poniedziałek, 20 lipca 2015

Jan Marcin Szancer - Teatr cudów

Zabrałam do pociągu dalszy ciąg wspomnień Szancera. Ve vlaku co prawda do niego nie zajrzałam, ale jakoś udało mi się na nim skoncentrować w weekend u rodziców i przeczytałam. Co odnotowuję jako duży sukces, bo mi czytanie ostatnio nie po drodze. A teraz myślę, co następne. I nie wiem.

Na skrzydełku podsumowano:

A na drugim fragment recenzji z Życia Warszawy:

Następne rozdziały już nie powstały...
Czyli wspomnienia urwały się z końcem lat sześćdziesiątych. A w 1973 ich autor zmarł. Żona przeżyła go o 35 lat. Na stronie Filmu Polskiego znalazłam informację o ich córce Małgorzacie, która ukończyła szkołę filmową w Łodzi i zdążyła jeszcze wystąpić w Panience z okienka, a potem cisza. I tak się zastanawiałam, co poszło nie tak, że zrezygnowała z kariery aktorskiej... a tymczasem Teatr cudów mi to wyjaśnił - wyszła za mąż za francuskiego literata i wyemigrowała.
Co poza tym we wspomnieniach? Wszystkiego po trochu, tak jak to wyliczono na skrzydełku. Interesujący rozdział o raczkowaniu telewizji, kiedy to wielkim nakładem sił przygotowywano program dla... kilku telewizorów na mieście :) Dużo wrażeń z podróży, te zawsze ciekawe, gdy o nich opowiadają artyści, obdarzeni przecież szczególną wrażliwością i specyficznym spojrzeniem.

Wstęp:
Początek:
Koniec:


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1972, wyd. II, 224 strony
Z własnej półki
Przeczytałam 19 lipca 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Zlikwidowałam kolejny punkt z listy allegro:
Ale nie na długo, bo okazało się, że w tym samym wydawnictwie (Zakamycze) wyszły też wspomnienia Stefana Grzybowskiego (dawno temu, w 1999 roku), więc trzeba je upolować.
Ten zakup przypłaciłam małym globusem, albowiem rano kupiłam, a po pracy pojechałam, z przesiadkami, odebrać - w ten zasmarkany upał! No ale zrobiłam interes, bo zapłaciłam 40 zł, a normalnie chodzi coś po 65... a życie przywróciło mi w domu smoothie.
Zdaje się nie wspominałam, że odkryłam w kredensie blender, pochodzący jeszcze z zakupów, czynionych obsesyjnie przez jedną moją ciocię za czasów PRL. Mój brat odziedziczył po niej mieszkanie (właściwie po babci, która zmarła wcześniej, ale ciocia miała tam dożywocie) i było sprzątania, że hej. No ale jakoś wtedy dostał się ten blender z kolei w zakamarki mojej kuchni i teraz przydaje się jak diabli, doceniam pożytki płynące ze smoothies i produkuję je codziennie, też właściwie obsesyjnie :) Mam nadzieję, że dieta, która mnie czeka po operacji, dopuszcza takie cymesy :)


OGLĄDAM...
Jeden film raptem, ale za to dobry.
BIAŁY BALONIK (Badkonake sefid), irańskiego reżysera Jafara Panahi, z 1995 roku.
Historia o tym, jak pewna mała dziewczynka zapragnęła złotej rybki na Nowy Rok i jak pokonała - z pomocą wielu ludzi - rozmaite trudności, by tę rybkę zdobyć. Urocze. A praca reżysera z małą aktorką genialna.
Na YT w całości z angielskimi napisami; w takiej właśnie wersji oglądałam, na szczęście język jest prosty :)

Polecam!

6 komentarzy:

  1. Muszę zdobyć, uwielbiam Szancera, wychowałam się na jego ilustracjach.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie na półce pierwszy tom, nawet nie wiedziałam że jest drugi. mam nadzieję, że też doczeka się wznowienia. Do Szancera mam wielki sentyment, każda bajka z jego ilustracjami była dla mnie w dzieciństwie pełna prawdziwej magii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wiedziałam, czytając tom pierwszy, dopiero mnie Monika uświadomiła. Egzemplarz pobiblioteczny nabyłam na allegro.

      Usuń
  3. wychowałam się na bajkach z ilustracjami szancera dlatego zawsze będzie on dla mnie kimś wyjątkowym,właśnie przeczytałam jego"curriculum vitae"i przymierzam się do"teatru cudów"-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam straszną ochotę znów przeczytać Pana Kleksa, tylko nie mam własnego :(

      Usuń