No i znowu - oddawałam do biblioteki Murakamiego, wzięłam Czubaszek. Zaczęło się na dobre. Ale nie będę się biła sama ze sobą, widać tak już musi być. Przynajmniej można na spacerek do tej biblioteki iść, nie to, co w zimie, gdzie nikt by mnie z domu nie wypędził poza destynacją praca i sklep. Jak to cudownie, że ta wiosna coraz bliżej. Im starsza jestem, tym bardziej mi jesień z zimą do spółki dokuczają.
A Czubaszek?
Mogłam sobie spokojnie darować :)
Połowa to wspominki różnych powiązanych z nią osób, druga połowa to przedruk Dzień dobry, jestem z kobry. Co zyskałam? Wiedzę, że Maria Czubaszek była w straszliwych szponach nałogu, a także tę, iż bywają osoby na tym świecie kompletnie nie zainteresowane sprawami materialnymi. Oraz że w wieku 75 lat ma się wszystkiego dość. To jeszcze mi trochę czasu zostało ;)
Początek:
Koniec:
Wyd. Czerwone i Czarne, Warszawa 2017, 303 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 8 marca 2019 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz