Zgarnęłam w osiedlowej bibliotece ze stolika ze świeżo oddanymi książkami, tak trochę z myślą zobaczymy, co to. Zobaczyłam i autor zwyciężył. Przyjmuję wszystkie jego koncepcje i teorie. Nadzwyczaj interesujące, choć traktujące jednak głównie o Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Chodzi o typowe dla tamtejszego krajobrazu ciągnące się dziesiątkami kilometrów suburbia, zabudowane domami jednorodzinnymi, których mieszkańcy codziennie rano dokonują exodusu, dojeżdżając nieraz setkę kilometrów do pracy.
Przyznam, że i ja byłam do tej pory nieco pod urokiem własnego domu z kawałkiem trawnika, tak jednoznacznie kojarzącego się z filmowym obrazem Ameryki, ale nie zdając sobie absolutnie sprawy, jakie ten typ zabudowy rozproszonej pociąga za sobą konsekwencje - dla miasta i dla mieszkańców. Dałam się zmanipulować :) i od dziś inaczej już na to patrzę.
Coraz bardziej (choćby po wcześniejszych lekturach Springera) interesują mnie problemy urbanistyki i zaczynam dojrzewać do ponownej wizyty - po ładnych paru latach - w bibliotece na Rajskiej, która ze względu na swą wielkość posiada, jak przypuszczam, więcej pozycji na ten temat.
Początek:
Koniec:
Wyd. Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2015, 507 stron
Tytuł oryginalny: Happy city. Transforming our lives through urban design
Przełożył: Tomasz Tesznar
Z biblioteki
Przeczytałam 3 marca 2019 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz