, gdzie istnieje dział papierniczy. Kartkę wybrałam, po czym patrzę, że do spotkania zostało jeszcze 20 minut - a, to luknę na czeską półkę. A tu się okazuje, że poszerzyli asortyment, z jednej półki zrobiły się dwie i co ja widzę:
Taki cymesik! Idiomy, których nie znajdę w swoim na razie małym słowniczku! I to w zachęcającej cenie 72 zł. Sami przyznacie, że jak na słownik, nie jest to dużo. Nawiasem mówiąc, pojawiły się też zwykłe słowniki, w obie strony, po mniej więcej 180 zł!
Więc MUSIAŁAM tę frazeologię wziąć! Cały wieczór razem z córką studiowałyśmy różne ciekawe zwroty :) i dzięki temu wiem już, jak powiedzieć Czechowi, że ma gila pod nosem (gdyby sam nie zauważył).
(Inna sprawa, że savoir-vivre zabrania robienia takich uwag)
I taki był plon czwartkowy. Jeden (nie)zwykły dzień z życia biurwy - miałam wolne za sobotę :)
No właśnie, a' propos soboty - "zorganizowałam " sobie wówczas jeszcze jeden, skromny, słownik:
I nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w tym miesiącu! Albowiem na odbiór osobisty czekają kolejne dwa cracoviana. Ale to dopiero we wtorek.
Mam trzy Greeny, ale akurat tego nie, muszę nadrobić...widziałam na allegro..... a sama jestem akurat po ponownym przeczytaniu "Trądu", ale pisać mi się totalnie nie chce......
OdpowiedzUsuń"Pamiątka z Celulozy" jako film mi się kołacze w głowie..a to skuli Nowaka, który grał Szczęsnego, ale może i książkę czytałam, ale jak to wszystko spamiętać.....
Uwaga, nie mylić z Julien Greenem :) ale po "Trądzie" wiem, że mówisz o tym właściwym :)
UsuńWłaśnie, jak to spamiętać. Po części ten blog ma służyć mojemu pamiętaniu, ale ileż razy już mnie zaskoczył, wyświetlając pewne tytuły, co do których przysięgłabym, że ich nie znam :)
Tamtej Pani nie znam kompletnie, tylko wiem, że takie nazwisko jest w literaturze....
UsuńSzkoda, że takiego bloga nie można było prowadzić tak na oko około 45 lat temu...gdyby wtedy zaczęła no to miałabym przegląd swojego czytelnictwa .....
Ciekawe jak Ci ten Murakami przypadnie do gustu, też go mam, bo wygrałam, ale jeszcze po niego nie sięgam.....obawiam się, że nie trafi do mnie....
Usuń45 lat temu to pozostawał jedynie... zeszycik, taki jak pani w szkole kazała prowadzić z lekturami :) szkoda, że mi się nie zachowały... a kiedyś czytałam na którymś blogu, że jego właścicielka ma właśnie kilkanaście takich zeszytów, w których notuje wrażenia...
UsuńTrochę się boję tej fantastyki, o której piszą na okładce. I żal mi, że akcja przenosi się do Finlandii, bo w końcu chcę tych orientalnych klimatów :) ale z drugiej strony, jak często czytam książki umiejscowione w Finlandii?
No właśnie...przypominam sobie, ale to były t.zw. zeszyty lektur, ależ mi przypomniałaś aż mi przed oczami stanęły, z rysunkami nawet się tam wpisy robiło.....
UsuńFinlandia ciekawy kraj......a ja mam jakąś książkę też nieczytaną o Finie, który emigrował do Ameryki, ale chyba w okresie międzywojennym....
Mam dwa "Murakamy" i ciekawe jakie będą....
Trochę porównują Murakamiego do Coelho, no ale jak mu dadzą wreszcie Nobla, to będzie usankcjonowany jako wielki pisarz hi hi.
UsuńCoelho jakoś nie czytałam, a Murakami może faktycznie doczeka się Nobla, ale ta nagroda jak wiele innych chyba się też już zdewaluowała, bo tam też jest koniunkturalizm stosowany....
UsuńA ja raz sięgnęłam po Coelho. Było to coś o tytule już kiczowatym... "Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam" czy coś w tym guście. Prawie bym płakała czytając to :)
UsuńJest też ekranizacja "Spokojnego Amerykanina" ale książka wydaje mi się lepsza - bardziej widoczna jest w niej ta wielopłaszczyznowość i niejednoznaczność. Dobre jest też "Sedno sprawy".
OdpowiedzUsuńA propos "Piątki z..." - podobnie zrobiłem z "Pokoleniem"; najpierw film potem literacki pierwowzór. Masakra...!
Tak, doczytałam potem, że są nawet dwie ekranizacje, a Michael Caine za rolę w tej drugiej, nowszej, z 2002 roku, dostał Oscara. Ponoć znakomicie wniknął w psychikę swego bohatera.
UsuńNiestety zdobycie filmów innych niż rosyjskie jest dla mnie dość trudne, zwłaszcza starszych. Czasem się trafiają różne perełki, ostatnio parę Hitchcocków.
Straszysz mnie tym "Pokoleniem", to już niedługo :)
Chyba nie jesteś aż tak strachliwa :-) Ja zbieram się za to do "Pamiątki z Celulozy" i zebrać się jakoś nie mogę gdy pomyślę sobie, że w tym samym czasie mógłbym przeczytać jakąś porządną książkę.
Usuń"Pamiątka z Celulozy" za 3 tygodnie będzie w robocie... ale przeraziła mnie jej objętość. No ale trzeba zapoznać się z polską literaturą, prawdaż.
UsuńPrawdaż, prawdaż - tyle, że socrealizm to "wypadek przy pracy" a nie literatura w całym tego słowa znaczeniu.
UsuńMam na myśli historię polskiej literatury, do której książka Newerly'ego - jak by nie patrzeć - weszła. Zresztą bardzo lubię "Chłopców z Salskich Stepów". I ktoś mi tak zachwalał - chyba Ada - "Wzgórze błękitnego snu", że kupiłam.
UsuńJesteś kolejną osobą, która zachwyca się "Chłopcem...", jakiś czas temu przypomniałem go sobie ale ciągle pozostaje dla mnie zagadką co tam jest takiego interesującego :-) Oczywiście, że socrealizm jest częścią literatury ale wiadomo, że to była "ślepa uliczka" na dodatek wstydliwa.
UsuńJak zwykle Twoje cracoviana wywołuję we mnie żądzę natychmiastowego ich posiadania. Tymczasem dotarł do mnie Vogler i już czuję, że będzie dobrze;) bo ja to tym Krakowie tak bym chciała wszystko mieć i wszystko przeczytać, ale jak przychodzi co do czego, to wybieram wspomnienia...
OdpowiedzUsuńCi Karmelici to wielka cegła na temat kościołów i klasztorów w całej Polsce, ja ograniczę lekturę do Krakowa, oczywiście. A "Pałac Pusłowskich" nęci, bo Chwalba ma dar lekkiego, ciekawego pisania. Wstrzymam się jednak, bo postanowiłam przeczytać te wszystkie monografie - gdy edycja serii zostanie zakończona - w kolejności chronologicznej powstawania budynków.
UsuńVogler w planie :)
Marzę o posiadaniu Okupacyjnego Krakowa Chwalby. Ale na Allegro ceny poza moimi możliwościami.
UsuńTeż tego nie mam. Zanim się zorientowałam, ceny poszły w górę niemożebnie. Było to w okolicach następującego wydarzenia: Muzeum Historyczne ogłosiło szeroko zakrojone szkolenia dla przewodników w Fabryce Schindlera. Chwalba był lekturą obowiązkową do egzaminu. Natychmiast wszystkie egzemplarze zniknęły :)
UsuńNo i wszystko jasne:) jest nawet teraz na Allegro, ale...chyba do końca miesiąca już bym musiała nie jeść...
UsuńMnie by to właściwie dobrze zrobiło... gdybym na głodówkę nie reagowała migreną ;)
UsuńNo to ja już nie mam żadnej wymówki. Bo i dobrze by mi zrobiło, i nie reaguję migreną, i miałabym wymarzoną książkę:)))
UsuńNo to wyskakuj z dwóch stówek :) ja jednak poczekam, aż pojawi się w starej wersji - Dzieje Krakowa, t.6/
UsuńTez na mnie czeka Green ale chyba wybiorę Podróże z moją Ciotką, bo mam ochotę na lżejszy kaliber na wiosnę. Ciekawa jestem co powiesz o tym Murakamim ;)
OdpowiedzUsuńSama bym chętnie do Podróży... wróciła, ale jak tak będę wracać, to nigdy tego czytania nie skończę :)
UsuńA Murakamiego sama jestem ciekawa. Czasy, gdy go czytałam (nie bardzo wiele, może z pięć) dawno minęły, zobaczymy, jak się dziś prezentuje.
hmm, nie oczekuj od Tsukuru zbyt wiele. Więcej napisze na ten temat jak już pokaże się Twoja notka o książce ;).
OdpowiedzUsuńNie nastawiam się na arcydzieło, ale chętnie wrócę do japońskich klimatów :)
UsuńGreene'a bardzo lubię, czytałam akurat Ciotkę i Sedno sprawy - dwie totalnie różne książki. Sedno sprawy bardzo polecam, zwłaszcza że masz na półce! Ja mam więcej na czytniku i po angielsku, na pewno niedługo znów coś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, więc dobre miałam przeczucia co do "Sedna sprawy" :)
UsuńUwielbiam Grahama Greena, którego zaczęłam czytać jeszcze w podstawówce. Pewnie dlatego nie zauważyłam, że on katolicki :-) Chociaż powinno mi dać do myślenia, że wszystkie egzemplarze na moje półce wydał PAX. Moja ukochana to jednak Nasz człowiek w Hawanie, chociaż Spokojny Amerykanin też bardzo mi się podobał. I Sedno sprawy.I podróże z moją ciotką :-) Wychodzi na to, że wszystko haha. Ale to może być też i sentyment nastolatki we mnie, muszę powtórzyć i zobaczyć jak teraz
OdpowiedzUsuńKasia, co za niespodzianka Cię tu widzieć, myślałam, żeś już całkiem z blogosfery wyparowała, odkąd piszesz :)
UsuńCzytam ulubione blogi, ale nie komentuję, bo przeważnie jak mam czas poczytać, to dzieje się to z komórki w trakcie przerwy na lunch. Życie mnie trochę przeciąga pod kilem, ale wrócą jeszcze czasy, kiedy będę miała więcej czasu na blogi. Pozdrawiam serdecznie
UsuńTo znaczy, że są pozytywy - masz pracę :)
UsuńPamiętam, że kiedyś czytałam Greene'a "Podróże z moją ciotką" i "Koniec romansu". Podróże..., wiadomo, przyjemnie się czytało.
OdpowiedzUsuńAle, bogowie, "Koniec romansu" był jednocześnie końcem mojego romansu z książkami Greene'a ;-) Przeczytałam, ale nie spieszy mi się, by do tego autora wracać.
Czytałam sto lat temu "Chłopca z salskich stepów", czy możliwe, że był szkolną lekturą? W każdym razie nie mam dobrych wspomnień. A znów Pamiątka z Celulozy to jedna z niewielu książek, które jednak wygrały z moją ówczesną pasją czytania ;-) Życzę powodzenia i wytrwałości... ale wiem, że Ty realizujesz Plan, więc niezależnie od poziomu trudności, tzn. znudzenia, książkę na pewno przeczytasz.
Jasne, ja mam PLAN :) Ale ta Celuloza gruba i drobnym drukiem... mam nadzieję, że mnie nie pokona :)
Usuń